sobota, 19 grudnia 2015

~ Epilog i podziękowania

Jasne światło zaczęło drażnić moje oczy, sprawiając, że w końcu je otworzyłam. Biała sala niemal mnie oślepiała. Minęło kilka sekund, zanim zdążyłam się przyzwyczaić. Na parapecie siedział Nick, patrząc w skupieniu na coś lub kogoś za oknem.
Kogoś, na pewno kogoś.
Westchnęłam, podnosząc się do pozycji siedzącej. Doskonale rozpoznawałam swój pokój w psychiatryku. Ściana przede mną zapełniona była przeróżnymi szkicami. Przedstawiały one głównie mnie i różne sytuacje z mojego życia. Teraz miały one sens i sprawiały, że wiedziałam co robić. Wszystko stało się jasne.
Siostra Harry'ego żyje, moi rodzice wkrótce umrą, a ja będę mogła żyć z Niallem. Tylko kilka miesięcy, trochę zmartwień i walki.
Chwyciłam kartkę i ołówek i zaczęłam powoli stawiać kolejne kreski. Zajęło to dosłownie kilka minut, a ja wstałam ze szpitalnego łóżka, podeszłam do biurka i odłożyłam na nie rysunek, a bardziej napis: "Na świecie są rzeczy, o których nawet nie śnicie. A osoby, które mają zaszczyt je widzieć zamykacie w psychiatryku. Z naszego punktu widzenia, to WY jesteście wariatami!". Uśmiechnęłam się i zaczełam zrywać wszystkie swoje rysunki ze ścian oraz pakować je do teczki.
- Wychodzimy, Nick- mruknęłam.
- Nareszcie zmądrzałaś, kochanie.
Chłopak stanął za mną i zaczął bawić się moimi włosami. Kątem oka dostrzegłam miny pielęgniarek zza szyby, przez którą zazwyczaj mnie obserwowano. Nie mogły zobaczyć Nicka, ale jedynie lewitujace włosy.
- Wszystko będzie dobrze, Hope. Zaczniemy od nowa, nikt nas nie znajdzie.
- Przecież wiem, Nick. Wszystko wiem, już teraz wiem.
- Dobrze, że teraz cię na to wzięło. Tutaj nie jesteśmy już bezpieczni.
- Jesteśmy- zaprzeczyłam, uśmiechając się pod nosem.
On nie wiedział nic. To ja znałam przyszłość i tylko ja mogłam na nią wpływać, ale mimo wszystko podobała mi się taka, jaka była. Nie chciałam nic zmieniać.
- Wiedzą, że tu jesteśmy, popatrz- podszedł ze mną do okna, gdzie stał jakiś facet. Wbijał wzrok w moją osobę, a na głowie miał kaptur od bluzy, w której chował ręce.
Uśmiechnęłam się mimowolnie. Chciałam już tam zejść, wyjść i być w domu mojej babci, chciałam wrócić do zamku, porozmawiać ze swoim wujkiem oraz sprowadzić Nicole z powrotem do świata zmiennokształtnych, gdzie było jej miejsce.
- No to wychodzimy!
Nick gwaltownie się obrócił i ruchem ręki wyważył drzwi. Każdy ten moment napawał mnie spokojem. Takie było moje przeznaczenie i moja historia. Uporałam się z ochroną oraz pielęgniarkami i biegiem ruszyłam do wyjścia głównego. Mijałam ludzi, którzy nie zwracali na mnie uwagi, czułam wiatr we włosach, widziałam rozświetlone spojrzenie Nicka oraz jego radość, że wyszliśmy. Zwolniłam, wychodząc z budynku. Rozgladałam się za zakapturzonym mężczyzną, którego widziałam z okna. Stał na placu, bez ruchu, patrzył na nas.
- Chodź- Nick pociągnął mnie za rękę.
- Czekaj.
Wyrwałam mu się, niemal biegnąc do postaci. Wiedziałam, kto to był i kto towarzyszył mi od początku, troszczył się o moje dobro. W śnie to mnie przerażało, ale teraz stało się jasne.
- No, no, no... Nick, kogo ty tu masz?- zaczął, ale nie mógł kontynuować, bo rzuciłam mu się w ramiona.
Mężczyzna był kompletnie zdezorientowany, jednak szybko odwzajemnił mój uścisk. Sięgnęłam do jego kaptura, zrzucajac mu go.
Moim oczom ukazały się kręcone włosy.
- Hope- mruknął, zdezorientowany.
- Jedźmy do domu, czas zacząć rewolucję.
Historia wielu ludzi jest już z góry zapisana. Wierzymy, że nie mamy wpływu na niektóre zdarzenia. Ja od zawsze byłam wyjątkowa i również w tym przypadku odbiegałam od reszty. Może byłam głupia, naiwna, niezdecydowana i rozkojarzona, ale to ja piszę swoją historię, ja decyduję o zdarzeniach i ja je mogę zmienić. Historia ludzi jest zapisana, ja swoją narysowałam i teraz dostarczę kartki Avanowi, aby mógł zapełnić puste ściany w pokoju, w którym zginą moi rodzice.

~~~~~~~~~~~~~~~
Cóż... Wielu z Was może nie zrozumieć, czuć się rozczarowanym, niespełnionym, ale właśnie tak miało być. Nie chciałam kończyć tej książki przesłodzonym epilogiem o idealnym życiu Nialla i Hope. Chcę w swoich opowiadaniach przekazywać jakąś treść. Cała historia, jaka została tutaj opisana, była jedynie snem, przyszłością, która dopiero nadejdzie. Teraz wszystko może ulec zmianie. Hope była wyjątkowa, dlatego mogła poznać swoją przyszłość, ale to nie znaczy, że my nie mamy na nią wpływu. Jesteśmy słabi, niezdecydowani, naiwni... jesteśmy śmiertelnikami, ale to nie znaczy, że nie możemy o niczym decydować. Co by było, gdyby Hope uciekła z zamku, co by było, gdyby udało jej się zabić, co by było, gdyby Hope wybrała Harry'ego, co by było, gdyby zdecydowała się zabić Avana, co by było, gdyby postanowiła szybciej porozmawiać z rodzicami? W życiu mamy wybory i, chociaż nie zdajemy sobie z tego sprawy, mają one wpływ na naszą przyszłość. Nie bójmy się ryzykować, nie wybierajmy zawsze tej bezpiecznej opcji, nie wmawiajmy sobie, że to i tak nie ma znaczenia, bo zawsze ma.

Pozostawiłam wiele niewyjaśnionych wątków, niedosyt, chęć kontynuowania, ale na pewno nie stworzę drugiej części. Hope nie umarła wraz z tą historią, Hope jest w każdym z nas i jest tą rozkojarzoną, zagubioną i niezdecydowaną.

Dziękuję każdemu, kto dotrwał do końca, był ze mną od początku, przetrwał długą przerwę i coś zrozumiał. Dziękuję za każde miłe słowo i każdą krytykę.

To koniec i żegnamy się z Hope, ale witamy Scarlett! Zdecydowana, twarda i pyskata. W jej świecie śmierć czai się na każdym kroku, a największym zagrożeniem są ludzie. Epidemic!

piątek, 11 grudnia 2015

65. New Start

Wyszłam z pokoju w towarzystwie Nialla. Byłam dość pewna siebie i wszystko szło mi aż zbyt łatwo. Dopiero jakoś w połowie zaczynałam panikować. Po kilku następnych krokach nie byłam w stanie się ruszyć. Nie mogłam tam do nich pójść. Nie dało się opisać uczucia, jakie towarzyszyło mi na samo wspomnienie o tych dwóch potworach. Tak, nie byli nikim innym, tylko potworami. Jeżeli mnie nie chcieli, mogli zawieść mnie do babcia. Ta na pewno by mnie przygarnęła. Byłam pewna, że zaopiekowałaby się mną. Sprawiliby mi również o wiele mniejsze zło, gdybym trafiła do domu dziecka. Wszędzie, gdziekolwiek, ale nie do szpitala psychiatrycznego. Nie byłam wariatką. Ukarano mnie za to kim byłam i na co nie miałam wpływu. Nie wybrałam bycia wybranką. O nic takiego się nie prosiłam i to nie była moja wina, a oni zniszczyli mi życie. Wychowywanie się w takim miejscu na zawsze pozostawi piętno na psychice. Jako dziecko widziałam ludzi, którzy nie radzili sobie z samymi sobą. Nie miałam kontaktu z rówieśnikami, a jedynym moim towarzyszem był Nick. Straciłam przyjaciela, z którym, jak się okazało, byłam bardzo mocno związana emocjonalnie i nie tylko. Nie mogłam nawet być na pogrzebie własnej babci. Do teraz nie wiem, co stało się z jej ciałem. Musiałam uciekać, krzywdzić ludzi i ukrywać się jak szczur. Straciłam wszystko, włącznie z samą sobą. Ale gdyby nie zrobili tego, co zrobili, najprawdopodobniej byłabym teraz gdzie indziej. Nie poznałabym ludzi, bez których nie wyobrażam sobie życia. Najprawdopodobniej nie byłabym w tym świecie i nie znałabym swojej tożsamości. Wiem, że żyłabym w przekonaniu, że po prostu... tak mam. Uważałam, że rodzice mnie zniszczyli, ale to, co zrobili, ukształtowało mnie. Wpływało na moje decyzje i charakter. Poznałam świat, do którego należę i poznałam samą siebie, w pewnym stopniu. Czekała mnie długa droga, wiele trudnych decyzji, kontrowersje, śmierć, ale też szczęście. Nie dowiedziałam się całkowicie, gdzie jest moje miejsce, ale mogę zacząć nowy rozdział.
 Jednak, żeby rozpocząć nowe życie, muszę najpierw zapomnieć o przeszłości, a żeby to zrobić, chcę poznać odpowiedzi na nurtujące mnie od kilku lat pytania.
 Mimo wszystko wtedy stchórzyłam. Chciałam zrobić to jak najszybciej, ale coś mi nie pozwalało. Byłam w szoku. Wszystko spadło na mnie jak lawina, a ja siedziałam zgnieciona pod śniegiem. Potrzebowałam czasu, aby to sobie poukładać. Musiałam przemyśleć, co dalej z Niallem, co dalej z królestwem i co dalej ze mną. Nawet na sekundę nie podważyłam faktu, że moja przyszłość jest mocno związana z tym miejscem i uroczym blondynem, którego kocham całym sercem.
 Wczoraj byłam dosłownie metry od poznania prawdy, ale zrezygnowałam. Wróciłam do swojego pokoju, gdzie spędziłam resztę czasu. Uspakajałam siebie i swoje myśli. Podejmowałam decyzje, które były teraz moim priorytetem.
 Poczułam, jak dłoń Nialla zsuwa się z mojego ciała, co przywróciło mnie do rzeczywistości. Grube zasłony całkowicie blokowały dopływ światła do pomieszczenia, dlatego nie byłam pewna, czy słońce już wstało, czy nadal trwała noc. Spojrzałam na blondyna, który do tej pory spał wtulony w mój brzuch. Teraz przeciągał się leniwie i, nawet nie otwierając oczu, powrócił do swojej wcześniejszej pozycji.
 - Nie śpisz już?- wymamrotał poranną chrypą.
 Nie mogłam nie uśmiechnąć się na ten widok. Kochałam go całą sobą. Najmniejszy uśmiech z jego strony, delikatny dotyk czy oddech, rozbijający się o moją skórę, sprawiał, że serce zaczynało szybciej bić w mojej piersi.
 - W ogóle nie spałam- odparłam, wplatając dłoń w jego rozczochrane włosy.
 Nie mogłam jednak zbyt długo się nimi pobawić, bo chłopak szybko podniósł się do pozycji siedzącej i wbił we mnie swoje zaspane spojrzenie, które mimo wszystko wydawało się być dość srogie.
 - Jak to nie spałaś?
 - Normalnie, Niall- westchnęłam.- Zdążyłam sobie wszystko poukładać i uświadomić parę rzeczy.
 - Na przykład?- podniósł podejrzliwie jedną brew.
 Jego widok sprawiał, że mój humor stawał się coraz lepszy. Czułam się spokojna w jego obecności. Doprowadzał mnie do śmiechu, ale mimo to wiedziałam, że już wkrótce mój humor znów się pogorszy.
 - Że cię kocham- odparłam bez zastanowienia, pozwalając, aby uśmiech zakwitł na mojej twarzy.
 Chłopak natychmiastowo go odwzajemnił i pochylił się w moją stronę, aby złożyć delikatny pocałunek na moich ustach. Chciałam z nim zostać i leżeć przez następne kilka godzin, ale mój żołądek mi na to nie pozwalał. Ostatni posiłek nie doszedł do skutku, a ja od tamtej pory nie jadłam zupełnie nic. To nie było dla mnie zdrowe, ale mój organizm był niezniszczalny. Chociaż, co jakiś czas, uporczywie domagał się pożywienia. Poinformowałam Nialla, że idę znaleźć coś do jedzenia, a on nawet nie protestował, bo zapewne usłyszał donośne burczenie. Koszulka sięgała mi nad kolano, dlatego nie fatygowałam się po jakieś spodnie. Ubrałam jedynie swoje buty, bo posadzki na korytarzach wydawały się cholernie zimne. Przeczesałam włosy palcami i skierowałam się do drzwi. Szybko opuściłam pomieszczenie, jakby chwilowe otworzenie drzwi miało sprawić, że w środku zapanuje okropny chłód. Zatrzasnęłam drewnianą powierzchnię, a moim oczom ukazał się Avan, który stał tuż przed swoim pokojem, patrząc na drzwi mojego. To wydało się dziwne, bo nie wiedziałam, jak długo już tam był.
 - Hope- mruknął.
 Nie odpowiedziałam, nie wiedząc dokładnie, co powinnam powiedzieć w tej sytuacji.
 - Jak się czujesz?- kontynuował, teraz patrząc prosto w moje oczy.
 - Jest w porządku.
- Gdzie się wybierasz?
 Atmosfera między nami była nieprzyjemna. Nigdy nie uważałam, że miałam z nim dobre relacje, ale teraz to nie było nic w tym rodzaju. Wiedziałam, że jest moją rodziną, i że czegoś ode mnie chce. Wiedziałam, że wie o czymś, o czym ja powinnam wiedzieć już od dawna. Teraz ta atmosfera nie była zwykłym dystansem i uprzedzeniami, a złą sytuacją rodzinną, jeżeli mogłam to tak nazwać.
 - Idę po coś do jedzenia- odparłam po chwili ciszy.
 - O, zapomniałem, zaprowadzę cię.
 - Nie trzeba, trafię- zapewniłam.
 Tu nawet nie chodziło o to, że chciałam się go pozbyć i pójść sama. Po prostu miałam nadzieję, że uda mi się trafić samej, bez niczyjej pomocy, a brak obecności Avana będzie tylko taką wisienką na torcie. Mężczyzna kiwnął głową na znak zrozumienia. Nie chciałam tam dłużej pozostawać, dlatego uśmiechnęła się niezauważenie i odeszłam. Czułam na sobie jego spojrzenie, ale postanowiłam je zignorować. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że chciałam go o coś zapytać. Chciałam wiedzieć, czy moi rodzice nadal tu są, czy czekali, czy może ponownie odeszli, zostawiając mnie samą sobie. Mimo wszystko nie zrobiłam tego i nie żałowałam. Obawiałam się jedynie, że mogę na nich wpaść.
 Snułam się krętymi korytarzami, kierując się głównie przeczuciem. Nie wiedziałam tak naprawdę, gdzie powinnam iść. Avan prowadził mnie wcześniej rzekomo do kuchni, ale ostatecznie wylądowaliśmy w tamtej sali, a ja w skutku nie znałam zupełnie położenie tego pomieszczenia. Podczas wędrówki spotkałam może dwie osoby, a jedną z nich zdołałam zaczepić. Nie było tutaj wiele kobiet. Wszędzie chodzili jedynie strażnicy i tylko nieliczne panie można było spotkać na korytarzu. Ta, na którą wpadłam, była ładną szatynką, jak każdy demon z resztą. Jednak odznaczała się bladą cerą oraz ciemnymi oczami. Jej tęczówki zbiły mnie z tropu, ale mimo wszystko zaczepiłam ją, prosząc o podanie drogi do kuchni. Najpierw zmierzyła mnie wzrokiem od góry do dołu, ale jakby zrozumiała, kim jestem i szybko wydukała kilka kierunków. Nic z tego nie zrozumiałam i nie chciałam dopytywać, dlatego podziękowała i odeszłam. Po krótkich zmaganiach natrafiłam na cudowny zapach pieczywa i, idąc po nim jak po sznurku, znalazłam się w kuchni. Była ona trochę mniejsza niż ta, którą zapamiętałam z zamku zmiennokształtnych. Największą różnicę stanowiła chyba tylko ilość załogi. Tutaj krzątały się ledwie trzy osoby. Nie zauważyły od razu mojej osoby, ale w końcu jedna z nich zbliżyła się do mnie z szerokim uśmiechem na ustach i charakterystycznymi dołeczkami. Jej twarz sprawiała, że odniosłam wrażenie deja vu.
 - Cześć, jestem Nicole.
 Kiwnęłam jedynie głową w odpowiedzi, bo na tyle było mnie stać. Byłam pewna, że dziewczynę widziałam pierwszy raz na oczy, ale jednak straszliwie mi kogoś przypominała. Miała hipnotyzujące spojrzenie, miły i trochę cwaniacki uśmiech oraz... dołeczki.
 - Przyszłaś po śniadanie, prawda?
 - T-tak- zająknęłam się.- Hope.
 - Przecież wiem- zaśmiała się.- Poczekaj, gotowałam coś dla Ciebie i Nialla, ale muszę dokończyć.
 Dziewczyna wydawała się naprawdę sympatyczna. Uśmiech nie schodził jej z twarzy. Również lekko się uśmiechnęłam, a ona wróciła do pracy. Ja w tym czasie postanowiłam nie plątać się jej pod nogami, dlatego spokojnie spacerowałam po sali, ostatecznie zajmując miejsce na małym krzesełku pod ścianą. Mogłam przyglądnąć się dokładniej dziewczynie. Analizowałam jej ruchy, mimikę twarzy i inne zachowania, chcąc przypomnieć sobie, do kogo była podobna. Wbrew pozorom to okazało się trudne do określenia, jeśli ta osoba nie stała obok i nie miałam porównania. Nie byłam również pewna czy przypominała mi kogoś, kogo tylko kiedyś zobaczyłam, czy może kogoś mi bliskiego. Docierały do mnie te dołeczki, ale nie dopuszczałam do siebie myśli, że mógł to być ktoś spokrewniony z Harrym. Z tego, co wiedziałam, Harry stracił całą rodzinę.
 - Gotowe- powiedziała uradowana, patrząc w moją stronę.- Pomogę ci zanieść tacki, dobrze?
 - Dziękuję.
 Odwzajemniam jej szczery uśmiech, podnosząc się z miejsca. Uświadomiłam sobie, że chciałabym, aby była to zaginiona siostra Stylesa, ale ona przecież nie żyła. Wzięłam jedną z tac, które wypełnione były jedzeniem, a to z kolei pachniało nieziemsko. Wyszliśmy wspólnie na korytarz i brunetka zaczęła prowadzić. Nie wiem, co mnie podkusiło, aby wtrącać się w jej życie, ale musiałam to zrobić.
 - Nie jesteś demonem, prawda?
 - Aż tak to widać?- zażartowała.
 Fakt był taki, że wyglądała tutaj tak samo dziwacznie jak ja czy Niall. Wszyscy odznaczali się czarnymi włosami oraz jasnoniebieskimi, hipnotyzującymi tęczówkami i bladą cerą. Ona była brunetką o ciepłym spojrzeniu i ładnym kolorycie skóry.
 - Nie, prawie nie zauważyłam- odpowiedziałam również półżartem.- Co tu w takim razie robisz?
 - Mieszkam, przebywam, gotuje...
 - Długo tu jesteś?
 Zamyśliła się, nie udzielając mi odpowiedzi. Na chwilę również przystanek, ale otrząsneła się po kilku sekundach, ruszając dalej.
 - Odkąd pamiętam- szepnęła.- Ty wiesz, prawda?
 - Tak mi się wydaje- odpowiedziałam równie cicho, co ona.- Dlaczego?
 - Dla Ciebie.
 Nie odezwała się, nie chcąc pocieszyć sytuacji. Nicole stała się niesamowicie przygaszona, kiedy tylko zaczęłam temat.
 - Co u niego?
 - Pogubił się. Tęskni, a żeby ukryć smutek, krzywdzi innych.
 - Oh...
 Tylko tyle wydusiła na informację, że jej brat niemal ześwirował, bo ona zniknęła. Nicole to siostra Harry'ego, która powinna nie żyć. Jednak jest tutaj i nie wygląda, żeby było jej tu źle, co więcej, nie wygląda, żeby chciała wrócić.
 - Czekaj, bo nie rozumiem-zatrzymała się, zamykając na chwilę oczy.- Żyłaś tutaj przez tyle lat świadoma, że Harry wyrywa sobie flaki, aby cię odzyskać? Wiedziałaś, że stracił nadzieję, i że sądził, że nie żyjesz. Nie dałaś mu nawet znaku życia! Nie próbowałaś uciec?
 - Nie mogłam, a potem nie chciałam- odpowiedziała z całkowitym spokojem.
 - Co z tobą, kurwa, jest nie tak?!
 - Robię to, co jest zapisane w mojej przyszłości i w moich obowiązkach. Ten świat ma swoje zasrane zasady, których nie powinno się zmieniać. 
Prychnęłam. Nie potrafiłam pojąć, że siostra Harry'ego jakby o nim zapomniała, ale równocześnie byłam pewna, że cholernie tęskniła. Mogłam się kłócić, wytykać jej błędy, ale nie było sensu. Ruszyłam się, widząc znany mi korytarz i parę drzwi. Jak się okazało, w sypialni nie było Nialla, co stało się podejrzane. Moje serce automatycznie zaczęło bić szybciej, a gdzieś z tyłu głowy pojawiła się myśl, że przecież Avan mógł mu coś zrobić. Spanikowałam. Zostawiłam tacę i wybiegłam z pokoju, kierując się całkowicie intuicją. Zbyt panikowałam, aby móc połączyć się z Niallem i przekonać czy jest bezpieczny. Nie słyszałam go, bo on tego nie chciał lub ja nie dawałam rady. Nicole cały czas biegła za mną i w końcu usłyszałam krzyk. Rozrywający uszy, przeszywający na wskroś, kobiecy... należący do mojej matki. Tego dźwięku nie dało się nie rozpoznać. Przyspieszyłam, czując wzrastające we mnie gniew, adrenalinę i strach.
 - Tutaj!- krzyknęła brunetka, pchają duże, drewniane drzwi.
Wpadłam do pomieszczenia i zobaczyłam Nialla, który stał nad ciałem mojego ojca , z dłońmi pobrudzonymi jego krwią, a gdzieś w kącie skuliła się matka. Jej życie nie trwało jednak zbyt długo, bo wszystko dokończył Avan. Bez żadnych skrupułów skręcił jej kark, a trzask kości rozniósł się po pomieszczeniu.
 - I tak jej nigdy nie lubiłem- syknął.
 Poczułam się słabo, Niall do mnie podszedł, ubrudził mnie krwią rodziców, a ja zemdlałam, zapamiętując kartki rozwieszone na ścianach i przedstawiające sytuacje z mojego życia, przedstawiające mnie...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dum, dum, duuum! Koniec. Koniec historii Hope, koniec jej przygód... Trochę smutno. Na szczęście zmieniłam zakończenie, bo miało być zupełnie inne i skoro już po wszystkim, to mogę powiedzieć, ze miałam w planach uśmiercenie Nialla i dalsze życie Hope u boku Harry'ego, ale nie. Ni mogłabym Wam tego zrobić. W zamian za to zginęli jej rodzice, których całą sobą nienawidzę :') Nieważne. Już za jakiś tydzień dostaniecie ode mnie epilog, w którym cała akcja zostanie rozwiązana, więc to nie jest definitywny koniec.

środa, 25 listopada 2015

64. The end

Nick mówił coś do mnie, ale nie potrafiłam przyswoić żadnego słowa. Minęły niespełna dwie minuty, a ja nabrałam niezrozumiałej siły, która zmusiła mnie do wstania. Mój wzrok natychmiast utkwił w parze dorosłych, którym towarzyszył Avan. Nie wierzyłam, że to moi rodzice. Tak naprawdę, to nie pamiętałam dokładnie ich twarzy. Po tylu latach zapomniałam szczegółów, ale byłam pewna, że dałabym radę ich rozpoznać. Jednak kiedy stanęłam twarzą w twarz z ludźmi, którzy ich przypominali, nie chciałam uwierzyć, że to oni. Uciekłam, aby nigdy więcej ich nie spotkać. Poza tym to nie miało sensu. Moi rodzice nie mieli pojęcia o tym świecie, a ci ludzie są krewnymi Avana.
 To nie mogli być oni.
 Czułam pewnego rodzaju niepokój, dlatego bez słowa wyszłam. Nie wiedziałam, skąd wzięłam tyle odwagi. Byłam pewna, że nie dam rady się ruszyć. Znalazłam się na korytarzu i zaczęłam biec w kierunku, który wydawało mi się, że znałam. Miałam nadzieję, że trafię do swojego pokoju. Obiecałam przebywać w tym zamku, ale Avan nie zmusi mnie do rozmowy z tymi ludźmi.
 - Hope!
 Głos dobiegał zza moich pleców, dlatego znacznie przyspieszyłam. Jednak nie dałam rady uciec, bo za pierwszym zakrętem stał Nick z ramionami skrzyżowanymi na piersi. Widząc mój wyraz twarzy, natychmiast zmiękł. Musiałam wyglądać jak siedem nieszczęść, bo zdarzenia z ostatnich tygodni mnie mordowały. Czułam się coraz słabsza. Tak właściwie wracałam do punktu wyjścia, tracąc kilka miesięcy nauki, błędów i zdarzeń.
 - Hope, nie uciekaj, bo się zgubisz- mruknął szatyn, łapiąc mój nadgarstek.
 Natychmiast szarpnęłam ręką, aby tylko mnie puścił. Byłam pewna, że będzie chciał zaprowadzić mnie z powrotem do Avana i w żaden sposób się na to nie zgadzałam.
 - Nie wracam tam!
 Chciałam krzyczeć, brzmieć stanowczo i pewnie, jednak z moich ust wydobył się jedynie pisk, który wywołał stres i... strach. Bałam się. Bałam się prawdy. Wolałam żyć w niewiedzy, niż usłyszeć, że to jednak byli moi rodzice.
- To oni, prawda?- szepnęłam, patrząc w oczy Nicka.
Nie mógł kłamać. Na pewno nie teraz, kiedy dzieje się to wszystko. On musi mnie wspierać.
- Hope...- westchnął.
- Czyli to prawda?
W odpowiedzi dostałam jedynie lekkie skinięcie głową. Traciłam grunt pod stopami. Nagle całe moje życie legło w gruzach. Cały czas żyłam w kłamstwie. Rodzice upierali się, że jestem wariatką! Zrobili ze mnie świra i zamknęli w psychiatryku, a tak naprawdę o wszystkim wiedzieli! Zmusili mnie do spędzenia dzieciństwa wśród czubków. To wszystko odbijało się na mojej psychice. Prowadziłam codzienną walkę sama ze sobą. Uważałam się za ostatnie przekleństwo, kiedy to nie była prawda.
Znienawidziłam ich jeszcze bardziej, niż robiłam to do tej pory. Dla mnie byli skończeni.
- Mała...
- Wiedziałeś?- przerwałam mu.
- Tak, to znaczy nie- potrząsnął głową.- Wiedziałem, przecież to mój brat- westchnął.
Nie słuchałam go. Chciałam poznać prawdę, ale na pewno nie teraz. Teraz potrzebowałam jedynie chwili odpoczynku. Potrzebowałam Nialla. Z tą myślą zwyczajnie ruszyłam dalej. Nie uszłam nawet metra, a zostałam pociągnięta za nadgarstek.
- Nie idę tam!- krzyknęłam, chcąc pozbyć się choć odrobiny moich emocji.
- Nie każe ci- wymamrotał.- Ale tędy do Nialla nie dojdziesz. Zaprowadzę cię.
Stałam twarzą w twarz z Nickiem i chyba pierwszy raz w życiu zastanawiałam się, czy aby na pewno mogę mu zaufać. Czułam, że chce mnie oszukać, ale nigdy tego nie robił.
- Chyba żartujesz, Hope- jęknął.
Przybliżył się do mnie i chwycił moją twarz w dłonie, zmuszając mnie do patrzenia na niego.
- Jesteś moją małą Hopie, którą opiekowałem się od dzieciaka, nie potrafiłbym cię oszukiwać. Może ostatnimi czasy nadużyłem twojego zaufania, ale uwierz, że ja sam nie byłem pewny, gdzie powinien być i jakie decyzje podjąć. Trochę się pogubilem, ale nigdy nie będę cię oszukiwał.
Przyciągnął mnie do siebie, zamykając w szczelnym uścisku. Chciałam w to wierzyć. Zignorowałam fakt, że słyszał moje myśl, bo ostatnio przestałam nad nimi panować.
- Nie powiedziałeś mi, że jesteś moim wujkiem- wytknęłam mu.
- Tylko formalnie. Zawsze będę dla ciebie najlepszym przyjacielem, a nie jakimś wujkiem. To brzmi staro.
Gdyby okoliczności były inne, zapewne bym się zaśmiała, ale teraz nie byłam w tak dobrym humorze. Uśmiechnęłam się jedynie pod nosem.
Wierzyłam mu.
Pierwszy raz od dłuższego czasu uwierzyłam w coś tak mocno. Odsunęłam się od szatyna po kilku minutach, a ten zaczął prowadzić przez korytarze. Nie odzywał się, ale nie oczekiwałam tego. Dopiero po chwili marszu zaczęłam rozpoznawać korytarze, aż ostatecznie dotarłam przed swój pokój. Zanim zdążyłam się odezwać, Nick się uśmiechnął i zniknął. Chwyciłam klamkę, naciskając ją lekko. Drzwi łatwo ustąpiły, a ja mogłam wejść do środka. Moje buty zatapiały się w miękkim dywanie, kiedy zamykałam drzwi za sobą. Nagle poczułam mocny uścisk, który wywołał mój pisk. Niemiłosiernie się przestraszyłam, ale zapach zdradzał mi, kim jest mój napastnik. Łzy samowolnie upuściły moje oczy.
- Hope- wychrypiał, uszczelniając uścisk.- Hope- powtórzył, jakby nie wierzył.- Nie wiem, czy żyję, czy umarłem.
Jego głos zdradzał, że płakał. Trzymał się mnie kurczowo, jakby nie wierząc, że stoję przed nim. Z niewielką trudnością odwróciłam się przodem do niego, pozwalając, aby przycisnął twarz do mojej szyi. Czułam cieple krople na skórze.
- Boję się- wyszeptał.
Nie potrafiłam wyobrazić sobie, co musiał czuć. Ostatnie, co pamiętał, to zapewne moment swojej śmierci, a obudził się sam, w obcym miejscu, bez żadnej pewności, czy żyje, czy trafił do świata po śmierci.
- Myślałem, że tutaj będzie inaczej, sądziłem, że cię tu nie zobaczę. Ty też umarłaś? Zabił cię?- histeryzował, ledwo dukając poszczególne słowa.
Wplotłam palce w jego włosy.
- Żyjemy, oboje- zapewniłam.- Jesteśmy w zamku Avana, w moim pokoju. Wszystko jest w porządku, Niall. Chodź, powinieneś się położyć.
Chciałam nas poprowadzić na łóżko, ale Horan mi to uniemożliwił, nie chcąc ruszyć się z miejsca.
- Nie zostawiaj mnie teraz- szepnął, a jego ramiona jeszcze mocniej oplotły moje ciało, ograniczając mi dostęp do tlenu.
- Nie zostawię. Przecież tu jestem.
- Powiedziałem, że cię kocham i poczułem kilko-sekundowy ból, a potem...
- Nie myśl o tym, dobrze?
Pozwoliłam mu na przytulanie się do mnie i w tym czasie spokojnie bawiłam się jego włosami. Opanowałam również łzy, które u mnie wywołał. Gdzieś z tyłu głowy siedziała mi myśl, że się nie obudzi, dlatego poczułam niesamowitą ulgę, mogąc znów z nim porozmawiać. Może chciałam, aby od razu zachowywał się jak dawniej, ale, cholera, przecież on umarł. Mijały kolejne minuty, a Niall powoli się uspokajał. Ostatecznie odsunął się ode mnie, rozglądając dookoła. Jego oczy były zaczerwienione, a policzki mokre. Zapomniałam o swoich rodzicach, teraz chciałam pokazać, że wszystko jest w porządku. Nie chciałam go dodatkowo martwić.
- Jesteśmy u Avana?- wymamrotał.- Pozwolił mi tutaj być? Dlaczego nie umarłem?
- To długa historia. Powinieneś teraz odpocząć- popchnęłam go w stronę łóżka, na które upadł.
Był słaby i niezbyt pewnie stał na własnych nogach, dlatego powalenie go okazało się banalnie proste. Mimo wszystko skądś znalazł siłę, aby ponownie wstać.
- Nie! To wszystko jest takie...- uciął.
- Wiem.
- Nic nie rozumiem.
- Uwierz, że ja też.
Przytuliłam się do chłopaka, co natychmiast odwzajemnił. Wiedziałam, że powinnam mu wszystko opowiedzieć, ale miałam wrażenie, że to nie pomoże w jego wyzdrowieniu. Niall nie powinien się stresować. Ponownie poprosiłam, aby się położył, co zrobił dopiero po chwili dyskusji. Ostatecznie obiecałam położyć się obok niego i opowiedzieć wszystko spokojnie i powoli, aby mógł zrozumieć. Jego zagubione spojrzenie było równocześnie bardzo zabawne, ale też niepokojące. Na szczęście wiedziałam, że uspokaja się, kiedy tylko łapie kontakt wzrokowy ze mną. Opowiedziałam mu wszystko od początku do końca, nie omijając niczego. Chciałam być z nim w stu procentach szczera. Zawahałam się dopiero na końcu, nie wiedząc, czy powinnam powiedzieć mu o rodzicach. Ostatecznie to zrobiłam, czego od razu pożałowałam, bo ten zerwał się z łóżka i zachwiał, ledwo utrzymując równowagę.
- Niall- pisnęłam.- Kładź się!
- Są tutaj?!
- Niall!- krzyknęłam, licząc, że mnie posłucha, ale nic na to nie wskazywało.
- Przysięgam, że ich zabiję, Hope, rozumiesz? Zabiję...
Jego spojrzenie znacznie pociemniało, a oddech przyspieszył. To był jeden z tych momentów, w których tracił nad sobą kontrolę. Nie potrafił opanować gniewu, a już od dłuższego czasu nie jadł tych cholernych tabletek. Był osłabiony, jeszcze całkowicie się nie zregenerował, ale to nie powstrzymywało go przed pobiegnięciem przed siebie, aby ich znaleźć.
- Niall, jesteś zdenerwowany, uspokój się- powiedziałam łagodnie.
- Wiedziałem, że Avan to chuj, ale najwyraźniej ma to rodzinne! Nie rozumiesz, Hope! Musiałem patrzeć, jak całe życie cierpisz, bo ta suka i ten sukinsyn postanowili się ciebie wyprzeć!
- Nawet nie wiemy, dlaczego to zrobili. Może tak miało być, hm?
Podeszłam do niego, chcąc go trochę uspokoić. Bałam się, że może mu się coś stać, kiedy będzie tak wymachiwał rękoma. Co gorsza mógł zrobić krzywdę nie tylko sobie. Wiedziałam, że Niall już zabijał i nie chciałam, aby znowu to robił.
- Stało się, ale dzięki temu jestem tutaj, gdzie jestem i jestem, jaka jestem.
- Spójrz tylko! Jesteś zamknięta w jakimś pokoju u jakiegoś popierdoleńca! Nie wiesz, dlaczego tu jesteś i nie wiesz, co powinnaś zrobić! Nawet nie wiesz, kim jesteś!
- Niall!- krzyknęłam.- Uspokój się, do cholery!
Blondyn prychnął w moją stronę, a następnie zacisnął pięści, jakby starał się powstrzymać swój gniew. Mogłam rzucić się na niego, pocałować go i liczyć na to, że się uspokoi, jak w pieprzonych książkach, ale to, co tu się działo, na pewno nie było książką. A nawet jeśli, to cholernym thrillerem. Ostatecznie postanowiłam wyjść. To było nieodpowiedzialne, ale czułam, że mogło podziałać. Zostawiłam go samego, aby ochłonął. Nie chciałam się z nim kłócić, ani patrzeć jak klnie pod nosem. Przewidywałam też, że zacznie rozwalać różne rzeczy. Zatrzasnęłam drzwi za sobą i usiadłam przy ścianie, podkurczając nogi. Minęło kilkanaście sekund, a Horan wyszedł na korytarz.
- Hope, kurwa!- krzyknął, zanim zdążył zauważyć, że znajduję się pod jego stopami.- Hope, nie zachowuj się jak dziecko!
- Przestań wyżywać się na mnie- warknęłam.
Nie byłam na niego zła, ale liczyłam, że drastyczne metody jakoś na niego wpłyną i w końcu się opamięta. Rozumiałam go, bo sama byłam wściekła, ale ja, w przeciwieństwie do niego, tłumiłam to w sobie. Przez następne minuty patrzyłam ślepo w ścianę, kątem oka obserwując zachowanie blondyna. Najpierw bezsensownie stał obok mnie, potem zaczął mamrotać coś pod nosem, a skończył ciągnąc się za włosy. Oparł się o ścianę i zjechał po niej na podłogę, znajdując się tuż obok mnie.
- Jestem tak samo zdezorientowany, jak ty- mruknął.- Nie potrafię sobie radzić z takimi sytuacjami.
- Ja też nie i oczekiwałam jakiegoś wsparcia z twojej strony- wytknęłam mu.
- Przepraszam- oparł głowę o moje ramię.
- Nie chciałam, żebyś mnie przepraszał, tylko żebyś się uspokoił.
- Mimo wszystko przepraszam. Nie potrafię niczego zrozumieć. Avan to twój wujek, i to najbliższy. To oznacza, że twoi rodzice o wszystkim wiedzieli, ale cały czas kłamali. Avan też nie przyznał się do tego, kim jest. Teraz sprowadza ich tutaj. Co chcesz zrobić?
Niall wbił we mnie przeszywające spojrzenie. Jego błękitne tęczówki przebijały mnie na wylot, co dodatkowo mnie stresowało. Najgorszy w tym wszystkim był właśnie fakt, że nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Nie miałam ochoty ich widzieć, ale czułam, że muszę w końcu poznać prawdę. Chciałam pozbyć się tych wszystkich pytań, które dręczyły mnie od dziecka. Dlaczego to zrobili? Co nimi kierowało? Teraz chciałam wiedzieć, dlaczego wszystko ukrywali? O co w tym chodziło? Poczułam, jak ramie Nialla wpycha się pomiędzy moje plecy a ścianę, aby tylko objąć mnie w talii i przyciągnąć do jego ciała.
- Hej, będzie dobrze, księżniczko- mruknął.
- Musi być.
Sama w to nie wierzyłam, jednak mogłam spróbować. Mogłam postarać się zacząć na nowo, ale najpierw musiałam zamknąć wszystkie stare rozdziały mojego życia.
- Porozmawiam z nimi- szepnęłam. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~

Zdecydowanie najgorszy rozdział ever! Kompletnie się wypaliłam, jeżeli chodzi o to opowiadanie i cieszę się, że do końca został już tylko jeden rozdział i epilog. Nie potrafiłabym tego ciągnąć dalej. Już teraz wszystko pisze na siłę... cóż... Do następnego!

środa, 11 listopada 2015

63. Just us

~Harry~

Nie wiem, jak długo siedziałem na brudnej ziemi. Poddani patrzyli na moją bezsilność, a ja sam czułem się słaby i upokorzony. Chciałem ją chronić. Może nie byłem w tym dobry, bo częściej ją raniłem, niż doprowadzałem do śmiechu, ale starałem się. Moja głupota i zawziętość doprowadziły do tej sytuacji. Tak naprawdę, gdybym powiedział jej całą prawdę, nie poszłaby z nim. Zapierałem się, że dla wszystkich będzie lepiej, kiedy będzie żyła w błogiej nieświadomości. Nie potrafiłem pojąć, że przytłacza ją jej niewiedza.
Stała się pierwszą osobą, na której mi zależało od śmierci rodziców i siostry. Byłem bezduszny, aby ukryć swoją słabość. Zakochałem się w Hope, ale musiałem zrozumieć, że jej serce należy do Nialla. Miał niewyobrażalne szczęście.
A Avan?
Teraz stanie się to, czego tak bardzo się obawiałem. Ona tam nie pasuje. To nie jest jej świat, to nie jest jej życie. Jej miejsce jest u zmiennokształtnych, przy boku Nialla.
- Harry...
Ktoś ukucnął tuż obok mnie. Było ciemno, wszyscy się rozeszli, a ja siedziałem na piachu obok kałuży krwi, którą stracił Horan.
On potrafił się poświęcić, a ja byłem tchórzem.
- Harry, chodź do zamku- mruknął, kładąc dłoń na moim ramieniu.- Nic nie zrobimy. To nie jest niczyja wina. Jeśli będzie chciała, to wróci, zobaczysz.
- Nie rozumiesz, Louis! Ona nas znienawidzi i nawet nie pomyśli o powrocie! A nawet jeśli, to Avan jej nie wypuści. Skoro już ją dostał, nie pozwoli, aby zniknęła po raz kolejny.
- Ona należy do nich, może tam się poczuje szczęśliwa- kontynuował.
- Nie, do cholery! My jesteśmy jej rodziną! Ona należy do nas, nie do nich!
Wstałem gwałtownie. Byłem zły sam na siebie, bo przegrałem walkę o Hope. Najgorsze, że nie zrobiłem wszystkiego, co mogłem.
- To tutaj są jej przyjaciele- wymamrotałem przez łzy, patrząc prosto w oczy Louisa.- Jej historia, to nasza historia. Jej szczęście, to nasze szczęście. Byłaby szczęśliwsza z nami. Wiem, że jeżeli on jej powie, to Hope się załamie. Jest krucha. Zbyt wiele już przeżyła. Avan nie zatrzyma Nialla, co więcej, zabroni im się spotykać. Wiesz to, więc, kurwa, nie mów, że ona będzie tam szczęśliwa!

~Hope~

Avan zaczął mnie przerażać. Bałam się tego, że nie znam jego zamiarów. Zdążyłam się jedynie zorientować, że odbiegają one od tych, których się spodziewałam. Byłam gotowa na wszystko, ale nie na szczere rozmowy... z nim.
Umięśnione ramiona oplotły moje ciało, zamykając nas w szczelnym uścisku. Bałam się go odwzajemnić, ale, niewiedzieć czemu, zrobiłam to.
- To jak, jesteś głodna?
Mężczyzna odsunął się ode mnie, a na jego usta wkradł się uśmiech, który sprawił, że wyglądał zupełnie inaczej niż zazwyczaj. Kojarzyłam Avana z ponurym demonem o zerowym poczuciu humoru i chęci ogólnego mordu, a on był dla mnie... miły.
- Chcę iść do Nialla.
- Przecież nic mu nie jest- wywrócił oczami, ale nagle jaby się opamiętał.- Nie ufasz mi.
- Dlaczego miałabym ci ufać? Nie dałeś mi ku temu powodow, ale upewnileś mnie, że nie zawsze mówisz prawdę.
- Fakt, w większości kłamię- wzruszył ramionami.
Ktoś podmienił mi Avana.
- Wiem, że jesteś głodna, słyszę, jak ci burczy w brzuchu.
- Chcę iść do Nialla.
Postanowiłam upierać się przy swoim, aby Avan nie sądził, że mu uległam. Nie było takiej możliwości. Chce zdobyć moje zaufanie, ale ja nie dam się omamić. Jestem już na dnie, ale jeszcze niżej nie upadnę.
- Masz zamiar przy nim spać?- prychnął.
- Może. Nie zostawię go samego na całą noc.
- Masz charakter.
Widziałam, jak Avan mruczy coś jeszcze pod nosem. Chwycił moją dłoń, ciągnąc mnie na korytarz. Nie byłam pewna, czy powinnam zacząć się szarpać. Przypuszczałam, że idziemy do Nialla, a kiedy moje przypuszczenia stały się słuszne, znacznie przyspieszyłam kroku. Wpadłam do pomieszczenia, w którym spał blondyn. Nadal leżał w tym samym miejscu, w którym go zostawiłam i nie wydawał się być w niebezpieczeństwie.
- Widzisz, cały i zdrowy. Teraz idziemy coś zjeść.
- Posiedzę z nim- wymamrotałam, ruszając w kierunku łóżka.
Nie zdążyłam zrobić kroku, a zostałam zatrzymana przez mocny uścisk na nadgarstku. Spojrzałam na szatyna. Wiedziałam, że prędzej czy później coś takiego będzie miało miejsce. Twarz mężczyzny nie wyrażała zbyt wielu emocji, ale nie była też całkowicie ich pozbawiona.
Zmienił się, odkąd tu jestem.
- Wiem, że go kochasz, Hope, ale daj mu odpocząć- jęknął.- My pójdziemy coś zjeść, a któryś z moich ludzi przeniesie Nialla do twojego pokoju.
- Dlaczego?- zmarszczyłam brwi.
- Powiedziałaś, że nie zostawisz go samego na całą noc.
Nigdy w życiu nie czułam się tak bardzo zdezorientowana, jak w tamtej chwili. Chciało mi się śmiać, ale ten śmiech był spowodowany paniką, jaka towarzyszyła mi przy każdym podejrzanym geście Avana. Dodatkowo do moich oczu napływały łzy i nie wiedziałam dokładnie dlaczego. Nie działa mi się żadna krzywda, ale to było chyba gorsze, niż gdyby Avan miał mnie zabić. Czułam się pomiatana. Nie miałam niczego, co byłoby fundamentem mojej opini o tym mężczyźnie, a to mnie przygniatało. Nienawidziłam go, ale był miły. Nie mogłam go polubić, bo zrobił zbyt wiele złych rzeczy. Nie mógł być mi obojętny, bo za bardzo namieszał w moim życiu. Emocje rozrywały mnie od środka, a to nie było przyjemne.
- Czego chcesz?! Przestań zachowywać się tak irracjonanie!- krzyknęlam, a po moich policzkach spłynęły łzy.- Co z tobą, do kurwy?!
- Nie przeklinaj, Hope- mruknął spokojnie.
- No, kurwa, nie! No nie! Nie mów mi, co mam robić! Jesteś jakiś popierdolony! Po prostu powiedz, czego chcesz!
- Chcę, żebyś przestała przeklinać i poszła coś zjeść. Mało jesz, a to nie jest dobre dla twojego organizmu.
- Nie wierzę- prychnęłam.- Nie wierzę!
- Jak często przechodzisz załamania nerwowe?- zmarszczył brwi.
- Ty tak na serio?!
- Już ci powiedziałem, Hope. Wierzysz w same kłamstwa i nie wiesz o mnie tego, co powinnaś. Opowiem ci wszystko jutro. Teraz powinnaś odpocząć, bo stres również szkodzi zdrowiu.
- Ty mi szkodzisz- warknęłam.
Większość emocji mnie opuściła, dlatego mogłam się uspokoić. Rozmasowałam skronie, zbierając myśli.
- Już dobrze?
Dłoń Avana uniosła mój podbródek, zmuszając mnie, abym na niego spojrzała. To był dziwny gest z jego strony, ale musiałam przyjąć do wiadomości, że świat naprawdę zwariował. Miałam ochotę zrobić mu krzywdę, sprawić, aby choć trochę pocierpiał, a on w tym czasie mówił mi o jedzeniu i zdrowiu.
Tutaj jest gorzej niż w psychiatryku.
Odsunęłam się od Avana, uwalniając swoją twarz z delikatnego uścisku. Kurwa, delikatnego, on był delikatny!
Zwariuję, naprawdę zwariuję.
Mężczyzna spojrzał na mnie, wzdychając. Chciałam wiedzieć, o czym myślał, aby w końcu nie być cały czas okłamywana. Szatyn wyciągnął dłoń w moim kierunku, jednak ja nawet nie drgnęłam. Atmosfera w ciągu tych kilku minut diametrialnie się zmieniła, a mnie udało się zbudować pewien dystans. Był on mały i ledwie zauważalny, ale był, a to podnosiło mnie na duchu. Spojrzałam na wyciągniętą w moją stronę dłoń i bezceremonialnie odwróciłam się na pięcie, ruszając do Nialla. Usiadłam obok jego ciała, odgarniając blond grzywkę, która sięgała oczu.
- Też zachowujesz się irracjonalnie- mruknął za moimi plecami.- Najpierw byłaś waleczna, potem zagubiona, a teraz postanowiłaś się zbuntować, ale nadal czujesz się niepewnie.
Nie odpowiedziałam, chociaż dokładnie wysłuchałam każdego jego słowa. Nie mogłam twierdzić, że się mylił, ale nie mogłam też wytłumaczyć swojego zachowania. Zawsze byłam zmienna, co irytowało innych i mnie samą, ale nigdy nie potrafiłam tego pojąć.
- Demony są irracjonalne. Danerwujesz mnie, ale przez to mam ochotę spędzać z tobą więcej czasu. Krzyczysz, ale dopiero wtedy czuję, że naprawdę rozmawiamy. Płaczesz, ale ja wiem, że wszystko jest w porządku.
- Zawsze tak miałeś?- zapytalam, nie odwracając się w jego stronę.
- Od dziecka.
Westchnęłam.
- Myślę, że chcesz poznać prawdę i wiem, że to najlepsza pora. Chodź, zjesz coś, a ja wszystko ci opowiem.
- Bedziesz kłamał- prychnęłam.
- Chciałbym, ale to nieodpowiednia chwila.
Siedziałam bez ruchu, patrząc ślepo w twarz Nialla. Wmawiałam sobie, że będzie kłamał, jednak czułam, że tego nie zrobi. Pochyliłam się na Horanem i pocałowałam go w czoło. Jego ciało było ciepłe, co polepszało mi humor, bo świadczyło o tym, że żyje. Ostatni raz przeczesałam jego włosy palcami i wstałam, gotowa na prawdę.
- Przecież nie idziemy na ścięcie- prychnął Avan.- Nie musisz się żegnać.
- Przeniosą go do mojego pokoju?- zignorowałam wcześniejsze słowa szatyna.
- Jeśli tylko chcesz, każ im to zrobić.
- Ja?- spojrzałam na niego idiotycznie.
- Ty. Idziemy jeść i rozmawiać.
Kiwnęłam jedynie głową, próbując przyswoić wiadomość, że Avan pozwala mi zarządzać jego podwładnymi. Razem z mężczyzną wyszliśmy na korytarz, przez który maszerował wysoki chłopak. Zatrzymał się przed nami i ukłonił lekko w stronę Avana, a potem również w moją. Jego oczy spotkały moje. Przerażał mnie ten jasny odcień tęczówek, był taki nienaturalny. Chłopak chciał odejść, ale Avan go zatrzymał i spojrzał na mnie wymownie. Młody brunet zrobił to samo, a jego wzrok przeszywał mnie na wylot.
- Wiesz, że nie powinieneś na nią patrzeć?- warknął.
- Przepraszam, panie.
Zdążyłam się zorientować, że tutaj panują inne zasady. Avan wzbudzał u wszystkich szacunek. Nikt nie ośmielił się mu sprzeciwić, bo to zapewne skutkowałoby śmiercią. Poczułam na sobie spojrzenie szatyna. Oczekiwał, że wydam rozkaz, ale to nie byli moi poddani, ja nawet nie chciałam tego robić.
- Przenieście Horana do sypialni Hope- warknął.- Jeżeli coś mu się stanie, to ty pierwszy za to zapłacisz. Nie chcę widzieć nawet zadrapania na jego ciele, zrozumiano?!
Chłopak kiwnął głową, zasalutował, podziękował i odszedł. Avan był dla mnie miły, a na poddanych się wyżywał. Jakbym miała do czynienia z dwoma zupełnie innymi osobami. Zbudował sobie niesamowity autorytet i niekoniecznie dobrą opinię. Może był spostrzegany jako zły, ale chociaż w ogóle był spostrzegany. Powoli szliśmy krętymi korytarzami. Nie potrafiłam się do nich przyzwyczaić. Były zbyt ciemne i zbyt puste. Powinnam dziękować, że moja sypialnia została jakkolwiek urządzona, bo nie wytrzymałabym w takich warunkach. Usłyszałam czyjąś rozmowę. Dobiegała z daleka, ale była niesione przez echo. Miałam wrażenie, że znam te głosy, choć nie potrafiłam przypasować ich do konkretnych osób. Spojrzałam kątem oka na Avana, który uśmiechał się głupio. Poczułam się niepewnie i miałam ochotę uciec. Czułam, że zaraz wydarzy się coś, co nigdy nie powinno mieć miejsca. Najgorsze, że moje przeczucia się sprawdzały. Szatyn zatrzymał się, a ja wraz z nim. Staliśmy przed dużymi drzwiami, zza których dochodziła rozmowa. Dla mnie była to kłótnia, ale wolałam uznać to za rozmowę. Avan pchnął, przepuszczając mnie przodem. Pierwsze, co dostrzegłam, to ogromny stół i jedynie kilka krzeseł, które zajęte były przez jakieś osoby. Dwie z nich zwrócone były do mnie plecami, a trzecia to Nick. Spojrzał na mnie zeszklonymi oczami, jakby chciał za wszystko przeprosić. Myślałam, że jest po stronie Harry'ego, a tymczasem on ciągle zmieniał front.
- Nick?- zdziwiłam się.
Avan miał mi to wszystko wytłumaczyć, a ja widzę Nicka. To jeszcze bardziej mnie dezorientowało. Jednak rozwiązanie zagadki musiało kryć się w dwóch pozostałych osobach. Widziałam, jak ich mięśnie napinają się, kiedy tylko zdołałam cokolwiek powiedzieć. Oboje wstali równocześnie i odwrócili się w moją stronę. Wbiłam spojrzenie w kobietę o lekkich rysach twarzy. Jej kasztanowe włosy powoli siwiały, a na twarzy pojawiły się zmarszczki. Kilka sekunda zajęło mi zrozumienie, co tu się dzieje. Poczułam się zmiażdżona. Wszystko mnie przygniatało, a ja stawałam się coraz mniejsza. Nie potrafiłam zapanować nad trzęsącym się ciałem. Chciałam uciekać, ale moje stopy jakby zrosły się z podłogą, nie mogłam się ruszyć. Mężczyzna był bardzo podobny do Avana. Miał mocne rysy twarzy i charakterystyczne, jasnoniebieskie oczy. Lekki zarost pokrywał jego szczękę. Był starszy od Avana o kilka lat, na pewno. Szybko zaczęłam łączyć ze sobą wątki, chociaż przychodziło mi to z ogromną trudnością. Nie potrafiłam pozbierać myśli.
- Witaj, bracie!
Avan rozłożył szeroko ramiona. Brzmiał sarkastycznie i uśmiechał się sztucznie. Poczułam, że moje nogi słabną, a po chwili upadłam, zwijając się na podłodze. Tylko Nick do mnie podbiegł.
To nie mogą być moi rodzice.
To nie może być prawda.

poniedziałek, 2 listopada 2015

62. I want the world in my hands

Upadł bezwładnie w kałużę własnej krwi. Kilka sekund zajęło mojemu ciału, aby jakkolwiek zareagować. Strugi łez wypłynęły z moich oczu, kapiąc na policzki. Zabił go, a co gorsza, Niall zdążył się ze mną pożegnać.
Alice zaczęła piszczeć, szarpiąc się jak opętana. Louis nie wypuszczał jej za żadne skarby. Nie powinna tego widzieć, nie dziecko. Harry ryknął, kierując się do Avana. Zanim się obejrzałam, mężczyzna leżał na ziemi, powalony przez Stylesa. Brunet okładał go pięściami, a ten śmiał mu się w twarz.
Wiedziałam, że zginą ludzie. Wojna niesie za sobą straty, ale dlaczego Niall? Dlaczego teraz?
Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że upadłam na kolana. Bez słowa, zaczęłam niemal czołgać się do jego ciała. Nie miałam siły, aby wstać. Nie obchodziło mnie nic dookoła.
Niall...
Kiedy już się do niego zbliżyłam, ludzie Avana odciągnęli ode mnie jego ciało, a ja wpadłam dłońmi w kałuże krwi. Chciałam ich powstrzymać, ale w tym stanie nie potrafiłam zapanować nad swoimi mocami.
- Hope, Hope, Hope- usłyszałam nad sobą. 
Avan stał z założonymi rękami, patrząc z pogardą na moją żałosną osobę. Nie widziałam Harry'ego. Z ust mężczyzny wypływała krew, chociaż to nie było możliwe. Jest demonem.
- Jak wiele ofiar jeszcze zarządasz?- mruknął, kręcąc lekko głową.- Pierwszy był Niall, a teraz daję ci wybór.
Nie rozumiałam jego słów, dopóki nie dostrzegłam dwóch podwładnych, którzy trzymali Madison i dwóch innych, w których łapy wpadł... Harry. Jednak ja mimo wszystko powróciłam wzrokiem do Nialla, który stawał się coraz bledszy, a ja czułam jego chłodniejące ciało.
- Harry czy Madison?
Wstałam o trzęsących się nogach, czują, że zaraz ponownie upadnę. Moje ciało odmawiało mi posłuszeństwa.
- Pójdę- szepnęłam.- Pójdę, tylko pozwól mi go uzdrowić. Pójdę.
Nie zdawałam sobie sprawy, że mamrotałam bez sensu i, tak właściwie, powtarzałam jedno słowo jak mantrę.
Słyszałam krzyki, protesty, Harry'ego, Alice, poddanych... To wszystko dudniło w moich uszach.
- Cieszę się, że zrozumiałaś- uśmiechnął się, podchodząc do mnie.
Spojrzałam na niego słabo, gdy oplótł mnie ramieniem w talii, tłumacząc, że zaraz zemdleję. Bez zbędnych słów zaczął kierować się ze mną do bramy głównej. Wystarczył jeden rozkaz, a całe jego wojsko również się wycofało.
- Miałam go uzdrowić, puść!- zaczęłam się szarpać.
- Zrobisz to, ale w zamku, obiecuję- uszczelnił uścisk.- Muszę mieć pewność, że zostaniesz.
- Nie ucieknę, zostanę, zrobię cokolwiek, ale pozwól mi...
Szarpałam się bez opamiętania, ale nie miałam wystarczająco dużo siły.
Avan uśmiechnął się, podnosząc mnie na ręce, kiedy moje nogi straciły siłę, aby iść.
- Drake- mruknął do jednego z najlepiej zbudowanych mężczyzn- weź go.
Szatyn zasalutował, a potem bez problemu podniósł ciało Nialla, które wcześniej wlekło dwóch, wiele mniejszych, chłopaków. Dogonił nas i dotrzymywał kroku.
- Widzisz, Hope, Niall idzie z nami.
Jak on mógł? Jak mógł pozwalać mi patrzeć na jego ciało? Czułam, że moje powieki stają się coraz cięższe. Nie mogłam zasnąć ani zemdleć. Musiałam widzieć, że zabierają Nialla z nami, musiałam mieć pewność, że go nie zostawią.
- Śpij- mruknął srogo.
- Nie- wydukałam ledwo słyszalnie.- Niall...
- Obiecałem, że go zabierzemy.
Chciałam krzyczeć, że mu nie wierzę, że ma mnie puścić, że jest zwykłm sukinsynem, jednak nie miałam siły, aby nawet utrzymać powieki otwarte. Mimo wszystko zasnęłam, bo wraz z Niallem odeszła spora część mnie. Dosłownie i w przenośni. Naprawdę wyrwano go z mojego ciała. Nie miałam siły, aby utrzymać się w świadomości sytuacji.

Poczułam chłód, opanowujący moje wycieńczone ciało. Ledwo uniosłam powieki i zobaczyłam, że leże w jakimś pokoju. Spanikowałam, kiedy zdałam sobie sprawę, że wokół nie ma nikogo. Zerwałam się gwałtownie z łóżka, co nie było zbyt dobrym pomysłem, bo niemal natychmiast wylądowałam na podłodze, nie mając siły, aby biec. Tym razem podniosłam się powoli, dreptając do drzwi. Zanim do nich dotarłam, do środka wszedł Avan. Bez słowa podniósł mnie, jakbym w ogóle nic nie ważyła i zaczął kierować się w nieznane mi miejsce. Te korytarze były okropne. Zostały stworzone na przeciwieństwo tych w zamku zmiennokształtnych. Tamte zapamiętałam jako jasne, ciepłe i pełne życia, a te były ciemne, wilgotne i każdy krok odbijał się echem od ścian, uświadamiając mi, że przed nami dziesiątki pustych korytarzy.
- Jak długo spałam?- wydukałam, czując suchość w gardle.- Gdzie Niall?
- Ledwo przyszliśmy, dopiero co położyłem cię do łóżka.
- Gdzie Niall?- powtórzyłam.
Każda sekunda była ważna. Niezależnie od tego, kim jestem, nie przywrócę życia komuś, kto nie ma prawa, aby żyć. Jeżeli Niall stracił zbyt wiele krwi lub cokolwiek innego, nie pomogę mu.
- Idziemy do niego.
- Zatamowaliście krwawienie?
- Po co?- wzruszył ramionami.
Minęła dosłownie sekunda, a ja zaczęłam się żałośnie szarpać. On o tym wie i zrobił to specjalnie!
- Spokojnie, Hope!- warknął, kiedy uderzyłam go łokciem.
- Puść mnie! Muszę pomóc Niallowi i...
- Nie spieszy się.
- Straci za dużo krwi!
- To nie człowiek, Hope- mruknął, jakby to było najbardziej oczywistą rzeczą na świecie.- A ty nie jesteś lekarzem.
Nie wiedziałam nawet, czy mówi prawdę, bo byłam kompletnie niedouczona w tych sprawach. Nie wiedziałam nic, co powinnam znać już od dziecka, a to mnie przerażało. Mogł kłamać, a wtedy nie odzyskam Nialla. Jednak jeżeli mówi prawdę, to nie rozumiem, dlaczego? Horan stanowi dla niego tylko problem i lekkie zagrożenie.
- To tutaj- zatrzymał się przed sporych rozmiarów drzwiami.- Dasz radę iść sama?
- Dam- szepnęłam.
Moje stopy spotkały się z podłogą, kiedy Avan powoli i uważnie mnie odstawił. Spojrzałam na niego, pchając drewnianą powierzchnię. Znalazłam się w pomieszczeniu, które nie sprawiało wrażenia zbyt przyjaznego. Ciemne ściany grały z ciemnym i niezbyt dobrze wyglądającym łóżkiem. Z boku stała jakaś komoda. Niby zwyczajny pokój, a jednak budził obawę i pewnego rodzaju strach, kiedy się w nim przebywało. Na łóżku leżał Niall, a pościel była już poplamiona jego krwią. Poczułam ścisk w gardle i łzy w kącikach oczu, ale zacisnęłam pięści, powstrzymując płacz.
- Idź.
Avan pchnął mnie lekko do przodu. Powinnam zacząć przejmować się jego dziwnym zachowaniem, ale teraz musiałam skupić się na Niallu. Usiadłam tuż obok jego zimnego ciała. Nie uda mi się go uratować, przecież on nie ma w sobie nawet odrobiny życia.
- Hope, pamiętaj, że jesteś w stanie łamać wszelkie prawa. Jesteś czymś najsilniejszym, rządzisz na tym świecie- mruknął mężczyzna, stając tuż za mną.
- Skąd wiesz, co myślę?
- Zapomniałaś się pilnować- wzruszył ramionami.- Trzymaj.
W moich dłoniach znalazł się nóż. Jego rękojeść była wykonana z jakiejś kości, w której wyrzeźbiono najróżniejsze wzorki. Przejechałam ostrzem po wewnętrzenej części dłoni i pozwoliłam kroplom krwi kapać na ranę Nialla. Moja krew mieszała się z jego i rozcięta skóra powoli zaczęła się zrastać, pozostawiając jedynie lekko czerwony ślad w postaci blizny. Mimo wszystko Horan nadal nie oddychał, co sprawiło, że zaczynałam panikować. Poczułam łzy spływające po moich policzkach. Moja rana zrosła się po niecałej minucie, a ja mogłam odgarnąć włosy z czoła blondyna. Nie mógł odejść, bo zbyt bardzo go potrzebowałam. Jednak obiecałam tu zostać, a Avan zapewne wyrzuci Nialla zaraz po jego przebudzeniu. On miał być tylko przynętą. Nagle chłopak gwałtownie otworzył oczy i zachłysnął się powietrzem, unosząc się do pozycji siedzącej. Jedbak wraz z opuszczeniem tlenu z płuc, jego oczy się zamknęły i znów opadł bezwładnie na pościel.
- Co się dzieje?!- pisnęła spanikowana.
- Śpi.
- Jak to śpi, do cholery?!
- Stracił krew, przecież nie wstanie od razu na równe nogi i nie zacznie tańczyć- mówił z irytującym mnie spokojem.- Musi się zregenerować.
- Ile to potrwa?
- Kilka dni? Może tydzień?
- Nie wiesz?!- zerwałam się przerażona.
- Pytanie jest następujące: ja powinienem to wiedzieć czy ty, Hope?- podkreślił znacząco moje imię.
To brzmiało trochę jak: "jesteś, do cholery, wybranką, więc powinnas znać wszystkie tajemnice swoich mocy". Mniej więcej tak to odebrałam.
- Powiedziałeś, że chcesz mnie uczyć- wytknęłam mu.
Mężczyzna uśmiechnął się chytrze i kiwnął twierdząco głową. Dla mnie każde jego zachowanie było podejrzane, więc zmierzyłam go wzrokiem, jakby to w czymś pomogło.
- Dasz mu odpocząć?
- Nie ma mowy!- krzyknęłam.- Nie zostawię go!
- Przecież nic mu się nie stanie.
- Nie wierzę ci.
- Nie jest mi potrzebny i nie jest żadnym zagrożeniem- prychnął.- Mam go gdzieś.
- Jest zagrożniem.
- Nie u mnie w domu. Chodź.
Avan wyciągnął dłoń w moim kierunku. Spojrzałam na Nialla, który oddychał spokojnie. Nie miałam dużego pola manewru, bo teraz byłam całkowicie zależna od Avana. Wiedział, jak doprowadzić do momentu, w którym przestanę nad sobą panować. Westchnęłam, powolnym krokiem podchodząc do szatyna, który oplótł mnie ramieniem w talii. Zawsze byłam przekonana, że jedyne, czego chce ode mnie Avan, to moja śmierć. Nie potrafiłam pojąć jego zachowania, kiedy już wpadłam w jego łapy. Co gorsza, zaczął przypominać Harry'ego. Miałam wrażenie, że idealnie odzwierciedla zachowania Stylesa z pierwszych dni, kiedy mnie uprowadził. Możliwe nawet, że to Avan traktował mnie lepiej.
- Przestań tyle myśleć- mruknął.- Dlaczego żyjesz tym, co mówią ci inni, a nie tym, co sama sądzisz?
Spojrzałam na niego zdezorientowana.
- Wszyscy kłamią, Hope, a jeśli nie nauczysz się sama myśleć, to będziesz żyła w wiecznym błędzie.
- Ty coś wiesz o kłamstwach- wywróciłam oczami.
- Jestem specjalistą- prychnął.
Czy Avan właśnie, do cholery, ze mną żartował?!
- Może. Skoro masz tutaj zostać, to powinnaś dowiedzieć się o wszystkim. Zaczęliśmy od tego, że tak naprawdę mnie nie znasz.
Irytował mnie fakt, że Avan bezkarnie wkradał się do mojej głowy. Wzięłam głęboki oddech, aby zablokować wszystkie swoje myśli. Nie powinien ich słyszeć. Znałam go, jednak nie całkowicie. Wiedziałam, że jest demonem, i że uwielbia manipulować ludźmi, a także napawa się śmiercią. To mi do tej pory wystarczyło, aby zbudować o nim jakieś zdanie. Przerażał mnie fakt, że nie znałam reszty jego umysłu i nie wiedziałam, czego się spodziewać. Jego bliskość też wydawała się dziwna.
- To tutaj- mruknął, zatrzymując się przed jednymi z drzwi w długim korytarzu.- To jest moja sypialnia, a ta jest twoja.
Odwróciliśmy się na pięcie, wchodząc do pomieszczenia naprzeciwko. Zaparło mi dech w piersi, kiedy z ciemnego i wilgotnego korytarza weszłam do przytulnie urządzonego pokoju. Pod moimi stopami znalazł się puchaty dywan, który pokrywał całą podłogę. Miał przyjemny beżowy odcień. Ściany pokryte zostały jasnofioletową farbą, którą zaliczałam do koloru liliowego. Na środku stało spore łóżko z metalową ramą. Rurki wiły się niczym bluszcz, tworząc piękne wezgłowie. Na śnieżnobiałej pościeli rozrzucone były różnokolorowe poduszki i jeden ogromny pluszak w kształcie krokodyla, który był prawie mojego wzrostu, jeśli liczyć od ogona do pysku. Po jednej stronie łóżka stał stolik nocny wykonany z ciemnego drewna, a na nim lampka. Po drugiej zaś znajdowała się sporych rozmiarów szafa z drzwiami pokrytymi lustrami. Tuż obok dostrzegłam regał wypełniony książkami. W rogu stało jeszcze biurko, na którym leżały przybory do rysowania oraz sterta kartek. Wszystko wykonane z tego samego, ciemnego drewna. Dostrzegłam okno, które zasłonięte było grubymi zasłonami. Na ścianach wisiały rysunki. Niektóre moje, niektórych nie znałam. Jednak najważniejszym elementem tego pomieszczenia było światło. Wszystko, co do tej pory widziałam w tym zamku, było ciemne, wilgotne i czasem cuchnące. Ten pokój to jakaś abstrakcja! I ten krokodyl!
- To jest jedyne pomieszczenie z oknem. Pomyślałem, że chciałabyś mieć jakiś podgląd na świat, choć tak właściwie tam jest tylko las i kilka skał. Wiem, że raczej nie lubisz ciemności, więc stworzyłem coś, w czym będziesz mogła poczuć się swobodnie.
Słyszałam jego słowa, ale jakoś specjalnie one do mnie nie docierały. Ten pokój był niesamowity i nie równał się z tym z zamku zmiennokształtnych. Weszłam w głąb pomieszczenia, dotykając mebli.
Nie wierzę.
- Mam sypialnię naprzeciwko, ale tylko po to, żebyś nie musiała mnie szukać, a ja nie musiałem się przejmować, że coś ci się stanie. Nie będę cię zamykał ani więził, ale chcę, żebyś była dość blisko.
- Dlaczego?- mruknęłam.
- Żebym się o ciebie nie martwił.
- Nie, nie o to mi chodzi. Dlaczego stworzyłeś dla mnie taki pokój?- spojrzałam na mężczyznę, nie ukrywając podejrzeń. 
- Żebyś nie czuła się nieswojo. To nie jest więzienie, Hope.
Było mi... dziwnie. Miłe uczucie rozpierało mnie od środka. Cieszył mnie fakt, że wreszcie ktoś się o mnie zatroszczył, pomyślał o tym, czego potrzebuję i po prostu się postarał. Jednak to, że tą osobą okazał się Avan, niszczył wszystko. Dlaczego on to robi? Chciał uśpić moją czujność? Chciał, abym mu zaufała? Chciał się przypodobać?
- Nie rozumiem, po co to wszystko- oparłam się tyłkiem o ramę łóżka, wbijając spojrzenie w szatyna, który nadal stał w progu, jakby bał się wejść.- Nie zabijasz mnie, nie znęcasz się, nie wykorzystujesz, nie szantażujesz, więc o co tak naprawdę chodzi?
Avan spojrzał na mnie z dziwnym spokojem. Jego wzrok wydawał się przepełniony troską i delikatnością.
Świat zwariował?
Mężczyzna ruszył powoli w moim kierunku, co sprawiło, że natychmiastowo spięłam wszystkie mięśnie. Teraz nasze ciała niemal się stykały i Avan widocznie nade mną górował. Nie chciałam pokazać swojego strachu, więc hardo patrzyłam mu prosto w oczy, aż oparł swoje czoło o moje.
- Zawsze chodziło tylko o ciebie i twoje bezpieczeństwo, Hope.

~~~~~~~~~~~~~

Hejo! Przepraszam, że rozdziału nie było w zeszłym tygodniu, ale mam teraz istne urwanie głowy przez szkołę, więc nie miałam kiedy tego napisać. Nie wiem, kiedy pojawi się następny, ale postaram się nie przekroczyć terminu 3 tygodni. (Tak, wiem, że to sporo) Kocham Was! 

niedziela, 18 października 2015

61. "Nie możemy zmienić biegu wydarzeń"

~Avan~

Hope jest przekonana, że ma nade mną kontrolę. Nie kwestionuję tego, bo wiem, że tak jest. Jednak moją przewagą jest intelekt. Ona działa pochopnie, nie przemyślanie, gwałtownie, a ja dokładnie planuję każdy ruch. Przewiduję zachowania innych i dostosowuję swoje działania tak, aby wszystko poszło po mojej myśli. Liczyłem na to, że zajmą się moją osobą podczas ewakuacji wioski. Chciała mieć pewność, że nic nie zrobię, dlatego nie spuszczała mnie z oczu. Zapomniała jednak o zmiennokształtnych, którzy ruszyli tabunem do zamku. Tam trwało okropne zamieszanie, którego nikt nie kontrolował, dlatego uprowadzenie Madison nie było trudne. Wystarczyło wpuścić tam jednego z naszych, który udawałby mieszkańca wioski. Wmieszał się w tłum, a potem wyciągnął Madison z niego. Hope jest inteligentna, ale musi się jeszcze wiele nauczyć.
 Nauczę ją, jednak pierwsze muszę ją tu sprowadzić.
 Spojrzałem na kobietę, która siedziała na drewnianym krześle tuż przede mną. Jej dłonie spoczywały na kolanach, a ona sama uporczywie wpatrywała się przed siebie. Nie było potrzeby jej wiązać. Nie ucieknie, bo jest brudną śmiertelniczką. Skrzywiłem się na tę myśl. Wpuściłem coś tak ohydnego do swojego domu. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Od innych śmiertelnych różniła się jedynie darem, jaki otrzymała. Ale to, że stała się jednym z opiekunów Hope, nie zmienia całkowicie faktu, że i tak jest nieczysta.
 - Więc- wstałem, kierując się w jej stronę. Ręce splotłem na plecach.- Jak ci się tu podoba?
 Uśmiechnąłem się idiotycznie. Lubiłem patrzeć, jak się mnie boją. Bała się otoczenia, bo nie wiedziała, co może wyjść z wszechogarniającej ją ciemności. Śmiertelni i zmiennokształtni są słabi. Boją się wszystkiego, czego nie mogą zobaczyć, a nie potrafią patrzeć w ciemnościach. Ich widoczność znacznie się ogranicza, co budzi w nich natychmiastowy niepokój. Słabi, po prostu słabi. To było zabawne, kiedy tutaj docierali. Tutaj panowała kompletna ciemność, a za każdym razem, kiedy dostrzegali coś niepokojącego, ich oddech przyspieszał.
 Wbiłem w nią swoje uporczywe spojrzenie. Wiem, że mój wzrok przeszywał ją na wylot, co sprawiało, że czuła się niezręcznie. Jasnoniebieski odcień tęczówek demonów nie służy tylko ozdobie. Nie odzywała się, choć wiedziałem, że się boi.
 - Pomożesz mi.
 - Po moim trupie- prychnęła.
 - Chyba nie chcesz, żebym kazał znaleźć twoją córeczkę, co? Wątpię, żebyś chciała patrzeć na jej strach, kiedy moi ludzie będę ciągać ją tymi korytarzami. Boi się ciemności, prawda? Chcę tylko twojej pomocy.
 - Po.Moim.Trupie- wycedziła przez zęby, patrząc mi prosto w oczy.
 - Skoro tak mówisz, no to po trupie- zaśmiałem się i odszedłem, zostawiając ją samą swoim myślom. Zniszczą ją za mnie.

~Hope~

- Tak, kocham cię- uśmiechnęłam się delikatnie na widok rosnącego uśmiechu blondyna.
 Miałam wrażenie, że zaraz wyjdzie z siebie, jednak za wszelką cenę starał się opanować swoje emocje, co mogłam łatwo wyczytać z jego spojrzenia. Alice siedziała spokojnie na łóżku, patrząc, jak Niall dostaje jakiś dziwnych drgawek, zanim się na mnie rzucił.
 - Przepraszam cię, tak bardzo cię przepraszam- mamrotał, miażdżąc mnie w mocnym uścisku.
 Moje stopy oderwały się od ziemi, kiedy uniósł mnie lekko do góry. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie, gdyby nie fakt, że ktoś wpadł gwałtownie do pokoju. Drzwi trzasnęły z impetem, a wokół roznosił się czyjś ciężki oddech. Moje ciało opadło z powrotem na podłogę, a ciepło Horana całkowicie mnie opuściło. Straszliwie tego nie chciałam, ale musiałam się skupić na osobie, która tutaj wpadła. Teraz ja dowodzę, a to, co się właśnie stało, nie świadczy o niczym dobrym. Odwróciłam się w stronę, jak się okazało, jakiejś niskiej dziewczyny. Dyszała zmęczona biegiem, jednak gdy tylko zwróciliśmy na nią uwagę, wyprostowała się, chcąc chyba zrobić dobre wrażenie, co nie do końca jej wyszło, bo nadal wyglądała po prostu na zmęczoną.
 - Avan- rzuciła krótko i niezrozumiale.
 Alice obruszyła się na łóżku. Spojrzałam na nią kątem oka, a ta zeskoczyła z pościeli, wybiegając z pokoju. Niall od razu ruszył za nią. Ja stałam zdezorientowana całą sytuacją.
 - Jak to Avan?- spojrzałam na dziewczynę.
 - Jest na dziedzińcu.
 Ta wiadomość uderzyła mnie w twarz. Chciałam czekać na jego ruch, ale spodziewałam się, że nastąpi on dopiero za kilka dni, a tymczasem my nie jesteśmy zupełnie przygotowani. Wiem, że niektórzy mieszkańcy wioski jeszcze nie otrzymali swojego tymczasowego zakwaterowania, co świadczy o tym, że nadal są na dziedzińcu. Jeżeli Avan tam wszedł, to oznacza, że są w niebezpieczeństwie.
 Dziewczyna mówiła do mnie coś jeszcze, ale ja zwyczajnie wybiegłam z pokoju. Nigdy nie sądziłam, że potrafię tak szybko biegać, ale teraz napędzała mnie świadomość, że zagrożeni są wszyscy moi bliscy. Płuca piekły mnie od wysiłku, a mięśnie z każda sekunda słabły, ale wciąż przyspieszałam. Droga stała się dla mnie tak oczywista, jak nigdy wcześniej. Nie znałam tego zamku, a teraz miałam wrażenie, że każdy zakręt zwiedziłam kilkanaście razy. Mijałam zdezorientowanych poddanych, którzy pałętali się jeszcze po korytarzu. Wraz ze zbliżaniem się do celu, ich miny i zachowanie się zmieniały. Jedni byli bardziej świadomi, tego co się dzieje, niż inni. Zbiegłam po ogromnych schodach, a do moich uszu dotarły krzyki z dziedzińca. Rozpoznawałam pisk Alice, krzyk Nialla i Harry'ego, chociaż panika innych je zagłuszała. Wybiegłam przez ogromne drzwi, przeciskając się przez tłum. Od razu dostrzegłam dziesiątki, a może nawet setki, uzbrojonych podwładnych Avana. Każdy z nich tworzył szczelne koło, nie dopuszczając do środka nikogo. Gdy tylko jeden z nich mnie zobaczył, utworzył lukę w szeregu, wpuszczając mnie do środka, co kompletnie mnie dezorientowało. Byłam przygotowana do walki, a oni się przede mną osuwali. Za murem żołnierzy dostrzegłam Avana, który siedział na suchej ziemi, po jednej jego stronie znajdowała się najprawdopodobniej Madison, a po drugiej siedział Niall. Płakał, jednak nie robił nic, aby powstrzymać tego gnoja. Louis przytrzymywał szarpiącą się Alice, Harry krzyczał bezsensownie, a Liam i Zayn stali twarzą w twarz wraz z dwójką poddanych Avana, którzy najprawdopodobniej go teraz pilnowali.
 Co tu się dzieje?
 - Hope!- krzyknął Avan i wstał z brudnej ziemi.
 Madison i Niall mieli idealny moment, aby uciec, jednak siedzieli bez ruchu.
 - Dobrze, że jesteś, czekałem- kontynuował, a ja po prostu stałam, próbując zrozumieć sytuację.
 Byłam pewna, że każdy dostrzegał zdezorientowanie i przerażenie na mojej twarzy. Spodziewałam się wszystkiego, rozlewu krwi, śmierci, walki, ofiar, ale nie takiego spokoju. Szatyn na pewno znał wszystkie moje emocje, bo uśmiechał się głupawo, co miał w zwyczaju. szedł w moim kierunku, ale ja go zignorowałam, co zdziwiło nawet mnie samą. Wyminęłam mężczyznę, podchodząc do Nialla. Jednak kiedy już prawie dotarłam do tej dwójki, przed nimi wyrośli poddani demona, zagradzając mi drogę.
 - Nie tak łatwo, Hope- zaśmiał się Avan.
 - Czego, do cholery, chcesz?! Co tu się dzieje?! Dlaczego...
 - Spokojnie- przerwał mi, stając za Niallem.
 Czułam jak mój oddech przyspiesza, a całe moje ciało opanowuje gniew. To świadczyło tylko o tym, że moje oczy znów zalały się kruczą czernią. Zacisnęłam pięści, powstrzymując jakiekolwiek ruchy. Chciałam się na niego rzucić, ale był nieobliczalny i mógł w każdej chwili skrzywdzić Horana lub kogokolwiek innego.
 - Pomyślałem, że nie chcesz rozlewu krwi, dlatego przyszedłem się targować.
 - Hope, nie...
 - Zamknij się!- krzyknął, przerywając wypowiedź Nialla.
 Obserwowałam każdy jego ruch i dostrzegłam, jak uśmiecha się cwanie, a potem spojrzał na jednego ze swoich podwładnych, a ten podszedł do blondyna i z całych sił kopnął go w brzuch. Chłopak krzyknął, zwijając się z bólu. Czas zatrzymał się na kilka sekund. Wszystko zwolniło. Krzyk Harry'ego roznosił się po dziedzińcu, kiedy wydawał rozkaz ataku. Madison zaczęła płakać, patrząc prosto w oczy Alice. Niall zaciskał zęby, jakby to miało mu pomóc, a ja ze łzami w oczach patrzyłam na Avana. Jego uśmiech zapamiętam chyba do końca życia, wyzywał mnie. Mój oddech stał się powolniejszy, a łzy, które zdążyły spłynąć po policzkach, przestały napływać do oczu. Rozluźniłam pięści i twardo ruszyłam w stronę Avana. Wróciłam do rzeczywistości, a wszystko zyskało normalne tempo.
 - Harry, niech nie atakują- rzuciłam, mijając bruneta.
 Zdawał się kompletnie zdezorientowany, ale to przestało mieć znaczenie. Machnęłam gwałtownie dłonią, sprawiając, że strażnicy, którzy zagradzali mi drogę, odlecieli w bok. Czułam całą swoją energię, a była ona potężna. Najzabawniejsze było, że Avan obserwował to wszystko z fascynacją. Stanęłam przed nim, patrząc mu prosto w oczy, chociaż był wyższy. Czułam, że krew w moim żyłach płynie wolniej. Nie było żadnego bólu, ani fizycznego, ani psychicznego. Niall też przestał zwijać się na ziemi, a Alice już nie krzyczała. Oni posiadają moje emocje, są moi. Wiedziałam, że czerń moich oczu pozwala mi w niezrozumiały sposób przeniknąć do czyjegoś rozumu. Sprawiało to im ból, a tego właśnie chciałam dla Avana, jednak nic się nie działo. Ten tylko śmiał mi się prosto w twarz.
 - Ja nie mam duszy, kochana- wyszeptał, a ja poczułam się pokonana.
 Mężczyzna odsunął się na kilka kroków, rozkładając ręce. Rozglądnął się dookoła. Zamrugałam kilka razy. Naprawdę mnie pokonał. Niewiele mogłam zrobić, bo zaczynał mieć nade mną przewagę.
 - Widzisz, Hope?- zapytał, uśmiechając się jeszcze szerzej.- To wszystko, te wszystkie stworzenia są twoje. Ty masz nad nimi kontrolę, a nawet nie rozumiesz, jak działa ten świat. Chcesz godnie zarządzać, ale nic nie wiesz. On ci niczego nie wytłumaczył- wskazał na Harry'ego.- Wolał zamknąć cię w pokoju, abyś tam sobie siedziała i mu nie przeszkadzała. Dlaczego? Czyżby Styles bał się, że strącisz go ze stołka? Wszyscy cię okłamują i ich pierdolone kłamstwa doprowadziły do tego miejsca!- krzyknął.- Myślisz, że bylibyśmy tutaj, gdybyś od początku wiedziała, jak nad sobą panować?! Pierdolą, że chcą dla ciebie jak najlepiej, a tak naprawdę boją się o swoje dupy! Nie pozwolili mi się do ciebie dostać, dobrze- uspokoił się trochę.- Ale nie wiesz, czego ja tak właściwie od ciebie chcę.
 Spojrzałam na niego pytająco. Nie wierzyłam mu, bo wiedziałam, że każdy z nich chciał dla mnie jak najlepiej, nawet jeśli nie wiedzieli dokładnie, co powinni robić, to starali się na swój sposób. Natomiast Avan maczał palce w każdej złej rzeczy, jaka się tu przytrafiła. Wiem, że kłamie i nie ufam mu ani trochę, ale miał rację- nie wiem, czego ode mnie chce.
 - Hope, nie...
 - Wiem, co robię, dobra?!- krzyknęłam, aby Harry w końcu się zamknął.- Czego chcesz?- zwróciłam się do Avana, a ten szeroko się uśmiechnął.
 - Zakończenia tego cyrku. Odstawiłem już te całe przedstawienie, więc możemy zwyczajnie wrócić do swoich światów i już nigdy nie mieszać się w swoje sprawy.
 - Ale?
 - Ale pójdziesz ze mną. Chcę, żebyś zamieszkała u mnie, a ja mógłbym pokazać ci wszystko, co musisz wiedzieć.
 Gdzieś za mną rozniosło się prychnięcie. Avan musiał być głupi, jeśli myślał, że zgodzę się z nim odejść. Tu był mój dom i to tutaj był mój świat, moi ludzie i przyjaciele.
 - Więc czego ode mnie chcesz?- mruknęłam.
 - Żebyś spędziła ze mną trochę czasu i pozwoliła nauczyć cię wszystkiego- odpowiedział spokojnie.
 Wokół panowała grobowa cisza, a ja miałam wrażenie, że wszystkie pary oczu skierowane są na mnie. Zastanawiałam się, czy ludzie naprawdę sądzili, że mogłabym się na to zgodzić? Czy uważali mnie za taką właśnie osobę? Avan patrzył na mnie bez cienia wściekłości, podstępu czy nawet chytrości. Nawet się nie uśmiechał. Był całkowicie poważny, co zbijało mnie z tropu, ale wiedziałam, że jest dobrym aktorem i byłam pewna, że to tylko kolejna gierka z jego strony.
 - Po moim trupie- warknęłam.
 W jednej sekundzie jego wyraz twarzy się zmienił. Znów pojawił się ten irytujący uśmieszek, który chyba był jego znakiem rozpoznawczym.
 - Już gdzieś to słyszałem- zaśmiał się- i sądzę, że jednak nie po twoim.
 Zanim zdążyłam zrozumieć jego słowa, usłyszałam przerażający pisk Alice i Madison. Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna stał za Niallem, trzymając jego włosy. Do szyi blondyna przyłożył nóż, który już ranił skórę chłopaka. Ten tylko oddychał nerwowo, patrząc na mnie przerażonym wzrokiem. Bał się, ale jego spojrzenie niemal krzyczało "Nie rób tego!". Poczułam łzy. On go nie zabije. Nie zrobi tego.
 Hope, nie zgadzaj się, usłyszałam jego głos. Chciałam krzyczeć, ale to tylko by wszystko pogorszyło. Nie mogłam się nawet poruszyć.
 - Daję ci pięć sekund, abyś podjęła decyzję- rozbrzmiał stłumiony głos.
 Nie możesz się zgodzić, Hope. Wszystko będzie dobrze, wiesz o tym. Ci ludzie liczą na ciebie, nie możesz ich zawieść.
 - Pięć...
 Całe życie tylko zawodziłem, mała. Robiłem rzeczy, które potem śniły mi się po nocach, aby utrzymać cię w bezpieczeństwie.
 - Cztery...
 Kochałem cię od samego początku, księżniczko, i kocham nadal. Kiedy zabijałem Elizabeth... ona była na to gotowa. Powiedziała wtedy, że jestem ci bardziej potrzebny, a ja nie potrafiłem tego zrozumieć.
 - Trzy...
 Twoja babcia powtarzała, że nie możemy zmienić biegu wydarzeń. To jest moje przeznaczenie. W końcu poświęcę siebie, a nie kogoś.
 - Dwa...
 Wszystko będzie dobrze, kochanie. Wszystko się skończy i będziesz mogła żyć spokojnie. Pamiętaj o mnie i zaopiekuj się Alice.
 - Jeden...
 Kocham cię, Hope...
 Spojrzał mi prosto w oczy, co odciągnęło moją uwagę od noża, który przejechał po jego szyi, uwalniając strugi krwi. Czerwień plamiła jego ubranie i miejsce, którym stał. Mężczyzna go puścił, a ten upadł na ziemię. Martwy.
 - Zero, koniec czasu, Hope- zaśmiał się Avan.

~~~~~~~~~~~~


Hej. Wracam po naprawdę długiej nieobecności. To było kilka miesięcy? Nie wiem, czy jest sens, aby się tłumaczyć, ale chyba należy Wam się parę słów, choć tak naprawdę nie ma czego tłumaczyć. Jakoś w wakacje zwyczajnie straciłam chęć na pisanie, całkowicie. Porzuciłam wtedy swoje opowiadania na krótki czas, ale wróciłam, jednak tylko do jednego opowiadania. Pisałam Madness i nadal piszę, bo jest ono moim priorytetem. WWAD też nim jest, ale w tym przypadku nie miałam ani jednego pomysłu, aby to napisać. Nie chciałam robić tego na siłę, bo to nie miałoby sensu. W tym czasie zaczęłam pisać inne, nie publikowane opowiadania, które ujrzą światło dzienne w niedługim czasie. W każdym razie teraz zebrałam siły i jestem gotowa, aby wrócić na WWAD. Kolejny rozdział nie pojawi się w piątek, tak jak miało to kiedyś miejsce, bo ten dzień zajęło Mandess, jednak myślę, że za tydzień w sobotę lub niedzielę ukaże się kolejny rozdział. Zostało ich niewiele... może cztery? Więc pomęczyć się jeszcze około miesiąca, ale to zależy od szkoły. Pozostaje mi jedynie przeprosić za nieobecność i zaprosić za tydzień, pa :)
P.S. Czy tylko ja widzę zmianę w stylu pisania?

sobota, 15 sierpnia 2015

~ Wiadomości!

Pewnie wielu z Was zauważyło, że ostatnio nie pojawiały się rozdziały. Sprawa ma się tak, że wpadłam w dołek artystyczny i nie mam najmniejszej ochoty na tworzenie czegokolwiek. Moja wena wisi na poziomie -50 i nie potrafię nawet napisać zdania! Wyjątkiem jest chyba tylko druga część Madness, bo na to opowiadanie chociaż mam pomysł, chęci natomiast brak. Poważnie myślę nad przeniesieniem działalności na Wattpad. Nie wiem, jak to wyjdzie, nie mam pojęcia. Z tego, co zauważyłam, ludzie odstawili bloggera. Ja też to zrobię, ale zaraz po zakończeniu WWAD. Rozpoczęłam to tutaj, więc tutaj to skończę.
Podsumowując całą tę paplaninę, nie wiem, kiedy pojawi się rozdział. Może za tydzień, może za dwa, a może za miesiąc. Chciałabym wiedzieć, ale nie wiem. Myślę, że prawdopodobnym jest, że wróce do pisania jakoś we wrześniu, gdy zacznie się szkoła, a moje życie popadnie w rutynę, którą w jakimś sensie uwielbiam.
Przepraszam i mam nadzieję, że zrozumiecie.

poniedziałek, 27 lipca 2015

60. Shadows settle on the place that you left

Jeżeli kogoś interesują blogi typu DIY/Lifestyle

Musiałam pozbierać myśli. Nie chciałam, aby to wszystko było prawdą. Żałowałam tego, że w ogóle wydostałam się z psychiatryka. Mogłam przesiedzieć tam całe swoje życie. Nie sprowadziłabym tylu problemów na niewinne osoby. Nie rozumiałam faktu, że każdy z nich, niezależnie od tego kim był, chciał mi pomóc; każdy z nich był gotowy oddać za mnie życie, nawet mnie nie znając.
- Avan nie zaatakuje.- Odezwał się Nick, wyrywając mnie z natłoku myśli.- Będzie chciał Nialla, bo ja mu jestem obojętny. Jeżeli znów go omami, będzie wykorzystywał jego i Madison przeciwko tobie. To mu wystarczy, więc nie zaatakuje.
- Co mamy robić?- Szepnęłam, czując łzy, napływające do moich oczu. Wszystko zaczęło mnie przytłaczać. Mury, jakie wokół siebie zbudowałam, powoli były burzone.
- Nie wiem.- Harry westchnął. Powoli zaczęłam sobie uświadamiać, że rozwiązanie jest tylko jedno. Poczekamy na ruch Avana, a kiedy on nastąpi, poddam się. Jestem jedynym sposobem na uratowanie tych ludzi. Avan nie odpuści, dopóki mnie nie dostanie.
- Po prostu zajmijcie się mieszkańcami.- Mruknęłam, obracając się na pięcie. Powoli układałam plan działania, który mógłby się powieść. Opuściłam salę, kierując się do pokoju Nialla. Nie wiedziałam dokładnie, co chciałam zrobić, ale musiałam z nim porozmawiać. Przyłapałam się nawet na biegu do niego. Spieszyło mi się, ale dopiero przy drzwiach uświadomiłam sobie, że nie wiem, co tak właściwie mu powiem. Tam jest dziecko, więc wejście i krzyczenie na niego nie jest najlepszą opcją. Wzięłam głęboki wdech, pukając w drewnianą powierzchnię. Nie czekałam na pozwolenie, tylko po prostu weszłam do środka, zastając Nialla, który siedział na łóżku razem z płaczącą Alice i śpiewał coś pod nosem, przytulając dziewczynkę. Podniósł na mnie zeszklone oczy, a na jego twarzy wymalowało się zdziwienie.
- Hope?- Mruknęła blondynka, wpatrując się we mnie.- Znalazłaś mamę?
- Można tak powiedzieć.- Szepnęłam.- Ale będziesz musiała trochę zaczekać, aż wróci, bo jest teraz bardzo zajęta.
- Czemu mnie okłamujesz?- Zmarszczyła nosek, co wyglądało naprawdę słodko, ale nie mogłam teraz o tym myśleć.
- Nie okłamuję, mała.
- Wiem, że kłamiesz.- Westchnęła, rezygnując i ponownie wtuliła się w Nialla, który przyglądał się tylko sytuacji. Zamknęłam drzwi, czego wcześniej nie zrobiłam. W pokoju zapanowała niezręczna cisza, kiedy Horan głaskał Alice po włosach, a ta bawiła się poduszką, co jakiś czas ocierając małe kropelki z polików. Chciałam z nim porozmawiać, ale nie przy dziecku, a nie mogłam wyprosić małej, ponieważ groziło jej niebezpieczeństwo i nie powinna zostawać sama. Oczywiście mogłam polecić opiekę nad nią komukolwiek innemu, ale nikomu nie ufałam na tyle, żeby powierzyć mu ten skarb.
- Co się stało?- Wypalił nagle Niall, ściągając mnie z powrotem na ziemię.
- Chciałam porozmawiać.- Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, obserwując reakcję blondyna. Głowa bolała mnie od natłoku myśli, serce od patrzenia na niego, a ciało nie wytrzymywało emocji, jakie w nim tłumiłam. Czułam, jak rozrywają mnie od środka, próbując się wydostać, ale powłoka była zbyt silna. Na razie...
- O czym?- Zmarszczył brwi.
- To nie jest temat do poruszania przy dziecku.- Westchnęłam.- Przełożymy tę rozmowę na kiedy indziej, a teraz opiekuj się nią, proszę.
- Po pierwsze, możecie rozmawiać, bo i tak wszystko wiem, a po drugie, nie jestem dzieckiem.- Fuknęła dziewczynka. Razem z Niallem spojrzeliśmy po sobie, nie rozumiejąc pierwszej części jej wypowiedzi.
- Jak to wszystko wiesz, kartoflu?- Odezwał się chłopak, rzucając mi krótkie spojrzenie i skupiając całą uwagę na Alice.
- Nie wiem dokładnie.- Westchnęła.- Mamę porwał Avan, zabiłeś babcię Beth, Hope jest następczynią Vivian, kocha cię i przyszła porozmawiać o tym wszystkim, tatę zabił Avan, a ty obiecałeś mamie, że się mną zaopiekujesz, jest wojna i...
- Ale skąd?- Szepnęłam.
- Kochasz mnie?- Niall powiedział prawie równocześnie, kompletnie ignorując słowa Alice. Nie skupiałam się na blondynie, który wygrzebywał się spod dziewczynki, aby wstać.
- Skąd wiesz, Alice?- Powtórzyłam.
- Od ciebie i od Nialla.
- Jak to?
- Z waszych myśli.- Puknęła się palcem wskazującym w głowę, uśmiechając się delikatnie.- Nie wiem, jak to działa, ale...
- Wiesz, że mam więcej niż jednego opiekuna, prawda?- Przerwałam jej, czując potrzebę uświadomienia dziewczynki, kim jest. Kiwnęła głową, a jej oczka zabłysnęły.- Nicka, bo jest demonem, Nialla, bo jest zmiennokształtnym i ciebie, bo jesteś śmiertelniczką.- Wymamrotałam niepewnie, siadając na skraju łóżka. Dokładnie widziałam, jak uśmiech z twarzy Alice znika, a zastępują go łzy i panika. Dziewczynka zaczęła się lekko trząść, więc blondyn natychmiastowo przyciągnął ją do siebie.
- Zabiją mnie, Niall?- Wyszeptała, chwytając się kurczowo jego podkoszulki.
- Nie, kochanie, nie pozwolę im ciebie skrzywdzić, pamiętasz?- Ponownie wydawało mi się, że o mnie zapomnieli, chociaż Horan co chwila obdarowywał mnie niemal błagalnym spojrzeniem, jakby prosił o potwierdzenie swoich słów. Zaczęło do mnie docierać, jak bardzo jest zżyty z dziewczynką. Uświadomiłam sobie, że Niall zastępował jej ojca, który zginął z rąk Avana. Mogłam sobie tylko wyobrażać, jak opiekował się nią, gdy była małym szkrabem. Ile czasu, miłości i samego siebie jej poświęcił.
- Będę cię bronił do samego końca, księżniczko.- Zapewnił ją i sam się rozpłakał.
- Nikt nikogo nie będzie zabijał. Te czasy dawno minęły.- Starałam się brzmieć stanowczo, ale równocześnie tak, żeby jej nie wystraszyć. Wiedziałam, że mieszańców się zabija, ale nie miałam pojęcia o śmiertelnikach. W każdym razie nie pozwoliłabym, aby zrobiono Alice krzywdę. A nawet jeśli, to nie mogliby jej zabić, ponieważ jest moim opiekunem.
- Będzie dobrze.- Uśmiechnęłam się, głaskając oboje po plecach. Cała ta sytuacja wydawała się dla mnie strasznie dezorientująca. Stawiała Nialla w zupełnie innym świetle i sprawiała, że nie wiedziałam, co o nim myśleć. Najpierw był miłością mojego życia, potem stał się potworem, ale teraz wciąż udowadnia, że ma wielkie, przepełnione dobrem i nadzieją, serce. Chociaż stwierdzenie, że był moją miłością, raczej nie jest trafne. On nadal nią jest. Nadal o nim myślę; nadal chcę go widywać, chociaż sprawia mi to ból psychiczny i fizyczny; nadal chcę z nim rozmawiać; nadal chcę być dla niego najważniejsza, a przede wszystkim, nadal chcę go kochać. Nie przeżyłabym jego śmierci. Bałam się i boję się nadal. Horan jest moim szczęściem. Zawsze był i niezależnie od tego, co zrobił, nie potrafiłam go nienawidzić. Chciałam ignorować kłucie w sercu, aby tylko przy nim przebywać. Nie potrafiłam zdefiniować miłości. Miłość nie ma definicji. Miłość to uczucie, które każdy z nas odczuwa inaczej. Jednak mogłam powiedzieć, że nie wiem jakbym się starała, to nie zapomnę o nim. Nie wiem, jakbym chciała go znienawidzić, to mi się nie uda. Właśnie to jest moją definicją miłości, chęć bycia z nim, budzenie się co rano razem, pokonywanie wszelkiego rodzaju przeszkód, kłótnie i zgody, rozstania i spektakularne powroty, rozmawianie, wspólne spacery, po prostu obecność. Wiem też, co jest definicją miłości dla Nialla. Dla niego miłość, to odwaga, jakiej potrzebujemy, aby poświęcić swoje uczucia dla dobra drugiej osoby. Dla niego miłość, to bycie w stanie działać wbrew sobie, aby uszczęśliwić tego, kogo się kocha. Wiele razy mi to powtórzył. Zawsze zapewniał, że jeżeli będę tego chciała, to odejdzie, rzucając swoje uczucia w kąt, abym tylko ja była szczęśliwa.
- Tak...- Szepnęłam po dłuższej chwili, zwracając uwagę blondyna, a potem Alice.
- Co "tak"?- Zapytał, przysuwając się do mnie.
- Tak, kocham cię.

---------------------------------------------
Hej! Wróciłam po dłuższej przerwie. Wiem, że rozdział jest krótki, ale powiedzenie "co za dużo, to niezdrowo" jest całkowitą prawdą. Potrzebuję dobrego odpoczynku, odcinając się od pisania, bo po prostu się kończę! Wena przez rok ze mnie wypłynęła i definitywnie potrzebuję regeneracji! Nowych pomysłów, inspiracji! W każdym razie przepraszam za przerwę w dodawaniu i za długość :/