piątek, 29 maja 2015

54. And if we die tomorrow, what do we have to show?

Jeszcze raz zapraszam na nowe opowiadanie

Analizowałam dokładnie ich twarze, zanim zerwałam się na pomoc Luke'owi. Harry najwyraźniej myślał, że biegnę do niego, bo rozłożył ręce. Był zdziwiony, kiedy go minęłam, aby chwycić twarz Luke'a w dłonie. Uniosłam ją i to, co zobaczyłam, wbiło mnie w ziemię. Był dosłownie zmasakrowany. Cała jego twarz spuchnęła, białko oka zalało się krwią, a wokół zaczął pojawiać się fioletowy siniec. Z brwi strumieniem lała się krew, dokładnie tak samo, jak z lekko skrzywionego nosa. Na policzku dostrzegłam kolejnego siniaka. Luke dodatkowo pluł co jakiś czas krwią, a jego wargi były suche i spękane. Ostatkiem sił podniósł na mnie swój wzrok.
- Prze... praszam.- Wydukał.
- Połóżcie go na kanapie.- Zarządziłam, ale ci dwaj faceci ani drgnęli. Spojrzeli po sobie, a potem na Stylesa.- Głusi jesteście?! Macie go, do cholery, położyć na kanapie!- Nadal nic nie zrobili. Warknęłam poirytowana, a potem sama oplotłam ramię Luke'a wokół siebie. Był całkowicie bezwładny i zbyt ciężki, jak dla mnie, jednak musiałam go przewlec na kanapę.
- Oni są beznadziejni.- Usłyszałam tuż obok i nagle poczułam, że jest mi lżej. Pojawił się Jonathan, który pomógł położyć mi chłopaka na kanapie. Odsapnęłam i przykucnęłam tuż obok. Harry i jego elita stała z boku, w ogóle się nie odzywając.
- Kim on jest?- Styles wreszcie zabrał głos.
- Nie twój zasrany interes!- Warknęłam. Czułam, jak gniew się we mnie kumuluje i już powoli przestawałam nad nim panować.- Co ty mu zrobiłeś?! Czego jeszcze chcesz?! Jesteś skurwysynem, Styles!- Wykrzyczałam i zajęłam się Luke'm. Postanowiłam ignorować tego sukinsyna. Jak on mógł?! A ja do końca wierzyłam, że jest dobry.
- Hope, przestań.- Wymamrotał brunet przede mną.
- Cicho, Luke. Zaraz poczujesz się lepiej.- Zapewniłam i przeniosłam wzrok na Jonathana. Nie bardzo wiedziałam, co chcę zrobić, ale liczyłam na jego mentalne wsparcie. Intuicyjnie przyłożyłam dłoń do czoła chłopaka i zamknęłam oczy. Zanim się obejrzałam, on spał. Oddychał o wiele spokojniej, niż robił to wcześniej.
- Co chcesz zrobić?- Wzruszyłam ramionami na pytanie Jonathana. Po kolei przykładałam palce do poszczególnych ran i skupiałam na nich. Po kilku sekundach zaczęły się zrastać. Nie wiem, jak to robiłam, po prostu robiłam. Kiedy już wszystkie rany w miarę się zagoiły, mogłam odetchnąć z ulgą. Luke nadal spał i wiedziałam, że długo się nie obudzi. Tylko grom z jasnego nieba byłby w stanie wyrwać go z odpoczynku. Powoli podniosłam się z podłogi i odwróciłam w stronę Harry'ego, który nadal stał w tym samym miejscu. Obserwował Jonathana, a po chwili się ruszył i znalazł tuż przede mną. Zanim zdążyłam zareagować, jego duże ramiona oplotły moje ciało, zamykając nas w szczelnym uścisku. Nie trwało to długo, bo zaczęłam się szarpać i gwałtownie odepchnęłam bruneta.
- Ty dupku!- Wrzasnęłam. Teraz byłam pewna, że Luke się nie obudzi, bo nawet nie drgnął na mój krzyk.- Co mu zrobiłeś?! Dlaczego?!
- Pomógł ci uciec, a doskonale wiedział, jakie będą tego konsekwencje. Nie chciał współpracować, więc wyciągnąłem informacje inaczej.
- Czy ty jesteś normalny?!
- Uspokój się.- Wywrócił oczami.
- Ty sobie chyba, kurwa, kpisz! Skatowałeś go! Za kogo się masz?! Po co przyszedłeś?! Czego chcesz?!- Kontynuowałam wydzieranie się na niego, podczas gdy on zdawał się całkowicie niewzruszony.
- Wracamy do zamku.- Mruknął i chwycił moją dłoń, ale sprawnie mu się wyrwałam.
- Nie, to ty wracasz do zamku.
- Nie kłóć się ze mną! Co ci strzeliło do głowy, żeby uciekać?!
- Jeszcze pytasz?! Ty perfidny kłamco! Wciąż tylko kłamaliście! Przez cały czas byłam oszukiwana, a ty się pytasz, co mi strzeliło do głowy?! Ty gnoju! Znosiłam wszystko, co mi robiłeś, siedziałam w zamknięciu!
- Nic ci nie zrobiłem!- Krzyknął jeszcze głośniej ode mnie.
- Nie?! Zamknąłeś mnie w jakiejś wilgotnej piwnicy, wmówiłeś, że Niall nie żyje, znęcałeś się nade mną, przespałeś się ze mną!
- Sama chciałaś!- Wyrzucił. Miałam go kompletnie dość. Nie rozumiałam powodu, dla którego tu przyszedł.- Miałaś gdzieś cały świat i ciągle robiłaś mi na złość!
- Skoro tak bardzo ci przeszkadzałam, to co tu robisz?!
- Martwiłem się.- Odpowiedział po dłuższej chwili.
- Wypierdalaj.
- Nie ruszę się bez ciebie.- Warknął, a jego wzrok przeniósł się na Jonathana, który wszedł pomiędzy naszą dwójkę, chowając mnie za swoimi plecami.
- Nie słyszałeś?- Nie musiałam na niego patrzeć, aby wiedzieć, że na jego twarzy wyrósł chytry i prowokujący uśmiech. Skąd Jonathan ma w sobie tyle pewności siebie?
- Kim ty w ogóle jesteś?!
- Chwilowym opiekunem.- Usłyszałam za sobą. Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam wysoką postać. Ciemne włosy miał roztrzepane, a jego oczy zalały się kruczoczarnym kolorem, zupełnie tak jak robią to moje.
- Avan.- Harry wycedził przez zęby. Zacisnął pięści i szczękę i byłam niemal pewna, że powstrzymuje się od rzucenia się na niego.
- Harry.- Demon uśmiechnął się głupawo.- Radziłbym ci spokojnie opuścić to miejsce i zniknąć na zawsze z naszego życia.- Spojrzał na mnie. Wstrzymałam chwilowo oddech. Co tu się dzieje?! Dlaczego Avan staje po mojej stronie i ratuje mnie od Stylesa?! Poczułam na sobie palące spojrzenie Lokatego. Patrzył mi prosto w oczy, a jego postawa diametralnie się zmieniła. Jego ramiona znacznie opadły, a mina całkowicie zrzedła. Stał się jednym wielkim nieszczęściem, które patrzyło na mnie z bólem? Rozczarowaniem?
- Hope...- Wymamrotał.- Wytłumaczysz mi to?
- Ona nic ci nie musi tłumaczyć.- Warknął za mnie Avan, jednak Harry kompletnie go zignorował, nadal wpatrując się we mnie. Zdawałam sobie sprawę, że Styles nawet jakby chciał, nie mógł zaatakować, bo był na przegranej pozycji. Jednocześnie ja byłam zbyt zdezorientowana, aby wiedzieć, co dzieje się wokół mnie. W mojej głowie role całkowicie się odwróciły i z jakiegoś powodu to Harry był tym złym, a Avan wybawcą. Jednak dopadło mnie poczucie winy, spowodowane rozczarowaniem Harry'ego. Wszystko się tak bardzo pomieszało.
- Hope, dlaczego on tu jest? I dlaczego jesteś z nim? Hopie...
- Powiedziałam, żebyś stąd wyszedł i dał mi spokój raz na zawsze.- Warknęłam, chociaż nie wiedziałam, czy robię dobrze.
- Co on ci naopowiadał?!
- Nic. Powiedział tylko prawdę, jako jedyny do tej pory.
- Daję ci dwie minuty, aby się stąd wynieś. W przeciwnym razie to ja i Hope wyjdziemy i potraktuję to jako rozpoczęcie wojny.- Avan ponownie szyderczo się uśmiechnął. Widziałam przerażenie w oczach Harry'ego. Nigdy wcześnie nie był w takim stanie, a przynajmniej nie przy mnie. Bił się sam ze sobą. Toczył wewnętrzną walkę i doskonale to dostrzegałam. Miałam nadzieję, że wyjdzie w obawie o swoich poddanych, jednak tak się nie stało. Zamiast tego ruszył w moją stronę, a po chwili poczułam jego chłodne dłonie na swoich policzkach. Dało mi to pewnego rodzaju nadzieję, że może nie jest zły. Nadal nie wiedziałam, po której stronie powinnam stanąć, aby bronić dobra. Jego zbliżenie nie trwało długo, ponieważ został gwałtownie odciągnięty i zdałam sobie sprawę, że wokół zjawiło się kilku mężczyzn, których nie znałam. Byłam pewna, że to demony, bo oblegali ludzi Harry'ego, nie dając im żadnej szansy na obronę. Byli po prostu silniejsi, ale mimo to Styles szarpał się jak opętany.
- Hope! To wszystko, co ci naopowiadał, to bujdy! Nie możesz go słuchać! Będzie robił wszystko, żebyś mu zaufała, Hopie!- Zaczął się wydzierać, chociaż stałam kilka metrów od niego.- Puśćcie sukinsyny!
- Puśćcie.- Mruknęłam beznamiętnie, ale oni zamiast wykonać moje polecenie, spojrzeli na Avana obok mnie.- On tu jest do cholery ważniejszy, czy ja?! Powiedziałam, że macie go puścić!- Warknęłam. Każde z nich zastanawiało się, kogo ma się obawiać. Avan za nieposłuszeństwo może ich ukarać, a ja... cóż, ja to ja. Jestem wybranką, to wystarcza.
- Słyszycie ją?!- Harry zacisną szczękę i znów próbował się wyszarpać.
- Zastanawiam się, dlaczego nadal go trzymacie, skoro Hope wyraźnie wydała wam polecenie?!- Avan ryknął tak głośno, że prawie podskoczyłam. Brzmiał gorzej niż przerażająco. Faceci, wystraszeni bardziej niż wcześniej, gwałtownie się odsunęli.
- Macie wszyscy wyjść, wszyscy.- Podkreśliłam, rzucając znaczące spojrzenie Avanowi. Miałam plan, który mógł mnie doprowadzić do podjęcia ostatecznej decyzji. Teraz wszystko zależało od Harry'ego i tego, co mi powie. Zanim się obejrzałam, wszyscy posłusznie opuścili dom. Spojrzałam przez okno i dostrzegłam, że ludzie Stylesa oddalili się gdzieś, a Avan i reszta całkowicie zniknęli. Musiałam zachować spokój i się nie rozkleić.
- Hope, proszę...- Szepnął Harry, podchodząc do mnie.
- O co ty mnie prosisz?
- Nie wierz mu, on kłamie.
- Nie wiesz, co mi powiedział.
- Ale znam go.- Postawił na swoim.- Wiem, że robi wszystko, abyś miała mnie za potwora.- Pokręciłam głową, uśmiechając się pod nosem. Harry go nie znał. Avan nie powiedział mi nic, a on od razu oskarża go o najgorsze. Nawet jeżeli to, co przekazał mi Jonathan, byłoby kłamstwem, to i tak nie stawiało Hazzy w złym świetle. Raczej sprawiało, że zaczęłam go rozumieć. Spojrzałam ukradkiem na Luke'a, który nadal spokojnie spał na kanapie.
- Wróć do zamku, nie rób nic głupiego.
- Nie ufasz mi.- Stwierdziłam i ponownie poczułam, jak Styles ujmuje moją twarz w dłonie.
- Ufam, Hope, ale nie mogę pozwolić, żeby stała ci się krzywda. Nie mogę pozwolić, abyś odeszła.- Patrzył mi prosto w oczy i swoimi słowami nasunął pomysł, który zadecyduje o całej prawdzie.
- Powiedz mi, czego się najbardziej boisz i nie próbuj kłamać.- Zażądałam, a chłopak lekko zaskoczony, odsunął się ode mnie.
- Co? Po co?
- Po prostu powiedz.- Wzruszyłam ramionami, a brunet spuścił wzrok, chcąc uniknąć odpowiedzi. Jednak ja cierpliwie czekałam, aż zbierze się w sobie. Jeżeli powie prawdę, jestem w stanie uwierzyć, że to Avan jest tym złym i kombinuje coś, co ma na celu wykorzystanie mnie. Jeżeli skłamie, oznacza to, że ma coś do ukrycia, a Avan jako jedyny do tej pory jest dobry w stosunku do mnie i stara się mi pomóc. Wiem, że to głupie, ale wydaje się być wystarczające w tej sytuacji.
- Słucham.- Przypomniałam o sobie, kiedy nadal nie odpowiadał.
- Boję się, że nigdy nie zasłużę na ten tytuł, jaki posiadam i boję się, że cię stracę.
- Mnie?- Wyrwało mi się.
- Straciłem zbyt wiele, Hope i właśnie przez to zatraciłem się w nienawiści.- Wyszeptał, jakby te słowa ledwo przechodziły mu przez gardło. Dostrzegłam łzy w jego oczach, a po chwili pojedyncza kropla spłynęła po policzku chłopaka.- Potem pojawiłaś się ty i zacząłem dostrzegać, jak bardzo się sobą brzydzę i jak złym człowiekiem jestem. Na początku miałem nadzieję, że może... nieważne.- Westchnął.- Teraz wiem, że w żaden sposób nie zasługuję na taką osobę, jaką jesteś ty i zazdroszczę Niallowi, ponieważ to on jest idealny dla ciebie. Ale mimo wszystko nie chcę cię stracić, bo bez ciebie staję się kimś, kogo sam nienawidzę. Nie wiem, co zrobię, kiedy odejdziesz, nie wiem kim bez ciebie jestem.*

---------------------------------------------------------------
*Zapożyczenie z książki Anny Todd "After"

Dum dum duuum! Jedyne, co mi wyszło w tym rozdziale, to końcówka, ale to tylko moje zdanie, a to nie mi oceniać, tylko Wam! Wszyscy spodziewali się Nialla, ale gdzie jest nasz blondynek?! Dlaczego nadal nie przyszedł, skoro Avan już się zjawił?! Coś mu się stało?! Mam nadzieję, że się Wam spodobało i do następnego!

piątek, 22 maja 2015

53. Nobody sees, nobody knows, We are a secret, can't be exposed

Chciałam jeszcze raz zaprosić na nowe opowiadanie,
które znajdziecie TYLKO na Wattpad.
(Klikając w obrazek)

Jak najszybciej się pozbierałem, aby pójść do Avana. Nie wytrzymam, nie wiedząc, gdzie ona jest. Potrzebuję jej. Zrobię wszystko, aby się tego dowiedzieć. I mam gdzieś, że powtarza się historia sprzed lat. Zrobiłem dokładnie to samo. Ale teraz nie będę musiał nikogo zabić. Chyba... Wszedłem w ciemną część lasu. Robiło się coraz chłodniej i coraz mniej przyjemnie. Widoczność ograniczyła się do minimum przez gęstą mgłę. Jednak w niczym mi to nie przeszkodziło, ponieważ doskonale wiedziałem, gdzie powinienem iść. Dotarłem pod ogromne drzwi, przy których stało dwóch strażników. Znali mnie, więc wszedłem bezproblemowo. Droga do odpowiedniego pomieszczenia również nie była mi obca. Prawie biegiem dostałem się na odpowiedni korytarz i już tylko on dzielił mnie od dowiedzenia się prawdy. Dostrzegłem drzwi, a obok kolejnych strażników. Chciałem wejść, jednak zostałem zatrzymany.
- Avan jest zajęty.
- Ciekawe czym?- Prychnąłem.- Jestem przekonany, że rozmowa ze mną będzie o wiele ciekawsza.
- Nie byłbym tego taki pewny.- Jeden z nich uśmiechnął się do mnie głupio. Wywróciłem oczami. Odsunąłem się o krok, a potem spojrzałem na nich. Oboje nagle znieruchomieli, a potem odblokowali mi przejście. Nie wiem, co tak właściwie się stało, ale nie miałem zamiaru się nad tym zastanawiać. Po prostu wszedłem, wykorzystując okazję, a to, co zobaczyłem, sprawiło, że musiałem się cofnąć. Na jednym z ciemnych krzeseł siedziała Hope, a on zaraz naprzeciwko. Tuż obok dziewczyny zajął miejsce jakiś blondyn, którego znałem z widzenia, po drugiej stronie Nick. Wzrok wszystkich skierował się na mnie, kiedy ciężkie drzwi zamknęły się z hukiem.
- Niall?- Usłyszałem jej spanikowany głos. Co ona tu robi?! Kto ją tu przyprowadził?!
- Ty gnoju!- Rzuciłem się w stronę Avana, ale zostałem powstrzymany przez kilku mężczyzn, którzy pojawili się nie wiadomo skąd.- Hope, nie słuchaj go! To co mówi, jest tylko kłamstwem!- Szarpałem się, kiedy dziewczyna spokojnie wstała. Widziałem zaskoczenie w jej oczach, choć starała się to ukryć. Podeszła do mnie, zachowując metrową odległość. Szarpałem się coraz bardziej, ale nic to nie dawało. Dopiero kiedy Hope machnęła delikatnie ręką, dając znak, żeby faceci odeszli, byłem wolny. Podszedłem do niej, chcąc chwycić jej twarz w dłonie, ale się odsunęła. Nie powiedział jej o Elizabeth, prawda?!
- Kto cię tu przyprowadził? Zrobili ci krzywdę? Mówiłem, że nie jesteś bezpieczna poza zamkiem!
- Szkoda, Horan, ale ona jest tutaj dobrowolnie.- Obok brunetki znalazł się Avan. Zebrałem w sobie całą swoją silną wolę, aby tylko się na niego nie rzucić.
- Hope, o czym on mówi?
- Co tu robisz, Niall?- Zignorowała moje pytanie.
- Co ty tu robisz?!
- Właśnie wychodzę.- Mruknęła, wzruszając ramionami. Ominęła mnie, jakbym był dla niej nikim i po prostu wyszła w asyście Nicka i tego blondyna. Zdrajca! Pieprzony zdrajca! Obiecał, że o niczym nie powie Avanowi, a my zaufaliśmy temu sukinsynowi! Jednak to nie było moim największym zmartwieniem. Skupiłem się tylko na okropnym bólu w mojej klatce piersiowej, kiedy Hope po prostu mnie zostawiła. Samego, bez wyjaśnień... Czułem, jak moje serce się rozpada, ale robiło to już dziesiątki razy. I za każdym razem sklejałem je z powrotem, aby mogło na nowo ją pokochać. Byłem w tym uwięziony, byłem jej kompletnie oddany. Hope mnie zignorowała, a ja mimo wszystko chciałem wybiec za nią, aby błagać o cokolwiek z jej strony.
- No właśnie... Co tu robisz?- Głos Avana wyrwał mnie z zamyślenia. W końcu mogłem się poruszyć, wykonując jeden krok. Chciałem wyjść, jednak uświadomiłem sobie, że Hope wróci do miejsca, w którym przebywała do tej pory, a ja nadal nie wiedziałem, gdzie to jest. Avan wciąż był moją jedyną deską ratunku.
- Informacji.- Mruknąłem.- Wiesz, dokąd ona wróci. Wiesz, po co tu była. Chcę informacji.
- A co dostanę w zamian?- Uśmiechnął się chytrze. Był świadomy tego, że został tylko on.
- Cokolwiek.
- Hm...- Podrapał się po brodzie i jakby gdyby nigdy nic usiadł przy stole. Byłem pewien, ze obmyśla nowy plan, w którym nieświadomie mu pomogę.- Nie powiedziałem jej jeszcze najważniejszego i myślę, że tego chcę od ciebie.
- Co?
- Powiesz jej prosto w oczy, że to ty zabiłeś Elizabeth i zrobisz to zaraz po tym, jak ją znajdziesz.- Uśmiechnął się szerzej, niż wcześniej.
- Chyba cię pojebało!- Krzyknąłem. Nie ma możliwości, że powiem jej o tym.
- To i tak mało, jak na mnie, nie uważasz? Chcę tylko, żebyś w końcu się do tego przyznał.- Zacisnąłem pięści. Nie mogłem. Ona mnie znienawidzi. Nie powiem jej o tym... Zniknie na zawsze z mojego życia, a tego nie wytrzymam. Potrzebuję jej tak samo, jak potrzebuję tlenu. Uzależniła mnie. Jednak muszę wiedzieć, gdzie jest. Zaczęła rozmawiać z Avanem. Pewnie próbuje ją przeciągnąć na swoją stronę, a ja powinienem temu zapobiec.
- Zgoda.- Mruknąłem, co spotkało się z jego kolejnym uśmiechem.- Dawaj ten cholerny papier i mów, gdzie ona jest.
- Tak spieszy ci się z podpisaniem?- Prychnął.- Nie uważasz, że możemy sobie zaufać?
- Co? Nie ma haczyka? Żadnego małego druczku?- Zdziwiłem się. Brak podpisania czegokolwiek, wiązałby się z łatwym zerwaniem umowy. Avan nie miałby z tego żadnej korzyści.
- Nadal żyjesz tylko tym, co wpajają ci od dziecka. Nie potrafisz patrzeć, prawda?
- O co ci chodzi?!
- Chcę tylko jej dobra. Powiem ci, gdzie jest Ho...
- Jej dobra?!- Zakpiłem.- Chyba krwi.
- Wiele jeszcze nie wiesz, Horan. Ona jest kimś więcej, niż wybranką. Powiem ci, gdzie przebywa, a ty masz wyznać jej całą prawdę, jeżeli nie, ja jej wszystko pokażę.
- Bez podpisu?
- Bez podpisu.- Kiwnął głową. Zmierzyłem go podejrzliwie wzrokiem, ale wychodzi na to, że naprawdę nie ma haczyka. Podałem mu dłoń, którą uścisną na znak zawarcia umowy. Jeżeli nie ja, to on to zrobi. Są dwie opcje, albo mu nie uwierzy, albo uwierzy i znienawidzi mnie za to, że dowiedziała się tego od niego, a ja ją okłamywałem. Byłem poniekąd w kropce. Musiałem powiedzieć jej to teraz. Właśnie w tym on znów miał przewagę. Najwidoczniej Hopie mu zaufała, skoro siedziała i rozmawiała z Avanem najzwyczajniej w świecie.
- Teraz informacje.- Mruknąłem.

~Hope~

Kiedy zobaczyłam Nialla, trochę spanikowałam, ale to uczucie szybko ustało, bo na jego miejsce wkradło się zdziwienie. Co Horan robi u Avana?! Dlaczego tam przyszedł? Potraktowałam go źle, ale on też mnie tak traktował. Perfidnie kłamał, jednak nic i tak nie zmieniało faktu, że nadal coś do niego czuję. Jest mój. Wróciłam do domu, nie mojego, ale tego w lesie. Jak najszybciej wpadłam do łazienki, odkręcając ciepłą wodę, aby ta mogła napełnić wannę. Potrzebowałam teraz długiej, relaksującej kąpieli, a informacje, jakie miał mi przekazać Jonathan, przeszły na drugi plan. Zdjęłam z siebie wszystkie ubrania, aby zanurzyć się w gorącej wodzie. Wypuściłam głośno powietrze z płuc. Porozmawiałam z Avanem. Zrobiłam to, chociaż strasznie się bałam, że wszystko okaże się być pułapką, w którą dałam się złapać. Nic takiego nie miało miejsca. Jonathan zaprowadził mnie do- o wiele- ciemniejszej części lasu, gdzie mgła snuła się po ziemi, tworząc mroczny klimat. Nie było wiatru, co sprawiało, że wokół panowała kompletna cisza. Nie było słychać ptaków, a jedyne co do mnie docierało, to szelest podłoża, wywołany przez samą mnie. Drzewa zdawały się być bardziej czarne, niż brązowe, a zieleń liści była ciemniejsza, niż w tej dobrej części lasu. W końcu z mroku wyłonił się spory, równie przerażający, zamek. Był okropny, naprawdę! Emanował złem, ale to pewnie dlatego, że po prostu panikowała. Czułam jak trzęsły mi się nogi i w końcu tam weszłam. Starając się zapamiętać każdy szczegół, dotarłam do Avana. Uśmiechnął się na mój widok i to szczerze. Przywitał się, a nawet przedstawił, choć wiedział, że ja wiem, kim on jest. Pozwolił mi usiąść i zaczął niezobowiązującą rozmowę, jak bardzo cieszy się, że zdecydowałam się na tę wizytę. Gadał poniekąd od rzeczy i nie było to nic, czego się spodziewałam. Nie padło żadne z wymyślonych przeze mnie słów. Ani razu nie powiedział, że chce mnie zabić, albo uwięzić, albo wyssać krew, albo gdzieś zamknąć, nic! Po prostu gadał o przysłowiowej pogodzie! Zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno wszystko, co do tej pory się dowiedziałam, nie było kłamstwem? Czy na pewno to Avan jest tym złym? Czy może Harry? Wszystko zaczęło mi się mieszać. Przetarłam twarz dłońmi, chcą uspokoić swoje myśli. W ciągu jednego dnia, wszystko się mi pomieszało. Kompletnie!
- To jak, chcesz posłuchać?- Usłyszałam tuż obok. Pisnęłam, odruchowo zasłaniając ciało rękami, gdy dostrzegłam Jonathana. Siedział spokojnie na kafelkach, wpatrując się we mnie.
- Jonathan, wynocha!- Krzyknęłam, ale ten tylko się zaśmiał, kręcąc głową.
- Spokojnie, i tak nic nie widzę!- Fuknął, udając obrażonego. Skrzyżował teatralnie ramiona na piersi, odwracając głowę w bok i ukazując swój obrażony majestat.
- Idź sobie!- Protestowałam dalej, ale on zdawał się mnie ignorować.
- Co chcesz wiedzieć?- Westchnęłam, zdając sobie sprawę, że się nie ruszy, a jeżeli to zrobi, przepadnie mi okazja na zadanie paru pytań. Jednak co chciałam wiedzieć najbardziej i o co mogłam zapytać na samym początku? Pierwszy na myśl nasunął mi się Harry. Przypomniałam sobie jeden ze szkiców, obraz, wszystkie jego tajemnice, które chciałam odkryć, ale zdecydowałam się na inne pytanie.
- Co to za dom?
- Dom rodzinny Luke'a.- Odpowiedział od razu.- Luke jest mieszańcem, co wiesz. Jego mama była śmiertelniczką, ale z wielkim darem. Tata natomiast był demonem. Sprzeciwił się jednak Avanowi i uciekł. Wyjechał nie wiadomo gdzie, a tam poznał swoją przyszłą żonę. Zamieszkali tutaj, odcięci od świata. Urodził się Luke. Pewnej nocy zostali napadnięci. Oboje zginęli, a Luke'a uratowała twoja babcia przynosząc go do zamku. Tam dorastał, a potem o wszystkim mu powiedziano. Przychodzi tu od czasu do czasu, pomieszkuje, kiedy ma na to ochotę. Odcięty od problemów.- Zakończył. Nie spodziewałam się, że historia Luke'a może być tak... drastyczna. Jest mieszańcem, powinien umrzeć, jednak tylko on ocalał.
- A jego mama? To ona to wszystko narysowała?- Zadałam kolejne pytanie.
- Była śmiertelniczką, ale miała dar. Zdarzają się takie przypadki, wiesz? Na początku rysowała swoje sny, które układały się w nieznaną jej historię, potem uświadomiła sobie, czym tak naprawdę były.
- Czym?
- Mama Luke'a spisała nasze dzieje. Zaczęła od Vivian, a skończyła na przyszłości. Była naszym małym medium.
- Kiedy przerwała?
- Na tym, jak trafiłaś do psychiatryka. Kilka dni przed śmiercią twojej babci.*
- Teraz to już przeszłość.- Szepnęłam.
- Minęło dwadzieścia lat. Luke był małym szkrabem, kiedy umarła, a on jest przecież w twoim wieku.- Nie odpowiedziałam. Te obrazy kiedyś były przepowiedzeniem przyszłości, dzisiaj są już tylko przeszłością. Czymś, co przeminęło i czego nie odwrócimy. To straszne. Cała ta historia jest straszna.
- A Harry? Dlaczego jeden z rysunków przedstawiał go... innego?
- Bo taki był, ale się zmienił.- Odpowiedział beznamiętnie i chyba nawet nie wiedział, jak wielki szok wywołał tym u mnie.
- Jak to?- Ledwo przeszło mi przez gardło.
- Tutaj toczyło się wiele wojen, ludzie ginęli, dlatego Harry zasiadł na tronie w bardzo młodym wieku. Potem jego rodzice umarli i została mu tylko siostra.- Mimowolnie zmarszczyłam brwi. Harry miał siostrę?- Na początku był władcą idealnym. Miał dobry kontakt z poddanymi. Stąd ten obrazek, kiedy bawi się z dzieciakami.
- Co się potem stało?- Zapytałam.
- Harry wybrał opiekuna dla swojej siostry, który miał pójść z nią do wioski, bo chciała się pobawić. Była o wiele młodsza. Ten ktoś ją zgubił, a potem wrócił do zamku. Kiedy Harry się o tym dowiedział, wpadł w szał. Kazał go zabić, a sam szukał siostry. Była jedyną osobą z rodziny, jaka jeszcze mu pozostała. Wiemy tylko, że mała nie żyje, a to wydarzenie zmieniło Stylesa. Stał się kompletnie arogancki, nie przejmował się uczuciami innych, zrobił agresywny. Stał się tym, kogo poznałaś.
- A obraz?- Zadałam kolejne pytanie, starając się poukładać to wszystko w głowie.
- Harry jeszcze tego nie wie, ale zaczął sobie uświadamiać, kim się stał. Nie jest świadom tego, jak bardzo nienawidzi sam siebie. Obraz przedstawiał jego i siostrę, więc go wyrzucił.
- Dlaczego zamknął tamtą salę?
- To dla niego za wiele. Podświadomie zdaje sobie sprawę, że nigdy nie dorówna żadnemu swojemu poprzednikowi. To jest jego największy strach...
- Że nie zrobi nic, czym zasłużyłby sobie na taki tytuł.- Dopowiedziałam szeptem. Rozumiałam go aż za dobrze. Sama żyłam w obawie, że niczego nie osiągnę. Moja babcia była najwspanialszą kobietą, jaką poznałam. Vivian zrobiła dla naszych światów tak wiele, że jest wspominana do teraz. Jestem ich następczynią, a jedyne, co sprowadzam, to problemy. Nigdy nie będę nawet w połowie taka, jak one. Boję się, że skrzywdzę tych ludzi, zamiast im pomóc. Poczułam łzy zbierające się w kącikach moich oczu. Zaczęłam odczuwać poczucie winy, że uciekłam. Przypomniałam sobie, jak wiele razy Harry prosił,żeby została w zamku. Pamiętam, jak powtarzał, że mogę go ignorować, byle żebym została. Zaczęłam sobie uświadamiać, że może nie chciał mnie stracić, jak wszystkich innych. W jakiś sposób zależało mu na mnie i doskonale o tym wiem.
- Wyjdź, Jonathan.- Mruknęłam. Chłopak posłusznie wykonał moje polecenie, widząc, że zaczynam płakać. Chciałam informacji, ale nie takich informacji. Chciałam dowiedzieć się, że Harry to po prostu zakłamany, zapatrzony w siebie dupek, który urodził się z tak okropnym charakterem. Leżałam w wannie jeszcze chwilę, a kiedy woda zrobiła się naprawdę chłodna, postanowiłam wyjść. Wytarłam się ręcznikiem i ubrałam czyste rzeczy. Zeszłam po schodach na dół, siadając na kanapie. Nie miałam w tym konkretnego celu, po prostu chciałam siedzieć i myśleć, ale coś mi przeszkodziło. Usłyszałam krzyki z zewnątrz, a po chwili łomot drzwi. Podskoczyłam przerażona. A co jeżeli to Avan?! Jeżeli to była pułapka?! Okropny trzask rozniósł się po całym domu, a w salonie pojawiła się znana sylwetka. I była to ta, której spodziewałam się najmniej. Przede mną stał zdyszany Harry, a zaraz za nim kilka zupełnie obcych osób i trzymana przez nich, kompletnie zmasakrowana, postać. Dwoje z ludzi trzymało ją za ramiona, bo nie była w stanie stać na własnych nogach. Głowę miała spuszczoną w dół, a z czubka jej nosa kapała krew. Zachłysnęłam się powietrzem, kiedy uświadomiłam sobie, że to Luke.

* Dla mało kumatych... Chodzi o to, że mama Luke żyła dwadzieścia lat temu i rysowała przyszłość, która teraz jest już przeszłością. Dla nich te dwadzieścia lat temu, śmierć Elizabeth miała dopiero nastąpić, a że czas leci nieubłaganie, teraz to już się wydarzyło. Mam nadzieję, że teraz rozumiecie!

-------------------------------------------------
Hejka! Zaskoczyłam Was, wiem! Wszyscy spodziewali się wielkiego wejścia Nialla, a tu nagle Harry. Spokojnie, spokojnie... Wszystko ma swój czas. Teraz wyjaśniliśmy sprawę Luke'a oraz Harry'ego. Co nam pozostało? Jedyne najważniejsze, to chyba wyłącznie wyznanie Horana o Elizabeth i tajemnicze słowa Avana. Mam nadzieję, ze rozdział Wam się spodobał! Do następnego, pa!

wtorek, 19 maja 2015

~ Demonic

Chciałabym Was zaprosić na nowe opowiadanie pt "Demonic". Jest ono pisane WYŁĄCZNIE na Wattpadzie, dlatego, kiedy klikniecie na okładkę, przeniesie Was w odpowiednie miejsce :) Jak już usłyszałam, takiego fanfiction raczej nie znajdziecie. Teraz zostawiam Was z prologiem!

Demony opanowują ciała słabych ludzi, którzy nie mają siły, aby się obronić. To złe istoty, pragnące bólu, jaki wywołują u nosiciela, wyżerają go od środka, kochają czyste dusze, które mogą sprowadzić na złą drogę.
Jednak co się stanie, jeżeli demon trafi na duszę tak nieczystą, że nawet sam diabeł się jej obawia?
Co się stanie, kiedy nosiciel opanuje demona?
A co się stanie, kiedy ta osoba zacznie... kochać?


piątek, 15 maja 2015

52. Baby, even though I hate ya, I wanna love ya...

Jesteś ciekawy mojego spojrzenia na świat?
Chcesz wiedzieć, dlaczego jeżdżę do szkoły w kapciach na rowerze,
żeby przebrać się za Claudię Shiffer?
Zapraszam na <kLOUDERs>
Bo pamiętajcie, ze warto być głośniejszym!

Nie spałem całą noc, zastanawiając się, gdzie ona jest? Czy nic jej nie grozi? Dlaczego postanowiła zignorować nawet mnie? Chyba nie byłem jej całkowicie obojętny, prawda? Straszliwie się martwiłem. Gdzie Hope mogłaby spać? Przecież nie jest na tyle głupia, żeby zostać w wiosce, bo tam od razu byśmy ją znaleźli. Nie może też spać na zimnej ziemi w środku niebezpiecznego lasu! Może stać się tak wiele! Może skręcić kostkę, zgubić się, wpaść na jakieś zwierzę, wpaść na nieodpowiedniego człowieka! Cholera! Nie wytrzymam! Wstałem z łóżka i zacząłem chodzić w kółko po pokoju. Jeżeli tak dalej pójdzie, wyrwę sobie wszystkie włosy! Oparłem się plecami o chłodną ścianę, zjeżdżając po jej powierzchni na podłogę. Przetarłem twarz dłońmi, odchylając głowę do tyłu. Zamknąłem oczy. Obiecałem sobie, że nie będę wykorzystywał tego, że jestem jej opiekunem, ale po prostu nie wytrzymam. Muszę wiedzieć, gdzie ona jest i co z nią. Skupiłem się całkowicie na myśli o Hope. Chciałem ją zobaczyć i ostatecznie mi się to udało. W ciemności dostrzegłem zarys mebli. Rozglądnąłem się po pomieszczeniu, stwierdzając, że jestem w jakimś domu. Na kanapie spała Hopie i wydawała się całkowicie zdrowa. Pochrapywała co jakiś czas. Rozglądałem się. To było dziwne uczucie, ponieważ wydawało mi się, że jestem tam fizycznie, podczas gdy tak naprawdę siedziałem na podłodze w swojej sypialni. Całość była jak sen. Mogłem tam być, chociaż mnie nie było. Podszedłem do okna, widząc za nim tylko drzewa. Nie rozpoznawałem tego miejsca. Nie miałem żadnego pomysłu, gdzie to może być. Jednak uspokoiłem się, ponieważ Hope naprawdę wydawała się spokojna. Nawet jeżeli bym chciał, nie znajdę jej. Las jest ogromny, a ja nie znam miejsca, w którym się ona znajduje. Zamknąłem oczy, a kiedy ponownie je otwarłem, byłem już u siebie. Nie wytrzymam tego wszystkiego. Tak właśnie minęła cała noc. Siedziałem na podłodze, myśląc o tym wszystkim. Próbowałem odgadnąć, co to jest za miejsce, ale nic nie przychodziło mi na myśl. Dopiero nad ranem moje powieki stały się ciężkie, a oczy same zaczęły się zamykać. Już prawie zasnąłem, nawet nie fatygując się, żeby przejść do łóżka. W każdym wypadku sen był dla mnie bardzo ważny, niezależnie gdzie uda mi się zasnąć. Jednak chyba nie dane mi było odpocząć, bo drzwi mojej sypialni otworzyły się z hukiem, a do środka wpadł Luke. Był ostatnią osobą, której się tu spodziewałem. Natychmiastowo poderwałem się z miejsca, nawet nie panując nad coraz bardziej napinającymi się mięśniami. Chłopak zatrzasnął drzwi i przekręcił wsadzony w zamek klucz, odwracając się w moją stronę.
- Pomóż, on chce mnie zabić!- Krzyknął, wyrzucając ręce w powietrze. I czy on sobie, kurwa, ze mnie kpi?! Pomaga uciec Hope, a teraz prosi o pomoc?! Przychodzi z tym do mnie?!
- Jaja sobie robisz, sukinsynie?! Mów, gdzie ona jest!- Zacisnąłem z całych sił pieści, a paznokcie, zamieniające się w pazury, zaczęły ranić moją skórę. Czułem jak moje oczy ciemnieją, a kły pojawiają się zamiast zębów. Nawet jakbym chciał, nie panowałem nad tym.
- Jest bezpieczna, przysięgam. Zanim się na mnie rzucisz, jak zrobił to Styles, to może najpierw spróbuj zrozumieć ją, a potem mnie? Myślałem, że chociaż ty to wszystko pojmiesz.- Ostatnie zdanie mruknął jakby sam do siebie, a wtedy dostrzegłem strużkę krwi, sączącą się z jego wargi. Następnie przeniosłem wzrok na lekko rozciętą brew i zaczerwieniony ślad na policzku, który zmieniał się w siniaka
- Okłamaliście ją, więc poczuła się skrzywdzona. Hope nie ma żadnej rodziny, a to wy byliście jej najbliżsi, a teraz okazuje się, że była tylko kontrolowaną zabawką w waszych łapach. To tak jakby dowiedziała się, że jest adoptowana, i to tylko po to, żeby sprzątać i robić za gosposię. Myślałem, że postarasz się ją zrozumieć, ale najwyraźniej wszyscy jesteście tacy sami.
- Nie miałem z tym nic wspólnego!- Machnąłem niekontrolowanie ręką.- Nic o tym nie wiedziałem!
- Hope chce po prostu uciec od problemów. Każdy potrzebuje chwili samotności w pewnym momencie jego życia.
- Ona musi być w zamku, bo nigdzie indziej nie jest bezpieczna, nie rozumiesz? Wystawiłeś ją tam przynętę! Mów, gdzie ona jest!- Warknąłem, zaciskając szczękę. Luke kompletnie zignorował mój rozkaz.- Gadaj, do cholery!
- Kretyn z ciebie, Horan. Najpierw zabijasz Elizabeth, a potem mówisz, że kochasz Hope, żeby teraz myśleć tylko o sobie.
- Co? Skąd wiesz o Elizabeth? Myślałem, że...
- Nie jestem kolejnym ślepym pionkiem w tej grze.- Westchnął.- Możecie mnie nawet zabić, proszę bardzo, ale nie powiem, gdzie jest Hope.
- Proszę, chcę z nią porozmawiać, wyjaśnić jej wszystko.- Role szybko się odwróciły. Miałem wrażenie, że to Luke jest tym silniejszym. Doszło do tego, że to ja błagałem go o informacje. Nie chciałem dopuścić do siebie myśli, że Hopie potrzebuje czasu. To ja potrzebuje jej.
- Dajcie jej chwilę wytchnienia. Zrozum Niall, że ona jest przez ciebie osaczona. To nie jest dobre, a naprawdę wierzę, że ci na niej zależy. Musisz trochę bez niej wytrzymać.
- Kurwa jego pierdolona mać, Luke!- Krzyknąłem.- Myślisz, że tego wszystkiego nie wiem?! Wiem, że ją, do cholery, okłamywaliśmy i wiem, że ona czuje się oszukana, ale nie pozwolę, żeby taki skurwysyn, jak Avan, ją dopadł! Wystawiłeś mu ją na tacy!- Nie wytrzymałem i wszystkie moje nerwy wydostały się na zewnątrz. Uderzyłem pięścią w ścianę, pozostawiając w niej lekkie wgłębienie. Musiałem się wyładować, a w żaden sposób nie chciałem nikogo skrzywdzić, wolałem, żeby to ściana ucierpiała.
- Hope nie jest już jedenastoletnią, bezbronną dziewczynką nękaną w szkole. Broniłeś jej, okay, teraz też to robisz, ale ona dorosła. Jest silniejsza, bardziej świadoma siebie, ciekawska, nie potrzebuje prywatnej niani.
- Ona nie da sobie rady.- Westchnąłem, siadając na podłodze. Byłem świadomy, że Hopie zwyczajnie dorosła, ale jest zbyt krucha i zbyt wrażliwa, żeby móc się obronić. Może zrobiłaby to w przypadku, kiedy miałaby do czynienia na przykład z Louisem, owszem, ale nie sądzę, że potrafi ona krzywdzić ludzi. Avan jest cwany i wykorzysta to jako jej słabość. Uda zdruzgotanego, bezbronnego i będzie błagał o litość, a Hope zamiast go zabić- zmięknie. Jest zbyt wrażliwa na cierpienie ludzkie i zbyt naiwna. To po prostu moja mała, niewinna Hope.
- Dlaczego w nią nie wierzysz? Powinieneś ją wspierać. Przede wszystkim powinieneś powiedzieć jej o Elizabeth. Jeżeli odejdzie, będziesz musiał się z tym pogodzić.
- Nie mogę, nie mogę jej stracić.- Wymamrotałem, kiedy w mojej głowie zrodził się jedyny sposób, na odnalezienie mojego skarbu. I zrobię najgorszy błąd w moim życiu- znowu- ale pójdę do niego i będę prosił, żeby powiedział mi, gdzie ona jest.

~Hope~

Obudziło mnie pukanie w szybę. Wystraszyłam się, ale postanowiłam to sprawdzić. Było jasno, a ja po zegarku, który chyba chodził prawidłowo, wyczytałam, że jest już 9 rano. Pukanie dochodziło z innego pomieszczenia na parterze. Uchyliłam lekko drzwi, wchodząc do jakiegoś pomieszczenia. Jak się okazało, gałązka z krzewu, poruszana przez poranny wiatr, uderzała w szybę. Odetchnęłam z ulgą, bo przecież byłam sama w opuszczonym domu w środku lasu. Przypomniałam sobie zdarzenia z wczoraj. Postanowiłam rozejrzeć się trochę po poszczególnych pokojach. Na pierwszy ogień wzięłam pomieszczenie, w którym znajdowałam się obecnie. Okna były brudne, a grube zasłony powieszone na drewnianym karniszu- całe podziurawione. Nie wyglądało to zbyt dobrze. Na środku stało duże łóżko z porozrzucaną pościelą. Podłoga wyłożona została ciemnym drewnem, natomiast nie było tutaj żadnych mebli, oprócz dwóch szafek nocnych. Na jednej z nich stała stara, zakurzona lampka. Druga leżała stłuczona obok szafeczki. Na ścianie koloru ciemnego fioletu wisiało duże lustro z pięknie rzeźbioną ramą. Drzwi pasowały kolorystycznie do podłogi, a całość wyglądałaby naprawdę przytulnie, gdyby nie stan w jakim się znajdowała. Z ciekawości podeszłam do jednej z szafek nocnych i otworzyłam szufladę, znajdując w środku kilka papierków. Nic mi one nie mówiły, dlatego odłożyłam je na swoje miejsce, podchodząc do drugiej szuflady. Tam znalazłam coś o wiele ciekawszego, a mianowicie- zdjęcie. Przedstawiało ono trzy osoby. Dwoje dorosłych i małe dziecko, zawinięte w kocyk. Małżeństwo, jak przypuszczam, szeroko się do siebie uśmiechało, patrząc hipnotyzująco w swoje oczy. Mały bobas wpatrywał się z otwartą buzią w obiektyw i wyglądał wręcz przeuroczo. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, jaki napłynął na moje usta. Odłożyłam fotografię, wychodząc z pokoju.  Salon postanowiłam sobie odpuścić i skierowałam się do- jak się potem okazało- kuchni. Niektóre szafki były otwarte i zjedzone przez korniki. W środku nich nie było zupełnie niczego, oprócz pojedynczego talerza i widelca. W ostatniej z półek znalazłam też dwa kubki i wszystkie te naczynia ustawiłam na blacie, jakby miały się okazać potrzebne. Z ciekawości odkręciłam kran i rzeczywiście leciała w nim ciepła woda. Nawet nie chciałam wnikać, skąd ona tutaj jest. Przypuszczam jednak, że pod domem mogą znajdować się jakieś ciepłe źródła podziemne, czy coś podobnego. W tym świecie wszystko jest możliwe. Rozglądając się po salonie, ruszyłam w stronę schodów. Skrzypiały pod moimi stopami, jakby miały się za chwilę zawalić. Dla pewności podparłam się ściany, wchodząc na górę. Moim oczom ukazał się mały korytarzyk i troje drzwi, z czego dwoje było uchylonych. Jako pierwsze wybrałam te naprzeciwko, które zaprowadziły mnie do łazienki. Była ona o wiele bardziej zadbana, niż reszta domu. Jasne płytki wyglądały na niedawno myte, a stojąca po środku wanna, aż zachęcała, aby do niej wejść. Dlaczego łazienka jest w tak dobrym stanie, kiedy reszta domu nie wygląda najlepiej? Luke mówił, że mieszkał tu jakiś czas. Może to on o nią zadbał? Otworzyłam kilka szafek, nie znajdując w nich niczego interesującego. Ostatecznie opuściłam łazienkę, kierując się na lewo, do kolejnych uchylonych drzwi. Wnętrze od razu przypadło mi do gustu, chociaż nie było tak zadbane jak łazienka. Zaraz po wejściu dostrzegłam ciężkie mahoniowe biurko, które stało przed sporych rozmiarów oknem. Firanka, która je zdobiła, była zerwana do połowy. Jednej z zasłon brakowało, a druga została lekko poszarpana. Po prawej stał wielki regał z książkami, który zakrywał powierzchnię całej ściany. Książki były straszliwie zakurzone, a gdzieś w samej górze półki zobaczyłam nawet stare ptasie gniazdo. Jednak jego mieszkańców nie dostrzegłam. Przejechałam wzrokiem od ściany na podłogę, dostrzegając pleciony dywan, pogryziony gdzieniegdzie przez myszy. Mimo tego wyglądał zdumiewająco ładnie. Natomiast to, co zobaczyłam po lewej, zaparło mi dech w piersiach. Cała ściana została pokryta różnego rodzaju szkicami i było ich tak wiele, że ani trochę farby nie prześwitywało przez bialutkie kartki. Prawie biegiem podeszłam do tamtego miejsca, analizując każdy z rysunków. Jeden przedstawiał drzewo, kolejne różnego rodzaju gatunki zwierząt, a następne były portretami nieznanych mi osób. To było niesamowite. Każdy detal każdej pojedynczej pracy był idealnie dopracowany, a szkice mogłam nazwać wręcz perfekcyjnymi. Nie wątpiłam w talent osoby, która to narysowała. Przeskakiwałam wzrokiem z obrazka na obrazek i zatrzymałam się na jednym z nich. Natychmiastowo rozpoznałam swoją babcię i to jeszcze jako młodą dziewczynę. Miała może tyle lat, co ja obecnie i siedziała po turecku z królikiem na kolanach. Uśmiechała się promiennie. Na żadnej fotografii nie widziałam jej tak rozradowanej. To było wręcz niesamowite, jednak kolejny obrazek zdziwił mnie jeszcze bardziej. Znajdował się na nim Harry, ten Harry. Nie miał jeszcze ani jednego tatuażu, ale był trochę młodszy, niż jest teraz. Ołówek idealnie podkreślał ostre rysy jego twarzy, które jednak łagodniały przy szerokim uśmiechu. Szkic przedstawiał loczka z gromadką dzieciaków, które obległy go dookoła, a on śmiał się wesoło. Wszystko wyglądało na tyle realistycznie, że zdawało mi się, że słyszę jego chichot i krzyki dzieci. Każdy obrazek był jak zdjęcie i opowiadał jakąś historię. Mówiły mi coś, ale nie wiedziałam co. Zdawały układać się w ciąg wydarzeń, jednak kilku brakowało i dało się to zauważyć.
- Cześć, Hope.- Usłyszałam za sobą. Podskoczyłam w miejscu i pisnęłam, aby potem gwałtownie się odwrócić, dostrzegając Jonathana.
- Wystraszyłeś mnie! Jak mnie tu znalazłeś? Co tu robisz?- Od razu obsypałam go pytaniami, co spotkało się z jego śmiechem.
- Już mówiłem, dlaczego przy tobie jestem. Sprawdzam, czy wszystko w porządku.
- I jak?- Podniosłam jedną brew.
- Sądzę, że fizycznie wszystko jest okay, ale gorzej z twoją psychiką, prawda?- Podszedł do mnie. Już dawno przestał budzić mój strach.
- Cóż, masz rację. Muszę trochę odpocząć i znaleźć siebie.
- Zazwyczaj wybranki znają na pamięć całą historię swojego świata, a ty nie wiesz zupełnie nic.
- Bo nie jestem wybranką.- Prychnęłam.- Jestem pieprzonym 'czymś więcej'.- Zrobiłam cudzysłów w powietrzu.
- Przynajmniej masz jakiś argument, dlaczego się wyróżniasz.- Posłał mi przyjazny uśmiech. To było dziwne, że jest tym 'złym', a wygląda naprawdę uroczo. Nie wydawał się być ani trochę groźny, a wszystko przez jego opadającą na czoło grzywkę i uśmiech, dla którego można by było się roztopić.
- Nie przyglądaj się tak, bo Niall zrobi się zazdrosny.- Wyrwał mnie z zamyślenia. Ani trochę nie zdziwiła mnie wzmianka o Horanie, ponieważ doskonale wiedziałam, że Jonathan zna całą moją historię i jeszcze kilka innych istotnych faktów. Każdy wiedział tutaj wystarczająco wiele o mnie.
- Cóż, jesteś interesujący.
- Tak? Dlaczego?- Usiadł na podłodze, biorąc do ręki jedną z kartek. Dopiero teraz dostrzegłam, że kilka szkiców leży rozrzucona po pokoju.
- Nie pasujesz mi do Avana. Wydajesz się być przyjazny.
- Bo wciąż żyjesz w złym przekonaniu, Hope.- Rzucił tajemniczo, patrząc przez chwilę prosto w moje oczy.
- Jak to?
- Skąd wiesz, że to nie my jesteśmy ci dobrzy, a Styles i reszta źli? Przecież to bardzo dobrze by pasowało. Powiedz szczerze, Hope... To ja i wszyscy inni z mojego świata cały czas mówią ci prawdę, odpowiadają na pytania i tłumaczą wszystko, czego nie rozumiesz, a Styles? On wciąż cię okłamywał, więc skąd możesz mieć pewność, że to co mówił o naszych światach, również nie było wyssane z palca?- Zamilkłam na dłuższą chwilę. Nie wierzyłam w to, że to Harry jest zły, jednak słowa Jonathana dały mi do myślenia. Coś w tym było.
- To nie mogło być kłamstwem. Dobrzy ludzie nie zabijają innych, a Avan pozbawił życia moją babcię.
- Jesteś pewna, że to on? Wiesz, ile krwi ma rękach Styles? Pamiętasz, kiedy to Luke i jego kolega zamknęli cię w pokoju.- Przypomniałam sobie sytuację, gdy Harry polecił Lukowi i temu drogiemu zaprowadzenie mnie do pokoju. Luke siedział po cichu i starał się mnie nie skrzywdzić, jednak drugi facet był brutalny. Doskonale pamiętam, jak wrzucił mnie do jednego z pomieszczeń i zamknął drzwi na klucz. Potem Harry dostrzegł siniak po zbyt mocnym uścisku. Na dziedzińcu udało mi się uratować Luke'a, tłumacząc, że nie miał z tym nic wspólnego i wszystko to wina drugiego. Harry kazał go zaprowadzić do podziemi, a tam żyją te stworzenia. Stworzenia, które nie wychodzą z mroku.
- Pamiętasz.- Odezwał się.- To nie była pierwsza osoba, jaką tam sprowadził. Styles nie jest dobry, to on jest potworem. I to wcale nie Avan zabił twoją babcię.
- Harry?- Wciągnęłam gwałtownie powietrze, ale ulżyło mi, kiedy Jonathan pokiwał przecząco głową.
- Dowiesz się w swoim czasie, jestem pewien. Teraz mam dla ciebie propozycję.- Podniósł się z podłogi, stając zaraz naprzeciwko mnie i opierając się ramieniem o ścianę.- Odpowiem ci na wszystkie twoje pytania, oprócz babci oczywiście, wytłumaczę, cokolwiek będziesz chciała. Dowiesz się wystarczająco dużo o naszych światach, a potem zabiorę cię w jedno miejsce, do którego chciałabyś pójść.
- Co?- Zmarszczyłam brwi. Skąd on może wiedzieć, gdzie ja chcę iść?
- Nie będziemy chyba siedzieć cały dzień w tym domu, co? Spodoba ci się to miejsce. Ale nie ma nic za darmo.- Dodał, a ja niekontrolowanie się zaśmiałam.
- Przepraszam, ale nie wchodzę w żadne durnowate układy. Dam sobie radę sama.
- Nie chcę wiele, Hope. Wytłumaczę ci, skąd Luke zna to miejsce, dlaczego obraz Harry'ego nie wisi w sali, dlaczego rodzice oddali cię do psychiatryka, dlaczego Niall cię poznał; wytłumaczę, dlaczego jest tu tak wiele rysunków i powiem, co oznaczają. Dowiesz się, dlaczego jest tutaj Harry z gromadką dzieciaków, dowiesz się wszystkiego, ale będziesz musiała zrobić dla mnie jedną rzecz.- Stałam bez ruchu przez chwilę, wpatrując się w chłopaka. Wiedziałam, że może odpowiedzieć na każde moje pytanie, jednak nie miałam pojęcia, co chce w zamian. Bałam się, że wpakuje się w coś idiotycznego i będę tego mocno żałować. Jednak chęć poznania siebie i swojego otoczenia była silniejsza od strachu.
- Co musiałabym zrobić?
- Spotkać się z Avanem, tylko tyle. Uprzedzam, nie musisz się bać. On nie chce cię skrzywdzić, nie chce cię porwać, ani zabić, chce tylko porozmawiać i nie przyjdzie tutaj, dopóki nie będziesz tego chciała.
- Dlaczego, przecież może.
- Dlaczego miałby robić coś wbrew twojej woli? Avan doskonale wie, że żyjesz w błędnym przekonaniu, że jest jakimś okropnym potworem, który rzuci się na ciebie, gdy tylko znajdziesz się w jego zasięgu, dlatego nie chce cię niepotrzebnie denerwować. Nie musisz się bać, a on jest gotowy poczekać, aż sama zechcesz z nim porozmawiać.- Wytłumaczył i to bardzo spokojnie. Uśmiechał się przy tym lekko, co sprawiało, że nie mogłam mu nie zaufać.
- Skąd mam wiedzieć, że to nie jest jakaś pułapka? On już raz mnie skrzywdził.- Przypomniałam sobie zdarzenie, które miało miejsce, zanim zostałam porwana przez Harry'ego.
- A czy Styles nie wspominał, że poprosił o to Avana, aby zaciągnąć cię do zamku? Przecież mówił, że wszystko było częścią jego planu.
- Powiesz mi wszystko, kiedy z nim porozmawiam?- Upewniłam się. Nie miałam dużego wyboru, ponieważ wiedziałam, że nie ma nikogo, kto mógłby odpowiedzieć na moje pytania. Oni wszyscy woleli kłamać.
- Pierwsze porozmawiasz, potem wszystko opowiem, umowa stoi?
- Skąd mam wiedzieć, że mnie nie oszukasz?
- Wybranki się nie oszukuje. Wybranki nie można okłamać, bo jest to godne zdrady całego świata, w jakim się żyje. Uwierz, że nie chciałbym zdradzić wszystkich bliskich i zostać odrzuconym. Kto chciałby się przyznać, że ma w rodzinie kogoś, kto odważył się okłamać najważniejszą osobę na ziemi? A co mogłoby mnie czekać, gdyby wszyscy wiedzieli, że nie jesteś zwyczajną wybranką, a następczynią Vivian? Poza tym, Avan naprawdę by mnie zabił.- Zaśmiał się i wyciągnął dłoń w moim kierunku.- Umowa stoi?
- Stoi.- Westchnęłam i uścisnęłam jego rękę, napotykając szeroki uśmiech Jonathana. Boję się, że właśnie wpakowałam się w najgorszy układ mojego życia. Ale przecież tak nie może być, prawda?

----------------------------------------------------

Cześć moje jednorożce! W tym rozdziale dzieje się więcej, niż w poprzednim. Powoli rozwiązujemy wszystkie tajemnice i kto by pomyślał, że to Jonathan okaże się być tym 'wybawcą', który uświadomi Hope? Niall popełni błąd... To chyba wiadome, że pójdzie do Avana, a on nie udzieli mu informacji, ot tak! Jonathan poniekąd jest dobry, ale namieszał Hopie w głowie gadaniem, że Avan jest dobry, a Styles zły. Choć skąd możemy mieć pewność, że tak nie jest? Jezu *O* Chce koniec i Wasze reakcje! A jeżeli jesteście ciekawi tego co u mnie i w ogóle mnie, to zapraszam na bloga!
http://klouders-blog.blogspot.com/ - Bo warto być głośniejszym!
Do następnego! <3

piątek, 8 maja 2015

51. Yeah, I thing that I give up

Zapraszam na nowy blog o mnie
Bo warto być głośniejszym

~Niall~

Leżałem na łóżku, nie mając zielonego pojęcia, dlaczego Louis chciał porozmawiać z Hope. Wiem, że dramatyzowałem, myśląc, że może jednak coś między nimi jest, ale nic na to nie mogłem poradzić. Te myśli były silniejsze ode mnie, pomimo że wierzyłem Hope, że nic ich nie łączy, poza przyjaźnią oczywiście. Próbowałem skupić się na bezinteresownym wpatrywaniu w sufit, ale coraz bardziej denerwowałem się tym, że jeszcze nie wrócili. Oczywiście mogłem zrobić to, co pokazał mi Nick. Zamknąć oczy i sprawdzić gdzie jest i co z nią, ale czułem, że po prostu nie mogę. To byłoby nie w porządku w stosunku do niej. Ufam jej i nie potrzebuję jej kontrolować. Nagle w korytarzu rozniósł się krzyk. Zanim zdążyłem jakkolwiek zareagować, drzwi do mojego pokoju się otworzyły, a do środka wpadł Louis.
- Hope uciekła, biegniemy po resztę.- Wydyszał, ruszając dalej. Przez kilka sekund siedziałem na miejscu, aż poderwałem się i pobiegłem za brunetem. Jak to, do cholery, uciekła?! Co on jej zrobił?!
- Louis!- Krzyknąłem.
- Nie ma czasu. Jest jeszcze w zamku razem z Lukiem.- Biegł kilka metrów przede mną, wpadając do kolejnych pokoi.
- Czekajcie w sali, biegnę po Harry'ego!- Poinformowałem i ruszyłem w przeciwnym kierunku, co Lou. Styles jako jedyny ma pokój tak daleko od wszystkiego, co nie bardzo ułatwia rozwiązywanie takich sytuacji. Od jego sypialni dzieliły mnie jeszcze dwa zakręty. Nie fatygowałem się nawet, żeby zapukać, tylko wpadłem do pokoju.
- Hope uciekła. Chłopaki się naradzają.- Wymamrotałem, widząc, jak wszystkie jego mięśnie napinają się w ciągu jednej sekundy. Wypadł z łóżka, jak poparzony, a ja postanowiłem biec do reszty.
- Co wy jej, kurwa, zrobiliście?!- Krzyknął gdzieś za mną. Sam nie wiem, co się stało, a przede wszystkim nie mam czasu, żeby się tym przejmować. Nie odpowiedziałem i po chwili poczułem mocne szarpnięcie za ramię. Moje ciało zostało rzucone na ścianę, odbijając się od niej. Skrzywiłem się, czując ból w plecach.
- Czego?!
- Mów, co jej zrobiliście?!- Syknął Styles, przyciskając mnie do zimnej powierzchni.
- Nie wiem, rozumiesz? A jeżeli chcesz tracić czas na kłócenie się ze mną, to może lepiej wróć do pokoju i nie pomagaj! Hope jest jeszcze w zamku i to z Lukiem! W każdej chwili, a może nawet teraz, wymyka się tylnymi wyjściami!- Nie wziąłem leków, chociaż obiecywałem. Musiałem za wszelką cenę się powstrzymać, aby nie rozbić tego lokatego łba o ścianę. Puścił mnie i całe pokłady wściekłości, która opanowywała moje ciało, włożyłem w bieg. Styles był tuż za mną i po trzech minutach siedzieliśmy wszyscy przy dużym stole. Każdy uspokajał przyspieszony oddech.
- Louis, co jej powiedziałeś?- Wysapałem, zaciskając pięści pod stołem. To ten gnój jej czegoś naopowiadał!
- Ja... No bo... Prawdę, powiedziałem jej prawdę.- Wydusił w końcu, patrząc mi prosto w oczy. Wstałem gwałtownie, słysząc za sobą huk przewróconego krzesła.
- Powiedziałeś jej o babci?!- Uderzyłem pięścią w stół. Ona mnie znienawidzi.
- Co?! Nie! Powiedziałem jej kim jest i czego od niej chcieliśmy.- Wzrok bruneta przeniósł się na Harry'ego, którego mięśnie się napięły, a wzrok uciekł.
- Czego od niej chcieliście?!- Wycedziłem. Naprawdę miałem ochotę rzucić się na każdego, kogo spotkam, a już w szczególności Stylesa. Najwyraźniej coś przed nami ukrywał.
- Louis...
- Powiedz im i tak się dowiedzą.- Prychnął, a wtedy lokaty wstał równie gwałtownie, co ja przed chwilą.
- To już jest nieważne, nie rozumiesz?! Po co jej o tym mówiłeś, skoro doskonale wiedziałeś, że nie ma takiej opcji!- Krzyknął.
- Bo to jedyne wyjście! Myślisz, że ja tego chcę?! Ale narażanie setek innych nie jest niczym dobrym!
- O czym wy pierdolicie?!- Tym razem głos zabrał Liam, przekrzykując tamtą dwójkę.
- Nie powiesz im.- Syknął Styles.
- Powiem! Początkowy plan był taki, aby porwać Hope i oddać ją Avanowi, ale ten debil się zakochał! Ubzdurał sobie, że trzeba ją chronić, a przecież Hope by sobie poradziła! Avan chce wywołać wojnę i zrobi to, jeżeli Hopie nie wpadnie w jego łapy. Jest od niego silniejsza, więc nie mielibyśmy się czym martwić!
- Czekaj... Co?! Chcieliście oddać mu Hope?! Porwałeś ją, żeby...- Zacisnąłem z całych sił pięści i nawet nie wiem, kiedy podszedłem do Stylesa, wymierzając mu cios w twarz. Zachwiał się, ale ostatecznie odzyskał równowagę, łapiąc się za szczękę.
- Weźcie go, nie brał leków.- Wymamrotał bezuczuciowo. Prychnąłem i odwróciłem się na pięcie, idąc w stronę drzwi. Za sobą słyszałem ich kłótnie i nie miałem zamiaru w tym uczestniczyć. Co za gnój! Co za pierdolony skurwysyn! Szedłem twardym krokiem w stronę głównych drzwi z nadzieją, że właśnie tamtędy Hope będzie chciała się wydostać. Muszę jej wszystko wytłumaczyć. Nie mogę jej stracić, nie teraz, kiedy zaczynało być tak dobrze, kiedy miałem ją przy sobie. Stanąłem na jednym ze schodków przy wejściu i mogłem po prostu czekać.
- Niall!- Usłyszałem krzyk, a w moim kierunku biegł Liam.- Co ty chcesz zrobić?
- Zatrzymać ją i porozmawiać. Wyjaśnić jej wszystko i błagać, żeby została.- Powiedziałem, nadal obserwując, czy nigdzie jej nie ma.
- Podziwiam, że jako jedyny zostajesz przy zdrowych zmysłach. Oni się tam chcą pozabijać i wychodzi na to, że zapomnieli, że to Hope jest tutaj najważniejsza.- Mruknął.- Pomogę ci.
- Dzięki. Mógłbyś pilnować tylnego wyjścia, tego przez kuchnię.
- Hope chyba o nim nie wie.
- Ale Luke wie.- Liam kiwnął twierdząco głową i ruszył tam, gdzie mu kazałem. Ona nie mogłaby być na mnie zła, prawda? Jedyna sprawa, w której ją ciągle okłamuję, to śmierć Elizabeth. Codziennie sobie obiecuję, że powiem jej całą prawdę, ale tego nie robię, bo boję się, że mnie zostawi. Muszę jej powiedzieć. Jeszcze Luke... Do cholery, dlaczego on jej pomaga?! Przecież doskonale wie, że to tutaj Hope będzie najbezpieczniejsza. Przyglądałem się schodom przed sobą, kiedy w oddali usłyszałem kroki i po chwili dostrzegłem Hope i Luke'a. Zatrzymali się gwałtownie, ja sam również byłem w szoku. Dziewczyna patrzyła na mnie przez sekundę.
- Tędy!- Chłopak chwycił jej dłoń, ciągnąc w kierunku kuchni. Wiedziałem, że tam pobiegnie! Ruszyłem za nimi.
- Hope! Zaczekaj!- Krzyknąłem, a oni wpadli w tłum ludzi. Biegali między półkami, kiedy ja niemal deptałem im po piętach. Ona nie może uciec. Wybiegli tylnym wyjściem, a Liam był tym chyba zbyt zaskoczony, bo zanim zareagował, oni biegli już kilka metrów przed nami.
- Zaczekaj! Porozmawiajmy!- Próbowałem w jakikolwiek sposób skłonić brunetkę do rozmowy. Tylko rozmowy, żebym mógł jej wszystko wytłumaczyć, ale ona mnie nie słuchała. Krzyczałem na nią, kiedy wybiegła przez bramę. Kierowali się do wioski, a ja i Liam zaraz za nimi, błagając Hope o rozsądek. Nigdy nie sądziłem, że potrafi tak szybko biegać, bo z WF-u miała na ogół marne oceny. Płuca mnie już piekły od krzyku i wysiłku, kiedy wpadli prosto w sam środek wioski. Tutaj ludzi było zdecydowanie więcej, niż w kuchni, dlatego ich zgubiliśmy.
- Przepraszam, widziała pani Hope?- Zapytałem jakiejś starszej kobiety, która pokręciła przecząco głową. Nie musiałem nawet opisywać jej wyglądu, bo samo 'Hope' mówiło, o kogo chodzi i nie było osoby, która by jej nie znała.
- Hope!- Krzyknął Liam. Pytałem jeszcze paru osób, ale nikt jej nie widział. Rozpłynęła się w samym środku tego tłumu!
- Wracajmy, zgubiliśmy ją i musimy pomyśleć, co dalej.
- Nie.- Warknąłem.- Znajdę ją.
- Chodź Niall, wracamy. Robi się ciemno.
- Tym bardziej powinniśmy ich poszukać!
- Chodź.- Powtórzył, kiwając głową w kierunku zamku. Mimo wszystko miał rację. Zgubiłem ją i muszę teraz coś wymyślić, ale nie potrafię zostawić jej samej.
- Nie mogę, Liam! Nie stracę jej po raz kolejny, rozumiesz?! Nie zniosę tego!
- Wbiegniesz w las, a robi się ciemno. Znajdzie cię któryś z ludzi Avana, a doskonale wiesz, że oni cię nienawidzą. Tym bardziej, że okazałeś się być jej opiekunem. Jeżeli cię zabiją, to Hope będzie cierpiała o wiele bardziej, niż ty teraz. Daj jej chwilę, może wystarczy, że wszystko przemyśli i wróci? Musimy mieć przynajmniej taką nadzieję.- Zapewnił mnie, kiedy odchodziłem od zmysłów, rozglądając się nerwowo. Wiem, że miał rację, ale... kurwa! Nie chcę znów stracić całego mojego życia, nie wytrzymam tego psychicznie.
- Chodź.- Brunet szarpnął mnie za ramię. Nawet nie miałem siły się z nim szarpać. Hope musi wrócić...

~Hope~

Po wizycie w wiosce, skąd zabraliśmy wszystkie potrzebne mi rzeczy, Luke zaczął prowadzić do tego opuszczonego domu. Szliśmy już od dobrych kilkunastu minut, a słońce prawie zaszło, sprawiając, że wokół zapadał zmrok. Jeszcze tylko trochę i nie będę widziała zupełnie nic, a krzaki robią się coraz gęstsze.
- Luke?- Przybliżyłam się do niego, kiedy ten mruknął w odpowiedzi.- Masz latarkę?
- Nie, a po co?
- Robi się ciemno.- Powiedziałam, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie, bo była.
- Oh, boisz się?- Uśmiechnął się głupawo.- Nie masz czego. Może nie jestem wampirem czy demonem i nie mam żadnych nadnaturalnych zdolności, ale te lasy znam jak własną kieszeń, co w zupełności mi wystarczy.
- A zwierzęta? Mogą nas zaatakować.
- Uważaj, bo jeszcze się tak stanie.- Nie patrzyłam na niego, ale była pewna, że przewraca oczami.- Hope, to nie jest świat śmiertelników, to jest nasz świat. On rządzi się swoimi prawami.
- Czyli?
- Jeżeli ty nie krzywdzisz nikogo, nikt nie skrzywdzi ciebie.- Rzucił. Nie odpowiedziałam. Może ma rację? Nic tak właściwie nie wiem o miejscu, z którego pochodzę i do którego należę. On jest tutaj zdecydowanie dłużej ode mnie i na pewno wie o wiele więcej. Poczułam, jak ramię chłopaka oplata moje ramiona, przyciągając mnie bliżej niego. Nie mogłam nic poradzić na to, że lekko podskoczyłam na ten dotyk.
- Nie ufasz mi, prawda?- Luke przerwał ciszę, którą do tej pory rozpraszały jedynie dźwięki łamanych pod naszymi stopami gałęzi i szelest liści. Zdziwił mnie tym pytaniem.
- Dlaczego tak myślisz?- Zmarszczyłam brwi, patrząc przed siebie, choć i tak niewiele widziałam.
- Nie wiem, odpowiedz.
- Odpowiem, jeżeli ty odpowiesz.- Stwierdziłam, co spotkało się ze śmiechem bruneta.
- Myślę, że masz mnie za takiego, jak cała reszta. Wiesz, że faszeruję cię kłamstwami i nie mówię ani grama prawdy. A teraz ciągam cię po lesie, żeby na sam koniec zamknąć w szopie, do której dostęp ma jedynie Styles i będzie tam przychodził tylko po to, żeby się na tobie wyżyć, bo tak naprawdę jest nerwowy i rozładowuje się na pierwszej osobie, jaka wpadnie mu w ręce, a ty byłaś świetnym workiem treningowym.
- Nie zabierasz mnie do starej szopy, prawda?
- Nie.- Zaśmiał się, zapewne z tego, że zignorowałam całą jego wypowiedź, czepiając się tylko jednej zawartej w niej informacji. 
- Ufam ci.- Odpowiedziałam, skoro taka była umowa. Chłopak posłał mi szeroki uśmiech. Wiem, że byłam workiem treningowym Stylesa, ale potem to się zmieniło. Przestał się na mnie wyżywać. Jednak Luke ma rację z tym, że byłam faszerowana kłamstwami. Sama już nie wiem, co było prawdą, a co tylko zmyśloną bajeczką. Resztę drogi pokonaliśmy w kompletnej ciszy, aż wśród ciemności dostrzegłam kontury budynku. Z każdym krokiem widziałam go coraz wyraźniej i muszę przyznać, nie był zły. Wyglądał na całkiem zadbany, ale przerażało mnie, że taki ładny dom stoi na środku opustoszałego lasu. Kompletne odludzie... Drzwi były otwarte i z łatwością dały się otworzyć, skrzypiąc przy tym nieznacznie. Luke przepuścił mnie pierwszą. Nie było prądu, co w ogóle mnie nie zdziwiło, bo skąd prąd w środku lasu? Choć w zamku nie było z tym problemu.
- Mam tu siedzieć po ciemku?
- Dasz sobie radę.
- Śmierdzi tu trochę.
- Będziesz ciągle narzekać, czy raczej zaczniesz się cieszyć, że nie musisz spać na zimnej ziemi gdzieś w lesie?- Rzucił, śmiejąc się przy tym. Uderzyłam go żartobliwie w ramię i ledwo co w nie trafiłam, bo było tak ciemno.
- Skąd wiesz o tym miejscu?
- Długa historia. Jest bieżąca, w dodatku ciepła, woda, dlatego spokojnie będziesz mogła wziąć prysznic. Czekaj...- Mruknął i zrzucił torbę z ramienia, szukając czegoś w jej wnętrzu. W końcu coś wyciągnął i była to, jak się okazało, świeczka. Zapalił ją zapalniczką, którą pewnie nosi przy sobie i poświecił wokoło. Zarzucił torbę z powrotem i jedną dłonią trzymał świeczkę, a druga chwycił mój nadgarstek, ciągnąc mnie w głąb domu. Przeszliśmy do salonu, a na dużym stole stało kilkanaście innych świeczek. Luke powoli odpalił każdą z nich i odłożył tę, którą zapalił w przedpokoju. Bez słowa podszedł do każdego z okien, sprawdzając, czy jest ono zamknięte. Po cichu obserwowałam każdy jego ruch, aż ostatecznie stanął tuż obok mnie. Odłożył torbę, podchodząc jeszcze bliżej, żeby światło świec objęło jego twarz i żeby mógł ze mną porozmawiać.
- Wszystkie rzeczy masz w torbach. Okna są zamknięte i proszę, zamknij również drzwi, kiedy już wyjdę, dobrze?- Kiwnęłam głową.- W tej szafce są koce i ręczniki.- Pokazał na jedną z komód, stojących w salonie.- Najlepiej nie bierz już teraz prysznica, bo jest naprawdę ciemno i możesz sobie coś zrobić przez nieuwagę. Połóż się spać tutaj, nie wchodź na górę. Pozwiedzasz dopiero jutro rano, kiedy zrobi się jasno, tak samo z kąpielą, tak?- Ponownie kiwnęłam głową, zapamiętując każde jego słowo.- Pamiętaj, żeby zamknąć drzwi i obiecuję, że jesteś tutaj bezpieczna.- Uśmiechnął się do mnie, co odwzajemniłam.- Wracam do zamku i mam nadzieję, że sobie poradzisz.
- Poradzę.- Zapewniłam, kiedy chłopak się odwracał.- Luke...- Zatrzymałam go, zanim zrobił krok.- Skąd to wszystko wiesz?
- Mieszkałem tu przez pewien czas. Dobranoc, Hope.- Pocałował mnie w policzek i wyszedł, zamykając po cichu drzwi. Naprawdę tutaj mieszkał? Dlaczego? Potrząsnęłam głową, zabierając jedną ze świeczek. Tak jak kazał, zamknęłam drzwi i wróciłam do salonu. Ze wskazanej komody wyciągnęłam dwa koce i ułożyłam się na kanapie. Miałam zamiar zastosować się do każdej rady Luke'a, pomimo że zżerała mnie ciekawość tego, co jest na piętrze sporego domu. Leżałam chwilę, wpatrując się z płomienie świec i dopiero po kilku minutach machnęłam dłonią, sprawiając, że wszystkie zgasły. Odwróciłam się na drugi bok. Myślałam, że nie zdołam zasnąć, jednak to stało się szybciej, niż myślałam. Musiałam być naprawdę zmęczona.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jeju! Dotarliśmy już tak daleko! Na początku bardzo, bardzo, bardzo dziękuję za komentarze pod ostatnim rozdziałem, jednak tu jesteście! Mam nadzieję, że rozdział Was nie zanudził, bo nie było żadnej akcji, ale już w następnym się rozkręci. Za niedługo ruszam z Reputation, czyli nową odsłona Sexuality Education. Mam ostatnio dużo na głowie, ale z rozdziałami jakoś mi idzie. Do następnego! 

piątek, 1 maja 2015

50. "I've been around the world in the pouring rain, Feeling out of place, really felling strange"

Really?
Tylko 5 komentarzy pod ostatnim rozdziałem?
To po co ja tu w ogóle jestem?

Chodziłam w kółko, szarpiąc się za włosy. Nie rozumiem, dlaczego mi nie powiedzieli? Powinni! Tym bardziej, że dotyczy to bezpośrednio mnie! Nie chciałam być wybranką i cholerną ponadwybranką też! Wcale się oto nie prosiłam! Tylko z tego powodu mam wroga, który jest w stanie mnie zabić. Ba! Nie tylko mnie, jest w stanie zabić każdego, aby tylko do mnie dotrzeć, a Louis mi mówi, że mam mu się dobrowolnie oddać?! Chyba oszalał! Jest pierdolonym wariatem, jak moi znajomi z psychiatryka! Kręciłam się jeszcze chwilę, aż twardym krokiem ruszyłam w stronę zamku.
- Hope!
- Zamknij się, Tomlinson! Po prostu sobie odpuść, okay?!- Warknęłam. Bolało. Wściekłość mieszała się z okropnym bólem.
- Tu chodzi o życia dziesiątek, a może i setek osób! On nie zrobi ci krzywdy!
- Skąd to możesz wiedzieć?!
- Nie mógłby!- Krzyczał, próbując dotrzymać mi kroku.- Żyjesz dla tych ludzi, pamiętasz?! Dlaczego chcesz ich zabić?!
- Ja się o to nie prosiłam, do cholery jasnej!- Zatrzymałam się gwałtownie i odwróciłam w stronę bruneta.- Chętnie bym to wszystko komuś oddała! Myślisz, że nie marzyłam o normalnym życiu?! Że nie chciałam mieszkać z rodzicami?! Chciałam pójść do szkoły, poznać jakiegoś chłopaka, w którym się zakocham, a potem on by mnie zostawił, a ja przeżywałabym swój pierwszy zawód miłosny! Odliczałabym dni do studniówki i zastanawiała się, co na siebie włożyć?! Ale nie! Zamiast tego wychowałam się w psychiatryku, straciłam babcię i ostatecznie zostałam porwana przez jakiegoś cholernego psychopatę, który ubzdurał sobie, że mnie kocha! Styles to pieprzony egoista, ty perfidny samolub, Zayn i Liam zwyczajne pionki w głupiej grze, a Niall to cholerny kłamca!- Wykrzyczałam mu w twarz i ponownie ruszyłam przed siebie. Miałam jeden cel- zniknąć. Nie słyszałam już za sobą jego kroków. Nie wiem, co mnie bardziej bolało, to, że im ufałam, czy to, że Niall kłamał mi w żywe oczy, zapewniając przy tym, że mnie kocha. Na horyzoncie zobaczyłam już zamek. Nie wiem, co zrobię, ale na pewno tam nie zostanę. Wolę zdechnąć z głodu czy zamarznąć na śmierć gdzieś w lesie, ale na pewno nie zostać z nimi! Zanim się obejrzałam, przeszłam przez ogromną bramę, kierując się do równie dużych drzwi. Ktoś mi je otworzył, za co nawet nie podziękowałam, bo bałam się, że zamiast tego nakrzyczę na tę osobę. Kierowałam się korytarzami do swojego pokoju. Tak właściwie, to po co? Mogłam od razu ruszyć w las, bo i tak nie mam tutaj niczego wartościowego. Właśnie skręcałam za róg, kiedy zderzyłam się z czyjąś klatką piersiową. Odruchowo zacisnęłam pięści, słysząc jęknięcie tej osoby spowodowane bólem, jaki mu wyrządzałam. Zdołałam się odsunąć i niemal pisnęłam, widząc przed sobą Luke'a. Zakryłam usta dłońmi, tym samym rozluźniając pięści i dając mu ulgę w cierpieniu.
- Przepraszam! Nie wiedziałam, że to ty!
- Spokojnie.- Wymusił na sobie lekki uśmiech.- Jak ty...
- Nieważne. Musisz mi pomóc, Luke!- Przytuliłam się do niego, co po chwili odwzajemnił.- Potrzebuję plecaka i kilku rzeczy.- Odsunęłam się.
- Co, po co?
- Uciekam od nich, od tej całej szopki!- Wyrzuciłam ręce w powietrze, starając się objąć gestem przestrzeń wokół.
- Gdzie pójdziesz? Dlaczego chcesz uciec?
- Nieważne i nie wiem, gdzie pójdę. Gdziekolwiek, byle jak najdalej.- Wymamrotałam.
- Hope! Hope, gdzie jesteś?!- Do moich uszu dobiegł krzyk Louisa. Zlokalizowałam miejsce, z którego dochodził i złapałam dłoń Luke'a, biegnąc w przeciwnym kierunku. Chłopak szybko zrozumiał, czemu uciekamy i przyspieszył, dotrzymując mi kroku. Puścił moją dłoń, aby ułatwić nam bieg. To był niemal sprint poprzez zawiłe korytarze zamku.
- Tutaj.- Poczułam szarpnięcie i zostałam wciągnięta do jakiegoś ciemnego pomieszczenia. Było niesamowicie ciemno, ponieważ pomieszczenie nie posiadało żadnego okna, albo posiadało, tylko było ono zasłonięte grubą zasłoną, jak to tutaj bywa. Moja klatka piersiowa zetknęła się z klatką Luke'a i doskonale czułam, jak obie unoszą się w szybkim tempie. Zajęło nam chwilę, zanim ustabilizowaliśmy oddech. Chłopak zapalił światło i dopiero wtedy zobaczyłam, że znajdujemy się w sypialni. Ściany były w kolorze ciemnego fioletu, a podłoga wyłożona została również ciemnym drewnem. Rzeczywiście nie było okien, ale zamiast tego dostrzegłam drzwi, które zapewne prowadziły do łazienki. Na środku stało spore, idealnie pościelone łóżko, a na nim walały się szare i czarne poduszki różnych rozmiarów. Przy ścianach stały meble, kolorystycznie zlewające się z podłogą.
- Gdzie jesteśmy?
- W moim pokoju.- Uśmiechnął się.- Co jak co, ale tutaj nas raczej nie znajdzie.- Zaśmiał się, a ja mu zawtórowałam, kompletnie zapominając o gniewie i bólu, jaki do tej pory opanowywał moje ciało.
- Pomożesz mi?
- Chciałbym, ale nie popieram pomysłu twojej ucieczki. Nie możesz nocować w lesie.
- Wrócę do domu babci.
- To pierwsze miejsce, gdzie będą cię szukać.- Stwierdził i niestety miał rację.
- Więc co mam niby zrobić?- Jęknęłam niezadowolona. Naprawdę nie miałam wyboru i ostatnim, co mogłam zrobić, to spać w lesie. Dobry humor szybko znikł, a wróciły wszystkie negatywne emocje. Westchnęłam sfrustrowana, pocierając twarz dłońmi.
- Mogłabyś nocować tutaj, ale wątpię, że chcesz w ogóle zostać w zamku.- Stwierdził Luke, rozglądając się dookoła. Cóż, znów miał rację. Widziałam, jak intensywnie się nad czymś zastanawia.
- Dziękuję, że starasz się mi pomóc.- Wypaliłam, na co szeroko się uśmiechnął.
- Jest takie jedno miejsce.- Zaczął.- Niedaleko wioski, w lesie. To taki mały, opuszczony domek, o którego istnieniu wie niewiele osób. Myślę, że mogłabyś się tam zatrzymać. Uprzedzam twoje pytania, to nie jest jakaś zniszczona szopa, ale całkiem porządny dom.
- W takim razie dlaczego stoi opuszczony?
- Rodzina, która tam mieszkała, cóż... już nie żyją.- Mruknął. Nie miałam dużego wyboru, a w zaistniałej sytuacji, to było jedyne, co mogłam zrobić. Zgodziłabym się nawet, gdyby w grę wchodziła cholerna szopa na jakimś pustkowiu. Powinnam już dawno uciec i odciąć się od tego debilnego miejsca.
- No okay, to brzmi nawet dobrze.- Nie wiem, czy próbowałam przekonać jego, czy mnie samą.- Będziesz mnie odwiedzał?
- Tak, zdecydowanie, ale jak na razie musimy wymyślić sposób, w jaki się stąd wydostaniesz, bo teraz zapewne ruszyły wielkie poszukiwania.
- Na początek, muszę mieć prowiant, jakieś jedzenie, ubrania, wodę.
- Jasne, załatwimy to w wiosce, żeby nie wzbudzać podejrzeń, co ty na to?
- Geniusz z ciebie!- Zaśmiałam się, na co Luke się ukłonił, jakby właśnie wygrał jakąś ważną nagrodę.- Jak stąd wyjdziemy?- Zapytałam, siadając na łóżku. Chłopak szybko do mnie dołączył, nie odzywając się ani słowem. Zapewne wymyślał kolejne, genialne wyjście z tej beznadziejnej sytuacji. Cieszę się, że nie zadaje zbędnych pytań, tylko bezinteresownie mi pomaga. Swoją drogą, wcale nie musiał tego robić. Mógł zostać w miejscu, kiedy usłyszeliśmy Louisa i powiedzieć mu, gdzie uciekłam. Mógł pomagać w poszukiwaniach i być przeciwko mnie, a mimo to mnie wspiera. Bardziej niż ktokolwiek inny, kogo do tej pory poznałam. Chyba że to, co o nim wiem, również jest stekiem bzdur i jednym, wielkim kłamstwem.
- Moglibyśmy przejść podziemiami.- Przerwał ciszę, a ja wybuchłam głośnym, wymuszonym śmiechem. Musiałam wyglądać jak wariatka.
- Nie ma mowy! Nie zejdę do tych potworów.- Pokręciłam przecząco głową, przypominając sobie ostatnią wizytę, którą im złożyłam. Nigdy nie zapomnę tego widoku i jestem pewna, że będzie on również męczył moje wnuki, o ile jakieś będę miała.
- Daj spokój, nie są źli. Po prostu wyglądają... inaczej. Poza tym, nie mamy wielu opcji.
- Wolę skakać z okna, niż tam zejść.- Stwierdziłam, dając Luke'owi do zrozumienia, że ten pomysł kompletnie odpada. Rozpoczęła się całkiem nowa burza mózgów.
- Hope, nie mamy wyboru. Oni na pewno cię już szukają.- Westchnął.
- Chyba, że robią jedną ze swoich słynnych narad, aby dopiero podjąć jakąś decyzję.- Olśniło mnie.- Wiesz, gdzie jest ten pokój, w którym wszystko omawiają?
- Tak, ale to po drugiej stronie zamku.
- Idź i po prostu zobacz, czy tam są. Jeżeli są, to...
- No właśnie, nie zdążymy.
- Pomyśl o mnie.- Stwierdziłam.
- Co?
- Teraz.- Zażądałam, a Luke kiwnął twierdząco głową. Skupiłam się całkowicie na tym, że chcę go usłyszeć. Zamknęłam nawet oczy, aby nic mnie nie rozpraszało, jednak nic z tego. Byłam zbyt zdenerwowana tym wszystkim, żeby się skupić.
- I co?
- Nie dam rady.- Westchnęłam. Coraz bardziej docierała do mnie wiadomość, że będziemy musieli zejść w podziemia.- Nie chcę do nich schodzić, boje się tych stworzeń.
- Spokojnie, wymyślimy coś.- Luke pogłaskał mnie opiekuńczo po plecach.- Pójdę tam i podsłucham. Jeżeli uznam, że mają jeszcze sporo do omówienia, to przybiegnę tutaj i wyjdziemy skrótami. Będziemy musieli biec, cały czas.- Uprzedziłvmnie, na co kiwnełam głową. Chłopak westchnął i wstał, podchodząc do drzwi. Rzucił mi ostatnie spojrzenie, zanim wyszedł. Siedziałam niespokojnie, jak na szpilkach. Denerwowałam się tym, że nie będzie żadnej narady.
- Hope.- Usłyszałam tuż obok siebie i podskoczyłam, wstając na równe nogi. Od razu poznałam blond grzywkę i przeszywające spojrzenie.
- Jonathan? Co tu robisz?
- Nie ma narady. Chłopaki kłócą się między sobą i nie zapowiada się, żeby skończyli dość szybko. Proszę cię, biegnij. Dogoń Luke'a i biegnij do wyjścia.
- Ale...
- Hope, zaufaj mi.- Uśmiechnął się nieznacznie. Był osobą, która pokazywała mi prawdę, dlatego go posłuchałam. Wybiegłam z pokoju, kompletnie nie wiedząc, gdzie powinnam się kierować, ale postanowiłam na przeczucie. Rzuciłam się biegiem jednym z korytarzy. Mijałam ludzi, ale oni jeszcze o niczym nie wiedzieli, dlatego mnie ignorowali. Miałam ochotę krzyczeć, kiedy zobaczyłam przed sobą sylwetkę Luke'a. Wpadłam na niego, sprawiając, że podskoczył z zaskoczenia.
- Do wyjścia, szybko.- Wydyszałam.
- Co? Przecież...
- Zaufaj mi, biegnijmy.- Chłopak stał chwile w bezruchu, ale w końcu ruszył razem ze mną. Oby Jonathan mnie nie okłamał i żebyśmy się nie natknęli na żadnego z chłopaków, bo czuję, że jeszcze długi bieg przed nami.
- Tutaj- Powtarzał ciągle Luke, kiedy skręcał w różnych kierunkach. Wciąż dotrzymywałam mu kroku, nie chcąc go zgubić. Rozpoznawałam już mniej więcej korytarze, więc wnioskowałam, że jesteśmy blisko wyjścia. I dopiero przy samych drzwiach zobaczyłam Nialla. Stał tam, patrząc w naszym kierunku, kiedy oboje gwałtownie się zatrzymaliśmy.
- Tędy!- Luke złapał moją dłoń i pociągnął gdzieś w bok.
- Hope! Zaczekaj!- Krzyczał za nami, kiedy wpadliśmy do kuchni i zaczęliśmy się przeciskać wśród ludzi. Gdzie on mnie prowadzi? Zniknęliśmy wśród półek, a ja dostrzegłam drzwi, o których istnieniu nie miałam pojęcia. Wybiegliśmy przez nie na zewnątrz, jednak nadal docierał do mnie krzyk już nie tylko samego Nialla, ale też Liama.
- Szybko, Hope!- Krzyczał Luke, prowadząc mnie na dziedziniec.
- Zaczekaj! Porozmawiajmy!- Zacisnęłam pięści i szczękę, powstrzymując łzy, jakie cisnęły mi się do oczu. Brama na szczęście była otwarta, a my mogliśmy swobodnie wybiec poza mury zamku i niemal od razu skręcić w las, aby ich tylko zgubić. Klatka piersiowa mocno mnie bolała, kiedy płuca piekły od takiego wysiłku. Jednak nie mogłam przestać biec, dopóki nie byłam pewna, że ich zgubiliśmy. Krzyki się oddalały, co dobrze wróżyło. Wbiegliśmy w wysoką trawę, przedzierając się przez nią. Dalej były gęsto posadzone drzewa, ale z czasem rzedły i wbiegliśmy do wioski. Luke celowo pociągnął mnie w tłum ludzi, którzy pomimo późnej pory nadal tłoczyli się na czymś, co chyba służyło im za rynek. Nagle mocne szarpnięcie wciągnęło mnie w zaułek, a ciało Luke'a przyparło mnie do ściany, kiedy oparł dłonie o powierzchnię za mną, przybliżając się jeszcze bardziej, jakby chciał, żebyśmy się z nią zlali. Uspokoiliśmy trochę swoje oddechy i dopiero wtedy się rozglądnęłam. Mały zaułek okazał się być szczeliną między budynkami, przez którą się przecisnęliśmy.
- Zgubiliśmy ich?- Zapytałam, gdy z powrotem wchodziliśmy w trawę.
- Na pewno. Nie ma możliwości, że wiedzą, gdzie jesteśmy. Będą nas szukali w wiosce.- Zapewnił i lekko przyspieszył, aby iść ciut przede mną.
- Mieliśmy wziąć prowiant z wioski.- Przypomniałam.
- Wiem, ale zaczekamy tutaj kilka minut, żeby upewnić się, że Niall i Liam wrócili do zamku.- Uśmiechnął się.
- Widzieli, że mi pomagasz, zabiją cię.
- Nie specjalnie się ich boję. Mogą mnie torturować, a przysięgam, że nie pisnę słówka o tym, gdzie jesteś.
- Jeszcze raz dziękuję.- Tym razem to ja się uśmiechnęłam i usiadłam na sporych rozmiarów kamieniu, klepiąc miejsce obok siebie.
- Nie masz za co.- Odpowiedział. Zostało nam tylko czekać, aż sobie pójdą. Luke rozpoczął rozmowę, opowiadając jakiś głupawy kawał, który wcale nie był śmieszny i właśnie to sprawiała, że śmiałam się jak głupia. Wypominałam mu, że jest słabym komikiem, a ten tylko wydymał wargi i fukał na mnie, udając obrażonego. Właśnie w ten sposób minęło nam dobre piętnaście minut naszego cennego życia. Choć w sumie ja mam go bardzo dużo. Nieskończoność. Zebraliśmy się i bardzo powoli ruszyliśmy do wioski, gdzie Luke załatwił plecak, do którego wpakowała parę ubrań. Okazało się, że w wiosce mieszka jego najlepsza przyjaciółka, która bez wahania postanowiła oddać mi trochę rzeczy, za co będę jej dziękować na wieki. Ja wzięłam plecak, natomiast Luke zabrał torbę, w której był zapas jedzenia i kilka niezbędnych dla mnie rzeczy. Szczerze dziwiła mnie hojność tutejszych ludzi, bo z miłą chęcią i szerokim uśmiechem przynosili kolejne przedmioty takie jak na przykład głupia szczotka do włosów. Nie wiem jednak, czy robili to z czystego serca, czy dlatego, że mieli do czynienia z wybranką, której teoretycznie się 'nie odmawia'. Starałam się tym jednak nie przejmować i gdy wszystko już zabraliśmy, podziękowałam każdej osobie indywidualnie. Razem z Lukiem skierowaliśmy się na ścieżkę, która prowadziła do lasu. Już prawie się na nią dostaliśmy, kiedy usłyszałam za sobą krzyk.
- Hope, zaczekaj!- Odwróciłam się gwałtownie, żeby dostrzec małą dziewczynkę i biegnącą za nią jej mamę. Mała szybko znalazła się obok mnie i wyciągnęła w moją stronę zeszyt oraz ołówek i długopis.
- To dla mnie?
- Tak, żebyś się nie nudziła.- Uśmiechnęła się. Żadne z nich nie wiedziało tak naprawdę, dokąd się udaję, bo powiedzieliśmy im, że jest to po prostu samotna wyprawa, której potrzebuję, aby przemyśleć parę spraw, ale wszyscy starali się ubezpieczyć mnie na każdy możliwy przypadek.
- Bardzo ci dziękuję.- Kucnęłam przy niej i zdjęłam plecak z ramion, aby dziewczynka mogła tam wpakować zeszyt.
- Proszę, jeszcze książka. Myślę, że ci się spodoba.- Odezwała się starsza kobieta. Podziękowałam jej uśmiechem, a potem wpakowałam kolejną rzecz do, i tak już pełnego, plecaka. Zarzuciłam go na ramię, wyciągając ręce do dziewczynki. Mała bez protestów mocno mnie przytuliła. Jak to jest, że ci ludzie wierzą we mnie i wręcz kochają, prawie nie znając?
- Będzie z ciebie coś dobrego.- Usłyszałam nad sobą, gdy nadal tkwiłam w uścisku z jej córką.
- Skąd pani to wie?
- Po prostu to widzę.- Zaśmiała się.- Dobrze ci z oczu patrzy.- Mrugnęła do mnie, próbując powstrzymać chichot.
- A jak już wrócisz, to nas odwiedzisz?- Zapytała mała.
- Jasne!- Niemal krzyknęłam, a potem instynktownie przejechałam dłonią po piasku. Minęła chwila, a z kurzu wyłonił się mały, fioletowy kwiatuszek. Dziewczynka patrzyła na to z zachwytem, a kiedy go zerwałam, prawie pisnęła.
- Dla mnie?
- Proszę.- Uśmiechnęłam się, wplatając kwiatek w jej idealnie uczesane włosy. Bardzo jej to pasowało, ponieważ przednie blond pasemka, jej mama zapewne, upięła z tyłu, tworząc coś w rodzaju delikatnego wianuszka. Poza tym ten fiolet pasował do spojrzenia dziewczynki. Wstałam, ostatni raz ją przytulając i odeszłam razem z Lukiem, machając tej dwójce z szerokim uśmiechem. Mam nadzieję, że droga do tego domu nie będzie zbyt długa. Zrobiło się całkowicie ciemno, a my mamy iść przez las. Nie zauważyłam, żeby Luke zabrał latarkę...

--------------------------------------------

Nareszcie, rozumiecie?! Doszliśmy do momentu, w którym już tylko pójdzie z górki! Hope uwolniła się od chłopaków! To jest rozdział, który wyszedł mi tak, jak chciałam, a co więcej... Miał być dwa razy dłuższy, ale uznałam, ze to za wiele. Jak na razie jest jedynym rozdziałem, jaki wyszedł mi w 100% tak, jak chciałam, choć zawsze mogło być lepiej! Jeszcze trochę, jeszcze trochę i powitamy trylogię The Rebel! Mam nadzieję, że takim obrotem spraw niczym was nie zawiodłam, choć już ostatnio wydaje mi się, że was ubywa. A to dziwnie, ponieważ liczba obserwatorów rośnie, a komentarzy maleje. Jak to możliwe? Nie jestem zła, ani nic, tylko zrobiło mi się straszliwie przykro, naprawdę. Jestem osobą, którą emocje ponoszą, dlatego wystarczy Gdzie jest Nemo?, żebym płakała jak głupia... A zrobiło mi się naprawdę, naprawdę przykro, choć może to przez te całe egzaminy i w ogóle... Nie wiem, co robię nie tak! Na szczęście mój stres przedegzaminowy jest na poziomie -50, bo dopiero jestem w drugiej klasie, ale jak zobaczyłam zadanie z matematyki, które zdaniem trzecioklasistów było 'najtrudniejsze', to miałam ochotę wybuchnąć śmiechem! Serio obliczenie objętości pudełka wykonanego w kształcie walca było takie trudne? W każdym razie... Nie rozumiem tego wielkiego stresu przed egzaminem, ale mam nadzieję, że w przyszłym roku mi się uda to pojąć :) Teraz tak gadam, a za rok będę srała w gacie XD Jakie macie odczucia do tego, co się wydarzyło? Do następnego!