piątek, 24 kwietnia 2015

49. As long as you trust me

Na twarzy szatyna wyrósł ogromny uśmiech. Wiem, że czuł się, jakby właśnie zwyciężył. Pstryknął palcami, a przy stole pojawiła się dziewczyna, która podała mu zwiniętą kartkę papieru. Rozwinął ją, analizując zawartość, a potem podsunął mi ją pod nos. To była umowa. Powoli wziąłem ją do ręki, czytając każde słowo. Mam coś podpisać?!
- Żeby mieć pewność, że nie oszukujesz.- Mruknął Avan.- To prosta umowa, która mówi, że dostarczysz mi Hope, albo zostaniesz tutaj, jako mój podwładny. Oczywiście nie musisz tego podpisywać, ale cóż... Masz wybór.- Doskonale wiedziałem, że jeżeli tego nie podpiszę, on napadnie na nasz świat jeszcze dzisiaj. Zacisnąłem szczękę.
- Długopis?- W odpowiedzi dostałem tylko śmiech, a dopiero po chwili przede mną znalazł się nóż.- Jak pakt z diabłem.- Mruknąłem pod nosem i przejechałem ostrzem po dłoni. Kilka kropel spadło na papier, który Avan od razu zabrał. Uśmiechnął się zwycięsko.
- Masz pięć dni.- Rzucił, kiedy wstawałem od stolika. Jestem świadomy, że wpakowałem się w największe gówno świata, ale muszę zachować się tak, jak powinien to zrobić Harry. Muszę ratować nasz świat i te stworzenia.
- Nie wiesz, co robisz, Tomlinson.- Usłyszałem za sobą, idąc z powrotem przez korytarz. Zorientowałem się, że obok truchta Nick, dotrzymując mi kroku.
- Robię to, co słuszne.
- Nie spodziewałem się ciebie, Louis. Doskonale wiesz, że nie podpisuje się z nim żadnej umowy, bo zawsze to ty będziesz na przegranej pozycji.
- Dostarczę mu Hope.- Warknąłem.
- Nic nie rozumiesz, on zrobi wszystko, żeby ci się nie udało.

~Hope~

Po spędzeniu reszty dnia razem z Harrym, znów musiałam potrenować. Uważam, że nie jest mi już to potrzebne, ponieważ zaczęłam nad sobą panować, jednak obiecałam i sądzę, że nikt nie byłby zadowolony, gdybym zrezygnowała. Skierowałam się na dziedziniec, gdzie powinni na mnie czekać Louis i Liam, jednak tego pierwszego nie było.
- Gdzie Lou?- Zapytałam od razu.
- Cześć, Hope! Ciebie też miło widzieć!- Odpowiedział sarkastycznie Payne. Wywróciłam oczami, powstrzymując śmiech.
- Och, tak bardzo się stęskniłam!- Krzyknęłam i rzuciłam się na bruneta, oplatając jego szyję ramionami. Jęknął zaskoczony, ale po chwili również mnie przytulił, chichocząc pod nosem.
- No i to rozumiem.
- Więc, gdzie jest Lou?- Odsunęłam się i zaczęłam rozglądać. Może poszedł po coś, co będzie nam potrzebne do dzisiejszego treningu. Ostatnio były to kupki siana, a dzisiaj mógł przynieść cokolwiek innego.
- Prawdę mówiąc, nie mam pojęcia.- Brązowooki podrapał się po karku.- Może w takim razie sobie odpuścimy? Sądzę, że powinien być przy wszystkich treningach, dlate...
- Jestem!- Przerwał mu krzyk, który docierał z dość daleka. Przez dziedziniec biegł Louis, machając do nas jedną ręką. Po chwili stał już obok, podpierając się dłońmi o kolana i oddychając ciężko.
- Gdzie byłeś?
- Poszedłem do...- zaciął się- do miasta. Miałem parę rzeczy do załatwienia. Myślałem, że zdążę wrócić na czas.
- Miałeś mnie pilnować.- Wytknęłam mu język, na co teatralnie wywrócił oczami.
- Dajesz sobie radę, nie sądzisz?- Uśmiechnęłam się na jego komentarz. Te słowa działają jak najbardziej wyszukany komplement, który można powiedzieć dziewczynie. Właśnie to chcę usłyszeć od innych.
- No to czym się dzisiaj zajmujemy?- Przemknęłam wzrokiem po twarzach obu brunetów. Oni również spojrzeli na siebie nawzajem, jakby to ten drugi miał udzielić odpowiedzi na moje pytanie.
- No Liam, miałeś coś wymyślić.- Tomlinson kiwnął delikatnie głową w moim kierunku.
- To ty mówiłeś, że coś przygotujesz.- Obronił się Payne i ostatecznie oboje ciężko westchnęli.
- Odwołujemy zajęcia?- Skrzywiłam się.- A chciałam wam tyle pokazać!
- Co pokazać?- Usłyszałam tuż za sobą. Od razu poznałam ten głos.
- Niall?- Odwróciłam się, napotykając niebieskie tęczówki wbite w moją osobę. Na twarzy Horana wymalował się szeroki uśmiech. Rozłożył ręce, zachęcając mnie do tego, żebym go uściskała. Nie musiał mi dwa razy powtarzać, ponieważ niemal od razu rzuciłam się w jego kierunku. Wskoczyłam na niego, zawisając na szyi chłopaka. Co z tego, że widzieliśmy się rano? To nie była zbyt przyjemna wizyta, a nie spodziewałam się, że Niall w ogóle wychodzi z pokoju.
- Co tu robisz?- Odsunęłam się od niego, żeby spojrzeć mu w twarz. W odpowiedzi poczułam jego usta na swoich. Nie myśląc długo, oddałam pocałunek, mocniej zaciskając ramiona wokół jego karku. Kompletnie zapomnieliśmy o obecności innych ludzi, aż do momentu, w którym do naszych uszu dotarło chrząknięcie. Niall poluzował uścisk na mojej talii, a ja spokojnie mogłam stanąć na równych nogach, które do tej pory oplatały biodra Horana.
- Chyba już wystarczająco odpocząłem, Hopie.- Uśmiechnął się, sprawiając, że mimowolnie zrobiłam to samo.
- Świetnie, Niall, ale mamy obecnie trening.- Rzucił Louis, jakby chciał się go pozbyć. Dlaczego niby miałby to robić? Przecież blondyn w niczym nam nie przeszkadza, więc nie widzę potrzeby, aby musiał sobie iść.
- Popatrzę.- Wzruszył ramionami i usiadł na brudnej ziemi, kompletnie nie przejmując się pyłem, który osiadł na jego spodniach. Westchnęłam, zwracając się z powrotem do Tomlinsona. Przyglądnęłam mu się. Nie był zadowolony z faktu, że blondyn postanowił zostać.
- Przerobiłaś... um... czytanie w myślach z Harrym?- Zapytał niebieskooki. Pokręciłam przecząco głową. Działo się tyle, że nie mieliśmy na to czasu. Pokłóciliśmy się, wyszłam, wróciłam... Zapomnieliśmy o tym.
- Myślę, że to całkiem dobry temat na dzisiaj. Nie mam siły, a przy tym nie powinniśmy się zbytecznie zmęczyć.- Mruknął Liam i, tak samo jak Niall, usiadł na ziemi. Louis poszedł w jego ślady, aby zaraz potem klepnąć miejsce obok siebie, nakazując mi usiąść. Pokręciłam przecząco głową, krzyżując ramiona na piersi.
- Hope, siadaj.- Payne wywrócił oczami.
- Skoro lekcje nie muszą odbywać się na zewnątrz, to po prostu wejdźmy do środka i tam pogadajmy, czy coś.- Pokazałam dłonią na ogromne drzwi wejściowe. Wszyscy trzej spojrzeli po sobie, a potem wstali, wzruszając ramionami. Nie przyznali na głos, że był to dobry pomysł, ale i tak głupawo się uśmiechnęłam, kiedy szłam w stronę zamku. Tuż obok maszerował Niall, rzucając mi krótkie spojrzenie i kolejny cudowny uśmiech. Weszliśmy do ogromnej sali i dopiero w niej zajęliśmy miejsca przy stoliku. Po drodze wpadł na nas Harry i postanowił, że również potowarzyszy przy dzisiejszym treningu. Nie wiem dlaczego, ale Louis jeszcze bardziej zirytował się tym faktem. Jak chcą, to niech popatrzą! Co w tym złego? Widziałam, jak wywrócił oczami, a potem rzucił pod nosem coś w stylu 'Jeszcze jego mi tu brakowało'. Najpierw sądziłam, że może ma zły dzień, ale przecież rano wydawał się być dość radosny. Zanim się obejrzałam, rozpoczęliśmy naszą lekcję. Liam mówił coś, że powinnam się kontrolować ze swoimi myślami, kiedy jestem w towarzystwie nieodpowiednich osób. Kazał wtedy po prostu się skupić. Na początku naprawdę go słuchałam, przysięgam! Ale potem jakoś zgubiłam wątek, wracając myślami do Louisa i jego dziwnego zachowania. Zerkał na mnie co chwilę, ale nic nie mówił, co było do niego niepodobne. Lou to wygadana osoba, dlatego kiedy milczy, coś naprawdę musi być nie tak. Jednak raczej dużo nie straciłam, bo gdzieś wśród pogadanki, wyłapałam krótkie 'bardzo dobrze' i 'blokuj myśli, kontroluj się'. To wcale nie jest trudne, a ja nie muszę przesadnie się na tym koncentrować. Samo mi przychodzi...
- Mówiłaś, że chcesz nam coś pokazać.- Potrząsnęłam głową, wracając do rzeczywistości. Zmarszczyłam brwi, przyglądając się Niallowi, z którego ust padły te słowa.
- Nic nie mówiłam.
- Wcześniej, na dziedzińcu.- Przypomniał.
- Aaa, no tak.- Uśmiechnęłam się.- Spójrz.- Uniosłam rękę, a potem delikatnie nią przesunęłam, skupiając swój wzrok na jednym z wolnych krzeseł. Przesunęło się ono po drewnianej posadzce i zatrzymało dopiero na środku sali. Zacisnęłam dłoń, sprawiając, że zapłonęło. Mimowolnie się uśmiechnęłam, a potem dodatkowo przekręciłam zaciśniętą pięść i do naszych uszu dotarł trzask łamanego drewna, kiedy krzesło rozpadło się na małe kawałeczki. Nie musiałam go nawet dotykać. Rozluźniłam palce, a potem znów poruszyłam dłonią, by płonące resztki zgasły. Straszliwie podobało mi się to, że mogłam kontrolować wszystko wokół. Oparłam łokcie o blat stołu, patrząc na miny chłopaków. Każdy z nich miał opadniętą szczękę.
- N-nie wiedziałem, że tak umiesz.- Wyjąkał Louis.
- Ja też nie.
- Kiedy... ty... to?
- Przecież nie panowałaś nad mocami.- Odezwał się Harry, kiedy zauważył, że Liam raczej nie sklei poprawnego zdania.
- Tak myślałam, ale od jakiegoś czasu po prostu... samo przyszło. Nie wiem do końca, ile potrafię, ale wiem, że to nie wszystko. Czasem mam wyostrzone zmysły i zaczynam czuć energię. To dziwne, ale... fajne?- Uśmiechnęłam się, a wśród moich myśli rozbrzmiał głęboki śmiech. Dość często go słyszę, ale nigdy się nim nie przejęłam, choć powinien niepokoić mnie fakt, że nie należy on do nikogo z zebranych osób, a jest tylko nieznanym mi głosem.
- Dlaczego, w takim razie, przychodzisz na te całe nasze lekcje?- Dopytał Louis.
- Bo to fajne i mogę spędzić z wami trochę czasu. Mimo wszystko, lubię was.
- Miło.- Skomentował beznamiętnie Harry. Wywróciłam oczami, a potem wstałam od stołu.
- Sądzę, że na dzisiaj koniec.- Stwierdziłam i ruszyłam do wyjścia, machając im. Na korytarzu usłyszałam za sobą kroki.. Oczywiste, że był to Niall, który szybko mnie dogonił i chwycił za łokieć, abym się zatrzymała.
- Imponujące.- Stwierdził, posyłając mi szeroki uśmiech, przez co nie zabrzmiało to zbyt formalnie.- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
- Nie było okazji.- Wzruszyłam ramionami.- Poza tym, miałeś odpoczywać, a zapewne podwójnie byś się tym wszystkim przejął.
- Teraz raczej nie mogę cię denerwować.- Zaśmiał się, przyciągając mnie do siebie i opierając swoje czoło o moje.
- Źle by się to dla ciebie skończyło, Horan.- Mruknęłam, patrząc mu w oczy. Uśmiechał się głupawo, co samo w sobie było w jakimś stopniu irytujące, jednak od razu odwrócił moją uwagę, kiedy musnął moje usta.
- Stęskniłem się, Hope.
- Widzieliśmy się rano.- Wywróciłam oczami, śmiejąc się przy tym. To samo powiedziałam sobie.- Ale też tęskniłam.
- No widzisz! Nie potrafimy bez siebie wytrzymać!- Niemal krzyknął, a zaraz potem ponownie mnie pocałował. Jest głupi, ale chyba mój. Przerwało nam chrząknięcie gdzieś z boku. Odsunęłam się od blondyna, aby zobaczyć Louisa. Stał dwa kroki od nas, z dłońmi schowanymi w kieszeniach spodni. Kiwał się na piętach w przód i w tył. Dopiero po chwili ciszy podrapał się po karku i zaczął:
- Możemy porozmawiać?- Zwrócił się ewidentnie do mnie. Nie mam pojęcia, o czym Louis Tamlinson chciałby ze mną porozmawiać, ale kiwnęłam twierdząco głową, czekając aż zacznie.
- Możemy porozmawiać na osobności?- Sprostował, patrząc niezręcznie na Nialla. Czy on się bał mnie o to zapytać w obecności Horana? Lou nie jest raczej osobą, która się krępuje. Jest aż nazbyt otwarty, a teraz?
- No... dobrze.- Kiwnęłam głową, przenosząc wzrok na chłopaka obok mnie.- Przyjdę do ciebie, co?
- Jasne, będę czekał.- Uśmiechnął się ciut sztucznie, ale zaraz potem przywarł do moich ust, przyciągając mnie do siebie. Zrobił to zdecydowanie pewniej i dłużej, niż kiedy nie było z nami Louisa. Każdy mężczyzna musi na siłę pokazać, co należy do niego?
- Dbaj o nią.- Uśmiechnął się krzywo do bruneta i odszedł. Podeszłam do Tomlinsona.
- To może... spacer?- Zaproponował, kiedy Niall zniknął już z naszego pola widzenia.
- Czeka nas aż tak długa rozmowa?
- Może... Nie wiem... To zależy, bo...
- No chodź już.- Wywróciłam oczami, chwytając go pod ramię. Milczeliśmy aż do momentu, w którym znaleźliśmy się w lesie. Wokół nie było żywej duszy. Słońce powoli zachodziło i zaczęło się ściemniać, a ja nie wymieniłam z nim nawet słowa. Wiedziałam, że intensywnie o czymś myślał, bo wskazywał na to wyraz jego twarzy, ale nie miałam odwagi, żeby mu przerwać. Jednak w końcu musiałam to zrobić.
- O czym chciałeś porozmawiać?- Zaczęłam, rozglądając się wokół. Dostrzegłam zwalone drzwo, którego pień leżał na mchu i sam był nim porośnięty. Pociągnęłam niebieskookiego w tamtą stronę, chcąc usiąść.
- Hope...- Westchnął.- Tylko proszę, nie krzycz, nie bij mnie, nie wyzywaj, ani nie zabijaj, dopóki mnie nie wysłuchasz, dobrze?
- Zabiłeś kogoś?!
- Co? Nie!
- Zabrzmiało okropnie.- Stwierdziłam.- No, ale... zgoda. Nie odezwę się dopóki nie skończysz.- Louis posłał mi słaby uśmiech i przysunął się bliżej, jakby to miało dodać mu odwagi.
- Zabrzmię idiotycznie i po prostu nie mogę cię o to prosić, ale musisz... znaczy proszę, żebyś... Hope, ja chcę...
- Wyduś to z siebie.- Zaśmiałam się, chcąc rozluźnić nieco atmosferę, ale to raczej mi się nie udało. Tomlinson miał poważną minę, przez co ja też stałam się pełna powagi.
- Hope, musisz się oddać w ręce Avana.- Otworzyłam usta.- Miałaś nic nie mówić.- Powiedział szybko, zanim ja zdążyłam wydać jakikolwiek dźwięk.- Wiem, jak to brzmi, Hopie. Jak kompletny idiotyzm, ponieważ jesteś tutaj, aby cię przed nim chronić, ale on prędzej czy później zaatakuje zamek. Zginą niewinne osoby. Avan nie ma serca i zabije każdego, kto stanie mu na drodze, a uwierz, będzie wiele takich ludzi. Uważam również, że pozbędzie się twoich opiekunów i...- Przerwał nagle, jakby powiedział o wiele za dużo. Mam jednego opiekuna i jest nim Nick. Wiem, że Avan nie ma skrupułów, ale swojego brata raczej nie zabije, choć zrobił to z ojcem...
- Louis, opiekunów?- Podniosłam jedną brew, bo czułam, że nie jest to przejęzyczenie. Spiął się i to go zdradzało.
- Chyba trzeba wyciągnąć wszystkie fakty...- Szepnął pod nosem, niby sam do siebie, ale zdołałam to usłyszeć.
- Jakie fakty?
- Hope, bo ty nie jesteś zwykłą wybranką.- Jak to?- Pamiętasz, zapytałaś mnie kiedyś, czy istnieje ktoś, kto jest ważniejszy od wybranki. Powiedziałem ci wtedy, że tak i jest to dziewczyna, która ma nieograniczoną moc i...
- Zaraz, co?!- Krzyknęłam, wstając gwałtownie.- Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że z głupiej wybranki awansowałam na pierdoloną ponadwybrankę, czy jak to się nazywa?!
- Nie krzycz, proszę...
- Długo o tym wiesz?! Kto jeszcze wie?!
- Chłopaki, ale...
- Jak długo?- Suknęłam.
- Może od tygodnia, tylko...
- Okłamywaliście mnie?! Wszyscy?! Takie rzeczy się mówi! Jak...- Miałam kompletny mętlik w głowie. Chodziłam w kółko, ciągnąc się za włosy.
- Nie chcialiśmy cię denerwować.
- Opiekunów, powiedziałeś opiekunów... Kto jeszcze?- Warknęłam, patrząc mu prosto w oczy. Nie mógł kłamać, kiedy to robiłam.
- Nick i Niall, ale...
- On też?!- Załkałam. Wściekłość opuściła moje ciało, a na jej miejsce wkradł się ból. Każdy z nich mnie okłamywał, nawet Niall... Poczułam łzy, zbierające się pod powiekami. Stałam jak słup soli, wpatrując się w bruneta przed sobą, a po chwili krople spływały po moich policzkach, kapiąc na ziemię. Każdy z nich kłamał mi w żywe oczy, a teraz Louis chce mnie wysłać do Avana?! Ufałam im!

------------------------------------------

Hej :) Na początku bardzo, bardzo, bardzo przepraszam, że spóźniłam się z rozdziałem, ale naprawdę nie miałam czasu i dopadło mnie lenistwo. W poniedziałek byłam wykończona, bo wróciłam ze szkoły o 19 i po prostu miałam dość, we wtorek nocowała u mnie przyjaciółka, więc nie było możliwości pisania, to samo w środę, a w czwartek zabrałam się za rozdział i... pisałam zdanie, kasowałam, pisałam, kasowałam, aż zrezygnowałam... Przyszedł piątek, zabrałam się za pisanie i tak jakoś wyszło, że skończyłam oglądając głupawy film. Potem pojechałam po brata i... Kończe o 22.42 mordując się na telefonie ;-; Tak jak mówiłam, przełom będzie w rozdziale 50, czyli już za tydzień! Potem naprawdę z górki i ruszamy UWAGA! z trylogią, której nazwę już wymyśliłam i chyba taką pozostawię, a mianowicie... THE REBEL! Buntowniczka, rebeliantka... Jak chcecie... Do następnego i liczę na komentarze!

piątek, 17 kwietnia 2015

48. Never don't tell me the sky's the limit when there are footprints on the moon

Hejka!
Jest jakiś film, którego recenzję
(Oczywiście w moim wykonaniu)
Chcielibyście przeczytać?
Składać propozycje w komach, bo nie mam co oglądać!
Recenzja pojawiłaby się <tutaj>

Niemal biegiem kierowałam się do swojego pokoju. Czułam, że będzie wielka afera o moją nieobecność, jednak muszę to znieść. Byłam już prawie w środku, ale kiedy otworzyłam drzwi, odbiłam się od czyjejś klatki piersiowej. Upadłabym, gdyby nie mocny uścisk na ramionach. Zauważy klucz! Cholera! Niezauważenie rzuciłam go na dywan, udając, że łapię równowagę.
- Gdzie byłaś i czemu bez Louisa?- Warknął ochrypnięty głos.
- Nie mam pięciu lat.- Odgryzłam się i zacisnęłam powoli pięść, a klucz uniósł się nad dywan i zawisł w powietrzu.
- Hope, ale dobrze wiesz, że nie jesteś bezpieczna.
- Potrafię sama o siebie zadbać!- Fuknęłam, udając naburmuszoną, aby Harry się nie połapał. Nie wiedziałam gdzie schować klucz, dlatego pozwoliłam mu bezdźwięcznie opaść na dywan.
- Dlaczego zawsze musisz robić po swojemu?! Martwimy się o ciebie, a ty ciągle robisz nam pod górkę!
- Chcę też żyć swoim życiem!- Kłóciłam się z nim, a nawet nie wiedziałam o co. Wyłapywałam to, co mówił, aby sensownie odpowiedzieć, jednak całą uwagę skupiałam na kluczu i Harry zdawał się tego nie zauważyć. Machnęłam dłonią, a klucz przesunął się po dywanie, wpadając pod łóżko i sunąc po drewnianej podłodze. Udało się.
- Co to było?- Harry gwałtownie się obrócił, a ja zaczęłam krzyczeć. Psychiatryk był jak szkoła aktorska.
- Mysz, Harry!- Pisnęłam i przytuliłam się do niego.- Widziałam mysz! Pobiegła pod szafkę! Harry weź ją!- Wskazywałam palcem na komodę, skacząc w miejscu i udając przerażoną. Musiałam tylko sprawić, żeby nie zajrzał pod łóżko, a to było łatwe. Styles od razu podszedł do komody, patrząc pod nią.
- Nic tu nie ma. Jesteś pewna, że to była mysz, nie wy...
- Twierdzisz, że kłamię?! Harry ja się boję tych ohydnych mini szczurów! Nie będę tu spała, jeżeli ona tu jest!- Histeryzowałam, jak tylko mogłam.
- To tylko mała, bezbronna mysz. Ona boi się ciebie bardziej, niż ty jej. Z resztą możesz spać u mnie.- Wstał, podchodząc do mnie, aby zaraz potem przytulić. Uśmiechnęłam się zwycięsko.
- One są obrzydliwe.
- Nie przesadzaj.- Zaśmiał się.- Nie radzisz sobie z myszką, a chcesz poradzić z Avanem?- Uderzyłam go oburzona w ramię. Tupnęłam nogą, a potem przeszłam do jego sypialni. Jasne, że nie boję się myszy. Naoglądałam się ich i myślę, że dałabym sobie z nimi radę. Gorzej, jeżeli w moim pokoju byłby szczur. Usiadłam na łóżku Hazzy. Grunt, że udało mi się odwrócić jego uwagę i to niezauważenie. Po kilkunastu sekundach chłopak siedział już obok mnie.
- Gdzie byłaś?
- Nie zaczynaj.- warknęłam. Nie chciałam mu się teraz tłumaczyć, bo najpierw muszę wymyślić racjonalne wytłumaczenie, dlatego postanowiłam na razie udawać obrażoną.
- Hope...
- Daj mi spokój, Harry! Nie będę z tobą rozmawiać.- Oparłam się o ramę łóżka, krzyżując dłonie na piersi i obracając głowę, aby na niego nie patrzeć. Lokaty westchnął i najzwyczajniej w świecie się położył. Zrobiłam to samo i dziękowałam, że przestał się odzywać. Muszę pomyśleć, a on mi to utrudnia. Myślę, że najlepiej powiedzieć prawdę, pomijając kilka istotnych faktów, o których Harry niekoniecznie musi wiedzieć. Chcę wiedzieć, dlaczego nie ma jego obrazu? Dlaczego go zdjął i zamknął tę salę? Przecież to historia, pokolenia, rodzina...
- Jesteś zła?- Usłyszałam gdzieś za sobą. Nie mówił zbyt głośno. Zaliczało się to raczej do niepewnego szeptu. Harry? Wszystko z nim okay?
- Nie.- Odpowiedziałam i przekręciłam się na plecy, aby spojrzeć na niego. Patrzył na mnie z dłońmi splecionymi na brzuchu.- Nie jestem zła.
- Powiesz mi gdzie byłaś?
- Poszłam odnieść tacę.- Westchnęłam.- Potem od razu wróciłam, ale po drodze musiałam źle skręcić, bo trochę się zgubiłam.- Brunet kiwnął delikatnie głową.- Trafiłam na takie drzwi...- Zaczęłam dość niepewnie, podnosząc się do pozycji siedzącej. Hazz zaciekawiony zrobił to samo, przyglądając mi się dokładnie.- To był taki ciemniejszy korytarz i prowadził tylko do jednych drzwi. Weszłam tam. Duża ciemna sala z obrazami na ścianach i tronem na środku.- Wytłumaczyłam, analizując reakcję bruneta. Wstrzymał na kilka sekund oddech, a jego oczy nieznacznie się powiększyły. Oblizał zdenerwowany usta.
- Jak tam weszłaś, przecież drzwi są zamknięte.- Zmarszczył brwi, patrząc na mnie podejrzanie.
- To nie problem.- Uśmiechnęłam się i machnęłam ręką, sprawiając, że drzwi do łazienki się zamknęły, a do naszych uszu dotarło pstryknięcie zamka. Przekręciłam dłoń, aby z powrotem przekręcić klucz.- Mam do ciebie pytanie.
- Mów.- Westchnął zrezygnowany.
- Jednego obrazu brakowało. Wiesz, zostały po nim smugi. Wisiał nad tronem. Co to był za obraz?
- Mój.- Mruknął pod nosem, uciekając wzrokiem. Dlaczego on tam nie wisi?
- Co się z nim stało?
- Zdjąłem go.
- Dlaczego?
- Nieważne, Hope. Proszę nie wchodź tam więcej.
- Dlaczego?- Powtórzyłam to samo pytanie.
- Po prostu nie wchodź, okay? To głupi pokój z głupimi obrazami! Po co tam wchodzić i po co się w ogóle o niego pytać? Tam nie ma nic interesującego! To tylko głupie obrazy z głupimi ludźmi.- Warknął widocznie zdenerwowany. Coś musi być na rzeczy skoro Styles tak reaguje, a ja chcę wiedzieć co. Westchnęłam i postanowiłam pójść się przejść. Przestało mnie obchodzić ich zdanie. Mam prawo robić to, co tylko zechcę, a żaden z nich nie będzie mnie ograniczał. Nie pozwolę, żeby traktowali mnie jak pięcioletnie dziecko. Powoli zwlokłam się z łóżka, aby skierować się do drzwi.
- Gdzie idziesz?
- Przed siebie.- Odparłam, chwytając za klamkę. Wyszłam na korytarz i dopiero wtedy Harry zdążył mnie dogonić.
- Pójdę z tobą.
- Nie. Chcę się przejść sama.- Zaakcentowałam ostatnie słowo. Chciałam się wyrwać z uścisku bruneta, bo ten zdążył złapać mój nadgarstek, ale zostałam wciągnięta z powrotem do pokoju. Skrzywiłam się lekko, kiedy Styles przyparł mnie swoim ciałem do drzwi. Czuję się, jakbym miała powtórkę z rozrywki. Moje pierwsze dni tutaj były takie same. Cięgle mnie pilnował, próbował mieć nade mną kontrolę, a ja po prostu chcę móc sama o sobie decydować. Zignorowałam bliskość lokatego i spojrzałam mu w oczy, wyczekując czegokolwiek z jego strony. Kilka razy otworzył usta, chcą zacząć, jednak ostatecznie rezygnował.
- Co ci się stało? Dlaczego jesteś taka?
- Jaka?- Podniosłam jedną brew.
- Buntujesz się.- Prychnęłam i wywróciłam oczami.- Myślałem, że rozumiesz to wszystko, a teraz znów zaczynasz robić to, co ci się żywnie podoba. Nie chcę cię więzić, po prostu się martwię, jak cała reszta. Było w porządku, więc co się teraz stało?
- Możesz nie naruszać mojej przestrzeni osobistej?- Odepchnęłam go od siebie i sama lekko odsunęłam się od ściany.- Idę.- Mruknęłam.
- Hope, czemu ze mną nie porozmawiasz?- Rzuciłam mu krótkie spojrzenie, zanim wyszłam z pokoju, pozostawiając go bez odpowiedzi. Zaraz po przekroczeniu progu dopadły mnie wyrzuty sumienia. Pomimo tego jak mnie traktują, zżyłam się z nimi, nawet z Harrym. Chłopaki są dla mnie jak rodzina, ale nazbyt mnie ograniczają. Otworzyłam drzwi do swojego pokoju i wyciągnęłam dłoń przed siebie, a po kilku sekundach znalazł się w niej klucz. Ruszyłam korytarzem. Niezbyt pamiętałam drogę, ale postanowiłam kierować się intuicją. Mogłam z nim porozmawiać, ale nie wiedziałabym, co mogę mu powiedzieć. Musiałabym się wygadać, a tego nie chcę. Chciałabym nie dostrzegać tych wszystkich szczegółów. Nie miałabym żadnych wyrzutów sumienia, gdybym w oczach Harry'ego nie dostrzegła smutku. Odepchnęłam go i tym samym w jakimś stopniu zraniłam. Ale można zranić osobę, która nie posiada uczuć? Skoro Nick powiedział, że Harry udaje, nie powinien się tym wszystkim przejąć. Chyba, że... nie! To, że Styles się zmienił, jest równoznaczne z cudem. Jest dla mnie miły i... inny, owszem, ale nie mogłabym od razu stwierdzić, że się zmienił. Bezproblemowo dotarłam do tej sali. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka, aby przyjrzeć się wszystkiemu. To też zrobiłam. Analizowałam każdy pojedynczy obraz, myśląc nad przeszłością. Jeżeli te wszystkie kobiety potrafiły tyle zdziałać, ja też powinnam coś zrobić. Nie muszę być geniuszem, żeby wiedzieć, że każda z nich całkowicie poświęciła się tym stworzeniom. Chcę sobie zasłużyć na miejsce na tej ścianie, o ile w ogóle kiedykolwiek tutaj zawisnę. Nie wiem, jak długo przesiadywałam w tej sali, ale ani mi się śniło wyjść. Siedziałam na środku czerwonego dywanu, przyglądając się portretowi mojej babci. To jest już ostatni ze wszystkich. Każdy z osobna dokładnie analizowałam. Uśmiechnęłam się sama do siebie, a potem wstałam. Uniosłam lekko obraz, a on wyrwał mi się z rąk. Zawiesiłam go na swoim miejscu przy użyciu jednej ze swoich mocy. Nie mam pojęcia, jak to jest, że potrafię nad nimi zapanować. Wciąż sądziłam, że nigdy tego nie zrozumiem, a teraz uczę się coraz to nowszych sztuczek i robię to całkowicie sama bez niczyjej pomocy. Mogę sama o sobie decydować. Rozglądnęłam się jeszcze raz, a potem podniosłam dłonie, sprawiając, że szarawe od kurzu płachty uniosły się nad ziemię i po kilku sekundach przykrywały każdy obraz. Już miałam wychodzić, kiedy dotarły do mnie kroki. Dochodziły z dość daleka. Nie wiem, czemu je słyszałam, skoro normalny człowiek by tego nie usłyszał. Ktoś nacisnął klamkę, chcąc wejść do środka. Wystraszyłam się, bo kto to mógł być? Nikt raczej nie odwiedza tego miejsca! Zacisnęłam pięści, a osoba z zewnątrz zaczęła bezskutecznie popychać drzwi, próbując się dostać do środka. Ja jednak nie ustępowałam i coraz mocniej zaciskałam palce, sprawiając, że drzwi nie chciały się otworzyć..
- Hope?! Hope, jesteś tam?!- Usłyszałam krzyk i mocne walenie w drewnianą powierzchnię. Potrząsnęłam lekko głową, rozluźniając pięści.
- Harry?- Lokata czupryna wyłoniła się zza drzwi. Po kilku sekundach chłopaka znalazł się tuż przy mnie, chwytając moje ramiona. Przeanalizował dokładnie każdy centymetr mojej twarzy.
- Byłaś tu cały czas?- Kiwnęłam twierdząco głową. Pomiędzy brwiami bruneta pojawiła się głęboka zmarszczka. Zmrużył oczy. Podniosłam jedną brew, a on przejechał po moim policzku, jakbym co najmniej z nim nie była, albo spała i niczego nie była świadoma. Skrzywiłam się. Co mu jest?
- Wszystko z tobą w porządku, Hope?
- Tak, czemu miałoby być źle?- Zdziwiłam się.
- Ktoś cię wcześniej zdenerwował?
- Nie?- Bardziej zapytałam, niż stwierdziłam. Harry wycofał się, kiedy ja oczekiwałam wytłumaczenia jego dziwnego zachowania!- Co ze mną?
- Nic.- Odpowiedział zdecydowanie za szybko. Od niego niczego się nie dowiem, dlatego skierowałam się do wyjścia. Szybkim krokiem szłam w stronę naszych sypialni, aby wejść do łazienki, gdzie znajduje się lustro. Droga trochę się ciągnęła, pomimo że prawie biegłam. Słyszałam za sobą kroki Harry'ego, ale starałam się teraz nie dezorientować. Wpadłam do pokoju Stylesa, a potem do łazienki, stając przed dużych rozmiarów lustrem. Przeanalizowałam własną twarz. Byłam to ja, bo czego mogłam się spodziewać w lustrzanym odbiciu? Ale czułam się, jakby po drugiej stronie stał ktoś inny. Zignorowałam to, ponieważ dopiero teraz dostrzegłam swoje oczy. Kruczoczarne. Myślałam, że zmieniają się tylko, kiedy jestem zdenerwowana! Zamrugałam, chcąc, aby wróciły do swojego normalnego stanu, ale nic takiego się nie działo.
- Harry!- Krzyknęłam, a chłopak wpadł biegiem do łazienki.- Co jest?! Czemu one się nie zmieniają?!
- Nie panikuj, może...
- Może, co?! Cholera jasna!- Uderzyłam dłonią w umywalkę, aby rozładować swoje emocje. Gdzieś z tyłu mojej głowy rozniósł się stłumionych śmiech.
- Chodź tutaj.- Lokaty podszedł bliżej i objął mnie, przyciągając do swojej klatki piersiowej.- Uspokój się. Pooddychaj trochę, przejdzie.- Zapewnił, a ja zrobiłam wszystko, co kazał. Wzięłam głęboki wdech, a potem wypuściłam głośno powietrze, powtarzając to kilka razy. Spanikowałam, tylko spanikowałam.

*Oczami Anonima*

Szedłem długim korytarzem, kierując się do sali, w której powinien być Avan. Zawsze siedzi w jednym miejscu i planuje. Jest dość specyficzny. Minąłem dwóch strażników. To dziwne, ale w całym zamku kręci się pełno facetów, którzy mają pilnować budynku. Tutaj wszystko działa inaczej, niż u nas w zamku. U nas każdy robi, co chce i każdy ma swojego rodzaju wolność. W tym świecie Avan sobie na to nie pozwala. Każdy, który mu się nie podporządkuje, jest od razu skazywany na śmierć. Dlatego panuje tutaj rygor, a sam Avan wzbudza strach. Był w stanie zabić własnego ojca, więc co się dziwić? Jednak jest zżyty z Nickiem, a młodszy jest chyba jedyną osobą, która u samego Avana wzbudza niepokój. Szedłem dalej, mijając kolejnych ludzi. Patrzyli na mnie z pogardą? Swoją drogą, jestem tu dopiero pierwszy raz i nie należę do ich świata. Nie powinno mnie tu być. Łamię w tym momencie nasz pokój, ale to Avan pierwszy to zrobił, więc w sumie jest on już całkowicie nieważny. Wszystkie prawa są teraz nieważne, a jeżeli on nie dostanie Hope w swoje łapy, wybuchnie wojna. Dotarłem do odpowiednich drzwi, które były pilnowane przez dwóch dość wysokich facetów. Chciałem zwyczajnie wejść, ale mi na to nie pozwolili.
- Przyszedłem do Avana.- Zaglądnąłem im przez ramię, ponieważ zauważyłem, że drzwi były lekko uchylone. Miałem nadzieję, że cokolwiek tam zobaczę, albo ktoś zobaczy mnie, ale tak się nie stało.- Mam dla niego propozycję.- Dodałem. Obaj spojrzeli na siebie, a potem jeden z nich bez słowa wszedł do sali, zostawiając mnie z drugim. Po chwili wrócił i znów nic nie mówiąc, wpuścił mnie. Na środku ciemnego pomieszczenia stał Avan. Ramiona miał skrzyżowane na piersi, a zaraz obok niego stał Nick. Oczy szatyna powiększyły się kilka razy, kiedy mnie zobaczył.
- Propozycję, mówisz?- Zaczął starszy, podchodząc do mnie. Jego jasne tęczówki rzuciły mi się w oczy. Przeanalizował moje ciało, obchodząc dookoła, jakby nie wierzył, że przyszedłem w jakiejś konkretnej, nie złej, intencji.
- Powiedzmy, że przychodzę z kilkoma pytaniami, a propozycja padnie zależnie od odpowiedzi.
- No więc, słucham.- Uśmiechnął się głupio. Nie cierpię tego gościa. Za wiele osób przez niego zginęło. Najchętniej rzuciłbym mu się do gardła, jednak jestem na przegranej pozycji. Po pierwsze, to ja przebywam na jego terenie, a po drugie, to demony przerastają świat zmiennokształtnych. Są silniejsi, dlatego nie miałbym szans, a przynajmniej nie teraz.
- O co ci chodzi? Czemu po prostu nie wejdziesz do zamku i nie porwiesz Hope?
- Śpieszy ci się do śmierci kolejnych niewinnych?- Od ścian odbił się jego śmiech. Nicolas stał z boku, obserwując całą sytuację.- Nie wiedziałem, że jesteś aż tak zepsuty. Myślałem, że to Niall jest czarną owcą.
- Rozmawiamy o Niallu...- zacisnąłem pięści, żeby się opanować- czy o Hope? Już dawno byś zaatakował, co cie powstrzymuje?
- Ta mała jest za silna.- Warknął. Trafiłem w sedno. On się jej boi!
- A Jonathan?
- Sam nie mam czasu, żeby się nią opiekować, więc potrzebuję kogoś, kto zrobi to za mnie. Styles wcale jej nie pomaga, tak jak to sobie wmawia. Ograniczacie ją do minimum, a Hope musi się rozwijać. Nawet ty nie rozumiesz, że on zniszczył jej psychikę?
- Kpisz sobie ze mnie?- Prychnąłem.- Ty martwisz się o Hope?
- O taki skarb trzeba dbać.- Uśmiechnął się głupio.
- A Nick? To on jest jej opiekunem.
- Nicolas jest potrzebny tutaj. Horanowi też nie ufam, a mógł być moim pionkiem, gdyby nie to, że się zbuntował.- Zaraz, zaraz...
- Wiesz...- Mruknąłem, mimowolnie robiąc krok w tył. Mieliśmy utrzymać w tajemnicy, że Hope jest następczynią Viviam, ale on wie. Kurwa, Avan wie!
- Dlatego musiałem zmienić moje plany.- Rzucił, siadając na jednym z krzeseł przy dużym stole.- Przejdźmy do interesów.- Kiwnąłem głową. Przyszedłem tu z jedną sprawą i mimo wszystko doprowadzę to do końca. Zająłem miejsce naprzeciwko Avana.
- Dostarczę ci ją.- Westchnąłem, a jego oczy dziwnie zabłysnęły, aby po chwili zmienić się na kruczoczarne, tak jak to miały w zwyczaju oczy Hopie.- Chcesz zdobyć jej zaufanie, ale ci się to nie uda, bo ona całkowicie wierzy Harry'emu i Niallowi. Nie pójdzie z tobą po dobroci, ale mnie ufa. Myślę, że mógłbym ją tu przyprowadzić.
- A gdzie jest haczyk?
- Nie ma haczyka. Chcę tylko, żeby odbyło się bez rozlewu krwi, bez wojny. Daj mi kilka dni i ci ją przyprowadzę.

---------------------------------------------------

Dum, dum, duuum! (Jak ja uwielbiam to robić XD) Co tu się dzieje?! Hope się zbuntowała! A kim jest anonim? Mam nadzieję, że się domyślacie, a jeżeli nie, to muszę być naprawdę dobra w ukrywaniu prawdy! Ogółem powiem szczerze, że z rozdziału nie jestem jakoś specjalnie zadowolona. Ten jest jednym z najgorszych, ale ostatnio jakoś nie mam zapału do WWAD. Jeżeli chodzi o Sexuality Education czy Madness, to też nie idzie mi zbyt dobrze, ale mam dość dobrą wiadomość. Zaczęłam pracę nad nowiutkim blogiem. Będzie on krótki, bo około 20 rozdziałów, ale będzie! A jego tytuł to Love is Death! Napisałam już prolog i pierwszą część, jeżeli chcecie zapytać, gdzie to znajdziecie, to z góry mówię, że nie znajdziecie. Postanowiłam zacząć publikować dopiero, kiedy napiszę całość. Rozdziały będę dodawać codziennie lub co dwa dni, zobaczymy. Blog będzie i na Wattpadzie i na Bloggerze, więc każdy będzie mógł to przeczytać. Będę również zmieniała konto Google, jednak wszelkiego rodzaju blogi z opowiadaniami (fanfiction) zostaną na Jednorożcu. Będę zakładała nowe konto, na którym będę prowadzić normalne blogi typu ten z recenzjami czy zwyczajny- o mnie, ale to wszystko jest na razie tylko w planach, a kiedy dojdzie do skutku? Kiedy będę miała czas! Do następnego, pa! I przypominam o propozycji filmu! :D

piątek, 10 kwietnia 2015

47. Feel like a failure because I know that I failed you

Hejka!
Przypominam, że zakładka 'Bohaterowie'
Została zaktualizowana!
Nowego bohatera, którego poznacie, nie ma w zakładce.
Gra go jednak Ashton Irwin
Tyle, miłego czytania!

Zaciskał pięści i szczękę. Patrzył na naszą dwójkę niemal zabójczym wzrokiem. Czy mam wyrzuty sumienia? Może trochę? Nie czuję, że zrobiłam coś złego, ponieważ ja tylko siedziałam z moim przyjacielem. Jestem chodzącą przytulanką, która oczekuje miłości. Nikt mi jej nie okazywał od bardzo, bardzo dawna, więc to chyba jasne że lubię, kiedy ktoś się o mnie martwi. Ale czy to znaczy, że kleję się do każdego i zachowuje jak tania laska, którą łatwo zdobyć? Nie. Dlatego właśnie nie czuję się źle. Moje serce należy tylko do jednej osoby i jest nią Niall. Przytulenie się czy spędzanie razem czasu, to nie zbrodnia. Mam prawo mieć przyjaciół, kiedy kocham wyłącznie Nialla. Kocham? To nie za wielkie słowo? Właśnie dlatego postanowiłam nie robić teraz wielkiej afery. Zeszłam powoli z kolan Louisa i usiadłam tuż obok, uśmiechając się do Horana.
- Hej, coś się stało?- Zaczęłam z nadzieją, że blondyn nie wybuchnie. Teraz jego wzrok skupił się całkowicie na mnie, zapominając o Tomlinsonie.- Halo, Niall? Wszystko w porządku? Miałeś odpoczywać, więc co tu robisz?
- A co ty tu robisz?- Podniósł jedną brew, zabijając Louisa wzrokiem.- Z nim...- Dodał po kilku sekundach przerwy.
- Harry musiał coś załatwić, a przecież miał się mną zająć, żebyś nie musiał się martwić, więc zostawił mnie z Lou.
- Właśnie widzę, jak się tobą zajmuje.- Syknął.
- Jesteś zazdrosny? O Louisa? Proszę cię!- Prychnęłam, a brunet uznał ten moment za idealny, żeby nas wybronić. Zerwał się z łóżka i stanął tuż obok mnie.
- Hope ma rację, wyluzuj. Widzisz ty naszą dwójkę razem?- Pokazał na nasze twarze palcem.
- Ja go nawet nie lubię, jest wkurzający!
- A ona irytująca!
- To wcale nie wyglądało na to, żebyście się nie lubili.- Niall wysyczał, zaciskając zęby. Jednak się nam nie udało. To wcale nie miało tak wyjść. Chciałam zobaczyć reakcje Harry'ego, a nie zdenerwować Horana. Blondyn spojrzał mi w oczy, a jego twarz od razu złagodniała. Wpatrywał się we mnie przez kilka sekund, aż ostatecznie westchnął, puszczając klamkę, jaką do tej pory mocno ściskał.
- Nia...
- Po prostu powiedz mi prawdę, dobrze? Już raz ci mówiłem, Hopie, że zaakceptuję każdy twój wybór i w każdym cię będę wspierał, niezależnie od tego, jak bardzo on może mnie zranić.
- Ja was zostawię.- Louis szybko się wycofał, widząc, że Niall jest spokojny i chce porozmawiać.- Jakbyś chciał pójść, a Harry by jeszcze nie wrócił, to przyjdź po mnie, posiedzę z Hope.- Rzucił na odchodne i jak najszybciej opuścił pomieszczenie. Horan natomiast wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi, bo dotychczas stał w progu. Było mi głupio spojrzeć mu teraz w twarz.
- Hopie? Popatrzysz chociaż na mnie?- Wiedziałam, że nie był zły. Był zraniony, a w jego głosie słyszałam ból. Cholera!- Powiedz mi po prostu prawdę, proszę...- Przybliżył się do mnie.- Słyszysz? Mała, zniosę wszystko, tylko nie twoje milczenie.- Znalazł się tak blisko, że patrząc w ziemię, zobaczyłam czubki jego butów.- Kocham cię, aż do bólu. Będę to powtarzał, jak długo będę mógł, ze złudną nadzieją, że w końcu odpowiesz.- Wydukał, a ja po prostu się do niego przytuliłam. Kochać kogoś, to ogromne zobowiązanie. Tak, zobowiązanie to dobre określenie. Niall jest osobą, w której miłość nie potrafię zwątpić. Wiele razy upewnił mnie w tym, że jest gotów na to poświęcenie. Każdym swoim słowem udowadnia, że naprawdę mnie kocha. Ja za to nie wiem, czy jestem gotowa na tak duży ciężar. Zależy mi na nim, ale czy potrafiłabym bezgranicznie się dla niego poświęcić, tak jak on dla mnie? Czy potrafiłabym stanąć przed nim, mówiąc, że zaakceptuję każdy jego wybór, tak jak on to robi? Czy potrafiłabym wspierać go w związku z inną dziewczyną, tak jak on jest gotowy to robić? Kochać kogoś, to bardzo wielki obowiązek. To obowiązek poświęcenia dla osoby, którą się kocha.
- Przepraszam.- Wyszeptałam i oparłam czoło o jego klatkę piersiową.
- Co ma oznaczać to przepraszam? Kochasz go?- Głos mu zadrżał, jakby był bliski płaczu, choć nie płakał.
- Nie! Przepraszam, że to tak wyglądało i przepraszam, że milczę i przepraszam, że nie potrafię powiedzieć ci, że cię kocham.
- Nie czuj się za to winna.- Objął mnie, przyciągając jak najbliżej swojego ciała.- Nie chcę tego na tobie wymuszać. Powiesz mi, kiedy będziesz pewna, że właśnie to do mnie czujesz. Możliwe, że nigdy mi tego nie powiesz, ale nigdy mnie nie przepraszaj, dobrze?- Mruknęłam w odpowiedzi.- O co dokładnie chodziło z Louisem?
- Rozmawialiśmy i po prostu chciałam, żeby mnie przytulił.
- Tylko tyle?
- Tylko tyle.- Potwierdziłam i usłyszałam, jak Niall ciężko wzdycha. Odsunęłam się od niego i spojrzałam mu w oczy.- Bierzesz leki?
- Jakie leki?- Zdziwił się, ale po kilku sekundach się domyślił. Zamilkł, co wcale nie było pocieszające.
- Nie.
- Dlaczego?- Zmarszczyłam brwi.
- Nie chcę, nie potrzebuję ich.
- Ni...
- Ty jesteś moim lekarstwem.- Szepnął i przytulił mnie ponownie, całując w głowę.
- Proszę cię, jedz je, dobrze?- Kiwnął twierdząco głową.
- Gdzie Harry?
- Nie wiem.
- Co się stało?
- Jak to dumnie stwierdzono, znowu się włamali!- Odsunęłam się od blondyna. Jego twarz stężała. Zacisnął pięści.- Ale nic mi się nie stało. A teraz idź do siebie, połóż się i odpoczywaj.- Zaczęłam wypychać go za drzwi, żeby nie miał okazji wypytać mnie o szczegóły.
- Zostanę.
- Miałeś odpoczywać, wynocha!
- To pójdę po Lou.- Mruknął, zatrzymując się w progu. Stanęłam bliżej niego, stając na palcach.
- Dam sobie radę. Nie idź po Louisa, Harry zaraz wróci.- Cmoknęłam blondyna i wypchnęłam za drzwi. Nie muszą mnie pilnować przez cały czas. Nie jest małym dzieckiem, które potrzebuje opieki. To, że ktoś chce mnie zabić, nie znaczy, że muszę być pod stałym nadzorem. To mnie trochę przytłacza. Czuję się, jakbym nadal była zamknięta w psychiatryku. Straszne. Korzystając z okazji, pościeliłam łóżko, a potem w miarę ogarnęłam pokój. Widząc, że czyściej tu już nie będzie, postanowiłam odnieść tackę ze śniadania do kuchni. Powoli wyszłam z pokoju, upewniając się, czy aby na pewno nie spotkam któregoś z chłopaków, ponieważ nie bardzo chciałam wysłuchiwać litanii na temat tego, że nie powinnam chodzić sama i czemu w ogóle jestem bez opieki. Mozolnie snułam się po korytarzach. Czemu tu jest tak nudno? Popchnęłam spore drzwi i znalazłam się w dużej, jasnej kuchni. Kilka osób zwróciło na mnie uwagę, ale reszta nawet mnie nie zauważyła. Odłożyłam tacę obok kobiety, która aktualnie zmywała naczynia. Uśmiechnęła się do mnie szeroko.
- Kogo tu przyniosło?- Usłyszałam tuż za sobą. Szybko się odwróciłam, a przede mną stał wysoki chłopak. Zlustrowałam go wzrokiem dokładnie tak, jak on mnie.
- Luke!- Przytuliłam bruneta. Dawno się nie widzieliśmy.- Co u ciebie?
- Bardzo dobrze. U ciebie chyba też, skoro nie miałaś czasu nawet się przywitać.
- Przepraszam.
- Nic nie szkodzi, wiesz, że żartuję.- Uśmiechnął się słodko, co od razu odwzajemniłam. Chciałam się odezwać, jednak przeszkodziło mi czyjeś chrząknięcie. Zza drzwi wyłoniła się głowa Zayna. Oparł się o framugę i po jego wzroku widziałam, że mam kłopoty. Pożegnałam się szybko z Lukiem i ruszyłam do Zayna. Wypchnęłam go z kuchni, zamykając za nami drzwi.
- No spokojnie.- Zabrał moje dłonie ze swojej klatki piersiowej, śmiejąc się pod nosem.- Masz mi coś do powiedzenia?
- Nie.
- A ja sądzę, że miałaś siedzieć w pokoju pod opieką Louisa, a chodzisz sama po zamku. To nie jest warte powiedzenia mi o tym?
- Nie!- Fuknęłam i skrzyżowałam dłonie na piersi. Nie miałam nigdy specjalnych kontaktów z Zaynem, więc obojętne mi było, co sobie o mnie pomyśli. Wyminęłam go i ruszyłam do siebie.
- Harry będzie cię szukał, bo poszedł do ciebie.- Rzucił za mną. Wywróciłam niezauważenie oczami.- I też cię lubię!- Dodał, kiedy prawie zniknęłam z jego pola widzenia. Gdy tylko skręciłam, zaczęłam biec. Wiedziałam, że nie było trzeba opuszczać tego głupiego pokoju. Skręciłam jeszcze parę razy, ale nie znalazłam się u celu. Cholera! Musiałam pomylić drogi! W ogóle nie znałam tego korytarza. Był jakiś dziwnie zaciemniony i posiadał o wiele mniej okien niż inne. Nagle poczułam ostry ból w skroniach. Zgięłam się w pół. To było dziwnie przeszywające i nie pozwalało mi racjonalnie pomyśleć. Blokowało wszystko, ale po chwili ustąpiło. Dopiero wtedy zauważyłam, że na końcu korytarza znajdują się drzwi. Mimowolnie przekrzywiłam lekko głowę. Coś jakby kazało mi tam wejść. Nie opierając się, podeszłam do drzwi. Nacisnęłam na klamkę, ale były zamknięte. Kto by się spodziewał? Rzeczywistość wydawała się być daleko ode mnie. Pomimo, że byłam świadoma wszystkiego dookoła, czułam się, jakbym właśnie chodziła we śnie. Byłam otępiała, a co jakiś czas w mojej głowie roznosił się stłumiony śmiech. Zanim się obejrzałam, samodzielnie otworzyłam drzwi. To nie było trudne, choć zaklinam się, że nie potrafię używać swoich mocy. Uchyliłam drzwi, które dość głośno zaskrzypiały. Moim oczom ukazała się sporych rozmiarów sala. Nie wiele mogłam zobaczyć, ponieważ było okropnie ciemno. Podmuch wepchnął mnie do środka, a drzwi się zamknęły. Teraz zostałam odcięta od jakiegokolwiek źródła światła. Poczułam, jak moje ręce zaczynają drżeć, jak całe ciało, z resztą.
- Hej, Hope!- Usłyszałam szczęśliwy głos i po chwili wszystkie powieszone na ścianach kinkiety, zapaliły się niezbyt jasnym światłem. Pokój nadal był ciemny, ale oświetlony na tyle, że można było wszystko zobaczyć. Ściany pomalowane na kolor bordowy, ozdobione zostały kilkunastoma obrazami. Były jednak one przykryte różnymi płachtami. Podłoga wyłożona ciemnym drewnem, które skrzypiało pod nogami, idealnie współgrała z resztą. Na środku było coś w rodzaju dywanu. Tego czerwonego, rozkładanego na przeróżnych galach. Prowadził on od ogromnych drzwi, aż do czegoś, przykrytego kolejną płachtą. A na środku sali stał ten uroczy chłopak, który przyszedł do mnie z rana. Spięłam się, co musiał zauważyć, bo delikatnie się uśmiechnął.
- Nie musisz się bać. Przyszedłem tylko trochę z tobą porozmawiać.- Ruszył w moją stroną, ale ja zaczęłam się cofać do momentu, w którym wpadłam na drzwi. Wymacałam klamkę, chcą się wydostać, jednak były zamknięte.
- Wypuść mnie!- Wrzasnęłam, szarpiąc się z klamką. Chłopak podniósł ręce do góry, abym mogła je dokładnie widzieć, wykonując coś w rodzaju gestu poddania się.
- Chcę tylko porozmawiać. Dlaczego miałbym chcieć cię skrzywdzić?
- Przysłał cię, prawda?
- Tak, ale co z tego?- Wzruszył ramionami i podszedł jeszcze bliżej.- Jestem Jonathan, ale możesz mi mówić John.
- Czego chcesz?
- Już mówiłem- porozmawiać.- Uśmiechnął się. czemu on ma taki uroczy uśmiech? Jednak nie pobije on Harry'ego, ani Nialla.
- Dlaczego mnie tu ściągnąłeś?- Jego uśmiech jeszcze wzrósł. Opuścił gwałtownie dłonie w dół, a wszystkie płachty, przykrywające obrazy, zostały zerwane. Pierwsze na co zwróciłam uwagę, to ogrom kurzu, który świadczył o tym, że tej sali nie odwiedzał nikt i to od wieków. Potem spostrzegłam tron. Bogato ozdobiony, to właśnie do niego prowadził dywan. Całość wydawała się bardzo ważnym pomieszczeniem, coś w rodzaju sali tronowej. Jednak to nie mogło być to, ponieważ sala tronowa, nie znajdowałaby się na takim odludziu.
- Spójrz tylko.- Rozglądnął się, ale ja go zignorowałam.
- Po co Avan cię przysyła?- Zmarszczyłam czoło.
- Tak po prostu.- Wzruszył ramionami.- Musisz się przyzwyczaić do bycia w centrum zainteresowania.
- Jesteś demonem?
- Nie, kucykiem Pony.- Prychnął.- Jasne, że demonem, a czym innym? Boisz się?
- Pytanie brzmi, czy ty boisz się mnie.- Uśmiechnęłam się. Nie mam pojęcia, dlaczego to powiedziałam, ale poczułam się lepiej. Dało mi to satysfakcję z panowania nad sytuacją.
- Podoba mi się taka postawa.- Rzucił krótko, a ja postanowiłam nie pokazywać po sobie, że jednak się boję. Rozglądnęłam się po sali, wchodząc w jej głąb i mijając Johna zaledwie o kilka centymetrów. Każdy obraz przedstawiał po kilku ludzi. Raz były to dwie osoby, a raz trzy. Widać było, że obrazy malowane były na przestrzeni wieków. Jedna kobieta miała bufiastą suknię, jaką nosiły panie kilkaset lat temu. Jeszcze inna miała fryzurę, która wskazywała na zupełnie inną epokę.
- Co to?- Zaciekawiłam się.
- Królowie i wybranki.- Odpowiedział, stając tuż obok mnie. Mój wzrok zatrzymał się na młodej dziewczynie. Jej portret wisiał na samym środku. Była na nim sama, nie to co kobiety na innych obrazach, które pozowały z mężczyznami czy dziećmi. Uśmiechała się szeroko, miała długie rudawe włosy, których przednie kosmyki spięła z tyłu głowy. Nie była ubrana zbyt bogato, raczej dość skromnie, jednak miała suknię. Na jej nosie dostrzec można było kilka pojedynczych piegów, a jej oczy niemal lśniły zielenią.
- Vivian.- Skomentował, przypatrując się obrazowi. Ja natomiast skupiłam się na kolejnym i rozpoznałam na niej moją babcię. Była jeszcze młoda. Czarne, kręcone włosy i hipnotyzujące spojrzenie. Również pozowała sama. Nad tronem dostrzegłam zarys obrazu, jednak żaden tam nie wisiał. Musiał tu jakiś być, ponieważ zdążył utworzyć szare odbicie ramy.
- Jednego brakuje.- Wskazałam na tamto miejsce.
- Tutaj wisiał Harry.
- Sam?
- Tak.- Jonathan kiwnął lekko głową.
- Gdzie jest ten obraz?
- Kto wie...- Mruknął. Rozglądnęłam się jeszcze raz.
- Po co mnie tu przyciągnąłeś?
- W tym pokoju jest zapisana twoja historia, Hope. W tym pokoju wiszą najważniejsi ludzie tego królestwa i tylko nieliczni na to zasłużyli. Tutaj masz każdą kobietę, która była taka, jak ty. A tutaj widzisz swoją poprzedniczkę.- Pokazał palcem na portret Vivian.- Jesteś dopiero druga, wiesz? Ona zasłużyła sobie na miejsce tutaj, ty też możesz.
- Co?- Spojrzałam na niego.
- Uratuj tych biednych ludzi i po prostu się poddaj.
- Chcesz, żebym samodzielnie oddała się w łapy Avana?!- Krzyknęłam. Wiedziałam, że oni muszą mieć w tym interes.
- Jak zadecydujesz.
- Czemu to pomieszczenie jest zamknięte?- Zmieniłam temat.
- Harry je zamknął.- Chłopak wzruszył ramionami i wyciągnął coś z kieszeni spodni. Podał mi, jak się okazało, klucz.- Trzymaj, wejdziesz, kiedy będziesz chciała.- Mruknął i pstryknął palcami, sprawiając, że kinkiety zgasły, a on sam zniknął. Skoro daje mi klucz do pomieszczenia, to zapewne chce też, aby zapoznała się ze swoimi przodkami i historią. Czuję, że to będzie cholernie skomplikowane, a ostatnią osobą, jaka mi to wytłumaczy, jest Louis. Jednak na pewno nie teraz... Avan zaczął się mną interesować. Jest źle! Westchnęłam. Nic nie widziałam w tych ciemnościach, a przecież musiałam stąd wyjść. Zacisnęłam pięść w jednej dłoni, a kiedy rozprostowałam palce, ona płonęła żywym ogniem, dając mi trochę światła. Podeszłam do drzwi, które były zamknięte. Włożyłam klucz do zamka i szybko wydostałam się z pomieszczenia, zamykając je z powrotem. Ponownie zacisnęłam dłoń, aby mogła zgasnąć i ruszyłam korytarzem do swojego pokoju. Muszę dobrze schować ten klucz i na pewno nie powiem nikomu o Jonathanie. Może powinnam, ale nie chcę, żeby ani Niall, ani Harry o tym wszystkim wiedzieli. John nie robi mi krzywdy... Mogę nawet stwierdzić, że chce dla mnie dobrze. Dlaczego? To on pokazuje mi mój świat, on daje mi wolność i pozwala na poznawanie tego wszystkiego. Musi być jakiś powód, dla którego to pomieszczenie jest zamknięte i musi być też powód tego, że Harry pozbył się swojego obrazu. Mam przeczucie, że on gdzieś jest, jednak znalezienie go będzie zapewne ciężkie, a wątpię, żeby Styles zechciał mi o tym powiedzieć, ale podpytam go. Nie powiem nic wprost, jednak postaram się coś zdziałać. Ten świat jest cholernie ciekawy, a ja jestem jego częścią.

~Anonim~

Z każdym dniem stawała się silniejsza i chociaż Styles zdążył zniszczyć jej psychikę, Hope skrywała ogromną siłę woli. Jestem pewien, że potrafi zawalczyć, o siebie, o innych i o świat, w jakim żyje. Nie jest całkowicie bezbronna, dlatego musi sobie dać radę. Ma swoje tajemnice, o których nikomu nie mówi. Chce poznać świat, a ten zakochany dupek jej to utrudnia. Czy Styles nie może zrozumieć, że nie powinien jej zamykać?! Ale obserwując ją każdego dnia, wiem, że jeszcze trochę i da sobie radę. Poznaje siebie i swoje moce. Jeszcze niewiele. Avan musi zaczekać... Kilka dni i nawet mu pomogę ją porwać, czy cokolwiek innego, ale Hope musi być wtedy wystarczająco silna. Nie może jej się stać krzywda, a plan musi dojść do skutku i nawet zakochany Styles mi nie przeszkodzi.

-------------------------------------------------------

No witam! (ponownie) Znów mamy naszego anonima! Kto nim jest? Kto trzyma z Avanem? Czemu Avan nasyła na Hope Jonathana? Dlaczego nie porwie Hope od razu? Dlaczego pozwala jej poznać swoją historię? Dlaczego obraz Harry'ego jest zdjęty? Czy on w ogóle jeszcze gdzieś jest, czy został zniszczony? Dlaczego Hope nie powie nikomu o Jonathanie?! Tyle pytań, tak mało odpowiedzi! Historia zaczęła się ostro rozwijać. Jeszcze trochę i dojdziemy do punktu kulminacyjnego, a potem z górki! Jak wiecie, piszę też dwa inne blogi- Madness oraz Sexuality Education. Według mnie jest to nieudana produkcja i postanowiłam ją przerobić, jednak dopiero w wakcje. Mam pomysł na kolejne dwie, krótkie historie, które najpierw napiszę, a potem będę publikować (najprawdopodobniej po zakończeniu Madss i SE) Po WWAD nastąpi trylogia, która jeszcze nie ma oficjalnej nazwy, jednak robocza to 'I'm a Little Liar'. Ale ze względu na to, iż będą trzy części, ta nazwa się zmieni. Dobra, rozpisałam się! To tyle, liczę na komentarze i do następnego!

piątek, 3 kwietnia 2015

46. I wanna show you all the finer things in life

Na początku chciałam Wam podziękować
Dokładnie 1 kwietnia dobiliście:
100.000 wyświetleń
1000 komentarzy
i tytuł Bloga Miesiąca
Wszystko tego samego dnia!
Dziękuję <3

Zakładka 'Bohaterowie'
Została zaktualizowana!
Znajdziecie tam nowe zdjęcia
m.in. Avan, babcia Hope
Postać Nicka została zmieniona!

Obudziłam się, czując jak duża dłoń trzyma moją- drobną. Długie i umięśnione ramię przyciskało mnie do materaca, ograniczając ruchy. Ciepły oddech rozbijał się o moją szyję. Dopiero po chwili zorientowałam się, że jestem z Harrym. Powoli przypominałam sobie wszystko, co zaszło wczoraj w nocy. Miłe zachowanie Stylesa, jego troskę i oczywiście, niedające mi spokoju, słowa Nicka. Doskonale wiem, że Harry to nałogowy kłamca. Jedyne, co mnie zdziwiło to to, co Nick powiedział tylko do mnie. Ma rację, jak zwykle z resztą. To, że ktoś jest kłamcą, wcale nie oznacza, że nie może się zmienić. Ja wierzę, że Hazz w jakimś stopniu to zrobił, a przynajmniej w stosunku do mnie. Nie straszy mnie, nie szantażuje, rozumie i jest miły. Jakby ten Harry był zupełnym przeciwieństwem oryginału. Chłopak za mną poruszył się nieznacznie, przyciągając mnie bliżej siebie. Od jego ciała biło przyjemne ciepło. W sumie, to dobrze, że mogę spędzić z nim trochę czasu. Polubiłam jego, a Niallowi należała się chwila odpoczynku. Był wykończony, co idealnie ukazywało jego zachowanie i ciało. Kciuk Harry'ego zaczął gładzić wierzchnią część mojej dłonie. Obudził się. Uśmiechnęłam się i odwróciłam twarzą do bruneta. Ten nadal miał zamknięte oczy i chyba myślał, że nabiorę się na to, że śpi. Przyglądałam mu się tak długo, aż uchylił jedną powiekę, rujnując swój chytry i i tak nieudany plan.
- Wyspałeś się?- Odezwałam się pierwsza.
- Powiedzmy, a ty?
- Zdecydowanie.- Ziewnęłam.- Jedyne o czym teraz marzę, to pyszne śniadanko.
- Spodobało się wygodne życie, co?- Zaśmiał się.- Wszyscy robią wszystko za ciebie, bo uważasz się za pępek świata.
- Ja jestem pępkiem świata.- Prychnęłam, powodując śmiech u loczka. Przecież to wiadome, że ja jestem najważniejsza i nie ma tutaj ani grama sarkazmu.
- Pójdę po śniadanie, dobrze?
- Jednak wolałabym pójść sama.- Stwierdziłam. Fakt faktem, że to bardzo wygodne, kiedy inni ludzie są na pstryknięcie palcami, ale nie mam zamiaru tego wykorzystywać, przynajmniej na razie. Chciałam wyplątać się z mocnego uścisku Harry'ego, ale ten mi to uniemożliwiał. Coraz bardziej przyciągał mnie do siebie.- Harry- Upomniałam go, kiedy to stawało się zbyt silne.
- Nie idź nigdzie.- Nie wiem czy to była prośba czy rozkaz. Brzmiał dziwnie.
- Co ci jest?- Zmarszczyłam brwi.
- Nic.
- Jak to 'nic'? Wszyscy zachowujecie się dziwnie, jakby ktoś mieszał wam w głowach!- Uniosłam się i lekko odepchnęłam dłońmi od nagiej klatki piersiowej bruneta.
- Po prostu nie idź, dobrze?- Harry poluzował uścisk. Spojrzałam na niego zdezorientowana, ale miał zamknięte oczy, więc nic nie mogłam w nich zobaczyć. O co im chodzi?
- W takim razie zajdziesz po to śniadanie?
- Co? Ah, tak.- Powiedział głosem, jakby właśnie się ocucił. Spojrzał na mnie, posyłając szeroki uśmiech i wstał.- Nie ruszaj się stąd, dobrze Hope? Nie chodzi o to, że chcę cię ograniczyć czy zamknąć, ale wolałbym, gdybyś pod moją nieobecność została w łóżku. Coś może ci się stać, gdy mnie nie będzie.
- Nie panikuj, Styles.- Wywróciłam oczami.- Nie jestem taka bezbronna na jaką wyglądam!- Wytknęłam mu język, krzyżując ramiona na piersi.
- Hope, proszę...- Westchnął.
- No przecież nigdzie nie idę.- Zaśmiałam się i rozwaliłam na całe łóżko. Pachniało Harrym i było jeszcze ciepłe w miejscu, gdzie leżał. Brunet wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Nie wiem czy jest przewrażliwiony i nadopiekuńczy, czy ma potrzebę kontrolowania wszystkiego wokół. I jeżeli miałabym zgadywać, to stawiam na opcję drugą. Harry może wydaje się miły, ale czy byłby zdolny martwić się o kogoś? Poczułam zimny powiew powietrza, pomimo że leżałam pod kołdrą. Podniosłam się na łokciach, rozglądając po pokoju. Czułam, że ktoś tutaj ze mną jest. Mój wzrok padł na uchylone drzwi do łazienki. Chciałam wstać i to sprawdzić, ale chyba za bardzo się bałam. Moje mięśnie odmawiały mi posłuszeństwa. Jak się okazało, nawet nie musiałam się fatygować, bo próbując uciec myślami od tego, co się dzieje, dostrzegłam postać tuz obok mnie. Zerwałam się jak poparzona, zaplątując przy tym w pościel. Chciałam krzyczeć, ale coś mnie powstrzymywało. Zaraz przy łóżku po turecku siedział chłopak. Miał zmierzwioną grzywkę, która lekko opadała mu na czoło. Nie znałam go, ale jasnoniebieskie oczy od razu skojarzyły mi się z Nickiem.
- Hej.- Uśmiechnął się uroczo. Nie odpowiedziałam. Ile on mógł mieć lat? Tyle co ja? Trochę mniej?- Jestem Jonathan.
- Jak tu wszedłeś? Kim jesteś? Po co przyszedłeś?- Zalałam go pytaniami.
- Ej, ej, ej, powoli.
- Kim jesteś?
- Sprawdzam tylko jak się masz.- Wzruszył ramionami.
- Jak tu wszedłeś?
- Po prostu.- Zmarszczył brwi. Był uroczy i wydawał się po prostu niewinnym chłopcem, ale ja doskonale wiem, że tacy są najgorsi.
- Ha...
- Przysyła mnie ktoś zupełnie inny.- Przerwał mi.- No więc, Hope, jak się masz?- Oparł łokcie o materac, podpierając głowę na rękach.
- Dobrze, chyba.
- To świetnie!- Podniósł się gwałtownie.- Avan będzie zadowolony. W sumie nie chce, żebyś zbytnio się denerwowała.- Stwierdził. Avan?! Cholera ten Avan?!
- Mówisz o...
- Harry.- Rzucił krótko, patrząc otępiale w drzwi. Powiodłam za jego wzrokiem, a kiedy się odwróciłam, aby zadać kolejne pytanie, już go nie było. Po kilku sekundach usłyszałam kroki i do sypialni wszedł Harry z tacką w rękach.
- Mam jedzenie, głodomorze.- Zaśmiał się i podszedł do łóżka, kładąc mi tacę na kolanach. Siedziałam oniemiała całą sytuacją, a Styles zauważył to niemal natychmiastowo. Zabrał jedzenie, odkładając je na bok i usiadł tuż obok mnie.
- Co jest? Ktoś tu był? Przecież czuje, że ktoś tu był! Hope, wszystko z tobą w porządku? Kto to? Hope!- Spanikował i chwycił mocno moje ramiona, lekko mną potrząsając. Spojrzałam na niego i westchnęła. Miałam się odezwać, ale zrezygnowałam, kiedy przeciągnął mnie na swoje kolana, zamykając w szczelnym uścisku. Sama byłam w szoku i nie bardzo wiedziałam, czy mówić mu o tym, czy nie. Nie chciałam, żeby niepotrzebnie się denerwował, a przecież nic mi się nie stało. Kiedy po dłuższej chwili nadal nie odpowiadałam, Harry odsunął mnie nieznacznie i chwycił moją twarz w dłonie, opierając o siebie nasze czoła. Nie patrzył mi w oczy, tylko gdzieś na nogi.- Hope, proszę powiedz coś. Zrobił ci krzywdę? Kto to był? Mała...- Gładził kciukiem moją skórę.- Proszę, odezwij się.- Powoli układałam sobie wszystko. Przeanalizowałam twarz bruneta, ale on nie mógł tego zobaczyć, bo wciąż patrzył w dół ze spuszczoną głową. Zaciskał szczękę, a po jego policzku spłynęła pojedyncza łza. Widok jego płaczącego nadal jest czymś... dziwnym.- Po co ja cię zostawiałem samą?- Szepnął sam do siebie i w końcu spojrzał zaszklonymi oczami prosto w moje.
- Nic mi nie jest.- Odezwałam się dość cicho, co spowodowało, że Styles ponownie mnie przytulił, pociągając nosem.- Przyszedł chłopak...
- Co?- Cofnął się, marszcząc brwi.
- Pytał, jak się czuję.- Kontynuowałam i wytarłam mokry policzek Harry'ego, uśmiechając się prawie niezauważenie.
- Kto to był?
- Avan go przysłał, ale naprawdę nie zrobił nic złego. Przedstawił się, zapytał czy wszystko ze mną w porządku i zniknął.- Nie chciałam go zdenerwować, ale widocznie mi się nie udało. Twarz bruneta stężała i poderwał się z łóżka.
- Co za pierdolony gnój!- Krzyknął w powietrze, a potem wyciągnął dłoń w moją stronę, dając mi do zrozumienia, że mam wstać. Zrobiłam to, kiedy zielonooki oplótł mnie w talii i pociągnął na korytarz.
- Harry, patrz jak ja wyglądam! Gdzie mnie ciągniesz?!- Zaprotestowałam.
- Wyglądasz pięknie, jak zawsze, więc nie marudź i chodź.- Powiedział to dość stanowczo, więc postanowiłam go posłuchać. Oczywiście, że mogłam się obrazić i nigdzie z nim nie iść, ale po co? Zanim się obejrzałam, weszliśmy do nieznanego mi pomieszczenia. Ściany były ciemne, jak w prawie wszystkich pokojach w tym zamku. Podłoga została wyłożona równie ciemnymi panelami. Z boku stała komoda, a obok niej szafa. Natomiast na środku znajdowało się ogromne łóżko, a na nim leżał rozwalony Louis. Podniósł się, kiedy tylko usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Spojrzał na nas zdezorientowany, a Harry mnie puścił, popychając delikatnie w głąb pokoju.
- Zajmij się Hope, najlepiej idź z nią do mnie, bo tam stygnie śniadanie. Masz jej nie spuszczać z oka nawet na sekundę, rozumiesz?
- Coś się stało?- Brunet znalazł się tuż obok mnie, posyłając delikatny uśmiech, który odwzajemniłam.
- Znowu tu weszli.- To było ostatnie, co powiedział Harry, zanim wyszedł. Lou chyba doskonale wiedział, gdzie i po co idzie Styles. Nie powiedział nic, tylko kiwnął głową na odchodne, a potem spojrzał na mnie.
- To jak, idziemy po jedzenie?- Zapytał. Przytaknęłam i ruszyłam do drzwi.- Co się dokładnie stało?
- Przyszedł Jonathan i pytał o moje samopoczucie.
- Jonathan?- Zdziwił się Lou. Spojrzałam na niego podejrzliwie.
- Znacie się?
- Nie.- Odpowiedział niemal od razu.- Znaczy znam Jonathana, ale tego mieszkającego w zamku, a ty chyba mówisz o kimś innym.
- Przysłał go Avan i Harry trochę spanikował.
- I nic ci nie jest?- Zdziwił się jeszcze bardziej. Ja rozumiem, że brat Nicka mnie trochę... nie lubi, ale czy to znaczy, że będzie mnie krzywdził na każdym kroku? Jestem zbyt cenna, prawda?
- Nic a nic. On nawet się ucieszył, kiedy odpowiedziałam, że mam się dobrze.
- Dlaczego Avan się tobą zainteresował?- Zapytał siebie samego i otworzył mi drzwi do pokoju Hazzy. Weszłam do środka, natychmiastowo zabierając się za jedzenie śniadania. Louis usiadł naprzeciwko mnie i chociaż ciągle obserwował wszystko, co robiłam, wiedziałam, że myślami jest gdzieś daleko stąd. Wypiłam sok i powoli zwlokłam się z łóżka.
- Idę do łazienki.- Mruknęłam, ale on zdawał się nawet mnie nie usłyszeć. Chyba naprawdę się mocno przejął, skoro nic do niego nie dociera. Weszłam do siebie, zabierając jakieś ubrania i skierowałam się do łazienki. Jak tylko zamknęłam drzwi, usłyszałam Louisa.
- Będę tu stał.- Mówił spod samych drzwi.
- Tomlinson, jestem w kiblu, co mi się może stać?! Utopię się w klozecie czy w umywalce?!
- Miałem cię nie spuszczać z oczu, a że raczej nie chcesz, żebym wchodził, to nie narzekaj.
- Louis!- Uderzyłam dłonią w drzwi i usłyszałam stłumione piśnięcie, które wywołało u mnie wybuch śmiechu.- Baba z ciebie.- Prychnęłam.
- Rób, co masz zrobić.- Odgryzł się. Wywróciłam oczami i zabrałam za wykonywanie codziennych czynności. Wspominałam już, że nienawidzę okresu? Przebrałam się i wyszłam z łazienki. Louis stał tuż pod drzwiami, oglądając mnie od góry do dołu.
- Co?- Skrzyżowałam ręce na piersi i podniosłam jedną brew.
- Nic.- Wzruszył ramionami.- Pomyślałem, że skoro już spędzamy czas razem, to możemy trochę potrenować. Coś łatwego, żebyś się nie zmęczyła.- Stwierdził i wskoczył na łóżko, siadając po turecku. Zrobiłam to samo, czekając na kontynuacje.- Może myśli?
- Nie.- Skrzywiłam się.
- Czemu?
- Bo Harry obiecał, że ze mną nad tym popracuje, więc odpada.
- Wolisz mieć więcej niż dwie godziny treningu, czy odpukać to, co musisz i mieć to z głowy?
- To drugie.- Wytknęłam mu język.- Nic mi się nie chce.
- Leń z ciebie.
- Odezwał się ten pracowity.- Mruknęłam i rozłożyłam się na całym łóżku. Jak na złość zaczął boleć mnie brzuch. Czy tylko ja mam takiego życiowego pecha, czy może jest ktoś, kto ma gorzej? Jęknęłam zrezygnowana, krzywiąc się przy tym.
- Co ci?- Lou dźgnął mnie lekko w bok.
- Spadaj, Tomlinson.- Kopnęłam go.- Brzuch mnie boli.
- Idziemy po coś przeciwbólowego?
- Nie.- Fuknęłam i odwróciłam się plecami do niego. Leżeliśmy chwile w ciszy, aż nie zaczęłam narzekać na te cholerne skurcze.
- Harry, gdzie ty kurwa polazłeś?!- Brunet zapytał sam siebie.- Jak on z tobą wytrzymuje?
- Boooli!- Jęknęłam. Tak naprawdę nie było to aż tak okropne i mogłam spokojnie wytrzymać, ale po kilku minutach denerwowanie Louisa stało się zwyczajnie zabawne.
- Okres masz, kobieto?!
- Brawa, geniuszu.- Prychnęłam i zaczęłam dźgać go stopą, żeby jeszcze bardziej się zirytował. Wyglądał śmiesznie, kiedy próbował na mnie nakrzyczeć, ale się powstrzymywał. Robił się nieznacznie czerwony, co jeszcze bardziej mnie bawiło. Co jakiś czas mamrotał coś pod nosem.
- Rozpuszczony bachor.- Uderzył mnie poduszką.
- Staruch.- Oddałam mu tym samym.
- Chodź.- Wyciągnął do mnie ręce, rozsiadając się wygodnie. Podniosłam jedną brew, a on tylko ponaglił mnie ruchem dłoni. Usiadłam przed nim, opierając plecy o jego klatkę piersiową, kiedy ten zaczął delikatnie masować mnie po brzuchu. Czemu ja nie mam od tego ludzi? Mogłabym mieć kogoś od masowania mnie po brzuszku i kogoś od drapania po pleckach! W sumie... mam Nialla.
- I tak cię nie lubię.- Mruknęłam, zamykając oczy.
- Ja cie nigdy nie lubiłem.- Prychnął.- I nie ciesz się tak bardzo, bo zaraz wróci Harry i będzie pozamiatane. On mnie chyba zgwałci, jak nas tak zobaczy.
- Chcę widzieć jego reakcję.
- Chcesz wzbudzić w nim zazdrość!- Brunet wydarł się za mną.- Hope się zakochała!
- Poczekaj tylko, Harry to jeszcze nic. Co innego, kiedy to Niall postanowi nas odwiedzić. Wylecisz przez okno.
- Jak nie wziął leków, to jest to całkiem prawdopodobne.
- Niall bierze te tabletki, chyba...- Zmarszczyłam brwi, bo nie byłam tego pewna, ale wydaje mi się, że je łyka. No bo niby czemu miałby przestać? Poza tym jest opanowany.
- Czemu nie jesteś z nim, tylko z Harrym?
- Ponieważ uznaliśmy, że potrzebna jest mu przerwa. Nie wyglądał zbyt dobrze, bo ciągle się o mnie martwi, dlatego Harry obiecał, że mnie przypilnuje, żeby ten mógł sobie odpocząć od odpowiedzialności.- Wyjaśniłam.- Osobiście uważam, że mogę dać sobie radę sama, ale wy wszyscy jesteście uparci jak osły!
- Po prostu się martwimy. Dobrze wiesz, że nie bardzo sobie radzisz.
- Głupek.- Uderzyłam go łokciem w brzuch.- Radzę sobie.
- Taa, właśnie dlatego podpaliłaś sama siebie na środku dziedzińca i zostałaś niemal naga. Radzisz sobie!- Prychnął. Nie miałam zamiaru się teraz wykłócać, dlatego leżałam spokojnie, pozwalając, aby Lou masował mój brzuch. Co jakiś czas otwierałam jedno oko, żeby rozejrzeć po pokoju. Nie wiem po co to robiłam, ale czułam się jakoś bezpieczniej.
- Kiedy wróci Harry?- Odezwałam się po dłuższej chwili.
- Nie wiem. Pewnie organizuje teraz obronę zamku. Oni nie powinni tutaj wchodzić, a robiąc to, mogą wywołać wojnę.
- Wojnę?
- Tak. Łamią zasady pokoju zawartego przez Vivian. Na tej ziemi nie było rozlewu krwi już od ponad kilkuset lat. A teraz Avan wpadł na genialny pomysł walki.
- Do przeze mnie, prawda?- Szepnęłam, a ręka Louisa zaprzestała swoim ruchom. Westchnął i jego oddech rozbił się o moje włosy.
- Nie, Hope. To on ma nie po kolei w głowie. Gdyby chciał, porwałby cię już dawno. Tak naprawdę, to sam nie rozumiem, o co mu chodzi.- Tymi słowami Tommo nieświadomie wzbudził we mnie ogromny strach. Najgorsze, że miał rację. Avan może dopaść mnie w każdej chwili i tego nie robi. Nigdy nie byłam i nigdy nie będę bezpieczna. Co więcej, mogę doprowadzić do tego, że zginą niewinni ludzie. Żaden mieszkaniec zamku nie powinien ginąć z mojego powodu. Sprowadzam tylko nieszczęście na ludzi i miejsca, w których się znajduję. Przysunęłam się bliżej bruneta, przyciskając się mocniej do jego klatki piersiowej.
- Boję się, Lou.- Mruknęłam, a chłopak objął mnie, przyciągając jeszcze bliżej, o ile to było możliwe. Odwróciłam się przodem do niego, pozwalając, aby mocno mnie przytulił. Potrzebowałam wsparcia, a chłopaki byli jedynymi osobami, którym ufałam.
- Będzie dobrze, musisz być silna.- Wymamrotał w moje włosy. Miał cholerną rację, ponieważ musiałam być teraz silna. Musiałam przestać płakać i wziąć się w garść. Byłam silną Hope, zanim trafiłam do tego zamku i pozwoliłam, aby Harry mnie wyniszczył. Teraz muszę wrócić. Usłyszałam kroki na korytarzu. Nie wiem czemu, ale ucieszyłam się, bo miałam nadzieję, że to Styles. Naprawdę chciałam zobaczyć jego reakcję, gdyby mnie tak zobaczył. Głównie dlatego, aby przekonać się o słowach Nicka. Bo może Harry się zmienił, może nie blefuje? Może ma szansę na bycie miłym? Ale poczułam ogromne ukłucie w sercu, kiedy w drzwiach zamiast bruneta, stanął Niall. Miał otwarte usta, bo zapewne chciał coś powiedzieć. Jednak szybko się one zacisnęły, tak samo jak jego dłoń na klamce. Jego twarz nie wyrażała żadnej, nawet najmniejszej emocji. A w mojej głowie zrodziło się tylko... cholera.


----------------------------------------------------

Cześć Wam wszystkim, Parówki Wy moje! Jezu, nie wiecie jak bardzo ja Was kocham! Tak bardzo, że aż do bólu ;-; Wcale nie jestem zadowolona z tego rozdziału, ani z poprzedniego :( Dlaczego? Według mnie są straszliwie nudne. Nic się nie dzieje, ale mogę tylko zapewnić, że to cisza przed burzą. Avan zaczął już poważnie myśleć nad zdobyciem Hope. Ale dlaczego się o nią martwi? Dlaczego musi być pewny, że wszystko z nią w porządku? Jesteśmy na 46 rozdziale i sądzę, że maleńkimi kroczkami zbliżamy się do końca. Już prawie weszliśmy pod górkę, której szczyt jest na rozdziale 50, a potem już tylko z górki! Myślę, że to 'z górki' zajmie nam może 25-30 rozdziałów? Ale nic nie obiecuję, ponieważ to może się ogromnie zmienić. Mam 1000 pomysłów na minutę, więc... Tak swoją drogą... Mogę tylko powiedzieć, że Woman With a Demon chcę zakończyć na wakacje. Mam nadzieję, że tak się stanie, bo 23 czerwca opublikowałam rozdział 1 WWAD, co oznaczałoby rok działalności bloga! Ale możecie być spokojni i pewni, ze Was nie opuszczam. Ale nie mówmy o końcu, mamy jeszcze czas. (Znając mnie, nie wyrobie się do czerwca, chyba, że przyśpieszę dodawanie rozdziałów, bo na prostą matematykę chcę dodać jeszcze z 30, a to czerwca mogę dodać jedynie 12) Kończąc tę notkę chcę Wam jeszcze raz podziękować za to, że W TYM SAMYM DNIU dobiliście 100.000 wyświetleń i 1000 komentarzy oraz zdobyliście tytuł Bloga Miesiąca :) Dziękuję <3

środa, 1 kwietnia 2015

~100.000 wyświetleń, 1000 komentarzy i tytuł bloga miesiąca?!

Wiem, że dzisiaj 1 kwietnia, czyli Prima Aprillis (Nie wiem jak sie to pisze xd) ale w akurat tak pięknym dniu przyszło mi podziękować za to, co się tutaj stało!
Właśnie 1 kwietnia, dokładnie w tym samym dniu, Wy dobiliście 100.000 wyświetleń, 1000 komentarzy, a Woman With a Demon zwyciężyło w głosowaniu na Blog Miesiąca!
Rozumiecie co tu się dzieje?!
Cholera, ja nawet nie potrafię nic powiedzieć. Zostaje mi tylko jedno, wielkie, płynące prosdo z serda DZIĘKUJĘ!!!
Bez Was nie ma mnie! To Wy spełniacie moje marzenia! <3