czwartek, 30 października 2014

23. I'm liar, I'm a fucking liar

Dzisiejszy rozdział dedykowany Natalce <3
Ty wiesz, że to o Ciebie chodzi!
Przyjmuję wyzwania i zgłoszenia co do listów!

Leżałam w łóżku, próbując ułożyć sobie to wszystko. Ten sen był tak realistyczny. Prawie uwierzyłam, że Harry ma uczucia, prawie uwierzyłam, że może nie jest tak jebanym chujem, jakim mi się wydawał, a raczej dalej wydaje. Prawie uwierzyłam, że Niall żyje. Prawie uwierzyłam, że mogę być wolna. I uwierzyłam w to, że JESTEM wariatką. Co to wszystko miało oznaczać? Chcę być wolna, wiem. Chcę, żeby Niall żył, wiem. Ale reszta snu? Czy to też jest to, czego ja podświadomie chcę? Czemu ten sen był tak perfekcyjny? Czemu pozwolił mi uwierzyć, że tak może być? To boli jeszcze bardziej. Teraz czuję, że jestem w gównie. Zamknięta w czterech ścianach z nim. Ten Harry w życiu mi nie zaufa, on nie pozwoli mi wyjść na zewnątrz. Sięgnęłam pod poduszkę, gdzie było małe czerwone pudełeczko. Musi mi się udać. Muszę stąd wyjść, zaszyć się gdzieś i to zrobić. Chcę być z Niallem. Leżałam tak bezczynnie, bawiąc się rogiem kołdry i płacząc. Nic więcej tutaj nie mogę robić. Łzy to jedyne, co teraz może przynieść mi trochę ulgi. Nie zauważyłam, kiedy drzwi się otworzyły, a w progu stanął Harry.
- Nie śpisz- Był tym lekko zaskoczony. No cóż... Po tym śnie już nie zasnę. A tym bardziej nie zrobię tego, gdy on jest w pobliżu. Kto wie, co mu strzeli do głowy?- Hope? Wszystko w porządku? Ty płaczesz? Co jest?- Zauważyłam, że chłopak ma ze sobą tacę z jedzeniem.
- Nie mam na nic ochoty. Chcę cały dzień leżeć w łóżku i użalać się nad sobą. Będę płakać i uświadamiać sobie, jak bardzo jestem bezużyteczna. Jak co chwila ktoś mną pomiata, bo jestem nic niewartym śmieciem. Może to nawet dobrze, że mnie tutaj zamknąłeś. Nie siedzę nikomu na głowie, jedyny minus, to to, że musisz mnie karmić. Choć w sumie, nie musisz. Śmierć głodowa nie wydaje się być, aż tak zła. Poza tym nie mam już nikogo, bo na nikogo nie zasługuję. A wiesz czemu?- Spojrzałam mu w oczy.- Bo jestem nic niewartą kurwą, która potrafi jedynie krzywdzić ludzi. Dla innych nie jestem człowiekiem, jestem po prostu domową fabryką czystej krwi. Chcę umrzeć i to jak najszybciej.- Obróciłam się na bok, plecami do niego. Taka jest prawda. Nie zasługuję na nic. Nagle dostałam nowej dawki łez. Za chwilę się utopię. Też niezła śmierć...
- Hope przestań pieprzyć! Chyba nie popadłaś mi tu w depresję, co? Jeszcze raz usłyszę coś takiego, to nie ręczę za siebie! Nie masz prawa tak w sobie mówić, rozumiesz?
- Ale nie zabronisz mi tak o sobie myśleć.- Odpyskowałam szybko i wróciłam do płakania. Mam dość. Czuję jak wariuję. Czuję jak kolejne części mojego mózgu stają się coraz bardziej obłąkane. Staję się jedną z osób, z którymi dorastałam. Staję się psychiczna! On mnie przed tym nie powstrzyma. Nie zabroni mi myśleć i nie sprawi, że stanę się mniej, czy bardziej szalona. On tak naprawdę nie może zrobić nic. Może mnie tu zamknąć, może przetrzymywać, może gwałcić, katować, ale nie zabierze mi jednej rzeczy- mojego umysłu. Choćby nie wiem jak bardzo tego chciał, nie może. Po prostu nie może.
- Hopie, chcę, żebyś czuła się tutaj dobrze. Codziennie pytam czy czegoś potrzebujesz, staram się na tyle, na ile mogę, żeby nad sobą panować. Nie chcę, żebyś czuła się jak w więzieniu. Nie chcę, żebyś myślała, że jesteś nic nie warta, bo wcale tak nie jest. Jak możesz być bezwartościowa, skoro każdy Cię pragnie?
- Nie pragną mnie, tylko mojej krwi. To nie ja jestem cenna, tylko moja krew.
- Wcale nie! To Ty jesteś cenna.
- Po co Ty to w ogóle robisz?!- Obróciłam się w jego stronę i zmarszczyłam brwi.- Po co ci to wszystko?! Co masz z tego, że mnie tu trzymasz?! Jakąś chorą satysfakcję?!- Nie wytrzymuję nerwowo...
- Tak, mam satysfakcję z tego, że jesteś tutaj bezpieczna.- Zaśmiałam się pod nosem i powoli wstałam. Uklęknęłam tuż przed Harrym i zatrzymałam swoją twarz zaraz przed jego.
- Tak Ci się tylko wydaje.- Wyszeptałam.- Sama dla siebie jestem zagrożeniem.- Zaciskałam pięści coraz mocniej i mocniej. Poczułam ohydny zapach spalonej skóry i przeszywający ból dłoni. Styles zerwał się i chwycił mnie za nadgarstki. Rozluźniłam dłonie. Boli jak cholera, ale daje taką satysfakcjonującą ulgę.
- Hope!- Krzyknął. Wyszedł z pokoju, a po chwili wrócił z apteczką.- Oszalałaś?!
- Nie uchronisz mnie przed samą sobą!- Zaczęłam histerycznie płakać. Co jest ze mną nie tak? Czemu nie potrafię racjonalnie myśleć?! Czemu nie potrafię zapanować nad tym co robię?!- Boli! Cholernie boli!- Siedziałam na rogu łóżka, a Hazz grzebał w apteczce. Co chwile rzucał mi krótkie spojrzenie, aż w końcu rzucił wszystko i ukucnął przede mną. Chwycił moją twarz w dłonie i spojrzał głęboko w oczy. Kilka razy nabierał powietrza w płuca, otwierając usta i próbował coś powiedzieć, ale za każdym razem rezygnował w ostatniej chwili. Kciukami głaskał moje policzki. Jego oddech przyspieszył, stał się nerwowy. Ponownie nabrał powietrza i ponownie zrezygnował. W jego oczach dostrzegłam coś, czego najmniej się spodziewałam. Zaczęły się w nich zbierać łzy. Powstrzymywał je za wszelką cenę. Zacisnął szczękę i gwałtownie wstał, wychodząc z pokoju. Zostawił mnie kompletnie samą. Zamknął drzwi, a po kilku sekundach mogłam usłyszeć miliony przekleństw, które rzucał sam do siebie. Ciągłe trzaski rozwalanych przedmiotów i jedno, mocne uderzenie w drzwi. Czemu tak zareagował? O co mu chodzi? Wszystko z nim w porządku? Wyciągnęłam z apteczki wodę utlenioną i bandaż. Nasączyłam wacik, dezynfekując nim rany na dłoniach. Boli... Syknęłam, czując nieprzyjemne szczypanie. Zabandażowałam obie dłonie. Będzie dobrze. Muszę po prostu nad sobą panować. Odłożyłam wszystko do apteczki i powoli wstałam z łóżka. Stanęłam przed drzwiami, które prowadziły do pokoju Harry'ego. Teraz jest tam o wiele ciszej. Położyłam dłoń na drewnianej powierzchni i nasłuchiwałam. Jest tam jeszcze, czy może wyszedł? Skup się Hope! Zamknęłam oczy, wyłączając wszystkie zmysły, oprócz jednego- dotyku. Skupiłam się na tym, co czułam. Nie widzę, nie słyszę, ale czuję. I nagle do mnie dotarło. Stał przy drzwiach. Czułam jego oddech, który rozbijał się o nie. Cofnęłam się. Co jest ze mną nie tak? Nigdy tego nie umiałam. Nigdy nie wiedziałam, że tak potrafię!
- Harry?- Podeszłam bliżej drzwi.- Wszystko w porządku?- Nie dostałam odpowiedzi. Co on tam robi?! Dalej Hope, jeszcze raz. Położyłam dłoń na drzwiach, zamknęłam oczy i tym razem poczułam bicie serca. Siedzi o nie oparty.- Harry?
- Co?- Usłyszałam delikatne uderzenie, co oznaczało, że oparł głowę o drewnianą powierzchnię.
- Wszystko w porządku?
- Tak- Uciął. Nie przekonała mnie ta odpowiedź. Usiadłam na podłodze i oparłam się o ścianę. Raczej stąd teraz nie wyjdę. Nie wypuści mnie,  co więcej na pewno nie na zewnątrz. Ale co, jeśli ten sen nie był tylko snem? A może to kolejna z mocy? Mam przeczucie, że coś tam jest, że ta wioska może istnieć. A może Niall żyje? Może to był znak, że muszę spróbować się wydostać? Muszę spróbować. Albo się uda, albo go zdenerwuję.
- Hazz? Mogłabym wyjść na zewnątrz?- Zapytałam niepewnie. Muszę.Się.Stąd.Wydostać!
- Oszalałaś? Nie ma mowy!- Odpowiedział szybko.
- Proszę, ja...
- Nie dyskutuj. Nie ma mowy i nawet nie próbuj mnie prosić. Nie i koniec.- Przerwał mi. On się nie złamie. Nie ubłagam go. Muszę wyjść. Podniosłam się z podłogi i podeszłam do drugich drzwi, prowadzących na korytarz. Otwierałam już niejeden zamek. Nie chcę ryzykować, nie chcę uciekać, ale jeżeli to była przepowiednia? Jeżeli ta wioska tam jest?! Skupiłam się najbardziej, jak mogłam, ale nic się nie stało. Poczułam desperackie łzy, które zaczęły spływać po moich policzkach. Jeszcze raz! Skupiłam się, zacisnęłam powieki i szczękę. Usłyszałam charakterystyczne kliknięcie zamka. Udało się! Drzwi powoli się odsunęły. Wyszłam na korytarz. Nikogo tutaj nie ma, to dziwne. Popatrzył w prawo, potem w lewo. Którędy? Poszłam za przeczuciem. Błądziłam wśród przeróżnych pomieszczeń, ale wiedziałam, że idę w dobrym kierunku. Stanęłam przed ogromnym oknem. Ten widok. Ten las. To niemożliwe, żeby nikt tutaj nie mieszkał. Ta wioska musi istnieć, Niall musi żyć. Zaczęłam biec, żeby uciec przed Harrym. Pewnie zdążył zorientować się, że mnie nie ma. Biegłam długim korytarzem, skręciłam w prawo, potem w lewo, znowu w lewo i na koniec w prawo i... Zobaczyłam drzwi. Te, które widziałam w moim śnie. Podbiegłam do nich, chciałam otworzyć, ale były zamknięte. Nagle ktoś mocno złapał mnie w talii. Obróciłam się gwałtownie, a on przycisnął mnie do ich powierzchni drzwi.
- Chciałaś uciec.- Spojrzałam na niego, na Harry'ego. Był wściekły, a do mnie zaczęło docierać co się dzieje. Palce chłopaka wbijały się w moją skórę.- Chciałaś uciec!- Krzyknął, a jego pięść uderzyła tuż obok mojej głowy. Kilka centymetrów...
- Nie, nie chciałam! Chciałam wyjść, tylko wyjść! Wróciłabym!- Patrzył na mnie ze wściekłością wymalowaną na twarzy. Miał furie w oczach... zaciskał szczękę. Przerzucił mnie przez ramie i zaczął nieść do swojego pokoju. Wiedziałam co chce zrobić, ostrzegał mnie. To był ten krok. To był jeden krok za daleko.- Harry, proszę! Przysięgam, że nie chciałam uciec! Przepraszam!- Zaczęłam się szarpać, ale rezygnowałam, kiedy z każdym ruchem jego palce wbijały się coraz głębiej w moją skórę. Nic nie widziałam przez łzy. Droga powrotna okazała się być o wiele krótsza. Weszliśmy do mojego pokoju, a Styles rzucił mnie na łóżko. Wykorzystując chwile, kiedy mnie nie dotykał, skuliłam się w rogu.- Przepraszam. Chciałam tylko wyjść, tylko!- Moje słowa zdawały się do niego nie docierać. Chwycił mnie za nogi i pomimo moich błagań i szarpania się, rozprostował i usiadł okrakiem na udach. Chwycił moje nadgarstki przygważdżając je koło mojej głowy. Nie było sensu się szarpać, bo on był silniejszy.- Proszę...- Błagałam, płacząc coraz bardziej. Zamknęłam oczy, kiedy jedna z jego dłoni znalazła się pod moją bluzką.- Harry proszę!- Zalałam się kolejną dawką łez.- Nie chciałam uciec.- Powtarzałam w kółko, mając nadzieję, że w końcu przestanie. Zatrzymał się. Rozluźnił uścisk na nadgarstkach.
- To czemu w takim razie wyszłaś z pokoju bez pozwolenia?- Puścił mnie, ale nadal siedział na moich udach. Nie zrezygnował, po prostu czekał na odpowiedź.
- Nie chcę być zamknięta. Chciałam się przejść. Nie ucieknę. Nie próbowałam! Chciałam wyjść!- Próbowałam się usprawiedliwić, ale łzy to uniemożliwiały.- Przepraszam! Już nigdy nie wyjdę bez zgody! Tylko nie rób mi krzywdy...- Ostatnie wyszeptałam.- Boję się- Jedna z moich myśli wyrwała się z mojej głowy. Zamknęłam oczy, nadal płacząc. Ciało Harry'ego pochyliło się nad moim. Czułam jego oddech, który muskał moją skórę. Był... Uspokajający? Loczki chłopaka łaskotały moją twarz.
- Spokojnie- Szepnął przy moim uchu, co spowodowało, że podskoczyłam ze strachu. Ponownie zaczęłam dławić się łzami.- Hope, spokojnie- Kontynuował.- Oddychaj- Wykonywałam jego polecenia, bo bałam się, że jakikolwiek sprzeciw pogorszy sytuacje.- Powoli...- Zaczął wodzić nosem koło mojego ucha. Nie mogłam opanować łez i przyspieszonego oddechu. Wdech, wydech, wdech... Dlaczego on nie może mi dać spokoju? Dlaczego nie zamknie mnie w tej piwnicy i nie zostawi?- Widzisz? Już w porządku.- Odezwał się znowu, a jego dłonie wylądowały na moich biodrach. Nie! Zacisnęłam mocno szczękę, powstrzymując kolejne łzy. Nie kontrolowałam mimowolnie napinających się mięśni. Obróciłam głowę na bok, zamykając oczy. Harry odsunął się lekko ode mnie, a jedną dłonią delikatnie chwycił mój podbródek, zmuszając mnie do obrócenia głowy w jego stronę. Oparł swoje czoło o moje, kciukiem gładząc policzek. To było... To jest coś... On się o mnie martwi. Przejmuje się tym, co ja czuję. Powoli otworzyłam jedno, a potem drugie oko, napotykając jego zielone tęczówki.- Już dobrze?- Kiwnęłam delikatnie głową. Nie! Przecież to niemożliwe, żeby on... Harry jest bezuczuciowym chujem, bo gdyby nie był, to by mnie wypuścił. Ufałby mi, nie doprowadzał do płaczu i przede wszystkim nie zamknąłby mnie w jednym pokoju. Nienawidzę go. Ponownie zaczęłam płakać. Nie powstrzymywałam łez. Nie przejmowałam się jego dotykiem, czy jego słowami, które miały mnie uspokoić. Nienawidzę go! I nie pokażę mu, że może mnie kontrolować. Nieważne co teraz zrobi. Już dzisiaj wieczorem będę z Niallem. Jeszcze kilka godzin, tylko kilka godzin cierpienia. Nawet jak mnie skrzywdzi, to to już nieważne. Może mnie nawet zabić. Spojrzałam mu w oczy z kamienną twarzą niewyrażającą żadnych emocji. Nadal wisiał nade mną, ale ja już się nie szarpałam, nie prosiłam... Nie było sensu. Mam dość. I wtedy go coś tknęło. Podniósł się, zszedł ze mnie. Byłam już przygotowana na wszystko, a on ruszył w stronę drzwi.- Pamiętaj, że to ja tu żądzę. Nie wystarczy się rozbeczeć i przepraszać, żebym dał Ci spokój i nie wyciągnął żadnych konsekwencji. To jest pierwszy i ostatni raz, Hope.- Warknął. W jego głosie było coś, co nie pasowało do Harry'ego. Ale nie wiem co. Wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Może to i lepiej. Może tak właśnie miało być? Nie będę dłużej zwlekała. On w najbliższym czasie tu nie wejdzie. Mam okazję. Sięgnęłam pod poduszkę, wyciągając spod niej czerwone pudełeczko. Podniosłam się i oparłam o ramę łóżka. Bawiłam się pudełeczkiem, przekładając je z ręki do ręki. W końcu zeszłam z łóżka, siadając na podłodze. Otworzyłam je i wyciągnęłam żyletkę. Wystarczy jedno cięcie. Kilkadziesiąt poprzecznych kresek nie da tyle, co jedna, głęboka, wzdłuż przedramienia. Tylko tyle i będę z osobą, którą kocham. Ale co jak Harry mnie znajdzie? Nie jest aż tak bezuczuciowy. Może lepiej, żebym ja tu została, niż kolejne osoby miały ginąć za mnie. On wpadnie w szał. Nie! Obracałam błyszczący przedmiot w palcach, aż w końcu przyłożyłam go do skóry.- Przepraszam- Szepnęłam sama do siebie i wykonałam jedno, podłużne cięcie. Nie bolało. Krew lała się bez przerwy. Dopiero, gdy wokół była dość spora plama, ja zaczęłam tracić przytomność. Oparłam głowę o łóżko. Czułam się jak po babeczkach Harry'ego. Zamykałam i otwierałam oczy. Widziałam twarze znanych mi osób, powtarzałam w myślach, jak bardzo ich przepraszam, a ostatnie co byłam w stanie zobaczyć to ciemność. Chcę odejść. Nagle coś zaczęło szarpać moim ciałem. Krzyczał. Musiałam uzbierać ostatnie siły, które w sobie miałam, aby uchylić jedno oko i zobaczyć zapłakaną twarz Hazzy. Krzyczał coś, szarpał mną. Zadałam sobie sprawę z tego co się dzieje, kiedy wyłapałam jedno pojedyncze zdanie, wśród krzyku i szumu. "Niall żyje!" Odbijało się w mojej głowie. Jak to żyje? Nie czułam bicia serca, nie oddychałam. On żyje...

---------------------------------------------

Tum turu rum! Nie mam pojęcia co Wam napisać, więc... Przypominam o listach i wyzwaniach! Proszę o komentarze i wgl wgl XD Do listu zgłosiło się 13 osób, więc będzie losowanko :> Ale dalej możecie się zgłaszać. Paa! Do środy! <3

piątek, 24 października 2014

22. Believe in your dreams

Stanęłam przed drzwiami, które miały prowadzić do pokoju Harry'ego.- Otwórz- Nic. Jak on to w takim razie robi?- Otwórz- Powtórzyłam, ale nadal nic się nie stało. To są jakieś żarty? Skrzyżowałam ręce na piersi. Jak mam stąd wyjść? Nie wytrzymam dłużej siedząc zamknięta w tym pokoju, sama ze swoimi myślami. To jest najgorsze. Nie mogę pozbyć się ze świadomości faktu, że Nialla nie ma. Ciągle mnie to męczy. Mam wyrzuty sumienia. To ja go zabiłam, nie Harry. Mogłam być grzeczna, słuchać się go i nie robić problemów. Nialler by teraz żył. Zapewne zastanawiałby się gdzie jestem, ale najważniejsze, że by żył, a tak? Tak go tutaj ze mną nie ma i nawet nie mam pewności, gdzie trafiają po śmierci takie osoby, jak ja, on, czy Harry. Jest niebo dla potworów? Pff, jak to brzmi... Niebo dla potworów... Musze się stąd wydostać, bo zeświruję! Zaczęłam uderzać pięściami o drzwi. Kiedyś otworzy, a ja muszę się modlić, żeby pozwolił mi wyjść. Styles chyba nie jest tak bezduszny, że zamknie mnie w tych czterech ścianach na zawsze i będzie przychodził, kiedy mu się tylko podoba. W końcu usłyszałam tą komendę i odsunęłam się od drzwi.
- Co się dzieje?- Po drugiej stronie stał zdezorientowany chłopak. W jednej sekundzie zapomniałam co miałam mu powiedzieć. Czemu on tak na mnie działa? Czemu ja się go boję? Nie chcę się go bać! To tylko Styles!- Hope? Wszystko w porządku? Jesteś blada. Dobrze się czujesz?- W jego głosie usłyszałam panikę. Martwi się o mnie? Nie, Hope. On nie martwi się o Ciebie, tylko o Twoją krew. Ty go wcale nie obchodzisz. Już wiem! Chciałam wyjść na dwór! Naściemniam mu, to na pewno mnie puści, ale nie samą... Musze coś wymyślić.
- Wszystko w porządku, tylko chciałam wyjść na zewnątrz. Tu jest straszna duchota, trochę mi się kręci w głowie, chciałam się dotlenić.
- Żartujesz sobie? Jak jeszcze masz za ciepło, to otwórz okno, powodzenia. Mi jest zimno.- Dziwnie się na mnie popatrzył. A może nie ma sensu kłamać? Może mi zaufa? Może mnie wypuści? Nie ucieknę, nie mam dokąd. Ale jeżeli mu na mnie, znaczy mojej krwi zależy, to mnie wypuści. Czy ja serio jestem taka naiwna? Odwróciłam się na pięcie i wdrapałam jak małe dziecko na łóżko.
- Już nieważne.- Mruknęłam i wbiłam twarz w poduszkę, przykrywając się od stóp po czubek głowy. Rozpłakałam się, bo co więcej mogłam zrobić? Od dziecka jestem zamknięta, a chcę tylko jednego- wolności. Dlaczego każdy wokół to ma, a ja nie mogę? Dlaczego nie mogę mieć tak naturalnej rzeczy, jaką jest wolność? Chcę być wolna! Chcę sama decydować o sobie, chcę móc pójść gdzie tylko zechcę, chcę być wolna. Z każdą myślą płakałam coraz bardziej i bardziej. To tak cholernie boli. A ja nic nie rozumiem. Od małego mam pod górkę, od małego jestem skazana na łaskę innych. Poczułam jak materac zaraz obok mnie się ugina.- Powiedziałam, że już nieważne. Możesz pójść.- Wymamrotałam. Chcę zostać sama. Wolę leżeć do końca moich dni plackiem i nic nie robić, niż widzieć osobę, która pozbawiła mnie wolności.
- Hope, co jest?- Położył dłoń na moim ramieniu. Podskoczyłam pod wpływem jego dotyku. Wystraszył mnie. Miałam mieszane uczucia, kiedy zabrał rękę. Nie dotyka mnie, bo się tego boję. Kiedyś robiłby to pomimo wszystkiego. Nie przejmował się moim strachem, moimi uczuciami, wtedy w lesie, a teraz się przejmuje?- Hopie?- Zdjął ze mnie kołdrę. Nie przejmowałam się tym, tylko nadal leżałam zwinięta w kulkę z twarzą w poduszce. Zobaczył, że płaczę, ale co z tego? Już nieraz to widział. Westchnął.- Masz mi w tej chwili powiedzieć o co chodzi.- Jego głos nagle zmienił się na zimny i surowy. Tylko nie to, nie teraz. Szybko się podniosłam i uciekłam na drugi koniec łóżka.
- Już naprawdę nieważne. Wszystko w porządku.- Szepnęłam i mocniej ścisnęłam poduszkę, która miałam w dłoniach.- Możesz wracać do siebie, ja tu zostanę, prześpię się, nie wiem...- Zaczęłam coraz bardziej panikować. Chłopak przysunął się do mnie. Jeszcze mocniej ściskałam poduszkę i miała wrażenie, że zaraz ją rozerwę. Zacisnęłam usta, zamknęłam oczy i spuściłam wzrok, kiedy był już na tyle blisko, że czułam na sobie jego oddech. Położył dłoń na moim udzie.- Harry, proszę- Mruknęłam, odsuwając się tak, że prawie spadłam z łóżka.
- Nie zrobię Ci krzywdy, jak nie będziesz mnie do tego zmuszała, tak? Powiedz grzecznie co się dzieje i będzie po sprawie.- Niby powiedział coś uspokajającego, ale tym nieczułym tonem.
- Chciałam po prostu wyjść na zewnątrz. Przejść się po okolicy. Sama...- Ostatnie wyszeptałam. Styles zabrał swoją rękę.- Ale już nieważne, zostanę tutaj.- Starałam się jakoś wybronić. Byle tylko on się nie zdenerwował. W pokoju zapadła kompletna cisza. Zastanawiał się. Może mi pozwoli! Proszę...
- Nie ma mowy. Możesz co najwyżej pochodzić po zamku, ale nie ma opcji, żebyś wyszła na dwór, a na pewno nie sama.- Stwierdził bez uczuciowo i wstał, kierując się do drzwi.
- Nie ucieknę, przysięgam. Nie mam nawet dokąd, tak? Jest tylko jedno miejsce, do którego mogłabym uciec- dom. A tam mnie znajdziesz, więc to bez sensu. Nie zależy mi, nie mam do czego uciekać, nie mam dla kogo, tak? Nialla już nie ma, więc nie mam nikogo. Teraz to już nieważne czy będę tutaj siedzieć, czy nie. Nawet jak umrę, to to będzie bez różnicy. Pozwól mi wyjść. Całe życie byłam zamknięta. Rodzice oddali mnie do psychiatryka, a tam nie było nawet mowy o wolności. Miałam tylko te kilka tygodni, gdzie mogłam poczuć, że żyję. Nie zamykaj mnie tutaj, bo zeświruję! Już teraz nie potrafię racjonalnie myśleć! Nie zniosę tego, rozumiesz?! Ja tu zwariuję! Zwariuję! Nie rób mi tego!- Krzyczałam coraz głośniej, ciągnąc się za włosy. Przypomniał mi się obraz psychiatryka. Codziennie widziałam co najmniej kilkunastu pacjentów, którzy dostawali szału. Krzyczeli, że chcą być wolni. Krzyczeli, ciągnąc się za włosy. Popadali w histerię.- Nie jestem wariatką.- Szepnęłam sama do siebie- Nie, nie, nie, nie! Ja.Nie.Jestem.Wariatką!- Warknęłam sama na siebie, nerwowo chodząc po pokoju. Nie kontrolowałam łez, które spływały mi po policzkach. Nie jestem wariatką. Jestem normalna. Musze to przetrwać. Kiedyś wyjdę, wydostanę się. On nie będzie mnie więził. Jestem wolna, tylko na chwilę to straciłam. Na chwilę.
- Hope, uspokój się, oddychaj- Harry stanął przede mną, łapiąc mnie za ramiona.- Nie jesteś wariatką.- Zapewnił mnie, patrząc mi się prosto w oczy i przytulił.
- Nie jestem wariatką.- Powtórzyłam.- Ale zachowuję się, jak te pojeby! Harry! Ja muszę wyjść! Chociaż na chwilę, na pół godzinki! Proszę! Nie ucieknę, przysięgam! Tyle razy prosiłeś mnie, żebym ci zaufała, to teraz ty zaufaj mnie! Proszę...- Popadam w histerię, to źle, bardzo źle. Ale nie zwariowałam, jeszcze. Odsunęłam się od chłopaka i zaczęłam powoli oddychać. Wdech, wydech. Nie jesteś wariatką, Hope. Jesteś normalna Stałam przed lustrem, wpatrując się w swoje odbicie. Dlaczego nie poznają osoby w lustrze? "Nie jesteś wariatką" Powiedziałam bezdźwięcznie do odbicia.
- Nie mogę tego zrobić.
- Inaczej zwariuję.- Powiedziałam bez jakichkolwiek uczuć. Za sobą usłyszałam tylko "Nie", ale nie było to do mnie, ale do niego. Starał się przekonać siebie, że nie może, a mógł. Ufa mi? Odwróciłam się przodem do niego. Zaciskał pięści, stojąc w progu i myślał.- Proszę...- Szepnęłam.
- Zgoda, ale pamiętaj, że będę Cię pilnował. Jeden krok w złą stronę i przysięgam, że znajdę dla Ciebie najgorszą karę, jaką tylko będę w stanie wymyślić. Zamknę Cię w tej pieprzonej piwnicy i będę przychodził tylko wieczorem. Będę przynosił Ci suchy chleb i wodę, ale nie obiecuję, że je dostaniesz. Nad tym będę się zastanawiał. Będę rozmyślał wszystkie za i przeciw. W końcu tam zginiesz... Albo z wycieńczenia, z głodu, albo z powodu obrażeń wewnętrznych. Wiesz jaki to cholerny ból mieć złamaną miednicę? A przysięgam, że jak zrobisz jeden niewłaściwy krok, to codziennie wieczorem, kiedy będziesz w piwnicy, ja będę Cie pieprzył, aż złamię Ci miednicę, aż stracisz przytomność, rozumiesz? Nie będę się przejmował Twoimi krzykami. Tylko jeden zły ruch...- Zapewniał mnie niby surowym głosem. Ale nie wiem, czy chciał abym ja w to uwierzyła, czy on sam. Poza tym byłam za bardzo szczęśliwa, żeby się przejmować jego słowami. Ale jedno nie daje mi spokoju...
- Sam w to nie wierzysz.- Stwierdziłam. Nie dostałam odpowiedzi. Zamiast tego w pokoju zapanowała kompletna cisza.- Zrobiłbyś to?- Starałam się wydusić z niego chociaż jedno słowo, nawet jakbym ryzykowała sprowokowaniem go.- Skrzywdziłbyś mnie? A podobno...
- Idź już, bo się rozmyśle.- Przerwał mi. Zdenerwowałam go. Ruszyłam w stronę otwartych drzwi do pokoju Harry'ego, a przez niego na korytarz. Jak ja trafię na zewnątrz? Powoli snułam się po zamku, szukając jakiejkolwiek drogi wyjścia. Chciałam jak nakszybciej się wydostać. A gdzie jest granica wyznaczona przez Hazzę? A co jak nieświadomie ją przekroczę? On i tak nie zrobi mi tego, co zapowiedział, ale jakiejś mniej drastycznej kary mogę się spodziewać. Zaczęłam biec. Czułam, że jestem coraz bliżej wyjścia. Nagle ktoś, kogo mijałam, złapał mnie w talii i zatrzymał. Zaczęłam się szarpać. O co chodzi?! Przecież mogłam wyjść na dwór!
- Puszczaj! No zostaw mnie!- Miotałam się jak głupia, a ten ktoś nie puszczał. To inną taktyką. Przestałam się ruszać, a ten ktoś mnie odstawił. Odwróciłam się, żeby zobaczyć jego twarz i był to Nathan.- Co Ty robisz?!
- Jak to możliwe, że uciekłaś Stylesowi?- Zapytał zdziwiony. Mocno chwycił mój nadgarstek i zaczął ciągnąć w stronę, z której przybiegłam.
- Zostaw! Mogę wyjść na dwór! Harry mi pozwolił! Zostaw mnie!- Wyrywałam się, aż mnie puścił.
- Harry Ci pozwolił? Sophie nie wypuścił ani razu, odkąd ją tu zamknął.- Powiedział sam do siebie i dziwnie na mnie spojrzał.- Kłamiesz.
- Nie! Mogę wyjść!
- Sama? Tak po prostu puścił cię samą? Nie jestem głupi!- Warknął i ponownie zaczął mnie ciągnąć do Hazzy. Czy on mnie ma za idiotkę? Mam pozwolenie, od Harry'ego. To on rządzi tymi istotami, a ten ma jeszcze prawo się mu sprzeciwić? Nie moja wina, że nie wie jakie są nowe rozkazy! Wyrwałam się i stanęłam na środku, zaciskając pięści. Nie pozwalałam, aby ta siła, która skrzywdziła Soph mną teraz zawładnęła. Sama się mu postawię.
- Wychodzę na zewnątrz.- Powiedziałam stanowczo. Nathan zaśmiał się pod nosem.
- Nie uda Ci się uciec.
- Nie rozumiesz, do cholery, że nie uciekam?! Nie.Uciekam! Przeliterować? W dupie mam Ciebie i twoje zdanie. To Styles tutaj rządzi, a Ty się masz mu podporządkować! Proste do zrozumienia?! Jest hierarchia, tak?! Masz tu gówno do gadania! Wychodzę, a Tobie radzę się nie przyznawać, że mnie zatrzymałeś. Harry się zdenerwuje.- Na ostatnie zdanie szeroko się uśmiechnęłam.
- Zdenerwuje?- Natt był nieźle zdezorientowany. W jego głosie mogłam wyczuć, że się mnie boi, że wie, że mam rację.
- Nie będzie zadowolony z tego, że mnie szarpałeś. Nie będzie zadowolony, że się go nie słuchasz.
- Idź.- Powiedział zrezygnowany, a ja szczęśliwa ruszyłam biegiem. Coś jakby po sznurku ciągnęło mnie po korytarzach, aż stanęłam przed ogromnymi drzwiami. Otworzyłam je i znalazłam się na zewnątrz. Nie wierzę. Nabrałam powietrza do płuc, zamykając przy tym oczy. Jestem na zewnątrz. Mogłam wyjść, pozwolił mi. Zaufał... Ruszyłam w stronę ogromnej bramy, która oddzielała zamek od reszty świata. Chcę iść do tego lasu. Chcę się wyrwać z zamknięcia chociaż na chwilę. Co z tego, że on mnie obserwuje? Grunt, że mogę być sam na sam ze swoimi myślami. Nikt z ludzi, a może nie ludzi, nie miał problemu z wypuszczeniem mnie na zewnątrz, co znaczy, że nie przekroczyłam jeszcze granicy. To dobrze. Powoli szłam w głąb lasu, widziałam różne zwierzęta, mijałam istoty! Byli tu tacy sami, jak ja! No może nie jak ja, ale jak Harry, czy Niall. Mieszkają tu, tak po prostu. Ale skoro tutaj są, to znaczy, że jestem bezpieczna, czy będą na mnie polować, albo zabiją, kiedy dowiedzą się kim jestem? Zaraz, zaraz, zaraz... Skoro jestem tak cenna, to zabicie mnie nie może być aż tak łatwe! Umiem się bronić, poza tym, inni bronią mnie. Z każdym krokiem przybywało ludzi? Istot? Wiecie o co mi chodzi. Było ich coraz więcej, każdy, który mnie mijał uśmiechał się pod nosem, patrząc na mnie, ale szedł dalej. Znalazłam się w jakiejś wiosce, w samym jej centrum. Pełno osób... Wyglądało to trochę jak w średniowieczu, ale oni byli w pełni cywilizowani. Wszystko tu było stare, ale oni wyglądali jak całkiem normalni ludzie. Jedną z ważniejszych rzeczy, która rzuciła mi się w oczy był wielki portal. Ciągle ktoś z niego korzystał, to wchodząc, to wychodząc. Gdzie ja jestem?
- Mamo! To ona, prawda?- Usłyszałam dziecięcy głos, a po chwili zobaczyłam małą dziewczynkę, która wyrwała się matce i ruszyła w moją stronę.
- Kochanie!- Kobieta rzuciła się za nią i złapała tuż przed tym, jak mała mnie prawie dopadła.- Przepraszam za nią, to dziecko, nie wie co robi.- Zaczęła się tłumaczyć i wydawała się być naprawdę zmieszana. Kim ja w takim razie jestem dla tych ludzi?
- Mamusiu, ale to ona! Wybranka!- Na ostatnie słowo dziewczynki, wszyscy ucichli. Zapanowała głucha, przytłaczająca cisza. Każda para oczu była skierowana na mnie, kobietę i to dziecko. Mała wyciągnęła rączki w moją stronę. Podeszłam i chciałam ją zabrać na ręce, kiedy jej mama zrobiła gwałtowny krok w tył.
- Proszę, nie zabieraj jej.
- Co?- Zapytałam ciut za głośno i za bardzo gwałtownie. Wyrwało mi się. A zabrzmiało trochę gniewnie, co jeszcze bardziej wystraszyło kobietę.
- Przepraszam za nią, to więcej się nie powtórzy.- Widziałam łzy w jej oczach. Przejechałam wzrokiem po twarzy prawie każdego, zgromadzonego tu człowieka i wszyscy wydawali się bać podejść i cokolwiek zrobić. Zabrałam tą dziewczynkę na ręce, a jej matka odsunęła się i zaczęła płakać. Skupiłam się na małej, która przejechała dłonią po moim policzku.
- Ty jesteś Hope, prawda?- Uśmiechnęła się. Kiwnęłam twierdząco głową.
- A Ty?
- Ja jestem Alice!- Pisnęła zadowolona.- To wszystko co o Tobie mówią, to prawda?
- A co mówią?- Zaśmiałam się, widząc jej entuzjazm.
- To prawda, że jesteś wybranką, i że mieszkasz z królem, i że znasz Nialla, prawda?
- Nialla?- Powtórzyłam za nią. Jego też doskonale kojarzą. Wszyscy wiedzą, że Harry mnie więzi, ale nic z tym nie robią.
- Alice?!- Usłyszałam znany głos. Odwróciłam się w stronę, z której dochodził, czyli w stronę portalu. Tłum ludzi zaczął powoli się rozchodzić, a wśród nich dojrzałam tą blond czuprynkę. Dziewczynka zaczęła się wyrywać, szarpała na wszystkie strony, aż ją puściłam. Podbiegła do chłopaka i wskoczyła mu na ręce.- Co jest mała, co tu za zgromadzenie?- Przeniósł wzrok na mnie i o mało nie upuścił dziecka.- Hope?- Szepnął i odstawił małą na ziemię. Nie wierzę, to nie on! To jakaś sztuczka, żeby nade mną zapanować, to nie Niall. On nie żyje! Chłopak podszedł do mnie i stanął twarzą w twarz.- Wszędzie Cię szukałem!- Rzucił się na mnie, zamykając w mocnym uścisku. Czuję jego, jego dotyk.
- Ty żyjesz?
- Z tego co wiem, to nigdy nie umarłem.- Zaśmiał się.- Ale mogę się mylić. Gdzie zniknęłaś? Nie było Cię tak długo!-Nie przejmowałam się jego gadaniem, tylko impulsywnie wpiłam się w jego usta. Tak bardzo go potrzebowałam. Tak bardzo chciałam, żeby był obok i jest. Żyje!- Bardzo miłe powitanie.- Stwierdził, odsuwając się ode mnie. Nagle na całym placu zaczęło się zamieszanie. Słyszałam czyjeś krzyki. Ludzie uciekali, robiąc komuś przejście. Nagle poczułam, jak ktoś łapie mnie w talii i odciąga od Nialla. To samo stało się z chłopakiem. Dwóch facetów trzymało go za ramiona i rzuciło na kolana. Szarpałam się, krzyczałam. Podszedł do niego. Styles...
- Zostaw go!- Wyrwałam się i rzuciłam w jego stronę. Chciałam użyć moich mocy, ale ich nie miałam! Nie mogłam nic zrobić! Kopnął Nialla w brzuch, a ten zwinął się z bólu.- Zostaw go!- Powtórzyłam, a ktoś znów zaczął mnie odciągać. Styles go katował! Obraz coraz bardziej mi się rozmazywał przez łzy, których nie mogłam powstrzymać. Harry odsunął się od niego i wydał krótkie polecenie do jednego z facetów, którzy stali obok.
- Zabij.- To ostatnie co zdołałam usłyszeć. "Zabij" odbijało się w mojej głowie i nadal do mnie nie docierało. Zamknęłam oczy i otworzyłam je, będąc w pokoju. W tym pokoju, w którym zamyka mnie Styles. Oglądnęłam się. Leżę w łóżku. Jestem cała spocona. Policzki mam mokre od łez. Oddycham o wiele za szybko. Nagle uświadamiam sobie, co się stało. To nie miało miejsca. To był tylko i wyłącznie sen. Niall nadal nie żyje, ja nigdy nie wyszłam na zewnątrz, a Harry nigdy nie był dla mnie tak wyrozumiały i czuły, jak w tym śnie.
- To się nie stało.- Powiedziałam sama do siebie i opadłam na poduszkę. To był po prostu sen.

-----------------------------------------------------

Hej Misiaki! Trochę Was wrobiłam z tym Najalem, ale tylko trochę :> Cała ta sytuacja, wszystko to było snem. Dla jasności, następny rozdział będzie już kontynuacją przebudzenia Hopie :) Ja już siedzę w nowym domu :D Nie chodziłam do szkoły cały tydzień xd Nie mam co opowiadać... Przypominam, że w każdą środę będą pokawiać się spoilery :D Papa <3

piątek, 17 października 2014

21. Sharp Thing

Nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Hazz warknął pod nosem i wydostał się spode mnie, podchodząc do nich. Otworzył je, a ja w między czasie złapałam spodenki i zaczęłam się ubierać.
- No to chyba nie w porę.- Odezwał się kobiecy głos. Sophie. W jednej sekundzie poczułam, jak moje policzki nabierają czerwonego koloru. Szybko zapięłam guzik i usiadłam na brzegu łóżka.
- Sophie, do cholery! Mów po co przylazłaś, a nie stój i się gap!- Warknął Styles. Dziewczyna przeniosła wzrok z jego twarzy na mnie. Wyszeptałam ciche "dziękuję", które najwyraźniej zrozumiała, bo lekko się uśmiechnęła.
- Twoje potworki zaczęły się trochę panoszyć, poza tym...- Urwała. Zagapiła się w jedno miejsce, a Harry przetarł twarz dłońmi. Już miał zacząć coś mówić, ale Soph się opamiętała.- Poza tym Nathan przyszedł.- Szepnęła.
- Ja pierdolę, czy nie mogę mieć chwili spokoju?!- Powiedział sam do siebie i spojrzał na mnie.- Sophie, zostań z Hope.- Wydał krótki rozkaz, wychodząc z pomieszczenia. Dziewczyna skrzyżowała ręce na piersi i pokazała język w stronę drzwi. To wyglądało komicznie. Zanim się obejrzałam brunetka wskoczyła na miejsce obok.
- Jestem Sophie!- Wyciągnęła do mnie dłoń.
- Hope- Odpowiedziałam krótko, nie podając jej ręki. Z tego co wiem, to ona również jest tutaj więziona przez tego patafiana, ale nie wygląda na specjalnie nieszczęśliwą. Skoro Styles miał do niej na tyle zaufania, że zostawił mnie pod jej opieką, to coś tu nie gra. Soph odchrząknęła, zwracając na siebie moją uwagę.
- Pierwsze dni są zawsze najgorsze, później się przyzwyczajasz.- Czy ona próbuje mnie pocieszyć?- Harry nie jest taki zły na jakiego wygląda, on jest po prostu...- Urwała, szukając odpowiedniego słowa.- Zagubiony.- Dokończyła. Zaśmiałam się pod nosem.- Ale wydaje mi się, że znasz Harry'ego. Wiesz jak go sprowokować, a jak uspokoić. Znacie...
- Dlaczego tu jesteś?- Przerwałam jej. Brunetka spuściła wzrok i westchnęła.
- Kiedy Nathan zaczął sprzeciwiać się Stylesowi i nie chciał wykonywać jego pierdolonych rozkazów, to on zaczął szukać jego słabych punktów i znalazł mnie. Omotał, porwał i teraz siedzę tutaj, a Natt nie ma wyboru i musi słuchać Harry'ego, bo inaczej ten grozi, że mnie zabije.- I nagle wszystko stało się jasne. Cała rozmowa Hazzy, wtedy w jego pokoju. On zwyczajnie szantażuje Nathana.
- Omotał Cię?
- Byłam głupia! Przysięgał mi, że dostanę to, czego tak bardzo potrzebuję, a tak naprawdę cały czas byłam jego marionetką. Kłamał w żywe oczy, a ja tańczyłam jak mi zagrał, żeby zdobyć jej krew.
- Nie jesteś stąd, prawda?- Dopytywałam. Im więcej o nich wiem, tym lepiej.
- Jestem...- Mruknęła i poprawiła włosy.- Ja jestem śmiertelniczką. Kocham Nathana nad życie, ale wampir nie może być ze śmiertelnikiem. Żadna istota z tego świata, nie może się związać z jakimkolwiek śmiertelnikiem!
- Nie mógł Cie ugryźć, jak w tanich filmach i po prostu zamienić?- Sophie zaczęła się ze mnie śmiać. Niemal płakała.
- Żeby to było takie proste! Życie to nie film, a to tak nie działa.
- No to mogliście złamać wszelkie zasady i żyć razem długo i szczęśliwie.
- Niby tak, ale nie można uciekać przez całe życie. Gdybyśmy tak zrobili, a oni by nas znaleźli to by mnie zabili. A jakbyśmy chcieli mieć dziecko? Mieszańca? Żeby zabili go w dzień po urodzeniu? Jedyny sposób, żebyśmy mogli być razem, to krew wybranki. Gdybym ją wchłonęła, to stałabym się kimś więcej niż tylko śmiertelnikiem, a to w zupełności wystarczy.
- Mieszańca?- Nie bardzo rozumiem o co teraz chodzi. Tak, siedziałam w tym psychiatryku i nie miałam okazji się nauczyć tego wszystkiego!
- Też nie jesteś stąd, prawda?- Soph szeroko się do mnie uśmiechnęła.
- Tak właściwie, to ja jestem wybranką.
- Słaby żart.- Stwierdziła. Musiałam jej jakoś to udowodnić, więc rozglądnęłam się po pokoju i ostatecznie rozdarłam jedną z poduszek.- Co Ty robisz?! Styles się wścieknie!
- W dupie mam Stylesa.- Odpowiedziałam i rozsypałam pierze dookoła.- A teraz patrz.- Oby mi się udało! Skupiłam się na jednym z piórek, które powoli zaczęło się unosić do góry. Sophie patrzyła nie dowierzając, a ja opuściłam piórko z powrotem.
- Jak...- Nie dokończyła, bo uśmiechnęłam się szeroko, patrząc w górę, a wokół nas zaczęły się unosić wszystkie rozsypane piórka. Pstryknęłam palcami i pierze opadło. Już chyba wiem czemu Harry tak bardzo lubi sobie pstrykać, to jest genialne!
- To jeszcze nic!- Powiedziałam do niej i wstałam, kierując się w stronę wazonu, w który znajdowały się róże. Wzięłam jedną w dłoń i mocno ścisnęłam, a kwiat zwiędnął. Rzuciłam go do Soph, a dłonią przejechałam po reszcie bukietu, sprawiając, że zaczął płonąć. Sophie patrzyła się to na mnie, to na ogień. W pokoju panowała kompletna cisza. Mogłyśmy usłyszeć kroki z korytarza, które na szczęście nie należały do Stylesa. Nie chciałam, żeby tak szybko wracał.
- Skoro jesteś wybranką, to czemu zwyczajnie stąd nie uciekniesz?
- Skoro tak bardzo zależy Ci na mojej krwi, to czemu mnie teraz nie zabijesz?- Odpowiedziałam na pytanie pytaniem i skrzyżowałam ręce na piersi.- Sama widzisz. Gdybyś naprawdę tego chciała, to już dawno byś mnie wytropiła i chociaż spróbowała zabić. Tym bardziej, że byłam bezbronna, bo nie potrafiłam panować nad mocami.
- Gdybyś tylko chciała, to już dawno byłabyś w domu razem z Niallem. Pytanie tylko, jaki masz w tym interes? Co on znowu wymyślił i w czym mu pomagasz?
- Żartujesz sobie ze mnie?!- Krzyknęłam.- Ja mu mam pomagać?!
- Gdybym nie weszła, to pewnie teraz byście się tutaj pieprzyli! W co Ty pogrywasz?! Hm? W co WY pogrywacie?!
- Weź Ty się porządnie jebnij kobieto, bo chyba z Tobą coś nie tak! Zostałam porwana, jestem tu przetrzymywana, byłam prawie zgwałcona, a on zabił jedyną osobę, którą miałam na tym jebanym świecie, a Ty mi mówisz, że ja mu w czymś pomagam?!- Z każdym słowem zbliżałam się coraz bardziej do łóżka, na którym siedziała.
- A może po prostu zależało Ci na śmierci Nialla? Co? Wiedział za dużo?- Zaśmiała mi się w twarz. Nie wytrzymałam. Czułam jak moje oczy zmieniają kolor, a cała energia zbiera się w rękach.
- Ty suko- Warknęłam, podchodząc do niej. Chwyciłam ją za kark i rzuciłam w kąt pokoju. Podeszłam do jej zwiniętego na podłodze ciała i ukucnęłam przy niej.- Przysięgam, że dopilnuję, żebyś zdychała w męczarniach, kurwo!- Odsunęłam się i zaczęłam się jej przyglądać. Czekałam, aż podniesie głowę, żeby na mnie spojrzeć i wtedy złapię z nią kontakt wzrokowy. Nie musiałam długo czekać. Popatrzyła na mnie, a wtedy uśmiechnęłam się szyderczo, wyciągając dłoń przed siebie i zacisnęłam ją w pięść. Weszłam w głąb jej umysłu, poznałam jej największe lęki. Upajałam się widokiem jej zwijającego się z bólu ciała i krzykami cierpienia. Ha, taka słaba! Wiedziałam co się z nią teraz dzieje, bo sama to przeżyłam. Mnie też bolało, kiedy Avan mieszał w moich wspomnieniach. Mnie też bolało, kiedy wykorzystywał przeciwko mnie moje własne lęki, ale jest jedna różnica. To co on zrobił mnie, to nic w porównaniu z tym, co czuje ona. Avan nie ma tyle siły. To ja jestem najpotężniejsza! Z każdą sekundą moja pięść zaciskała się coraz mocniej, a ona krzyczała jeszcze bardziej. Poczułam za sobą czyjś oddech.
- Wspaniale, Hope.- Doskonale znałam ten głos, ale kiedy się odwróciłam nikogo za mną nie było. Słyszałam Avana! Nagle drzwi do pokoju się otworzyły, a do środka wpadł Nathan.
- Sophie!- Krzyknął i rzucił się w moją stronę, żeby mnie powstrzymać, ale nie udało mu się
- Spróbuj ją dotknąć, to osobiście cie zajebie!- Krzyknął Styles. Natt się nie zatrzymał.- A ona zabije ją.- Dokończył Harry i tym samym powstrzymał chłopaka przed następnym krokiem w moją stronę. Nathan tym razem ruszył do Sophie.
- Hopie, uspokój się.- Hazz położył dłoń na moim ramieniu.
- Ta suka zginie!- Przekręciłam dłoń, sprawiając jej jeszcze większy ból.
- Hope, proszę...- Po raz kolejny usłyszałam w jego głosie coś zupełnie innego, niż powinnam. Kolejny raz mówił do mnie z troską. Jebany chuj... Mrugnęłam kilka razy, sprowadzając mój wzrok do porządku i spojrzałam na Harry'ego. Przekręciłam lekko głowę i uśmiechnęłam się, nadal zaciskając pięść.- Chcesz ją zabić i upodobnić się do Avana? Chcesz być taka, jak ja?- Dziwnie podkreślił ostatnie słowo. Nie, Styles. Ja będę lepsza. Opuściłam rękę i ruszyłam w stronę ciała dziewczyny. Nathan chciał zareagować, żebym nie podchodziła, ale zrezygnował. Chwyciłam jej twarz, wbijając palce w policzki.
- To dopiero początek.- Uśmiechnęłam się i poczułam jak cała energia przepływa z jej ciała do mojego. Kiedy wstałam, ona praktycznie nie miała w sobie życia. Zostawiłam jej tylko tyle, żeby nie umarła. Muszę dokończyć to, co zaczęłam.
- Jezu, ona straciła przytomność! Nie oddycha, do cholery!- Krzyczał Nathan.
- Uspokój się, nic jej nie będzie.- Warknął Harry, nie odrywając ode mnie wzroku.
- Ona jest śmiertelniczką!
- Powiedziałam, że nic jej nie będzie! Wynoś się, kurwa!- Natt chyba nie miał zamiaru się ruszyć, ale po chwili pojawiło się dwóch facetów, którzy siłą wyciągnęli go z pomieszczenia i przypuszczam, że wyrzucili z zamku. Ciałem Soph zajęły się dwie kobiety, które wywiozły ją z pokoju.- Popisałaś się, Hope.- Odezwał się Hazz, kiedy zostaliśmy już całkowicie sami. Nie czułam żadnego strachu, nie bałam się niczego, co mógłby zrobić Styles, wręcz przeciwnie. Chciałam, żeby zrobił cokolwiek, co mogłoby mnie sprowokować. Przekręciłam lekko głowę na bok, patrząc mu prosto w oczy. Uśmiechnął się i wtedy dostrzegłam jego kły. Moje ciało dziwnie na to zareagowało. Poczułam zimny dreszcz na plecach, który o dziwo sprawiał mi przyjemność. Nawet się nie zorientowałam, kiedy na moich ustach zjawił się prowokujący uśmiech.
- Co teraz zrobisz?- Zapytałam i przejechałam opuszką palca po swoich ustach, prowokując go. Lubię to robić, bardzo. Zmierzyłam wzrokiem, dzielącą nas odległość, która była trochę za duża. Zrób coś wreszcie.
- Lubię Cię taką.- Wymamrotał, stawiając jeden krok w moją stronę.
- Jaką?
- Jeszcze tego nie zauważyłaś, Hope?- Chłopak nagle znalazł się tuż za mną. Jego oddech oplatał moją szyję. Na skórze poczułam jego kły.
- Czego?
- Nieważne, Hopie...- Warknęłam niezadowolona, kiedy się ode mnie odsunął. Czy on sobie ze mnie żartuje?- Co chcesz robić?- Harry położył się na łóżku. W odpowiedzi usiadłam na nim okrakiem, ale zanim się obejrzałam byłam już na dole. Moje oczy są znów czarne...
- Nie należy mi się kara za skrzywdzenie Sophie?- Zapytałam prowokująco. Niech on coś zrobi!
- Należy, kochanie. Ale w tym przypadku, to będzie bardziej nagroda, niż kara.- Boże, co ja robię?! Jak najszybciej wygrzebałam się spod niego i stanęłam na środku pokoju. Proszę, niech ten debil mnie nie dotyka! On opadł na łóżko i warknął pod nosem.- Czyli koniec zabawy...- Powiedział sam do siebie. Nadal stałam bez ruchu, wpatrując się w niego i dokładnie go obserwując. Nagle nasze oczy się spotkały i w jednej sekundzie miałam ochotę uciec. Nienawidziłam gdy ktoś patrzył mi się prosto w oczy, a tym bardziej, że był to ten gnój. Chcę do Nialla, do mojego kochanego blondynka! Chcę, żeby mnie przytulił i powiedział, że wszystko będzie dobrze! Wbiłam wzrok w podłogę i czekałam, aż on zorientuje się, że wcale nie mam ochoty tu być i może pozwoli mi wrócić do swojego pokoju. Zamiast tego poczułam jak łapie mój podbródek i unosi go do góry. Tym razem patrzyłam się gdzieś na boki, byle nie na niego.
- Mogę pójść do siebie?- Mruknęłam, odsuwając się krok do tyłu. Czułam jak ręce zaczynają mi się trząść ze strachu. Cała dygotałam.
- Nie jesteś głodna?- Harry wydawał się być zrezygnowany. Nie podszedł do mnie, tylko trzymał dystans, jaki wyznaczyłam, cofając się. Nabrałam powietrza w płuca, chcąc coś powiedzieć, ale w jednej sekundzie wyleciało mi to z głowy. Jakie było pytanie?- Hope, nie bój się.- Styles podszedł do mnie. Chyba jednak podobała mi się ta wcześniejsza odległość. Obróciłam głowę na bok, żeby na niego nie patrzeć.- No, Hopie...- Przejechał kciukiem po moim policzku i delikatnie przekręcił moją głowę. Jego twarz była niebezpiecznie blisko mojej.
- Zostaw mnie, proszę.- Wyszeptałam, czując jak do moich oczu napływają łzy. Powstrzymywałam je.
- Powiedziałem, że będę to powtarzał aż do skutku, nie bój się mnie. Nie chce Cię skrzywdzić i tak, wiem jak to brzmi, wiem, że masz mnie za jakiegoś potwora i nie zaprzeczam, zasłużyłem. Zasłużyłem na to, żebyś mnie nienawidziła, ale proszę o odrobinę zaufania, tak? Nie zrobię Ci krzywdy, jak nie będziesz mnie do tego zmuszała.- Zanim się obejrzałam, nasze usta się złączyły. Nie miałam w sobie na tyle siły, żeby go odepchnąć, co więcej, nie mogłam powstrzymać wewnętrznej potrzeby oddania pocałunku. Pieprzone, napalone, niewyżyte ciało! Zanim mózg zdążył przemówić do rozsądku, ciało zrobiło swoje. Całowałam się ze Stylesem, tym Harrym Dupkiem Stylesem, którego nienawidzę. Odsunęłam się od niego, od razu uciekając wzrokiem. Kątem oka mogłam dostrzec mały uśmiech na jego twarzy. Szczerzy się jeszcze, debil.- To jak, jesteś głodna?- Kiwnęłam przecząco głową.
- Ale za to chce mi się spać.- Powiedziałam po cichutku. Jakoś nie mogę wydusić z siebie głośniejszego dźwięku.
- Otwórz- Usłyszałam znaną mi komendę. Drzwi, które prowadziły do mojej sypialni, otworzyły się, a ja jak najszybciej ruszyłam w ich stronę. Harry został w progu, opierając się o futrynę. Uśmiechał się szeroko.- Potrzebujesz czegoś jeszcze?
- Nie- Odpowiedziałam krótko. Chciałam po prostu być sama.
- W takim razie, dobranoc.- Uśmiechnął się do mnie i zniknął za drzwiami, wydając dość głośne polecenie "Zamknij". Wskoczyłam na swoje łóżko, układając się na poduszce. Pod głową miałam coś twardego, co okazało się być małym pudełeczkiem. Nie zauważyłam tego wcześniej. Była również karteczka z napisem "Powodzenia". Od kogo to? Od Harry'ego? A co jak to otworzę i kwas pryśnie mi w twarz?! Hope, histeryzujesz. Powoli otwarłam czerwone pudełeczko, a w środku ujrzałam to, czego najmniej się spodziewałam. Małą, metalową, błyszczącą żyletkę.


--------------------------------------------------------------

No hejo Parówy po tak długiej przerwie! Stęskniłam się! Czy tylko mi te dwa tygodnie tak szybciutko minęły? Nieważne, przechodzę do ważnych rzeczy. PONOWNIE PROSZĘ O KOMENTARZE NA TE DOŚĆ WAŻNE TEMATY, KTÓRE ZARAZ OPISZĘ!
1. Po pierwsze i najważniejsze, teraz w każdą środę będą pojawiać się spoilery nowych rozdziałów :)
2. Po drugie i jeszcze ważniejsze, to (Co z tego, ze trąbię o tym od kilku tygodni XD) Wybije rocznica mojej twórczości :) Wymyśliłam, że z tej okazji nagram filmik z Waszymi wyzwaniami i pytaniami. Nieważne czy dotyczące mojej osoby, czy bloga i proszę Was o zostawianie pytań/wyzwań w komentarzach :)
3. Po trzecie i naj najważniejsze XD To z tej samej okazji jestem w stanie powysyłać Wam listy ^^ Jeżeli chcecie, to możecie coś wysłać i mnie. Ale nieważne... Jeżeli chciałabyś, a może chciałbyś dostać ode mnie list, to napisz na maila <directioner055088@gmail.com> swój nick na Google+, bloggerze, a jeżeli nie masz na niczym konta, to swoje imię/ksywkę, lub twittera :D Czekam na Wasze maile! Jak będzie Was dużo, to zrobię losowanie osób, do których wyślę, a jak mało,to każdy coś dostanie.
To na tyle. Mam nadzieję, że postaracie się i zrobicie mi tą przyjemność i skomentujecie, jak o to proszę XD
Poza tym dziękuje czytelniczce, od której dostałam wspaniałego maila, po którym nie mogłam się pozbierać i szczerze ryczałam XD Kocham Cię @Maliczeg (Nwm czy dobrze XD)

piątek, 3 października 2014

20. I love your fear

Zanim się obejrzałam drzwi od sali gwałtownie się otworzyły, a do środka weszło dwóch facetów, którzy trzymali za ramiona trzeciego. Jego nogi bezwładnie wlokły się po podłodze, głowa była spuszczona w dół. Był wycieńczony, a najgorsze, że miał tą blond czuprynkę.
- Niall!- Krzyknęłam i ruszyłam biegiem w jego stronę. Puścili go, a jego ciało upadło na ziemię. Uklęknęłam zaraz obok, podnosząc mu głowę. Był ledwo żywy. Nie można go było nazwać pobitym, on był zmasakrowany. Po jego ubrudzonej twarzy, strużkami lała się krew.- Niall...- Szepnęłam i zalałam się łzami. Głaskałam go po głowie, kiedy ostatkami sił otworzył oczy i wymusił na sobie delikatny uśmiech. Jego ciało zaczęło rozpływać się w powietrzu. Dosłownie! Z każdą sekundą stawał się coraz mniej widoczny, aż w końcu całkowicie zniknął. Zdezorientowana patrzyłam na moje zakrwawione dłonie. Usłyszałam za sobą śmiech Stylesa. Zabił go...
- Przestań w końcu sprawiać problemy.- Położył dłoń na moim ramieniu. Skuliłam się najbardziej jak mogłam.
- Nie mam już nikogo...
- Masz mnie.- Wymamrotał i objął moje ciało, podnosząc nas do góry. Prawda jest taka, że Niall był jedyną osobą, która została mi na tym jebanym świecie. A teraz odszedł i to przez niego. Byłam w tak cholernym szoku, że nie byłam w stanie nic zrobić. Nie byłam w stanie przyjebać temu skurwysynowi za to, co zrobił.
- Nienawidzę Cię.- Nie dostałam odpowiedzi. Jednak miałam wrażenie, że moje słowa go dotknęły. Westchnął, ale szedł dalej prowadząc mnie w całkiem nieznane mi miejsce. Nie dostałam jedzenia i nadal byłam straszliwie głodna, ale to nie było teraz najważniejsze. Wiem jedno... Już jutro muszę być przy moim kochanym blondynku. Skoro nie mogę być z nim szczęśliwa tutaj, to będę gdzie indziej. On nawet nie zauważy. Stanęliśmy przed dość dziwnymi drzwiami. Z ust Stylesa wydobyła się krótka komenda "Otwórz" i mogliśmy wejść do środka. Światło zapaliło się zaraz po tym, jak przekroczyliśmy próg. Bez słowa usiadłam na łóżku, zwijając się w kulkę.
- Prześpij się.- Usłyszałam, a po chwili z korytarza dobiegło "Zamknij". Ułożyłam się na boku, podciągając kolana pod brodę. Straciłam go! Mocno zacisnęłam pięści na pościeli.

Leżałam tak bardzo długo. Mijały godziny, a ja płakałam. Co jakiś czas na korytarzu słyszałam kroki, co oznaczało, że mnie pilnuje. W końcu dotarłam do momentu, gdzie zabrakło mi łez. Jestem cholernie głodna i tak strasznie chce mi się pić! Ile ja bym dała za to moje codzienne jabłko, zaraz z rana. Powoli zwlokłam się z łóżka i stanęłam przed lustrem, które wisiało naprzeciwko. Z boku stała jakaś staromodna komoda, a ogromne okno zasłonięte było ciemnymi zasłonami. Wcześniej nie zwracałam uwagi na wystrój pokoju, ale skoro wychodzi na to, że mam tu mieszkać, to chyba najwyższa pora obeznać się w terenie. Jedyne co mi tu nie pasowało, to drzwi. Nie było w nich klamki. Jak ja mam wyjść, czy wejść? Podeszłam do okna, aby je odsłonić, bo może przez to wszystko pomyliłam szafę z drzwiami. Powoli odsunęłam zasłony, wpuszczając do pokoju promienie słoneczne. Widok upewnił mnie, że znajdujemy się w jakimś zamku. Ze wzgórza rozciągał się widok na las. Problem w tym, że wszędzie był tylko on. Przypomniało mi się uczucie, które pierwszy raz poczułam jako 11 letnia dziewczynka w psychiatryku. Byłam zamknięta i nie mogłam po prostu sama o sobie zadecydować. Nie mogłam wyjść na zewnątrz, kiedy tylko zechce. Pierwsza zima, którą spędziłam w zakładzie była najgorsza. Płatki śniegu delikatnie osiadały na gałęziach drzew z dnia na dzień tworząc coraz grubszy puch. Chciałam wyjść i poczuć na skórze te przyjemne zimno, chciałam rzucić śnieżką w Nialla, tak jak kiedyś. Teraz chciałam wyjść, usiąść na trawie i po prostu oddychać. Wymagam tak dużo? Chcę tylko być wolna, a całe życie spędzam w zamknięciu. Śmiało stwierdzam, że teraz jest gorzej. Doświadczyłam już tej wolności, uciekając z psychiatryka, przyzwyczaiłam się do niej, a teraz jestem zamknięta. Znowu. Przyłożyłam dłoń do szyby i wpatrywałam się w widok. Czy wymagam tak dużo? Usłyszałam chrząknięcie i gwałtownie odskoczyłam od okna. W pokoju stał Harry. Kiedy on tu wszedł? W rękach trzymał tacę przepełnioną jedzeniem. Tak bardzo rozmarzyłam się o wolności, że zapomniałam o głodzie. Wpatrywałam się w jedzenie, jak jakaś debilka. Miałam wrażenie, że nie mogę normalnie podejść, zabrać tacę i podziękować, tylko muszę czekać aż on zadecyduje, czy mi je w ogóle da, czy zasłużyłam. Jakbym była zwierzęciem. Nagle dość głośno zaburczało mi w brzuchu. Chłopak uśmiechnął się i ruszył w moją stronę. Mięśnie automatycznie mi się napięły.
- Smacznego.- Wcisnął mi tackę do rąk. Kiwnęłam delikatnie głową w odpowiedzi i jak najszybciej usiadłam na łóżku, pochłaniając jej zawartość. Byłam tak zajęta jedzeniem, że nie zauważyłam, kiedy usiadł obok i zaczął bawić się moimi posklejanymi od płaczu włosami. Potrzebuję prysznica.- Nie spałaś?- Bardziej stwierdził, niż zapytał.- Hope- Spojrzałam na niego. Patrzyłam tak kilka sekund, a potem wróciłam do jedzenia. Jego dłoń znalazła się na moim policzku, obracając moją twarz w jego stronę. Spięłam się, ale on przejechał tylko kciukiem po kąciku moich ust. Żrę jak świnia, ale jeszcze nigdy nie byłam tak głodna!- Hope, rozmawiaj ze mną.- Zaciekawił mnie ton jego głosu. Taki delikatny, przepełniony troską, zupełnie do niego niepodobny. Jeszcze wczoraj był arogancki i szorstki. Teraz doskonale widać te dwie twarze Harry'ego- Hopie, masz ze mną rozmawiać.- Niby rozkazał, ale w taki delikatny sposób. Która z tych twarzy jest prawdziwa? Otworzyłam usta, żeby cokolwiek powiedzieć, ale ostatecznie zrezygnowałam, wbijając wzrok w tackę, którą miałam na kolanach. Nie mamy o czym rozmawiać.- Potrzebujesz czegoś?
- Prysznica i czystych ubrań.- Stwierdziłam, przypominając sobie swoje odbicie w lustrze. Wyglądałam jak potwórz podkrążonymi oczami, ubrudzony krwią, a teraz w dodatku jedzeniem. Jaka ja byłam głodna! W sumie z całej sytuacji wywnioskowałam jedno- nigdy nie jeść babeczek. Już chyba żadnej w swoim życiu nie dotknę. Zanim się obejrzałam Harry stał przede mną z ręcznikiem i ubraniami. Odłożyłam tackę na bok i powoli wstałam. Boję się bliskości Stylesa, bo skoro był zdolny zabić Nialla, to czemu nie mógłby pozbyć się też mnie? Dla niego, to nic trudnego!- Gdzie się mogę umyć?- Zaczęłam powoli. Miałam wrażenie, że każdy najmniejszy błąd uruchomi tą tykającą bombę.
- Chodź- Hazz uśmiechnął się zachęcająco. Ruszył w stronę drzwi, których ja wcześniej nie zauważyłam. Otworzył je standardową komendą i o dziwo znaleźliśmy się w kolejnej sypialni. Urządzona była podobnie do mojej. Bez słowa podeszliśmy do normalnych drzwi, z normalną klamkę, które otwierały się normalnie! Weszliśmy do sporej łazienki. Na samym środku znajdowała się ogromna wanna. Stanęłam jak wryta, wpatrując się w nią. Chce.Tam.Wejść! Ale nie mogę dopóki Styles tu stoi. Spojrzałam na niego z każdą sekundą nabierając pewności siebie.
- Wyjdziesz?- Odezwałam się, odbierając od chłopaka ręcznik i ubrania.
- Właśnie się nad tym zastanawiam.
- Zastanawiasz nad tym, czy masz wyjść z łazienki, kiedy ja w niej będę?- W jednej sekundzie przypomniała mi się sytuacja, kiedy to poparzyłam się pod prysznicem. Każde jego słowo, czy gest przeminęły mi przed oczami.
- Bo wiesz...- Lockers przybliżył się do mnie.- Chętnie bym tu z Tobą został.- Wymruczał mi do ucha. Jego usta musnęły skórę mojej szyi. Nie panowałam nad swoimi mięśniami, które mimowolnie się napięły. Oddech przyspieszył, a serce prawie wyskoczyło mi z piersi. Nie byłam w stanie wydusić ani słowa. Ba! Ja nie mogłam się ruszyć!- No ale cóż...- Położył dłonie na moich biodrach, odsuwając się ode mnie. Obrócił mnie przodem do siebie. Patrzyłam się ślepo w jego klatkę piersiową. Zwyczajnie bałam się spojrzeć mu w oczy. Dlaczego tak na niego reaguję, skoro to ja jestem silniejsza?- Będę za drzwiami, więc dla własnego dobra nic nie kombinuj.- Kiwnęłam lekko głową i czekałam aż on mnie puści i zwyczajnie odejdzie, ale nadal tam stał. Proszę, niech mnie już zostawi. Harry uniósł mój podbródek, zmuszając mnie, żebym na niego spojrzała.- Nie bój się.- Ku mojemu zaskoczeniu pocałował mnie w czoło, posyłając lekki uśmiech i wyszedł. Nie powiem, że odetchnęłam z ulgą. Podeszłam do tej dużej wanny i odkręciłam ciepłą wodę. Zanim jednak pozbyłam się swoim brudnych ubrań, podeszłam do drzwi i stanęłam przy nich nasłuchując. Powoli sięgnęłam do zamka, żeby się zamknąć. To, że wyszedł nie oznacza, że nie wejdzie. Przyłożyłam ucho do drzwi.- Jak już musisz, to się zwyczajnie zamknij w tej łazience, a nie odstawiaj jakieś szopki, Hope.- Mruknął Harry zaraz pod drzwiami. Wystraszyłam się jego głosu tak bardzo, że odskakując od drewnianej powierzchni, poślizgnęłam się na wodzie i uderzyłam tyłkiem o twardą podłogę, a nadgarstkiem o wannę.- Hopie? Wszystko z Tobą w porządku?!- Powoli pozbierałam się z podłogi, rozmasowując nadgarstek. Warknęłam pod nosem.- Hope, kurwa! Masz się w tej chwili odezwać, bo inaczej tam wejdę!- Usłyszałam krzyk zza drzwi. No tak... Musiało nieźle huknąć jak upadłam.
- Żyję, Styles! Wszystko ok! Chyba...- Ostatnie powiedziałam sama do siebie. Podeszłam do drzwi, zamykając je. Korzystając z tej krótkiej chwili, sprawdziłam wszystkie szafki. Starałam się nie myśleć, żeby Harry się nie zorientował. Po krótkiej obserwacji zauważyłam, że on "słucha" moich myśli tylko czasami, ale kiedy? Tak... Teraz na pewno. Harry gdzie jest szampon? Zapytałam w głowie i czekałam na jego odpowiedź. Minęła dość spora chwila, a on nie wypowiedział ani słowa. To chyba znaczy, że mnie nie słucha. Gdzie jest to cholerstwo?! Mam! Znalazłam żyletkę, którą wsadziłam do kieszeni spodenek od Stylesa. Jak tylko zamknie mnie dzisiaj wieczorem w pokoju... Już niedługo będę z Niallem. Zakręciłam wodę i powoli zaczęłam pozbywać się brudnych ciuchów. Weszłam do wanny, po chwili zanurzając się w wodzie aż po samą szyję. Mogłabym tak leżeć godzinami, gdyby nie Harry, który ciągle mnie pospieszał. Umyłam całe ciało i włosy i po dość długiej kąpieli, wyszłam z wanny. Ubrałam czyste rzeczy i w miarę się ogarnęłam. No dobra, Hope! Przeżyjesz ten dzień! Jeszcze tylko ten jeden. Przecież nie może być tak źle. Hazz chyba nie jest aż taki zły. Nie, zaraz. Jest. Zabił Nialla. Westchnęłam i wytarłam pojedynczą łzę, która mimowolnie spłynęła po moim policzku. Otworzyłam drzwi, szukając wzrokiem Stylesa. Leżał na łóżku z ręką na oczach. Chyba nie usłyszał jak wyszłam. Stałam bez ruchu i bez słowa na środku pokoju, czekając na jakikolwiek gest z jego strony. Mijały kolejne minuty, a w pokoju nadal panowała kompletna cisza. Może on śpi?
- Nie, nie śpię.- Odezwał się, a ja o mało nie pisnęłam ze strachu. Odskoczyłam jedynie do tyłu, odbijając się od ściany.- Będę powtarzał aż do skutku, że masz się nie bać. Nie chcę Cię skrzywdzić, Hopie. Do tej pory nic takiego nie zrobiłem i nie mam takiego zamiaru.- Podniósł się na łokciach.
- Nic takiego nie zrobiłeś? Porwałeś mnie, przetrzymujesz tutaj i w dodatku zabiłeś Nialla.- Wbiłam wzrok w podłogę. Samo wspomnienie o blondynie wywoływało u mnie łzy. Zacisnęłam powieki starając się je powstrzymać. Usłyszałam westchnięcie, które dobiegało tuż obok. Spięłam się, znowu...
- Przepraszam...
- Myślisz, że zwykłe "przepraszam" wystarczy?
- Nie, ale nic więcej tutaj nie mogę zrobić.- I tak było mu to obojętne. Wcale tego nie żałował. Kogo chcesz oszukać Hope? Przecież widzę, że jeszcze ma coś z człowieka i szczerze przeprasza... Czasem chciałabym widzieć o wiele mniej, niż teraz. Chciałabym móc wmówić sobie, że on jest bezuczuciowym potworem, ale jak mam to zrobić, kiedy dostrzegam ból rozrywający jego duszę. Czemu widzę to, czego nie chcę widzieć? Czemu zaglądam w głąb człowieka, dostrzegając jego największe lęki? Czemu po prostu tego nie skończę?- Nie zamartwiaj się tak.- Chwycił moją twarz w dłonie, kciukami pocierając policzki. Czemu nie został w łazience, skoro mógł, tylko wyszedł, całując mnie opiekuńczo w czoło? Czemu słyszałam panikę w jego głosie, kiedy się przewróciłam? Czemu czułam to ciepło, kiedy prowadził mnie do sypialni, po tym, jak Niall umarł na moich rękach? I czemu widzę żal w jego oczach, kiedy za każdym razem prosi, abym się go nie bała? Czemu do cholery to wszystko nie pozwala mi wierzyć, że Styles to bezuczuciowy potwór, który przejmuje się tylko sobą?!- Hope, przestań tyle myśleć.- Przytulił mnie.
- Nikt Ci nie każe tego słuchać.- Odburknęłam. Poczułam jak dłoń Harry'ego wędruje do mojego uda. Błagam, żeby mu tylko nic nie strzeliło do głowy. Mogę tu siedzieć, mogę być zamknięta, mogę znosić jego humorki, ale niech on nie próbuje mnie... Mnie zgwałcić... Na samą myśl gwałtownie się odsunęłam, odbijając od ściany.
- Hope- Upomniał mnie. Głośno przełknęłam ślinę. Chłopak przyparł moje ciało do ściany. Jego dłoń wróciła na poprzednie miejsce, ale nie na długo. Wykorzystałam to, że nie był przygotowany na sprzeciw z mojej strony i umknęłam bokiem, uciekając na drugi koniec pokoju.- Hope, do cholery!- Warknął i ruszył w moją stronę. Starałam się jakoś uciec, ale nie miałam gdzie. Zapędził mnie w róg i tam złapał. Mocno chwycił moje ramie, ciągnąc mnie w stronę łóżka. Styles popchnął mnie na nie i usiadł na udach. Rzucałam się na wszystkie strony, ale nie mogłam nic zrobić, kiedy chwycił moje nadgarstki i przykuł koło głowy.
- Harry, proszę. Zostaw mnie.- Wybełkotałam przez łzy. Nie zrobi mi tego. Dłonie chłopaka puściły moje nadgarstki, ale za to powędrowały w o wiele gorsze miejsce. Zaczął rozpinać moje spodenki!- Harry!- Błagałam, starając się zabrać jego ręce.
- Uspokój się! Nic Ci nie zrobię!
- Proszę...- Wydusiłam, dusząc się własnymi łzami.- Proszę...
- Nie płacz, nic się nie dzieje.- Powiedział i zdjął ze mnie spodenki. Poczułam jak schodzi ze mnie. Skuliłam się na łóżku, przykrywając jakimś kocem. Harry stanął na środku pokoju, wyciągając z kieszeni żyletkę. Tą, którą wcześniej tam schowałam.- Co to jest?- Syknął. Widziałam jak jego dłoń zaciska się na moich spodenkach. Wkurzyłam go. Gorzej, on jest wkurwiony. Patrzył na mnie, czekając na odpowiedź, której nie dostał.- Po co Ci to?
- Przepraszam.
- Nie przepraszaj, tylko mów, kurwa, po co Ci to!- Pod wpływem jego krzyku skuliłam się jeszcze bardziej. Twarz schowałam w kolana.- Hope!- Zaczął rozprostowywać moje nogi, na których ostatecznie usiadł.- Chyba nie myślałaś, że tak po prostu pozwolę Ci się ciąć, co?- Kiwnęłam delikatnie głową, przygryzając wargę, żeby powstrzymać się od płaczu.- Jeszcze jedna taka akcja i to skończy się karą.
- Jaką karą?- Powiedziałam, zanim zdążyłam nad tym pomyśleć. Styles cicho się zaśmiał. Jego twarz zbliżyła się do mojej szyi, tak, że czułam jego oddech. Metalowe kolczyki w jego wargach dotknęły mojej skóry.
- Zgadnij.- Szepnął tuż przy moim uchu. Mój oddech przyspieszył, a przez ciało przeszły miliony ciarek.- Choć, jakby głębiej się zastanowić, to bardziej nagroda, niż kara.- Kontynuował.- Pamiętaj Hopie, nie ma żadnej granicy, która oddzielałaby pożądanie od reszty uczuć. Nieważne jak bardzo będziesz mnie nienawidzić, pożądanie zostanie.- Jego ręce znowu zaczęły błądzić po moim ciele. W ustach poczułam krew, która sączyła się z mojej wargi, mimo to, nadal ją przygryzałam, próbując nie panikować.- Wiesz co?- Zdjął z siebie koszulkę.- Będę miał dzięki Tobie siniaka.- Wiedziałam, że ten jeden głupi siniak był dla niego tylko pretekstem, żeby pokazać mi swoje idealnie wyrzeźbione ciało, pokryte dziesiątki tatuaży. Bądźmy szczerzy... Choćbym nie wiem co robiła, to i tak będę się śliniła na widok takiej klatki piersiowej. Nieważne czy należy ona do osoby, którą kocham, czy osoby, której nienawidzę. Byłam w niego tak zapatrzona, że nie zauważyłam, kiedy nas obrócił i teraz to ja siedziałam na nim. Ręce Harry'ego znalazły się na moich pośladkach. Pociągnął mnie w swoją stronę, tak, że zamiast siedzieć na jego udach, znalazłam się na kroczu. Styles głupio się uśmiechnął. Pomińmy fakt, że nadal nie miałam ubranych spodenek.
- Harry...- Mruknęłam, starając się z niego zejść. Niestety jego uścisk był za mocny. Nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Hazz warknął pod nosem i wydostał się spode mnie, podchodząc do drzwi. Otworzył je, a ja w między czasie złapałam spodenki i zaczęłam je ubierać.
- No to chyba nie w porę.- Odezwał się kobiecy głos. Sophie.


--------------------------------------------------------

Hejo Misiaki! <3 Co tam u Was? Jak tam ta szkoła? Ja już umieram, a dopiero październik ;-; No życie no. Przeprowadzam się i nadal trwa remont, więc nie wiem jak z rozdziałami, ale na razie wyrabiam, więc jest dobrze :) PRZYPOMINAM O GŁOSOWANIU! Nie wierzę, że jednak udało mi się dostać do bloga miesiąca. Za każdy głos bardzo, bardzo dziękuję <3 Nie mam pojęcia, co mogłabym Wam jeszcze opowiedzieć, więc czekamy do następnego :) Proszę o komentarze!