niedziela, 5 lipca 2015

58. Can you see it? It's a revolution.

- Przygotuj się na wojnę, Styles.- Warknęła.- Nie odpuścimy temu gnojowi.- Musiałem zamrugać parę razy, zanim wszystko do mnie dotarło. Cholera, skąd ona wie?! Czy Avan ją napadł, tak jak obiecywał?
- Hope, skąd wiesz?!- Zebrałem w sobie wszystkie siły, aby się do niej odezwać. Wiem, że ta dziewczyna szczerze mnie nienawidzi, za to co jej zrobiłem, ale teraz to nieważne.
- Co wiem?- Zdziwiła się.
- To nie wiesz?- Byłem bardziej zdezorientowany niż ona.
- Które z was, do cholery, wpadło na tak zajebisty pomysł, żeby rozpętać wojnę z Avanem?! Zdajecie sobie sprawę, że naraziliście setki stworzeń na śmierć?! Musimy ewakuować mieszkańców z wioski, a to rozpęta istne piekło! Wszyscy spanikują! Jak w ogóle...
- Na razie tylko ty panikujesz, Styles.- Przerwała mu Hope.- Chcesz zasłużyć na miano króla tego świata, a trzęsiesz dupą przed osobą, która zabiła wszystkie najbliższe ci osoby. Nigdy nie pomściłeś rodziców, siostry, ludzi...- Spojrzałem na Harry'ego, który został wbity w ziemię. Mrugał, jakby nie dowierzał, że słyszy to wszystko od Hopie.
- Kto ci o tym powiedział?
- Ktoś, kto nie okłamywał mnie na każdym możliwym kroku.- Wywróciła oczami.
- Nie robiłem tego!
- Nieważne.- Westchnęła.- Nie mamy czasu, żeby teraz się kłócić. Nie mamy pojęcia, kiedy Avan uderzy, ale nie poddamy się. Doskonale wiemy, że nie odpuści, dopóki nie wpadnę w jego łapy, dlatego zrobię to w odpowiednim momencie.
- Co?!- Krzyknąłem równocześnie ze Stylesem. Ręce zaczęły mi się trząść. Ona sobie chyba żartuje!
- Nie oddam mu ciebie!- Wrzasnął brunet.
- Nie jestem twoją własności i zrobię to, co uważam za słuszne. Mam dość tego, że każdy decyduje za mnie!- Również podniosła głos.- Ja tu rządzę i to wy słuchacie mnie! Jeżeli chcesz się kłócić, to idź, zamknij się w pokoju i przynajmniej nie przeszkadzaj!- Pokazała palcem na drzwi, ale Harry ani drgnął. Powoli zaczął docierać do mnie pewien fakt, który swoją drogą mnie przerażał. Moja mała księżniczka w końcu doszła do momentu, gdzie stała się świadoma tego, kim jest. Bałem się tego jak cholera, ale teraz jest mi to już obojętne. Ona i tak mnie nienawidzi, więc po prostu nie będę się wtrącał w jej życie. Wyobrażam sobie, jakie obrzydzenie musi czuć, kiedy mnie widzi; jak bardzo cierpi w mojej obecności.
- Tak myślałam.- Podniosła dłonie i przyłożyła dwa palce do skroni, rozmasowując je.- Mówiłeś, że ewakuujemy ludzi z wioski. Poinformuj wszystkich, zbierz wojsko, broń, cokolwiek. Wzmocnij mury zamku. W każdym razie, to ty wiesz, co masz zrobić.- Zwróciła się do Harry'ego.- Kto ci będzie potrzebny?
- Zayn i Liam, najlepiej sobie radzą w organizowaniu wojska.- Stwierdził.
- Świetnie. Zabieram Nialla, Louisa i Luke'a i idziemy do wioski. Przyprowadzimy mieszkańców.- Poinformowała, a potem spojrzała na mnie przelotnie i wyszła. Stałem chwilę bez ruchu, aż opamiętałem się i poszedłem za nią. Dogoniłem Hope już po kilku metrach, ale i tak trzymałem się trochę z dala, nie chcąc w żaden sposób się jej naprzykrzać. Jednak zostałem całkowicie w szoku, kiedy po pewnym czasie obróciła się do mnie.
- Niall, szybciej. Musimy zignorować to wszystko, przynajmniej na razie, żeby pomóc tym ludziom. Jest wojna i przede wszystkim powinniśmy stawiać bezpieczeństwo mieszkańców, a nie uda się to, jeżeli nie będziemy rozmawiać.
- To znaczy...- Zacząłem trochę zbyt entuzjastycznie, podchodząc do niej.
- To znaczy, że puki co muszę cię znosić.- Przerwała moją wcześniejszą wypowiedź, sprowadzając mnie tym samym na ziemię. No tak, przecież nigdy mi nie wybaczy. Nawet tego od niej nie oczekuję.
- Co chcesz dokładnie zrobić?- Odezwałem się po chwili ciszy.
- Nie wiem, chyba walczyć.
- Dlaczego?
- Za ludzi, którzy zginęli, za rodzinę Luke'a, za rodzinę Harry'ego, za nich wszystkich.- Odpowiedziała, jakby nad czymś się zastanawiała. Cholera, chciałbym wykrzyczeć jej, że musiałem zabić Elizabeth; że nie miałem wyboru,; że ona sama mi na to pozwoliła. Brzmi idiotycznie...
- Przepraszam...
- Po prostu o tym nie mów, okay?!- Podniosła głos ze zdenerwowania, jednak w jej oczach natychmiastowo pojawiły się łzy. Poczułem, jak szczątki mojego serca jeszcze bardziej się kruszą. To sprawiało mi ból. Szczerze powiem, że chciałbym, aby był to tylko ból psychiczny, ale tak nie jest. To, że ją ranię, sprawia mi ból fizyczny. Wszystko przez to, że jestem jej pieprzonym opiekunem. W każdym razie, nie żałuję tego, że nim zostałem. Zawsze opiekowałem się Hope, ale miano opiekuna wiąże się z czymś o wiele większym. Ja sam nie mogę jej krzywdzić, a zrobiłem to. Nie wiem, jak długo potrwa ten ból. Nie wiem nawet, jak długo przeżyję bez jej obecności. Wiem, że żyję tylko z jej energii, bez niej umieram.
- Hope, mogę cię dotknąć?- Wypaliłem nagle, nie zdając sobie z tego sprawy. Szybko dotarło do mnie, co zrobiłem, więc przeprosiłem, chcąc przywrócić się na ziemie.
- Po co?- Powiedziała dość delikatnie, jak na dziewczynę, której zabiłem babcię.
- Nie, to naprawdę głupie. Nie mam nawet pojęcia, jakbym mógł ci to wytłumaczyć.
- Mów, bo do pokoju Louisa jeszcze kawałek, a Luke czeka na dziedzińcu.- Wzruszyła niewinnie ramionami.
- Jestem twoim opiekunem, potrzebuję cię, nawet jakbym nie chciał.
- Co?
- Nie wiem, tak? Chciałbym wiedzieć, jak to wszystko działa, ale nie wiem, bo jedyna osoba, która miała o tym pojęcie, to Vivian, a Vivian nie żyje od kilkuset lat!- Wybuchłem, chociaż nie chciałem. Ta cała sytuacja nazbyt mnie przytłaczała. Westchnąłem, normując oddech. Pieprzone problemy z opanowaniem gniewu.- W jakiś sposób przekazujesz mi energię. Jeżeli cię nie ma, to ja jestem chory, dosłownie! Wszystko mnie boli i czuję się zwyczajnie słabo. To wszystko jest popieprzone!
- Spokojnie.- Powiedziała dość srogo, ale na jej twarzy błąkał się ledwo zauważalny uśmieszek.- Skoro musisz, to możesz potrzymać mnie za rękę. Ja też nie chciałam cię na to skazywać.
- Elizabeth o tym wiedziała, dla...- Szybko przerwałem, kiedy dotarło do mnie, o kim zacząłem mówić. Ponownie przeprosiłem i, nie mówiąc nic więcej, chwyciłem dłoń Hope. Dotyk jej skóry był cholernym lekarstwem. Czułem przepływającą między nami energię, a ona na szczęście nie zdawała sobie z tego sprawy. Czasem jednak chciałbym, żeby też to czuła, bo wiedziałaby, jak bardzo na mnie działa. Tak cholernie jej potrzebuję...
Doszliśmy do pokoju Louisa. Chłopak leżał spokojnie na łóżku, patrząc tępo w sufit. Kiedy usłyszał, że drzwi się otwarły, lekko uniósł głowę i o mało nie dostał zawału na widok Hopie.
- Co tu robisz?!- Zerwał się, podbiegając do nas. Po drodze potknął się o rozrzucone ubrania. Mało nie uderzył twarzą w podłogę.- Wilson wróciła!- Wydarł się, przytulając dziewczynę. Odruchowo zacisnąłem dłonie. To ja powinienem tak się na nią rzucić, kiedy weszła do sali. To ja powinienem ją podnosić i cieszyć się jak jebany idiota. Nie on. Dopiero po chwili zorientowałem się, że ściskam drobną dłoń Hope, a ta krzywi się z bólu, próbując się uwolnić.
- Niall...- Upomniała się z krzywym uśmiechem. Odskoczyłem od niej, przepraszając.

~Hope~

Niall zachowywał się głupio, po prostu głupio. W jakiś sposób cieszyłam się na jego widok, chociaż moje serce zostało zgniecione, kiedy dotknął mojej reki. Dosłownie jakby chwytał mnie bezpośrednio za serce i rozdzierał je na coraz mniejsze kawałeczki, a na sam koniec rzucił nimi o podłogę i zdeptał. Stałam dokładnie na tej cienkiej granicy między miłością a nienawiścią. Jedna strona ciągnęła mnie do niego i wręcz błagała o jakiekolwiek wyjaśnienia, natomiast druga miała ochotę rzucić się na niego z nożem i pozbawić życia, tak jak on to zrobił. Najgorsze jednak, że żadna z nich nie mogła wygrać z przeciwniczką. Byłam rozdarta.
Skupiłam się na Tomlinsonie, który tarmosił mną na różne strony. Odnosiłam wrażenie, że zaraz się biedak rozpłacze ze szczęścia. W końcu moje stopy dotknęły ziemi, po długim unoszeniu, a ciepło jego ciała opuściło moje. Niall w tym czasie stał z boku, bawiąc się swoimi palcami. Musiałabym go nie znać, żeby nie wiedzieć, że za wszelką cenę próbuje odwrócić swoją uwagę od naszej dwójki.
- Co tu robisz?- Uśmiech Louisa jeszcze bardziej się powiększył.
- Zbieraj się, Tomlinson, musimy ewakuować wioskę.- Starałam się brzmieć dość stanowczo.
- Co, dlaczego?
- Ponieważ wywołałam wojnę z Avanem.- Westchnęłam, kiedy Lou wstrzymał chwilowo oddech.
- Co zrobiłaś?
- To co słyszałeś.- Zirytowałam się.- Rusz dupę, bo Luke czeka i nie ma czasu!- Wywróciłam oczami. Byłam szczęśliwa, cholernie szczęśliwa tym, że znów go widzę, ale musiałam zachować powagę oraz zbudować od podstaw swój autorytet. W ich oczach zawsze byłam małą bezbronną Hopie, ale tak wcale nie jest. Przynajmniej nie teraz. Poza tym tłamsiłam w sobie smutek, który wywołał Niall. Hardym krokiem ruszyłam do wyjścia, ciągnąc za sobą tę dwójkę. Czy miałam plan? To było bardzo trudne pytanie, jak na tę chwilę. Robiłam to, co uważałam za słuszne w danej sytuacji. Nawet, jeżeli innym się to nie podobało, ja mogłabym twierdzić, że wiem, co robię. Oglądnęłam się, gdy dotarłam do wyjścia, aby upewnić się, że Louis i Niall nadal za mną idą. Na dziedzińcu czekał Luke, który rozmawiał z jakąś dziewczyną. Słuchała go z zapartym tchem, a kiedy nas dostrzegli, pożegnał się z nią, a ta pobiegła w nieznanym mi kierunku.
- Mamy tych dwóch i idziemy ewakuować wioskę.- Poinformowałam. Luke kiwnął tylko głową, kierując się do bramy. Musieliśmy działać szybko i bez zbędnego zamieszania. Każdy rozgłos tej sytuacji prowadziłby do niepotrzebnych plotek, co ciągnęłoby również panikę wśród mieszkańców. Szliśmy jak najszybciej przez las. Luke prowadził, ja truchtałam tuż za nim, a na samym końcu ciągnęli się Niall z Louisem. Tomlinson próbował zagadać czymś Horana, jednak ten szybko go zbył. Zrobił to w tak nieporadny sposób, że miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, ale sytuacja mi na to nie pozwalała. Nie wiem, czego chcę. Chyba wyjaśnień. Chciałabym dowiedzieć się, co nim kierowało, kiedy to robił. Dlaczego zabrał mi osobę, którą tak bardzo kochałam, a on o tym wiedział. Zdawał sobie sprawę, że z babcią łączyła mnie niesamowita więź, której nigdy nie dostrzegłam. Teraz wiem, że była dla mnie najważniejsza. Niall wiedział, ale zabił ją mimo wszystko.
Dotarliśmy do wioski, gdzie jak zwykle tłoczyło się pełno osób. Dzieciaki biegały, bawiąc się zapewne w berka, a dorośli spokojnie rozmawiali. Żadne z nich nie było świadome, że za chwilę będą musieli porzucić wszystko, na co do tej pory pracowali i najprawdopodobniej to stracą. Wojna niesie za sobą zniszczenia i ofiary, taka kolej rzeczy. Nie bardzo wiedziałam, co powinnam zrobić, ale Louis mnie wyręczył, gwiżdżąc na palca. Oczy wszystkich skierowały się na nas, a brunet dał znak, ze mam mówić.
- Tchórz!- Syknęłam do niego, a ten się zaśmiał. Weszłam na jakąś beczułkę, która stała w pobliżu, aby wszyscy mogli mnie zobaczyć. Odchrząknęłam. To było tak cholernie niezręczne. Wciąż otwierałam usta, ale zaraz potem je zamykałam. Oddech ugrzązł mi w gardle, co- na szczęście- zauważył Niall. Wyciągnął dłoń, pomagając mi zejść i sam zajął moje miejsce.
- Ze względów bezpieczeństwa, Harry... to znaczy pan Styles- poprawił się- kazał ewakuować wioskę. Prosilibyśmy o zachowanie spokoju. Zabierzcie tylko najważniejsze rzeczy i kierujcie się do zamku. Pamiętajmy, że panika nigdy w niczym nie pomaga, dla...
- Panika jest bardzo fajna, Horan.- Odezwał się ktoś z tłumu. Miał dość donośny głos. Po kilku sekundach rozniósł się dziecięcy pisk, a z tłumu wybiegła Alice, wpadając w ramiona Nialla. Tłum się rozstąpił, nie będąc w stanie nic powiedzieć, a wtedy naszym oczom ukazał się Avan. Stał z założonym ramionami i kiwał się lekko w przód i w tył. Na jego twarzy malował się chytry uśmiech. Minęła chwila, a wokół zaczęli pojawiać się uzbrojeni podwładni Avana.
- Gnoju!- Pisnęłam, idąc w jego kierunku.- Urządzisz sobie pieprzoną łapankę?!
- Nie.- Wzruszył ramionami.- Choć to dobry pomysł. Chciałem się targować.
- Nic nie dostaniesz!- Krzyknął za nami Louis.
- Jeszcze niedawno chciałeś przyprowadzić mi Hope. Skąd ta nagła zmiana?- Mina Tomlinsona od razu zrzedła.
- Pieprz się.- Wysyczałam w jego stronę.- Chłopaki zabierajcie dzieci i kobiety.- Zwróciłam się do Horana, nadal stojąc twarzą w twarz z Avanem.
- O nie, nie, nie.- Pokręcił głową.
- Tak, dokładnie tak. Oni wychodzą, a ty wracasz do siebie. Chcesz mnie? To grasz na moich zasadach. Potrzebujemy czasu, który mi dasz.- Dźgnęłam go palcem w klatkę piersiową.- Jesteś pewny, że mnie pokonasz. Nie wiesz, jaką mam moc. Nie wiesz, do czego jestem zdolna.
- Nie masz ludzi, aby walczyli.- Prychnął.
- Mam twoich.- Zaśmiałam się, odsuwając od niego. Pstryknęłam palcami, co wystarczyło, aby kilku żołnierzy Avana wpadło w trans. Zaczęli pomagać w ewakuowaniu mieszkańców, a kilku z nich, za sprawą mojego rozkazu, ustawiło się tuż za mną.
- Nie wiesz, jaką mam moc, Avan.- Uśmiechnęłam się.- Moje zasady...
- Zgoda, macie czas.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dum, dum, duuum! Przepraszam, że spóźniłam się z rozdziałem, ale są wakacje i przede wszystkim wysokie temperatury. Nie ma warunków, aby siedzieć przed komputerem. Poza tym mój czas na pisanie się znacznie ograniczył ze względu na wadę wzroku. Zawsze wychodziłam z założenia, że aby iść na przód, trzeba coś poświęcić. Cóż... Poświęcam mój dobry wzrok, ale zeza nie chcę mieć, co grozi mi, jeżeli nie ograniczę czasu na komputerze! Nieważne... Przepraszam za spóźnienie, ale grunt, że jest! Teraz do następnego!

8 komentarzy:

  1. OMG no znowu to "Dum, dum, dum" !! A wiec kolejny kom z serii flugich komow xD.

    Rozdzial zajebisty ! Po prostu aaa zaczelam skakac w myslach, jak Hope przyznala, ze chce posluchac wyjasnien Niall' a i jego powodow kiedy zabijal Elizabeth.

    W każdym razie to poważnie smutne, że zbliżamy się do końca :(.
    Ostatnio tutaj też się nie udzielałam, więc no :(, przyszedł czas żeby coś napisać ;).

    Szczerze to wracajac do poprzednich rozdzialow, to Horan znalazl swietny czas na takie wyznania, no ale coz chuj Avan mu sie udzielil wiec rozumiem.

    Licze nadal ze Hopie wybaczy Horanowi, to co zrobil, gdy dowie sie ci nim kierowalo. Bo pomimo tej calej akcji z tym czy kocha Stylesa, Luk' a czy Horana to zawsze wygrywal Niall. No i pokochałam ich razem od poczatku, no i do konca !

    Z niecierpliwoscia czekam na nexta. Niech zloja dupy tym poddanym Avana i wgl niech to sie happy skonczy xD.

    Reasumując podziwiam Hope za to jak szybko przejela inicjatywe, z tak malej bezbronnej dziewczynki stala sie tak odwazna i no przyznajmy silna, co udowodnila jeszcze przed ostateczny starcie temu idiocie !

    Kocham i pozdrawiam no i czekam na nexta <3 !!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za kom <3
      Ale Hope nigdy nie kochała Luke'a... Chciała zrobić na złość Harry'emu, ale zapomniałam to jakoś sensownie wyjaśnić XD Jedyny jej dylemat to Harry i Niall, ale przecież Hope kocha Nialla mimo wszystko, to co do kurczaka robi tam jeszcze Harry?! XD

      Usuń
  2. super rozdział :D z nie cierpliwością czekam na next :) hope i niall <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny :) Czekam na nexta :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezu niech Hope wszystkich tam pozabija. Już sobie wyobrażam jak używa swojej zajebistej mocy. Czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział! <3 szkoda tylko, że zbliża się koniec :( czekam na nexta! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Sorki, że tak późno komentuję, ale tak jakoś wyszło.. Z reszrą nieważne.
    Ten rozdział jest taki, taki...niesamowity! Hope pikaazała, kto tu rządzi i to mi się podoba! Rzeczywiście już nie jest taka bezbronna.
    Zauważyłam, że relacje z Harrym...uległy pogorszeniu? Nie wiem, jak to nawet nazwać. Kiedyś spędzali ze sobą naprawdę dużo czasu, byli ze sobą bardzo blisko. Teraz jakby bardziej skupiłaś się na Nope. Harry poszedł na dalszy plan. Dobra, nieważne.
    A co do samego Nialla...Nawet nie wiesz, jak bardzo mi go szkoda ! Nie mogę znieść tego, jak on tak straszliwie cierpi! Wciąż mam nadzieję, że Hope mu wybaczy, inaczej...on chyba tego nie wytrzyma! Tego bólu. Płakać mi się chce, serio. Musisz coś z tym zrobić. Gdyby dała mu szansę, gdyby pozwoliła mu to wytłumaczyć...gdyby poznała powód. Poza tym Elizabeth rzeczywiście pozwoliła Niallowi to zrobić!
    A co do Avana...nie wiem, dlaczego kiedykolwiek pomyślałam, że jest dobry. To zwykły dupek.
    Nie mam pojęcia, jak to wszystko się zakończy. Pewnie jeszcze nas czymś zaskoczysz.

    OdpowiedzUsuń