środa, 25 listopada 2015

64. The end

Nick mówił coś do mnie, ale nie potrafiłam przyswoić żadnego słowa. Minęły niespełna dwie minuty, a ja nabrałam niezrozumiałej siły, która zmusiła mnie do wstania. Mój wzrok natychmiast utkwił w parze dorosłych, którym towarzyszył Avan. Nie wierzyłam, że to moi rodzice. Tak naprawdę, to nie pamiętałam dokładnie ich twarzy. Po tylu latach zapomniałam szczegółów, ale byłam pewna, że dałabym radę ich rozpoznać. Jednak kiedy stanęłam twarzą w twarz z ludźmi, którzy ich przypominali, nie chciałam uwierzyć, że to oni. Uciekłam, aby nigdy więcej ich nie spotkać. Poza tym to nie miało sensu. Moi rodzice nie mieli pojęcia o tym świecie, a ci ludzie są krewnymi Avana.
 To nie mogli być oni.
 Czułam pewnego rodzaju niepokój, dlatego bez słowa wyszłam. Nie wiedziałam, skąd wzięłam tyle odwagi. Byłam pewna, że nie dam rady się ruszyć. Znalazłam się na korytarzu i zaczęłam biec w kierunku, który wydawało mi się, że znałam. Miałam nadzieję, że trafię do swojego pokoju. Obiecałam przebywać w tym zamku, ale Avan nie zmusi mnie do rozmowy z tymi ludźmi.
 - Hope!
 Głos dobiegał zza moich pleców, dlatego znacznie przyspieszyłam. Jednak nie dałam rady uciec, bo za pierwszym zakrętem stał Nick z ramionami skrzyżowanymi na piersi. Widząc mój wyraz twarzy, natychmiast zmiękł. Musiałam wyglądać jak siedem nieszczęść, bo zdarzenia z ostatnich tygodni mnie mordowały. Czułam się coraz słabsza. Tak właściwie wracałam do punktu wyjścia, tracąc kilka miesięcy nauki, błędów i zdarzeń.
 - Hope, nie uciekaj, bo się zgubisz- mruknął szatyn, łapiąc mój nadgarstek.
 Natychmiast szarpnęłam ręką, aby tylko mnie puścił. Byłam pewna, że będzie chciał zaprowadzić mnie z powrotem do Avana i w żaden sposób się na to nie zgadzałam.
 - Nie wracam tam!
 Chciałam krzyczeć, brzmieć stanowczo i pewnie, jednak z moich ust wydobył się jedynie pisk, który wywołał stres i... strach. Bałam się. Bałam się prawdy. Wolałam żyć w niewiedzy, niż usłyszeć, że to jednak byli moi rodzice.
- To oni, prawda?- szepnęłam, patrząc w oczy Nicka.
Nie mógł kłamać. Na pewno nie teraz, kiedy dzieje się to wszystko. On musi mnie wspierać.
- Hope...- westchnął.
- Czyli to prawda?
W odpowiedzi dostałam jedynie lekkie skinięcie głową. Traciłam grunt pod stopami. Nagle całe moje życie legło w gruzach. Cały czas żyłam w kłamstwie. Rodzice upierali się, że jestem wariatką! Zrobili ze mnie świra i zamknęli w psychiatryku, a tak naprawdę o wszystkim wiedzieli! Zmusili mnie do spędzenia dzieciństwa wśród czubków. To wszystko odbijało się na mojej psychice. Prowadziłam codzienną walkę sama ze sobą. Uważałam się za ostatnie przekleństwo, kiedy to nie była prawda.
Znienawidziłam ich jeszcze bardziej, niż robiłam to do tej pory. Dla mnie byli skończeni.
- Mała...
- Wiedziałeś?- przerwałam mu.
- Tak, to znaczy nie- potrząsnął głową.- Wiedziałem, przecież to mój brat- westchnął.
Nie słuchałam go. Chciałam poznać prawdę, ale na pewno nie teraz. Teraz potrzebowałam jedynie chwili odpoczynku. Potrzebowałam Nialla. Z tą myślą zwyczajnie ruszyłam dalej. Nie uszłam nawet metra, a zostałam pociągnięta za nadgarstek.
- Nie idę tam!- krzyknęłam, chcąc pozbyć się choć odrobiny moich emocji.
- Nie każe ci- wymamrotał.- Ale tędy do Nialla nie dojdziesz. Zaprowadzę cię.
Stałam twarzą w twarz z Nickiem i chyba pierwszy raz w życiu zastanawiałam się, czy aby na pewno mogę mu zaufać. Czułam, że chce mnie oszukać, ale nigdy tego nie robił.
- Chyba żartujesz, Hope- jęknął.
Przybliżył się do mnie i chwycił moją twarz w dłonie, zmuszając mnie do patrzenia na niego.
- Jesteś moją małą Hopie, którą opiekowałem się od dzieciaka, nie potrafiłbym cię oszukiwać. Może ostatnimi czasy nadużyłem twojego zaufania, ale uwierz, że ja sam nie byłem pewny, gdzie powinien być i jakie decyzje podjąć. Trochę się pogubilem, ale nigdy nie będę cię oszukiwał.
Przyciągnął mnie do siebie, zamykając w szczelnym uścisku. Chciałam w to wierzyć. Zignorowałam fakt, że słyszał moje myśl, bo ostatnio przestałam nad nimi panować.
- Nie powiedziałeś mi, że jesteś moim wujkiem- wytknęłam mu.
- Tylko formalnie. Zawsze będę dla ciebie najlepszym przyjacielem, a nie jakimś wujkiem. To brzmi staro.
Gdyby okoliczności były inne, zapewne bym się zaśmiała, ale teraz nie byłam w tak dobrym humorze. Uśmiechnęłam się jedynie pod nosem.
Wierzyłam mu.
Pierwszy raz od dłuższego czasu uwierzyłam w coś tak mocno. Odsunęłam się od szatyna po kilku minutach, a ten zaczął prowadzić przez korytarze. Nie odzywał się, ale nie oczekiwałam tego. Dopiero po chwili marszu zaczęłam rozpoznawać korytarze, aż ostatecznie dotarłam przed swój pokój. Zanim zdążyłam się odezwać, Nick się uśmiechnął i zniknął. Chwyciłam klamkę, naciskając ją lekko. Drzwi łatwo ustąpiły, a ja mogłam wejść do środka. Moje buty zatapiały się w miękkim dywanie, kiedy zamykałam drzwi za sobą. Nagle poczułam mocny uścisk, który wywołał mój pisk. Niemiłosiernie się przestraszyłam, ale zapach zdradzał mi, kim jest mój napastnik. Łzy samowolnie upuściły moje oczy.
- Hope- wychrypiał, uszczelniając uścisk.- Hope- powtórzył, jakby nie wierzył.- Nie wiem, czy żyję, czy umarłem.
Jego głos zdradzał, że płakał. Trzymał się mnie kurczowo, jakby nie wierząc, że stoję przed nim. Z niewielką trudnością odwróciłam się przodem do niego, pozwalając, aby przycisnął twarz do mojej szyi. Czułam cieple krople na skórze.
- Boję się- wyszeptał.
Nie potrafiłam wyobrazić sobie, co musiał czuć. Ostatnie, co pamiętał, to zapewne moment swojej śmierci, a obudził się sam, w obcym miejscu, bez żadnej pewności, czy żyje, czy trafił do świata po śmierci.
- Myślałem, że tutaj będzie inaczej, sądziłem, że cię tu nie zobaczę. Ty też umarłaś? Zabił cię?- histeryzował, ledwo dukając poszczególne słowa.
Wplotłam palce w jego włosy.
- Żyjemy, oboje- zapewniłam.- Jesteśmy w zamku Avana, w moim pokoju. Wszystko jest w porządku, Niall. Chodź, powinieneś się położyć.
Chciałam nas poprowadzić na łóżko, ale Horan mi to uniemożliwił, nie chcąc ruszyć się z miejsca.
- Nie zostawiaj mnie teraz- szepnął, a jego ramiona jeszcze mocniej oplotły moje ciało, ograniczając mi dostęp do tlenu.
- Nie zostawię. Przecież tu jestem.
- Powiedziałem, że cię kocham i poczułem kilko-sekundowy ból, a potem...
- Nie myśl o tym, dobrze?
Pozwoliłam mu na przytulanie się do mnie i w tym czasie spokojnie bawiłam się jego włosami. Opanowałam również łzy, które u mnie wywołał. Gdzieś z tyłu głowy siedziała mi myśl, że się nie obudzi, dlatego poczułam niesamowitą ulgę, mogąc znów z nim porozmawiać. Może chciałam, aby od razu zachowywał się jak dawniej, ale, cholera, przecież on umarł. Mijały kolejne minuty, a Niall powoli się uspokajał. Ostatecznie odsunął się ode mnie, rozglądając dookoła. Jego oczy były zaczerwienione, a policzki mokre. Zapomniałam o swoich rodzicach, teraz chciałam pokazać, że wszystko jest w porządku. Nie chciałam go dodatkowo martwić.
- Jesteśmy u Avana?- wymamrotał.- Pozwolił mi tutaj być? Dlaczego nie umarłem?
- To długa historia. Powinieneś teraz odpocząć- popchnęłam go w stronę łóżka, na które upadł.
Był słaby i niezbyt pewnie stał na własnych nogach, dlatego powalenie go okazało się banalnie proste. Mimo wszystko skądś znalazł siłę, aby ponownie wstać.
- Nie! To wszystko jest takie...- uciął.
- Wiem.
- Nic nie rozumiem.
- Uwierz, że ja też.
Przytuliłam się do chłopaka, co natychmiast odwzajemnił. Wiedziałam, że powinnam mu wszystko opowiedzieć, ale miałam wrażenie, że to nie pomoże w jego wyzdrowieniu. Niall nie powinien się stresować. Ponownie poprosiłam, aby się położył, co zrobił dopiero po chwili dyskusji. Ostatecznie obiecałam położyć się obok niego i opowiedzieć wszystko spokojnie i powoli, aby mógł zrozumieć. Jego zagubione spojrzenie było równocześnie bardzo zabawne, ale też niepokojące. Na szczęście wiedziałam, że uspokaja się, kiedy tylko łapie kontakt wzrokowy ze mną. Opowiedziałam mu wszystko od początku do końca, nie omijając niczego. Chciałam być z nim w stu procentach szczera. Zawahałam się dopiero na końcu, nie wiedząc, czy powinnam powiedzieć mu o rodzicach. Ostatecznie to zrobiłam, czego od razu pożałowałam, bo ten zerwał się z łóżka i zachwiał, ledwo utrzymując równowagę.
- Niall- pisnęłam.- Kładź się!
- Są tutaj?!
- Niall!- krzyknęłam, licząc, że mnie posłucha, ale nic na to nie wskazywało.
- Przysięgam, że ich zabiję, Hope, rozumiesz? Zabiję...
Jego spojrzenie znacznie pociemniało, a oddech przyspieszył. To był jeden z tych momentów, w których tracił nad sobą kontrolę. Nie potrafił opanować gniewu, a już od dłuższego czasu nie jadł tych cholernych tabletek. Był osłabiony, jeszcze całkowicie się nie zregenerował, ale to nie powstrzymywało go przed pobiegnięciem przed siebie, aby ich znaleźć.
- Niall, jesteś zdenerwowany, uspokój się- powiedziałam łagodnie.
- Wiedziałem, że Avan to chuj, ale najwyraźniej ma to rodzinne! Nie rozumiesz, Hope! Musiałem patrzeć, jak całe życie cierpisz, bo ta suka i ten sukinsyn postanowili się ciebie wyprzeć!
- Nawet nie wiemy, dlaczego to zrobili. Może tak miało być, hm?
Podeszłam do niego, chcąc go trochę uspokoić. Bałam się, że może mu się coś stać, kiedy będzie tak wymachiwał rękoma. Co gorsza mógł zrobić krzywdę nie tylko sobie. Wiedziałam, że Niall już zabijał i nie chciałam, aby znowu to robił.
- Stało się, ale dzięki temu jestem tutaj, gdzie jestem i jestem, jaka jestem.
- Spójrz tylko! Jesteś zamknięta w jakimś pokoju u jakiegoś popierdoleńca! Nie wiesz, dlaczego tu jesteś i nie wiesz, co powinnaś zrobić! Nawet nie wiesz, kim jesteś!
- Niall!- krzyknęłam.- Uspokój się, do cholery!
Blondyn prychnął w moją stronę, a następnie zacisnął pięści, jakby starał się powstrzymać swój gniew. Mogłam rzucić się na niego, pocałować go i liczyć na to, że się uspokoi, jak w pieprzonych książkach, ale to, co tu się działo, na pewno nie było książką. A nawet jeśli, to cholernym thrillerem. Ostatecznie postanowiłam wyjść. To było nieodpowiedzialne, ale czułam, że mogło podziałać. Zostawiłam go samego, aby ochłonął. Nie chciałam się z nim kłócić, ani patrzeć jak klnie pod nosem. Przewidywałam też, że zacznie rozwalać różne rzeczy. Zatrzasnęłam drzwi za sobą i usiadłam przy ścianie, podkurczając nogi. Minęło kilkanaście sekund, a Horan wyszedł na korytarz.
- Hope, kurwa!- krzyknął, zanim zdążył zauważyć, że znajduję się pod jego stopami.- Hope, nie zachowuj się jak dziecko!
- Przestań wyżywać się na mnie- warknęłam.
Nie byłam na niego zła, ale liczyłam, że drastyczne metody jakoś na niego wpłyną i w końcu się opamięta. Rozumiałam go, bo sama byłam wściekła, ale ja, w przeciwieństwie do niego, tłumiłam to w sobie. Przez następne minuty patrzyłam ślepo w ścianę, kątem oka obserwując zachowanie blondyna. Najpierw bezsensownie stał obok mnie, potem zaczął mamrotać coś pod nosem, a skończył ciągnąc się za włosy. Oparł się o ścianę i zjechał po niej na podłogę, znajdując się tuż obok mnie.
- Jestem tak samo zdezorientowany, jak ty- mruknął.- Nie potrafię sobie radzić z takimi sytuacjami.
- Ja też nie i oczekiwałam jakiegoś wsparcia z twojej strony- wytknęłam mu.
- Przepraszam- oparł głowę o moje ramię.
- Nie chciałam, żebyś mnie przepraszał, tylko żebyś się uspokoił.
- Mimo wszystko przepraszam. Nie potrafię niczego zrozumieć. Avan to twój wujek, i to najbliższy. To oznacza, że twoi rodzice o wszystkim wiedzieli, ale cały czas kłamali. Avan też nie przyznał się do tego, kim jest. Teraz sprowadza ich tutaj. Co chcesz zrobić?
Niall wbił we mnie przeszywające spojrzenie. Jego błękitne tęczówki przebijały mnie na wylot, co dodatkowo mnie stresowało. Najgorszy w tym wszystkim był właśnie fakt, że nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Nie miałam ochoty ich widzieć, ale czułam, że muszę w końcu poznać prawdę. Chciałam pozbyć się tych wszystkich pytań, które dręczyły mnie od dziecka. Dlaczego to zrobili? Co nimi kierowało? Teraz chciałam wiedzieć, dlaczego wszystko ukrywali? O co w tym chodziło? Poczułam, jak ramie Nialla wpycha się pomiędzy moje plecy a ścianę, aby tylko objąć mnie w talii i przyciągnąć do jego ciała.
- Hej, będzie dobrze, księżniczko- mruknął.
- Musi być.
Sama w to nie wierzyłam, jednak mogłam spróbować. Mogłam postarać się zacząć na nowo, ale najpierw musiałam zamknąć wszystkie stare rozdziały mojego życia.
- Porozmawiam z nimi- szepnęłam. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~

Zdecydowanie najgorszy rozdział ever! Kompletnie się wypaliłam, jeżeli chodzi o to opowiadanie i cieszę się, że do końca został już tylko jeden rozdział i epilog. Nie potrafiłabym tego ciągnąć dalej. Już teraz wszystko pisze na siłę... cóż... Do następnego!

środa, 11 listopada 2015

63. Just us

~Harry~

Nie wiem, jak długo siedziałem na brudnej ziemi. Poddani patrzyli na moją bezsilność, a ja sam czułem się słaby i upokorzony. Chciałem ją chronić. Może nie byłem w tym dobry, bo częściej ją raniłem, niż doprowadzałem do śmiechu, ale starałem się. Moja głupota i zawziętość doprowadziły do tej sytuacji. Tak naprawdę, gdybym powiedział jej całą prawdę, nie poszłaby z nim. Zapierałem się, że dla wszystkich będzie lepiej, kiedy będzie żyła w błogiej nieświadomości. Nie potrafiłem pojąć, że przytłacza ją jej niewiedza.
Stała się pierwszą osobą, na której mi zależało od śmierci rodziców i siostry. Byłem bezduszny, aby ukryć swoją słabość. Zakochałem się w Hope, ale musiałem zrozumieć, że jej serce należy do Nialla. Miał niewyobrażalne szczęście.
A Avan?
Teraz stanie się to, czego tak bardzo się obawiałem. Ona tam nie pasuje. To nie jest jej świat, to nie jest jej życie. Jej miejsce jest u zmiennokształtnych, przy boku Nialla.
- Harry...
Ktoś ukucnął tuż obok mnie. Było ciemno, wszyscy się rozeszli, a ja siedziałem na piachu obok kałuży krwi, którą stracił Horan.
On potrafił się poświęcić, a ja byłem tchórzem.
- Harry, chodź do zamku- mruknął, kładąc dłoń na moim ramieniu.- Nic nie zrobimy. To nie jest niczyja wina. Jeśli będzie chciała, to wróci, zobaczysz.
- Nie rozumiesz, Louis! Ona nas znienawidzi i nawet nie pomyśli o powrocie! A nawet jeśli, to Avan jej nie wypuści. Skoro już ją dostał, nie pozwoli, aby zniknęła po raz kolejny.
- Ona należy do nich, może tam się poczuje szczęśliwa- kontynuował.
- Nie, do cholery! My jesteśmy jej rodziną! Ona należy do nas, nie do nich!
Wstałem gwałtownie. Byłem zły sam na siebie, bo przegrałem walkę o Hope. Najgorsze, że nie zrobiłem wszystkiego, co mogłem.
- To tutaj są jej przyjaciele- wymamrotałem przez łzy, patrząc prosto w oczy Louisa.- Jej historia, to nasza historia. Jej szczęście, to nasze szczęście. Byłaby szczęśliwsza z nami. Wiem, że jeżeli on jej powie, to Hope się załamie. Jest krucha. Zbyt wiele już przeżyła. Avan nie zatrzyma Nialla, co więcej, zabroni im się spotykać. Wiesz to, więc, kurwa, nie mów, że ona będzie tam szczęśliwa!

~Hope~

Avan zaczął mnie przerażać. Bałam się tego, że nie znam jego zamiarów. Zdążyłam się jedynie zorientować, że odbiegają one od tych, których się spodziewałam. Byłam gotowa na wszystko, ale nie na szczere rozmowy... z nim.
Umięśnione ramiona oplotły moje ciało, zamykając nas w szczelnym uścisku. Bałam się go odwzajemnić, ale, niewiedzieć czemu, zrobiłam to.
- To jak, jesteś głodna?
Mężczyzna odsunął się ode mnie, a na jego usta wkradł się uśmiech, który sprawił, że wyglądał zupełnie inaczej niż zazwyczaj. Kojarzyłam Avana z ponurym demonem o zerowym poczuciu humoru i chęci ogólnego mordu, a on był dla mnie... miły.
- Chcę iść do Nialla.
- Przecież nic mu nie jest- wywrócił oczami, ale nagle jaby się opamiętał.- Nie ufasz mi.
- Dlaczego miałabym ci ufać? Nie dałeś mi ku temu powodow, ale upewnileś mnie, że nie zawsze mówisz prawdę.
- Fakt, w większości kłamię- wzruszył ramionami.
Ktoś podmienił mi Avana.
- Wiem, że jesteś głodna, słyszę, jak ci burczy w brzuchu.
- Chcę iść do Nialla.
Postanowiłam upierać się przy swoim, aby Avan nie sądził, że mu uległam. Nie było takiej możliwości. Chce zdobyć moje zaufanie, ale ja nie dam się omamić. Jestem już na dnie, ale jeszcze niżej nie upadnę.
- Masz zamiar przy nim spać?- prychnął.
- Może. Nie zostawię go samego na całą noc.
- Masz charakter.
Widziałam, jak Avan mruczy coś jeszcze pod nosem. Chwycił moją dłoń, ciągnąc mnie na korytarz. Nie byłam pewna, czy powinnam zacząć się szarpać. Przypuszczałam, że idziemy do Nialla, a kiedy moje przypuszczenia stały się słuszne, znacznie przyspieszyłam kroku. Wpadłam do pomieszczenia, w którym spał blondyn. Nadal leżał w tym samym miejscu, w którym go zostawiłam i nie wydawał się być w niebezpieczeństwie.
- Widzisz, cały i zdrowy. Teraz idziemy coś zjeść.
- Posiedzę z nim- wymamrotałam, ruszając w kierunku łóżka.
Nie zdążyłam zrobić kroku, a zostałam zatrzymana przez mocny uścisk na nadgarstku. Spojrzałam na szatyna. Wiedziałam, że prędzej czy później coś takiego będzie miało miejsce. Twarz mężczyzny nie wyrażała zbyt wielu emocji, ale nie była też całkowicie ich pozbawiona.
Zmienił się, odkąd tu jestem.
- Wiem, że go kochasz, Hope, ale daj mu odpocząć- jęknął.- My pójdziemy coś zjeść, a któryś z moich ludzi przeniesie Nialla do twojego pokoju.
- Dlaczego?- zmarszczyłam brwi.
- Powiedziałaś, że nie zostawisz go samego na całą noc.
Nigdy w życiu nie czułam się tak bardzo zdezorientowana, jak w tamtej chwili. Chciało mi się śmiać, ale ten śmiech był spowodowany paniką, jaka towarzyszyła mi przy każdym podejrzanym geście Avana. Dodatkowo do moich oczu napływały łzy i nie wiedziałam dokładnie dlaczego. Nie działa mi się żadna krzywda, ale to było chyba gorsze, niż gdyby Avan miał mnie zabić. Czułam się pomiatana. Nie miałam niczego, co byłoby fundamentem mojej opini o tym mężczyźnie, a to mnie przygniatało. Nienawidziłam go, ale był miły. Nie mogłam go polubić, bo zrobił zbyt wiele złych rzeczy. Nie mógł być mi obojętny, bo za bardzo namieszał w moim życiu. Emocje rozrywały mnie od środka, a to nie było przyjemne.
- Czego chcesz?! Przestań zachowywać się tak irracjonanie!- krzyknęlam, a po moich policzkach spłynęły łzy.- Co z tobą, do kurwy?!
- Nie przeklinaj, Hope- mruknął spokojnie.
- No, kurwa, nie! No nie! Nie mów mi, co mam robić! Jesteś jakiś popierdolony! Po prostu powiedz, czego chcesz!
- Chcę, żebyś przestała przeklinać i poszła coś zjeść. Mało jesz, a to nie jest dobre dla twojego organizmu.
- Nie wierzę- prychnęłam.- Nie wierzę!
- Jak często przechodzisz załamania nerwowe?- zmarszczył brwi.
- Ty tak na serio?!
- Już ci powiedziałem, Hope. Wierzysz w same kłamstwa i nie wiesz o mnie tego, co powinnaś. Opowiem ci wszystko jutro. Teraz powinnaś odpocząć, bo stres również szkodzi zdrowiu.
- Ty mi szkodzisz- warknęłam.
Większość emocji mnie opuściła, dlatego mogłam się uspokoić. Rozmasowałam skronie, zbierając myśli.
- Już dobrze?
Dłoń Avana uniosła mój podbródek, zmuszając mnie, abym na niego spojrzała. To był dziwny gest z jego strony, ale musiałam przyjąć do wiadomości, że świat naprawdę zwariował. Miałam ochotę zrobić mu krzywdę, sprawić, aby choć trochę pocierpiał, a on w tym czasie mówił mi o jedzeniu i zdrowiu.
Tutaj jest gorzej niż w psychiatryku.
Odsunęłam się od Avana, uwalniając swoją twarz z delikatnego uścisku. Kurwa, delikatnego, on był delikatny!
Zwariuję, naprawdę zwariuję.
Mężczyzna spojrzał na mnie, wzdychając. Chciałam wiedzieć, o czym myślał, aby w końcu nie być cały czas okłamywana. Szatyn wyciągnął dłoń w moim kierunku, jednak ja nawet nie drgnęłam. Atmosfera w ciągu tych kilku minut diametrialnie się zmieniła, a mnie udało się zbudować pewien dystans. Był on mały i ledwie zauważalny, ale był, a to podnosiło mnie na duchu. Spojrzałam na wyciągniętą w moją stronę dłoń i bezceremonialnie odwróciłam się na pięcie, ruszając do Nialla. Usiadłam obok jego ciała, odgarniając blond grzywkę, która sięgała oczu.
- Też zachowujesz się irracjonalnie- mruknął za moimi plecami.- Najpierw byłaś waleczna, potem zagubiona, a teraz postanowiłaś się zbuntować, ale nadal czujesz się niepewnie.
Nie odpowiedziałam, chociaż dokładnie wysłuchałam każdego jego słowa. Nie mogłam twierdzić, że się mylił, ale nie mogłam też wytłumaczyć swojego zachowania. Zawsze byłam zmienna, co irytowało innych i mnie samą, ale nigdy nie potrafiłam tego pojąć.
- Demony są irracjonalne. Danerwujesz mnie, ale przez to mam ochotę spędzać z tobą więcej czasu. Krzyczysz, ale dopiero wtedy czuję, że naprawdę rozmawiamy. Płaczesz, ale ja wiem, że wszystko jest w porządku.
- Zawsze tak miałeś?- zapytalam, nie odwracając się w jego stronę.
- Od dziecka.
Westchnęłam.
- Myślę, że chcesz poznać prawdę i wiem, że to najlepsza pora. Chodź, zjesz coś, a ja wszystko ci opowiem.
- Bedziesz kłamał- prychnęłam.
- Chciałbym, ale to nieodpowiednia chwila.
Siedziałam bez ruchu, patrząc ślepo w twarz Nialla. Wmawiałam sobie, że będzie kłamał, jednak czułam, że tego nie zrobi. Pochyliłam się na Horanem i pocałowałam go w czoło. Jego ciało było ciepłe, co polepszało mi humor, bo świadczyło o tym, że żyje. Ostatni raz przeczesałam jego włosy palcami i wstałam, gotowa na prawdę.
- Przecież nie idziemy na ścięcie- prychnął Avan.- Nie musisz się żegnać.
- Przeniosą go do mojego pokoju?- zignorowałam wcześniejsze słowa szatyna.
- Jeśli tylko chcesz, każ im to zrobić.
- Ja?- spojrzałam na niego idiotycznie.
- Ty. Idziemy jeść i rozmawiać.
Kiwnęłam jedynie głową, próbując przyswoić wiadomość, że Avan pozwala mi zarządzać jego podwładnymi. Razem z mężczyzną wyszliśmy na korytarz, przez który maszerował wysoki chłopak. Zatrzymał się przed nami i ukłonił lekko w stronę Avana, a potem również w moją. Jego oczy spotkały moje. Przerażał mnie ten jasny odcień tęczówek, był taki nienaturalny. Chłopak chciał odejść, ale Avan go zatrzymał i spojrzał na mnie wymownie. Młody brunet zrobił to samo, a jego wzrok przeszywał mnie na wylot.
- Wiesz, że nie powinieneś na nią patrzeć?- warknął.
- Przepraszam, panie.
Zdążyłam się zorientować, że tutaj panują inne zasady. Avan wzbudzał u wszystkich szacunek. Nikt nie ośmielił się mu sprzeciwić, bo to zapewne skutkowałoby śmiercią. Poczułam na sobie spojrzenie szatyna. Oczekiwał, że wydam rozkaz, ale to nie byli moi poddani, ja nawet nie chciałam tego robić.
- Przenieście Horana do sypialni Hope- warknął.- Jeżeli coś mu się stanie, to ty pierwszy za to zapłacisz. Nie chcę widzieć nawet zadrapania na jego ciele, zrozumiano?!
Chłopak kiwnął głową, zasalutował, podziękował i odszedł. Avan był dla mnie miły, a na poddanych się wyżywał. Jakbym miała do czynienia z dwoma zupełnie innymi osobami. Zbudował sobie niesamowity autorytet i niekoniecznie dobrą opinię. Może był spostrzegany jako zły, ale chociaż w ogóle był spostrzegany. Powoli szliśmy krętymi korytarzami. Nie potrafiłam się do nich przyzwyczaić. Były zbyt ciemne i zbyt puste. Powinnam dziękować, że moja sypialnia została jakkolwiek urządzona, bo nie wytrzymałabym w takich warunkach. Usłyszałam czyjąś rozmowę. Dobiegała z daleka, ale była niesione przez echo. Miałam wrażenie, że znam te głosy, choć nie potrafiłam przypasować ich do konkretnych osób. Spojrzałam kątem oka na Avana, który uśmiechał się głupio. Poczułam się niepewnie i miałam ochotę uciec. Czułam, że zaraz wydarzy się coś, co nigdy nie powinno mieć miejsca. Najgorsze, że moje przeczucia się sprawdzały. Szatyn zatrzymał się, a ja wraz z nim. Staliśmy przed dużymi drzwiami, zza których dochodziła rozmowa. Dla mnie była to kłótnia, ale wolałam uznać to za rozmowę. Avan pchnął, przepuszczając mnie przodem. Pierwsze, co dostrzegłam, to ogromny stół i jedynie kilka krzeseł, które zajęte były przez jakieś osoby. Dwie z nich zwrócone były do mnie plecami, a trzecia to Nick. Spojrzał na mnie zeszklonymi oczami, jakby chciał za wszystko przeprosić. Myślałam, że jest po stronie Harry'ego, a tymczasem on ciągle zmieniał front.
- Nick?- zdziwiłam się.
Avan miał mi to wszystko wytłumaczyć, a ja widzę Nicka. To jeszcze bardziej mnie dezorientowało. Jednak rozwiązanie zagadki musiało kryć się w dwóch pozostałych osobach. Widziałam, jak ich mięśnie napinają się, kiedy tylko zdołałam cokolwiek powiedzieć. Oboje wstali równocześnie i odwrócili się w moją stronę. Wbiłam spojrzenie w kobietę o lekkich rysach twarzy. Jej kasztanowe włosy powoli siwiały, a na twarzy pojawiły się zmarszczki. Kilka sekunda zajęło mi zrozumienie, co tu się dzieje. Poczułam się zmiażdżona. Wszystko mnie przygniatało, a ja stawałam się coraz mniejsza. Nie potrafiłam zapanować nad trzęsącym się ciałem. Chciałam uciekać, ale moje stopy jakby zrosły się z podłogą, nie mogłam się ruszyć. Mężczyzna był bardzo podobny do Avana. Miał mocne rysy twarzy i charakterystyczne, jasnoniebieskie oczy. Lekki zarost pokrywał jego szczękę. Był starszy od Avana o kilka lat, na pewno. Szybko zaczęłam łączyć ze sobą wątki, chociaż przychodziło mi to z ogromną trudnością. Nie potrafiłam pozbierać myśli.
- Witaj, bracie!
Avan rozłożył szeroko ramiona. Brzmiał sarkastycznie i uśmiechał się sztucznie. Poczułam, że moje nogi słabną, a po chwili upadłam, zwijając się na podłodze. Tylko Nick do mnie podbiegł.
To nie mogą być moi rodzice.
To nie może być prawda.

poniedziałek, 2 listopada 2015

62. I want the world in my hands

Upadł bezwładnie w kałużę własnej krwi. Kilka sekund zajęło mojemu ciału, aby jakkolwiek zareagować. Strugi łez wypłynęły z moich oczu, kapiąc na policzki. Zabił go, a co gorsza, Niall zdążył się ze mną pożegnać.
Alice zaczęła piszczeć, szarpiąc się jak opętana. Louis nie wypuszczał jej za żadne skarby. Nie powinna tego widzieć, nie dziecko. Harry ryknął, kierując się do Avana. Zanim się obejrzałam, mężczyzna leżał na ziemi, powalony przez Stylesa. Brunet okładał go pięściami, a ten śmiał mu się w twarz.
Wiedziałam, że zginą ludzie. Wojna niesie za sobą straty, ale dlaczego Niall? Dlaczego teraz?
Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że upadłam na kolana. Bez słowa, zaczęłam niemal czołgać się do jego ciała. Nie miałam siły, aby wstać. Nie obchodziło mnie nic dookoła.
Niall...
Kiedy już się do niego zbliżyłam, ludzie Avana odciągnęli ode mnie jego ciało, a ja wpadłam dłońmi w kałuże krwi. Chciałam ich powstrzymać, ale w tym stanie nie potrafiłam zapanować nad swoimi mocami.
- Hope, Hope, Hope- usłyszałam nad sobą. 
Avan stał z założonymi rękami, patrząc z pogardą na moją żałosną osobę. Nie widziałam Harry'ego. Z ust mężczyzny wypływała krew, chociaż to nie było możliwe. Jest demonem.
- Jak wiele ofiar jeszcze zarządasz?- mruknął, kręcąc lekko głową.- Pierwszy był Niall, a teraz daję ci wybór.
Nie rozumiałam jego słów, dopóki nie dostrzegłam dwóch podwładnych, którzy trzymali Madison i dwóch innych, w których łapy wpadł... Harry. Jednak ja mimo wszystko powróciłam wzrokiem do Nialla, który stawał się coraz bledszy, a ja czułam jego chłodniejące ciało.
- Harry czy Madison?
Wstałam o trzęsących się nogach, czują, że zaraz ponownie upadnę. Moje ciało odmawiało mi posłuszeństwa.
- Pójdę- szepnęłam.- Pójdę, tylko pozwól mi go uzdrowić. Pójdę.
Nie zdawałam sobie sprawy, że mamrotałam bez sensu i, tak właściwie, powtarzałam jedno słowo jak mantrę.
Słyszałam krzyki, protesty, Harry'ego, Alice, poddanych... To wszystko dudniło w moich uszach.
- Cieszę się, że zrozumiałaś- uśmiechnął się, podchodząc do mnie.
Spojrzałam na niego słabo, gdy oplótł mnie ramieniem w talii, tłumacząc, że zaraz zemdleję. Bez zbędnych słów zaczął kierować się ze mną do bramy głównej. Wystarczył jeden rozkaz, a całe jego wojsko również się wycofało.
- Miałam go uzdrowić, puść!- zaczęłam się szarpać.
- Zrobisz to, ale w zamku, obiecuję- uszczelnił uścisk.- Muszę mieć pewność, że zostaniesz.
- Nie ucieknę, zostanę, zrobię cokolwiek, ale pozwól mi...
Szarpałam się bez opamiętania, ale nie miałam wystarczająco dużo siły.
Avan uśmiechnął się, podnosząc mnie na ręce, kiedy moje nogi straciły siłę, aby iść.
- Drake- mruknął do jednego z najlepiej zbudowanych mężczyzn- weź go.
Szatyn zasalutował, a potem bez problemu podniósł ciało Nialla, które wcześniej wlekło dwóch, wiele mniejszych, chłopaków. Dogonił nas i dotrzymywał kroku.
- Widzisz, Hope, Niall idzie z nami.
Jak on mógł? Jak mógł pozwalać mi patrzeć na jego ciało? Czułam, że moje powieki stają się coraz cięższe. Nie mogłam zasnąć ani zemdleć. Musiałam widzieć, że zabierają Nialla z nami, musiałam mieć pewność, że go nie zostawią.
- Śpij- mruknął srogo.
- Nie- wydukałam ledwo słyszalnie.- Niall...
- Obiecałem, że go zabierzemy.
Chciałam krzyczeć, że mu nie wierzę, że ma mnie puścić, że jest zwykłm sukinsynem, jednak nie miałam siły, aby nawet utrzymać powieki otwarte. Mimo wszystko zasnęłam, bo wraz z Niallem odeszła spora część mnie. Dosłownie i w przenośni. Naprawdę wyrwano go z mojego ciała. Nie miałam siły, aby utrzymać się w świadomości sytuacji.

Poczułam chłód, opanowujący moje wycieńczone ciało. Ledwo uniosłam powieki i zobaczyłam, że leże w jakimś pokoju. Spanikowałam, kiedy zdałam sobie sprawę, że wokół nie ma nikogo. Zerwałam się gwałtownie z łóżka, co nie było zbyt dobrym pomysłem, bo niemal natychmiast wylądowałam na podłodze, nie mając siły, aby biec. Tym razem podniosłam się powoli, dreptając do drzwi. Zanim do nich dotarłam, do środka wszedł Avan. Bez słowa podniósł mnie, jakbym w ogóle nic nie ważyła i zaczął kierować się w nieznane mi miejsce. Te korytarze były okropne. Zostały stworzone na przeciwieństwo tych w zamku zmiennokształtnych. Tamte zapamiętałam jako jasne, ciepłe i pełne życia, a te były ciemne, wilgotne i każdy krok odbijał się echem od ścian, uświadamiając mi, że przed nami dziesiątki pustych korytarzy.
- Jak długo spałam?- wydukałam, czując suchość w gardle.- Gdzie Niall?
- Ledwo przyszliśmy, dopiero co położyłem cię do łóżka.
- Gdzie Niall?- powtórzyłam.
Każda sekunda była ważna. Niezależnie od tego, kim jestem, nie przywrócę życia komuś, kto nie ma prawa, aby żyć. Jeżeli Niall stracił zbyt wiele krwi lub cokolwiek innego, nie pomogę mu.
- Idziemy do niego.
- Zatamowaliście krwawienie?
- Po co?- wzruszył ramionami.
Minęła dosłownie sekunda, a ja zaczęłam się żałośnie szarpać. On o tym wie i zrobił to specjalnie!
- Spokojnie, Hope!- warknął, kiedy uderzyłam go łokciem.
- Puść mnie! Muszę pomóc Niallowi i...
- Nie spieszy się.
- Straci za dużo krwi!
- To nie człowiek, Hope- mruknął, jakby to było najbardziej oczywistą rzeczą na świecie.- A ty nie jesteś lekarzem.
Nie wiedziałam nawet, czy mówi prawdę, bo byłam kompletnie niedouczona w tych sprawach. Nie wiedziałam nic, co powinnam znać już od dziecka, a to mnie przerażało. Mogł kłamać, a wtedy nie odzyskam Nialla. Jednak jeżeli mówi prawdę, to nie rozumiem, dlaczego? Horan stanowi dla niego tylko problem i lekkie zagrożenie.
- To tutaj- zatrzymał się przed sporych rozmiarów drzwiami.- Dasz radę iść sama?
- Dam- szepnęłam.
Moje stopy spotkały się z podłogą, kiedy Avan powoli i uważnie mnie odstawił. Spojrzałam na niego, pchając drewnianą powierzchnię. Znalazłam się w pomieszczeniu, które nie sprawiało wrażenia zbyt przyjaznego. Ciemne ściany grały z ciemnym i niezbyt dobrze wyglądającym łóżkiem. Z boku stała jakaś komoda. Niby zwyczajny pokój, a jednak budził obawę i pewnego rodzaju strach, kiedy się w nim przebywało. Na łóżku leżał Niall, a pościel była już poplamiona jego krwią. Poczułam ścisk w gardle i łzy w kącikach oczu, ale zacisnęłam pięści, powstrzymując płacz.
- Idź.
Avan pchnął mnie lekko do przodu. Powinnam zacząć przejmować się jego dziwnym zachowaniem, ale teraz musiałam skupić się na Niallu. Usiadłam tuż obok jego zimnego ciała. Nie uda mi się go uratować, przecież on nie ma w sobie nawet odrobiny życia.
- Hope, pamiętaj, że jesteś w stanie łamać wszelkie prawa. Jesteś czymś najsilniejszym, rządzisz na tym świecie- mruknął mężczyzna, stając tuż za mną.
- Skąd wiesz, co myślę?
- Zapomniałaś się pilnować- wzruszył ramionami.- Trzymaj.
W moich dłoniach znalazł się nóż. Jego rękojeść była wykonana z jakiejś kości, w której wyrzeźbiono najróżniejsze wzorki. Przejechałam ostrzem po wewnętrzenej części dłoni i pozwoliłam kroplom krwi kapać na ranę Nialla. Moja krew mieszała się z jego i rozcięta skóra powoli zaczęła się zrastać, pozostawiając jedynie lekko czerwony ślad w postaci blizny. Mimo wszystko Horan nadal nie oddychał, co sprawiło, że zaczynałam panikować. Poczułam łzy spływające po moich policzkach. Moja rana zrosła się po niecałej minucie, a ja mogłam odgarnąć włosy z czoła blondyna. Nie mógł odejść, bo zbyt bardzo go potrzebowałam. Jednak obiecałam tu zostać, a Avan zapewne wyrzuci Nialla zaraz po jego przebudzeniu. On miał być tylko przynętą. Nagle chłopak gwałtownie otworzył oczy i zachłysnął się powietrzem, unosząc się do pozycji siedzącej. Jedbak wraz z opuszczeniem tlenu z płuc, jego oczy się zamknęły i znów opadł bezwładnie na pościel.
- Co się dzieje?!- pisnęła spanikowana.
- Śpi.
- Jak to śpi, do cholery?!
- Stracił krew, przecież nie wstanie od razu na równe nogi i nie zacznie tańczyć- mówił z irytującym mnie spokojem.- Musi się zregenerować.
- Ile to potrwa?
- Kilka dni? Może tydzień?
- Nie wiesz?!- zerwałam się przerażona.
- Pytanie jest następujące: ja powinienem to wiedzieć czy ty, Hope?- podkreślił znacząco moje imię.
To brzmiało trochę jak: "jesteś, do cholery, wybranką, więc powinnas znać wszystkie tajemnice swoich mocy". Mniej więcej tak to odebrałam.
- Powiedziałeś, że chcesz mnie uczyć- wytknęłam mu.
Mężczyzna uśmiechnął się chytrze i kiwnął twierdząco głową. Dla mnie każde jego zachowanie było podejrzane, więc zmierzyłam go wzrokiem, jakby to w czymś pomogło.
- Dasz mu odpocząć?
- Nie ma mowy!- krzyknęłam.- Nie zostawię go!
- Przecież nic mu się nie stanie.
- Nie wierzę ci.
- Nie jest mi potrzebny i nie jest żadnym zagrożeniem- prychnął.- Mam go gdzieś.
- Jest zagrożniem.
- Nie u mnie w domu. Chodź.
Avan wyciągnął dłoń w moim kierunku. Spojrzałam na Nialla, który oddychał spokojnie. Nie miałam dużego pola manewru, bo teraz byłam całkowicie zależna od Avana. Wiedział, jak doprowadzić do momentu, w którym przestanę nad sobą panować. Westchnęłam, powolnym krokiem podchodząc do szatyna, który oplótł mnie ramieniem w talii. Zawsze byłam przekonana, że jedyne, czego chce ode mnie Avan, to moja śmierć. Nie potrafiłam pojąć jego zachowania, kiedy już wpadłam w jego łapy. Co gorsza, zaczął przypominać Harry'ego. Miałam wrażenie, że idealnie odzwierciedla zachowania Stylesa z pierwszych dni, kiedy mnie uprowadził. Możliwe nawet, że to Avan traktował mnie lepiej.
- Przestań tyle myśleć- mruknął.- Dlaczego żyjesz tym, co mówią ci inni, a nie tym, co sama sądzisz?
Spojrzałam na niego zdezorientowana.
- Wszyscy kłamią, Hope, a jeśli nie nauczysz się sama myśleć, to będziesz żyła w wiecznym błędzie.
- Ty coś wiesz o kłamstwach- wywróciłam oczami.
- Jestem specjalistą- prychnął.
Czy Avan właśnie, do cholery, ze mną żartował?!
- Może. Skoro masz tutaj zostać, to powinnaś dowiedzieć się o wszystkim. Zaczęliśmy od tego, że tak naprawdę mnie nie znasz.
Irytował mnie fakt, że Avan bezkarnie wkradał się do mojej głowy. Wzięłam głęboki oddech, aby zablokować wszystkie swoje myśli. Nie powinien ich słyszeć. Znałam go, jednak nie całkowicie. Wiedziałam, że jest demonem, i że uwielbia manipulować ludźmi, a także napawa się śmiercią. To mi do tej pory wystarczyło, aby zbudować o nim jakieś zdanie. Przerażał mnie fakt, że nie znałam reszty jego umysłu i nie wiedziałam, czego się spodziewać. Jego bliskość też wydawała się dziwna.
- To tutaj- mruknął, zatrzymując się przed jednymi z drzwi w długim korytarzu.- To jest moja sypialnia, a ta jest twoja.
Odwróciliśmy się na pięcie, wchodząc do pomieszczenia naprzeciwko. Zaparło mi dech w piersi, kiedy z ciemnego i wilgotnego korytarza weszłam do przytulnie urządzonego pokoju. Pod moimi stopami znalazł się puchaty dywan, który pokrywał całą podłogę. Miał przyjemny beżowy odcień. Ściany pokryte zostały jasnofioletową farbą, którą zaliczałam do koloru liliowego. Na środku stało spore łóżko z metalową ramą. Rurki wiły się niczym bluszcz, tworząc piękne wezgłowie. Na śnieżnobiałej pościeli rozrzucone były różnokolorowe poduszki i jeden ogromny pluszak w kształcie krokodyla, który był prawie mojego wzrostu, jeśli liczyć od ogona do pysku. Po jednej stronie łóżka stał stolik nocny wykonany z ciemnego drewna, a na nim lampka. Po drugiej zaś znajdowała się sporych rozmiarów szafa z drzwiami pokrytymi lustrami. Tuż obok dostrzegłam regał wypełniony książkami. W rogu stało jeszcze biurko, na którym leżały przybory do rysowania oraz sterta kartek. Wszystko wykonane z tego samego, ciemnego drewna. Dostrzegłam okno, które zasłonięte było grubymi zasłonami. Na ścianach wisiały rysunki. Niektóre moje, niektórych nie znałam. Jednak najważniejszym elementem tego pomieszczenia było światło. Wszystko, co do tej pory widziałam w tym zamku, było ciemne, wilgotne i czasem cuchnące. Ten pokój to jakaś abstrakcja! I ten krokodyl!
- To jest jedyne pomieszczenie z oknem. Pomyślałem, że chciałabyś mieć jakiś podgląd na świat, choć tak właściwie tam jest tylko las i kilka skał. Wiem, że raczej nie lubisz ciemności, więc stworzyłem coś, w czym będziesz mogła poczuć się swobodnie.
Słyszałam jego słowa, ale jakoś specjalnie one do mnie nie docierały. Ten pokój był niesamowity i nie równał się z tym z zamku zmiennokształtnych. Weszłam w głąb pomieszczenia, dotykając mebli.
Nie wierzę.
- Mam sypialnię naprzeciwko, ale tylko po to, żebyś nie musiała mnie szukać, a ja nie musiałem się przejmować, że coś ci się stanie. Nie będę cię zamykał ani więził, ale chcę, żebyś była dość blisko.
- Dlaczego?- mruknęłam.
- Żebym się o ciebie nie martwił.
- Nie, nie o to mi chodzi. Dlaczego stworzyłeś dla mnie taki pokój?- spojrzałam na mężczyznę, nie ukrywając podejrzeń. 
- Żebyś nie czuła się nieswojo. To nie jest więzienie, Hope.
Było mi... dziwnie. Miłe uczucie rozpierało mnie od środka. Cieszył mnie fakt, że wreszcie ktoś się o mnie zatroszczył, pomyślał o tym, czego potrzebuję i po prostu się postarał. Jednak to, że tą osobą okazał się Avan, niszczył wszystko. Dlaczego on to robi? Chciał uśpić moją czujność? Chciał, abym mu zaufała? Chciał się przypodobać?
- Nie rozumiem, po co to wszystko- oparłam się tyłkiem o ramę łóżka, wbijając spojrzenie w szatyna, który nadal stał w progu, jakby bał się wejść.- Nie zabijasz mnie, nie znęcasz się, nie wykorzystujesz, nie szantażujesz, więc o co tak naprawdę chodzi?
Avan spojrzał na mnie z dziwnym spokojem. Jego wzrok wydawał się przepełniony troską i delikatnością.
Świat zwariował?
Mężczyzna ruszył powoli w moim kierunku, co sprawiło, że natychmiastowo spięłam wszystkie mięśnie. Teraz nasze ciała niemal się stykały i Avan widocznie nade mną górował. Nie chciałam pokazać swojego strachu, więc hardo patrzyłam mu prosto w oczy, aż oparł swoje czoło o moje.
- Zawsze chodziło tylko o ciebie i twoje bezpieczeństwo, Hope.

~~~~~~~~~~~~~

Hejo! Przepraszam, że rozdziału nie było w zeszłym tygodniu, ale mam teraz istne urwanie głowy przez szkołę, więc nie miałam kiedy tego napisać. Nie wiem, kiedy pojawi się następny, ale postaram się nie przekroczyć terminu 3 tygodni. (Tak, wiem, że to sporo) Kocham Was!