piątek, 27 lutego 2015

41. She is my passion, she became my obsession

Hejka :)
Zapraszam na nowego bloga
I PROSZĘ O KOMENTARZE!
DLA WAS TO KILKA MINUT
DLA MNIE MOTYWACJA

Paranoja, obsesja, strach... Jednak paranoja pasowała najbardziej do mojego stanu. To nie ja przerwałem pokój, to nie moja wina. Oni tu byli, zanim ja byłem tam. Poza tym, ja jestem mile widziany w ich świecie. Jestem do niego zaproszony, a to tylko dlatego, że w jakiejś części stałem się jednym z nich. Zabiłem i to było jak przepustka. Harry też zabił, więc czemu on nie posiada pozwolenia? Bo on wydaje rozkazy. A czarną robotę wykonują inni. Harry tylko skazuje na śmierć, ale sam nie zabija. Ja zabiłem. Byłem do tego zdolny, co oznacza, że gdzieś we mnie jest demon. Cząstka demona. A skoro jestem demonem, to mam prawo przebywać w świecie demonów, prawda? To nie ja przerwałem pokój, to oni to zrobili. To Nick i Avan wdarli się do naszego świata, do zamku. To oni wywołali wojnę, nie ja. Paranoja... Obsesja... Strach... Strach przed tym, że ją zabiorą. Obsesja jej bezpieczeństwa i paranoja ich obecności. Hope śpi. Kosmyki brązowych włosów opadają na jej niewinną twarz. Delikatnie rozchylone usta, spokojny oddech i ciche pomrukiwanie od czasu do czasu. Spokój wymalowany na jej twarzy. Poczucie bezpieczeństwa, brak świadomości zagrożenia, szczęście i beztroska. Ona nie musi się o nic martwi, dopóki ma mnie. Ja ją obronię. To moja paranoja. Nie mogę spać. Ona robi to już od kilku godzin. Leży wtulona we mnie. Czuję ją. Jej ciało, jej spokój, jej oddech, jej niewinność. Ja nie śpię, bo moja podświadomość mówi mi, że przyjdą. Że jeżeli stracę ją z oczu na chociażby kilka minut, oni ją zabiorą. A przecież nie może jej stać się krzywda. Dlatego czuwam i będę to robił tak długo, jak trzeba. Mogli zabrać Elizabeth, mogli zabrać wszystko co miałem, ale nie ją. Hope jest moja i nikomu jej nie oddam. Chyba, że ona tego zechce. Wtedy pozwolę jej odejść. Wystarczy jedno słowo, abym zniknął z jej życia raz na zawsze i wystarczy kolejne, abym wrócił i nadal kochał ją tak bardzo, jak wcześniej. Ludzie mają swoje priorytety. Ludzie mają osoby, które pomimo tego, że bardzo ich denerwują, są najważniejsze w ich życiu. Bo gdyby taki człowiek miał matkę lub ojca, który potrzebowałby przeszczepu nerki, czy ich dziecko nie oddałoby jednej? A czy gdyby matka miała chore dziecko, zostawiłaby je na pastwę losu? A czy gdyby ludzie dowiedzieli się, że ich znajomy jest śmiertelnie chory, nie współczuliby mu? Ludzie mają priorytety. Ludzie mają osoby, które są najważniejsze w życiu. Moim priorytetem jest szczęście Hope. Moim priorytetem jest sama Hope. Jestem gotowy oddać za nią życie. Wesprę ją w każdym, nawet najgłupszym wyborze. I jedyne czego chce w zamian, to jej szczęście. Uśmiech, obecność... Nie wymagam, żeby mnie pokochała. Nie odejdę, kiedy pokocha kogoś innego. Nie przestanę jej kochać. Hope to mój priorytet.
Poruszyła się nieznacznie, wzdychając delikatnie. Jej mała dłoń przejechała po mojej klatce piersiowej, ponieważ wcześniej właśnie tam się znajdowała. Jej ciało odsunęło się od mojego, dając uczucie chłodu i samotności. Przekręciła się na drugi bok, plecami do mnie. Uśmiechnąłem się i objąłem ją w talii, przyciągając do siebie. Splotłem nasze nogi, a twarz schowałem w jej włosach, zaciągając się ich zapachem.
Perfekcyjna.
- Niall...- Jęknęła, próbując wyplątać się z uścisku.
- Przepraszam, obudziłem cię?
- Nie...- Mruknęła.- Puść. Gorąco mi, a ty mnie dodatkowo ogrzewasz.
- Jak kaloryfer...
- Chyba bojer.- Prychnęła, odwracając się twarzą do mnie. Powtórzę się, ale była urocza. Zaspana, oczy jej się lepiły, a włosy odstawały na wszystkie strony.
- Bojer, kochana?- Chwyciłem jej małą dłoń, przejeżdżając nią po swoim brzuchu. Ponownie prychnęła, a potem zaparła się nogami, odsuwając mnie od siebie.
- Na swoją połowę łóżka, kotku.- Pokazała mi język i odwróciła się plecami do mnie. Westchnąłem, patrząc się w sufit.
- Teraz mi zimno.- Fuknąłem, a w odpowiedzi dostałem tylko delikatne chrapnięcie dziewczyny. Nie mogłem spać. Ze stresu przed spotkaniem z Nickiem. Z niepewności czy on w ogóle przyjdzie. I z mojej paranoi, w której Hopie musiała być bezpieczna.

Poczułem czyjeś usta na swoim czole, a potem na policzku i na kąciku ust. Ten przyjemny dotyk wyrwał mnie ze snu. Nawet nie wiem, kiedy zasnąłem. Mruknąłem, uśmiechając się delikatnie.
- Dzień dobry, książę!- Usłyszałem nad sobą jej śmiech. Otworzyłem oczy, aby spojrzeć w jej stronę.
- Dzień dobry, księżniczko.- Przytuliłem ją mocno, na co ona jęknęła.
- Udusisz mnie!
- Oj tam...- Wspiąłem się nad nią.- Najwyżej.- Wzruszyłem ramionami.
- Ej!- Zepchnęła mnie.- Obrażam się na ciebie!
- Masz okres, masz prawo.- Prychnąłem, czego od razu pożałowałem, bo dostałem poduszką w twarz. Wywróciłem oczami, a ona wstała, kierując się do łazienki. Moja koszulka sięgała jej do połowy ud i wręcz idealnie jej pasowała. Bose stopy dziewczyny prawie bezdźwięcznie poruszały się po podłodze. Jej włosy były w kompletnym nieładzie, nadając Hope uroku. I chociaż wyglądała, jakby właśnie przeżyła tornado lub chociażby walkę z odkurzaczem, była idealna. Była perfekcyjna. I musiała taka być. Ona była kwintesencją perfekcji, nie tylko dla mnie. Ona była perfekcją dla świata. Była perfekcją dla Nicka, dla Avana, dla Elizabeth, dla Luke'a, dla Harry'ego, dla Sophie, dla Nathana, dla Alice, dla podwładnych, dla śmiertelnych i nieśmiertelnych, dla demonów, dla każdego. Była perfekcją. A to ze względu na to, że jest wybranką, a one po prostu z natury są perfekcją dla wszystkich światów. Małe dziewczynki biegają i marzą o staniu się takimi, jak wybranka. Ona jest po prostu skazana na bycie idealną. Nie tylko dla mnie, ale dla każdego.
Zniknęła w łazience, a ja rozwaliłem się na całym łóżku. Patrzyłem tępo w sufit. Słyszałem, jak Hope trzaska się w łazience. Spojrzałem na zegarek. Była dziewiąta. Idealnie. Zejdę z nią na śniadanie, a potem poszukamy Louisa i Liama. Oddam im Hopie, a sam pójdę 'do sklepu'. Zamknąłem oczy. Bo co jeżeli Nick nie przyjdzie? Jeżeli Avan go zatrzyma, albo po prostu Nicolas okaże się tak straszliwym tchórzem. Nie musi mi pomagać. Ja nie lubię jego, on nie lubi mnie. Ale wierzę, że jednak zależy mu na Hope, że nie stał się skończonym dupkiem, który po prostu ją wykorzystał. Ona go kocha. Kocha jak przyjaciela. Kocha go na swój sposób, ponieważ spędził z nią całe jej życie. Był z nią od niemowlaka, aż po dzień, w którym tutaj trafiła. Ja również byłem z nią od najmłodszych lat. Ale on mógł być przy Hope zawsze, kiedy tylko chciał, a ja nie mogłem. A czy to oznacza, że on jest lub był ode mnie lepszy? Nie, myślę, że nie. Dlaczego? Ponieważ ja byłem z Hopie w najtrudniejszych momentach, a on był z nią, kiedy było dobrze. Czułem się lepszy i na razie mi to wystarczało. Skrzyżowałem ręce pod głową, uśmiechając się głupawo. Nie było w tym żadnego celu. Czułem się szczęśliwy, że mam ją przy sobie. Usłyszałem ciche skrzypnięcie drzwi. Bez słowa szła przez pokój. Przebrana w czarne leginsy i białą bokserkę, w których chodziła wczoraj. Zabrała pierwszą bluzę, która wpadła jej w oczy. Padło na tą, leżącą na podłodze. Powąchała ją, co wywołało u mnie śmiech. Oczy Hope przeniosły się na mnie, patrząc jak na idiotę.
- Wolę się upewnić!- Pokazała mi język.
- Taa- Przewróciłem oczami, powoli wstając. Podszedłem do dziewczyny.- Po prostu lubisz mój zapach.- Położyłem dłonie na jej biodrach. Fuknęła, robiąc naburmuszoną minę.
- Bluza, która leży na podłodze, ma prawo być podejrzana.
- To, że ty rozrzucasz brudne ubrania, gdzie popadnie, nie oznacza, że inni tak robią.
- A już w szczególności nie ty.- Rzuciła ironicznie, przewracając oczami. Zaśmiałem się, przyciągając ją bliżej swojego ciała. Zarzuciła ręce na moje ramiona, w jednej dłoni nadal trzymając bluzę.
- Wiesz co?- Pochyliłem się w jej stronę, trącając jej nos swoim.
- No co?
- Zapomniałem, że masz okres.- Prychnąłem, a ona uderzyła mnie dłońmi w klatkę piersiową. Zaczęła okładać mnie bluzą.
- Dupek z ciebie!
- Ale twój, prawda?- Zaśmiałem się, próbując zasłonić przed jej uderzeniami.
- Nie cierpię cię!- W jej głosie usłyszałem rozbawienie.
- Słabszych się nie bije, Hope!- Uciekłem.- Pamiętaj, że...
- Skoro się przyznałeś.- Przerwała mi, wzruszając przy tym ramionami.- Jestem głodna.
- A kiedy nie byłaś?- Prychnąłem. Hopie fuknęła w moim kierunku, kiedy wchodziłem do łazienki. Ubrałem się w znalezione rzeczy i wróciłem do pokoju. Brunetka chodziła w kółko przy drzwiach. Pokręciłem głową, kiedy posłała mi dziwne spojrzenie. Mogłem wnioskować, że według jej czasu byłem za długo w łazience. Ale o ile się nie mylę, to spędziłem tam zaledwie kilka minut. Teraz już jasno mogłem stwierdzić, że Hope ma gorszy dzień. Współczuję Louisowi i Liamowi, bo praca z nią będzie ciężka, a szczególnie dzisiaj. Oboje wyszliśmy na korytarz. Zamknąłem za nami drzwi i ruszyliśmy do jadalni. Mój pokój był jednym z najbardziej odizolowanych od wszystkich ważnych pomieszczeń w zamku. Lubiłem to małe odludzie. Zamek był ogromny. Jadalnia, główne wyjście, sypialnia Hope czy Harry'ego, kuchnia były dość blisko siebie, a ja mieszkałem na drugim końcu zamku. Gdzieś w połowie drogi dziewczyna zaczęła opowiadać o najgłupszych rzeczach, śmiejąc się przy tym. A jeszcze przed chwilą była naburmuszona. Co chwilę śmiałem się razem z nią, bo mówiła tak chaotycznie i niezrozumiale, że nie dało się nie zaśmiać. Machała rękami, robiąc dziwne miny. Dotarliśmy do bardziej 'tłocznej' części budynku. Mijaliśmy coraz więcej osób. W oddali zobaczyłem sylwetkę, którą od razu rozpoznałem. Dźgnąłem brunetkę łokciem, kiwając nieznacznie głową, w kierunku zmierzającej do nas postaci. Przestała paplać i się wygłupiać, próbują wyłapać kim jest ta osoba. Nie trwało to długo.
- Harry!- Uśmiechnęła się.
- Hope!- Krzyknął, próbując brzmieć jak ona. Nawet pomachał rękami podobnie do niej.- I Niall!- Dodał, nadal starając się brzmieć jak brunetka. Był dziwny, jak nie on. Wesoły, uśmiechał się. Nie był chamski, ani ironiczny. Ale nie miałem zamiaru tego komentować. Wiem, że martwi się o Hope, tak samo, jak wszyscy. Zdaje sobie sprawę z tego, co się dzieje. Poza tym on naprawdę lubi Hopie, więc nie widzę powodu, dlaczego miałby być dla niej niemiły.
- A ty gdzie idziesz?- Wróciłem do rzeczywistości, gdzie Hope z nim rozmawiała.
- Mam ostatnio urwanie głowy. Były problemy z obroną zamku. Ogółem małe zamieszanie i muszę to wszystko ogarnąć, bo jak dobrze wiesz, to ja tu jestem panem i władcą!- Harry uniósł dumnie głową, wywołując śmiech u dziewczyny.
- Chciałbyś.- Prychnęła.- To ja jestem najważniejsza.
- Pępek świata.- Przewrócił oczami, za co dostał w ramię.- Ale u ciebie nie działo się nic złego, nie potrzebujesz niczego?- Zmienił temat.
- Nie, w porządku. Niall przyniesie mi dzisiaj parę rzeczy z domu.- Poczułem na sobie spojrzenie Stylesa.
- Więc wszystko gra.- Zwrócił się z powrotem do Hope.- Lećcie już na to śniadanie. Pamiętaj, że masz jeść.- Pogroził jej palcem. Wywróciła oczami, odtrącając jego dłoń i przytuliła się do Harry'ego. Czy byłem zazdrosny? Nie. Hopie powiedziała, że nic do niego nie czuje, że po prostu go lubi. Jak kolegę czy przyjaciela. A skoro ona mówi, że nic jej z nim nie łączy, to nie mam podstaw, aby jej nie wierzyć. Ufam Hope w stu procentach. Pożegnała się z Harrym i ruszyła przed siebie, a ja z nią. Po kilku minutach dotarliśmy już do jadalni. Pociągnąłem dziewczynę do ogromnego stolika, odsuwając jedno z krzeseł. Usiadła, posyłając mi uśmiech.
- Masz ochotę na coś konkretnego?- Pochyliłem się nad nią.
- Skoro tak stawiasz sytuację, idę do kuchni!- Wstała, wskazując na drzwi. Wywróciłem oczami i poszedłem za nią.

Zjedliśmy śniadanie. Hopie musiała mieć sporo siły, żeby wytrzymać dwie godziny z Louisem i Liamem. Oni lubią ją irytować, a ona się daje. Odnieśliśmy talerze do kuchni. Opierałem się o framugę, przyglądając się, jak rozmawia z szefem kuchni. Ciągle robiła dziwne miny, śmiała się, a Peter razem z nią. Trzymał formalnie ręce na plecach i kiwał się raz do przodu, raz do tyłu. Odepchnąłem się od framugi, powoli idąc w ich kierunku. Kiedy byłem niedaleko, chłopak dostrzegł moją obecność. Hope musiała zauważyć, że patrzy jej się przez ramie, bo odwróciła się w moją stronę z szerokim uśmiechem.
- Niall!- Pisnął ktoś za mną. Zanim zdążyłem sprawdzić kto, zostałem zamknięty w szczelnym uścisku.- Dawno cię nie widziałam!
- Sophie.- Uśmiechnąłem się, odrywając od niej.- Nie było ostatnio okazji.
- Kompletnie straciłeś dla nas czas.- Fuknęła na mnie, robiąc obrażoną minę. Jednak przestała, kiedy obok mnie stanęła Hope. Peter wrócił do pracy.
- Hej Sophie.- Uśmiechnęła się. Dziewczyna cofnęła się nieznacznie, nic nie odpowiadając.- Naprawdę przepraszam, Soph... To było dawno, nie panowałam nad tym. Przepraszam...- Zaczęła się tłumaczyć, ale Sophie tylko pokiwała głową, odchodząc. Może to i lepiej. Musimy iść na dziedziniec do chłopaków.
- Hope, mam dla ciebie niespodziankę.- Objąłem ją ramieniem, kiedy wychodziliśmy z kuchni.
- Lubię niespodzianki.- Rzuciła.- Co to?
- Chodź.- Pociągnąłem ją w stronę wyjścia. Nie odzywała się słowem, tylko szła zaraz obok. Otworzyłem ogromne drzwi, które prowadziły na dziedziniec. Liam już tam był, rozmawiając z jednym ze strażników.
- Dochodzi południe, pamiętasz?- Zapytałem.
- Tak, musisz iść. To ta niespodzianka?- Zmarszczyła słodko nos.
- Nie, zostajesz na ten czas z Liamem i Louisem.- Pociągnąłem ją do Payne'a. Opierała się, ale szła.
- Hej.
- Jesteśmy- Oznajmiłem.- Wrócę szybko, Hope.- Cmoknąłem ją przelotnie i już miałem odchodzić, kiedy zatrzymał mnie głos Liama.
- Gdzie się wybierasz?- Wiedziałem. Sprawdzali mnie, żeby 'nie pakował się w kłopoty'.
- O to nic wielkiego.- Uśmiechnęła się Hope.- Wysyłam go do sklepu i po kilka rzeczy do mojego domu.- Kiwnąłem głową na znak, że to co mówi jest prawdą i jak najszybciej wyszedłem poza mury zamku. Błagam, żeby on tylko przyszedł, ja muszę z nim porozmawiać, on musi mi pomóc. Ja muszę wiedzieć dlaczego tak reaguję na Hope.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witam Was, Parówencje! Co tam? Ja już zdrowa, chyba... Najpierw chwyciło mi gardło, potem ucho, które jeszcze trochę trzyma, a dzisiaj rano obudziłam się ze spuchniętym, czerwonym i zaropiałym okiem :C Jak to moja mama powiada: 'Jak nie urok, to sraczka!' Coś w tym jest.
Nie uważacie, że trochę za dużo sielanki było w tym opowiadaniu przed ostatnie dwa tygodnie? Bo ja sądzę, że było za uroczo, za idealnie i za milutko. A Harry? Jednak spotkał Hopie. Spodobała mi się perspektywa Nialla. XD
Ale jeżeli chodzi o WWAD, to jestem okropnie zawiedziona. Przez błędną informację o zawieszeniu, straciłam wielu z Was. Szczerze to tracę ochotę i ten 'power' do pisania. Bo jak mam się cieszyć, kiedy nagle z 30 komentarzy, robi się 11? Hm? Jeżeli macie kontakt z osobami, które to czytają i myślą, że WWAD jest zawieszone, to powiedzcie im, że są w błędzie! Jeżeli chodzi o te komentarze, to czuję się naprawdę okropnie z tego powodu i nie mogę spać po nocach. Musze coś wykombinować, aby ponownie się wybić. Już nad tym myślę :D
Do następnego piątku i BŁAGAM, JEŻELI CZYTASZ- KOMENTUJ!

piątek, 20 lutego 2015

40. Love me, hate me, kiss me, take me, break me, make me... Yours

- Czyli?- Dopytał Harry.
- Czyli pokój przerwany.- Wszyscy wstrzymaliśmy oddech na kilka sekund, rozglądając się po całym pomieszczeniu. Czułem jak krew zaczyna buzować w moich żyłach, jak mięśnie się napinają, oddech delikatnie przyspiesza, a brwi zbiegają się razem, tworząc zmarszczkę między nimi. Zacisnąłem szczękę.
- Nie pozwolę temu skurwysynowi skrzywdzić Hope!- Wstałem gwałtownie, uderzając dłońmi o stół. Krzesło, na którym siedziałem, wylądowało z hukiem na podłodze.- Prędzej go wykastruję, niż pozwolę mu ją chociażby dotknąć! Pierdoli mnie, co on sobie tam myśli w tej pustej główce! Nie wie z kim zaczyna!
- Niall, brałeś leki?- Zapytał jakby gdyby nigdy nic Liam. Zachowywał spokój i kamienny wyraz twarzy.
- Nie jestem, kurwa, jakimś popierdoleńcem, żeby musieć brać leki!
- Niall, uspokój się.- Zayn wywrócił na mnie oczami. Nie wytrzymałem. Czułem jak moje paznokcie zmieniają się w pazury, a zamiast zębów pojawiają się kły. Węch i słuch się wyczuliły, a na ciele wyrosła sierść. Jednak nie zmieniłem się całkowicie. Stałem na dwóch nogach, jak cywilizowany człowiek, a nie jak zwierze. Podszedłem do Malika, chwytając go za koszulkę. Podniosłem do góry i przycisnąłem do najbliższej ściany. Odruchowo pokazałem swoje kły, zaciskając pięści na materiale.
- Nie będziesz na mnie wywracał oczami, chuju!
- Liczę do trzech, burek- mruknął- i siądziesz z powrotem na tym cholernym krześle, uspokoisz się, a potem możemy myśleć co dalej.- Mój oddech zaczął zwalniać, potrząsnąłem głową. Puściłem Zayna.
- Przepraszam.- Podrapałem się po karku, wracając do mojej ludzkiej postaci.- Poniosło mnie, zapomniałem wziąć tych głupich leków.
- Nie ma sprawy.- Uśmiechnął się, klepiąc mnie po plecach. Westchnąłem, a potem oboje wróciliśmy na swoje stare miejsce. Podniosłem krzesło, siadając na nim.
- Skoro wszyscy już opanowali nerwy- Harry spojrzał na mnie znacząco- to możemy zastanowić się co zrobić.
- Hope musi nauczyć się panować nad mocami i bronić się z ich pomocą.- Zaczął Louis.
- Skoro o mocy mówimy- Odezwał się Liam.- Jest coś, o czym powinniście wiedzieć.
- Mów.
- Ja i Louis ostatnio próbowaliśmy ją podpuścić, wiesz... Ale ona się tak jakby wyładowała.
- Co?- Podniosłem jedną brew.
- Chodzi o to, że Hope posiada o wiele silniejszą moc niż wszystkie pozostałe wybranki.
- Sugerujesz, że ona jest kimś więcej?
- Nie wiem.- Payne wzruszył ramionami.- Jej siła i niektóre umiejętności, wskazują na to, że jest drugą w historii tego świata ponad wybranką.
- Nie.- Louis zaśmiał się pod nosem.- Vivian miała więcej niż jednego opiekuna, a Hope ma tylko Nicka. Nie ma opcji, żeby była następczynią.
- A jeżeli tak jest?- Odezwałem się, zwracając na siebie ich uwagę.- Jeżeli Hope jest kimś więcej, niż tylko wybranką? Avan w końcu zdobędzie to, czego szuka od tysięcy lat. Wątpię, żeby chciał ją zabić.
- Dlaczego?
- Nie opłaci mu się.- Wzruszyłem ramionami.- Jeżeli zabije Hope, przejmie jej moc, ale ona kiedyś i tak wygaśnie, prawda? Może za rok, a może za sto lat, nie wiem, ale wygaśnie. A wtedy on nie znajdzie drugiej takiej. Ale może ją porwać. Hope jest nieśmiertelna, dlatego mogłaby do końca świata i dłużej być dla niego czystą fabryką energii.
- Kiedy uda mu się zdobyć tą moc, to wszyscy zginiemy. On chce władzy. Zapanuje nad wszystkimi królestwami, a my nie będziemy mieli z nim szans- Stwierdził Harry, patrząc ślepo w blat stołu.
- Jest bardzo źle.- Mruknął Zayn.
- Musimy działać.- Harry podniósł się z miejsca.- Louis i Liam, macie codziennie spędzać minimum dwie godziny z Hope, próbując ją nauczyć panowania nad sobą, rozumiecie? Chociażby nie wiem jak trudno by było, ona ma się nauczyć.- Lou i Liam przytaknęli.- Ja i Zayn zajmiemy się organizacją wojska. Wzmocnimy obronę, sprawdzimy wioskę, zapytamy ludzi, wszystko. Bezpieczeństwo mieszkańców i zamku należy do nas.- Zayn kiwnął głową, a Harry westchnął, przeczesując włosy palcami.- A ty Niall masz nie spuszczać jej z oka. Nawet, jak będzie miała cię dość, wywali za drzwi, cokolwiek, masz jej pilnować, rozumiesz? A jeżeli tylko się dowiem, że gdziekolwiek zniknąłeś, okłamałeś ją, jeżeli zobaczę, że płacze, albo że nie chce jeść, to powieszę cię za jaja. Masz dopilnować, żeby była zdrowa, szczęśliwa i bezpieczna.
- Jasne.- Odpowiedziałem.
- I trzymaj się z daleka od Avana czy Nicka. Nie potrzebujemy powtórki sprzed kilku lat.
- Zrozumiałem.- Szkoda tylko, że już złamałem tą zasadę.
- I bierz leki. Masz być stabilny emocjonalnie.
- Okay.
- I staraj się nie wychodzić z Hope z zamku, i jeszcze trzymaj ją z daleka od podziemi czy podejrzanych ludzi. A jakby coś było nie tak, to masz zaraz do mnie przyjść i mi o tym powiedzieć.
- Jasne, jak słoneczko.- Wywróciłem oczami.
- I...
- Tak, Harry! Wszystko wiem, nie jestem dzieckiem. Będzie cała, zdrowa, najedzona i szczęśliwa, a ja postaram się nie ładować w kłopoty.
- Ugh.- Westchnął, zaciskając pięści. Chciałem wstać i wyjść, ale zatrzymał nas głos Stylesa.- Hope nie może się o tym dowiedzieć. To tylko niepotrzebny stres. Liam, Louis, gdyby pytała dlaczego ma trenować, to powiedzcie, że najzwyczajniej w świecie nie wiecie. Wydałem takie polecenie, a wy je wykonujecie, tyle. Ja i Zayn nie będziemy mieli w najbliższym czasie z nią kontaktu, ale gdyby pytała, Niall, dlaczego wzmacniamy obronę czy coś, to powiedz, że ktoś włamał się do zamku i musimy trochę nad tym popracować, czy coś podobnego. Nie mów, że to był Nick i Avan.- Wszyscy kiwnęliśmy głowami.- Zaczynamy od zaraz.- Wyszedłem z sali, kierując się do pokoju Hope. Byłem kompletnie zdezorientowany zachowaniem Harry'ego. Przecież mógł kazać mnie zająć się obroną razem z Zaynem, kompletnie mnie izolując od Hope. Sam mógłby spędzać z nią całe dnie. Jednak tego nie zrobił. I to było cholernie dziwne. Ale nie to mnie martwiło. Musiałem jutro pójść do miasta. Muszę spotkać się z Nickiem. A Harry naprawdę powiesi mnie za jaja, kiedy nie będę pilnował Hope. Jedynym rozwiązaniem jest zostawienie jej z kimś innym. Dlatego muszę wymyślić dobra wymówkę, żeby Liam i Louis trenowali jutro Hope właśnie w południe. A ja będę musiał się wyrobić w dwie godziny. Tylko co im powiem?
Znalazłem się pod pokojem Hopie. Wszedłem bez pukania, a ona leżała rozwalona na łóżku z ręką na podbrzuszu, które delikatnie masowała. Usiadłem obok niej, opierając się o ramę łóżka.
- Coś nie tak?- Odezwałem się. Brunetka podniosła głowę i delikatnie się skrzywiła.
- Dopadł mnie czerwony potop.- Zaśmiałem się.- To nie jest zabawne. Na szczęście Harry jest na tyle wspaniałomyślny, że zorientował się, że będę potrzebować paru istotnych rzeczy.
- Kto by pomyślał, że na to wpadnie.- Wywróciłem oczami.- Chodź tu.- Rozłożyłem ręce, a dziewczyna podniosła się, siadając pomiędzy moimi nogami i plecami opierając się o moją klatkę piersiową. Oplotłem jej drobne ciało ramionami i zacząłem delikatnie masować jej brzuch.
- Idziesz jutro do tego miasta?- Położyła dłoń na mojej.
- A dlaczego pytasz?
- To co ma Harry, raczej nie wystarczy.- Skrzywiła się.- Chciałabym, żebyś skoczył do apteki, sklepu, gdziekolwiek i kupił mi tampony, podpaski, tabletki przeciwbólowe, pudełko lodów waniliowych i czekoladę.
- Niezbędnik dziewczyny z okresem?
- Taa...- Mruknęła, śmiejąc się. Pocałowałem delikatnie czubek jej głowy i dziękowałem za to, że wysłała mnie do sklepu. Nie uśmiechało mi się latać po supermarkecie z lodami i tamponami, bo wyglądałbym co najmniej śmiesznie, ale w tym wypadku, to była świetna wymówka. Hope spadła mi z nieba.
- Boli?- Mruknęła w odpowiedzi.- Bardzo?
- Masuj dalej.- Uśmiechnąłem się. Nie rozumiem jak można chcieć skrzywdzić tak kochaną i niewinną osóbkę, jak Hopie. Ona nigdy nikogo nie skrzywdziła, pomaga ludziom. Jest trochę zagubiona, ale myślę, że każdy na jej miejscu by był. Nie wie do końca kim jest i szuka, po prostu szuka siebie. I nie rozumiem, jak może być z kimś takim jak ja. Może nie do końca być, bo oficjalnie nie jesteśmy razem. Chodzi mi o inną definicję bycia razem. Nie rozumiem, jak może mi ufać, wybaczać, skoro jestem dla niej tak cholernie nieidealny. Ona zasługuje na kogoś o wiele lepszego, niż facet, który nie panuje nad gniewem, i który zabił niewinną osobę. Tak cholernie boję się jej o tym powiedzieć, tak cholernie boję się ją stracić. Tak cholernie boję się o nią samą.
Oddychała spokojnie. Tak jak zazwyczaj od ostatniego czasu, czułem pracę jej płuc i serca. Oddychałem w tym samym tempie co ona, a nasze serca kurczyły się dokładnie tak samo. Kreśliła jakieś wzorki na mojej dłoni, która delikatnie jeździła po jej brzuchu. Mógłbym tak już zawsze. Przyzwyczajenie się do reagowania na jej dotyk, nie było takie trudne.
- Zależy mi na tobie, Hope...- Wymamrotałem w jej włosy. Zaciągnąłem się ich zapachem, a ona delikatnie zachichotała. Była tak cholernie perfekcyjna.- Od zawsze zależało. Odkąd się poznaliśmy. Nawet jak pierdolnęłaś mnie piłką, to już wtedy mi zależało.- Oboje wybuchnęliśmy śmiechem.- Jestem tylko dla Ciebie, Hopie...- Pocałowałem ją w głowę.
- Też jesteś dla mnie bardzo ważny, Niall. Jesteś jedyną osobą, która trzymała i nadal trzyma mnie na tym świecie.- Mówiła dość cicho. Czułem jak moje serce przyspiesza, co oznaczało, że jej robiło to samo. Ale czy to oznacza, że coś do mnie czuje?
- Hope?- Mruknęła.- Co tak właściwie między nami jest? Znaczy... No bo jesteśmy razem, ale nie tak razem, że razem, ale...
- Czy ty właśnie próbujesz mnie zapytać czy zostanę Twoją dziewczyną?- Zachichotała.
- Nie. To znaczy nie zrozum mnie źle, ale bardziej py...- Urwałem i przestałem masować jej brzuch. Moje mięśnie nieznacznie się napięły.- Chciałabyś?
- Może...- Ponownie usłyszałem jej uroczy śmiech. Jednak ona również się spięła.- Tylko muszę ci coś powiedzieć.- Wyplątała się z mojego uścisku i usiadła naprzeciwko, patrząc mi w oczy. Jej wzrok był przeszywający, a ja nieświadomie zacząłem bawić się kolczykiem w wardze. Robiłem to zawsze, kiedy się denerwowałem i był to po prostu odruch.
- To coś strasznego?- Zapytałem, przybliżając się do niej. Jej mała dłoń znalazła się na moim kolanie, co wywołało tysiące ciarek na całym ciele.
- Chodzi o Harry'ego.- Spuściła wzrok, jakby bała się na mnie patrzeć. Nie zareagowałem, czekając na dalszy rozwój sytuacji.- Zauważyłeś, że ostatnio jest... inny?
- Powiedzmy. Słyszałem jak ludzie gadają o jego 'drastycznej zmianie'. Ktoś nawet zwrócił się do niego po imieniu, zamiast 'panie Styles'. Albo ktoś mówił, że się ciągle uśmiecha. A dlaczego pytasz?
- Rozmawiałam z Violet. Zasugerowała, że Harry ma napady furii, kiedy go odrzucam, a kiedy jestem dla niego miła, on również ma dobry humor.- Zobaczyłem jak przygryza delikatnie wargę i patrzy na mnie spod rzęs. Była tak cholernie seksowna w tym momencie. Ale ja musiałem się skupić na tym, co do mnie mówi. Możecie uznać mnie za kompletną ciotę, ale wolę z nią teraz rozmawiać, niż zdejmować z niej ubrania.
- To ma sens.- Kiwnąłem głową.- Ale nadal nie bardzo rozumiem, o co chodzi?
- Zależy mi na tych ludziach... stworzeniach.- Poprawiła. Nigdy nie wiedziała jak nas nazywać i moim zdaniem to było urocze.- Więc spróbowałam. Zaczęłam spędzać więcej czasu z Harrym i... nawet go polubiłam. Działa, jak widzisz.
- No tak, ale...
- Ale Harry czasem zachodzi za daleko.- Na kilka sekund wstrzymałem oddech. Patrzyłem na nią w osłupieniu. Czy ona właśnie zasugerowała, że Harry ją molestuje? Gwałci?! Co, do cholery jasnej?!
- Hope, on cie dotyka?- Wydusiłem w końcu.
- Co?! Nie!- Zaprzeczyła od razu i ufałem jej. Nie kłamałaby, dlatego też kamień spadł mi z serca. Posłałem jej słaby uśmiech, który odwzajemniła.- Chodzi o to, że Harry czasem mnie całuje i ja nie chcę mu się sprzeciwiać, żeby go nie denerwować.
- Wiesz, że on w ten sposób cię do tego zmusza?
- Nie, Niall... Ostatnio tego nie robi, ale gdyby chciał, nie sprzeciwiłabym się. Po prostu gdy mu na to pozwalam, on jest taki, jak teraz! Miły, słodki, pomocny. I wolę, żeby było tak, niż jak wcześniej. Ludzie się go nie boją, jest teraz dobrym władcą.- Kiwnąłem głową.
- Więc do czego zmierzamy?
- Do tego, że cholernie mi na tobie zależy, ale jest jeszcze Harry. Nie zmuszę cię, żebyś musiał dzielić się mną z nim, dlatego nie chcę pakować się w związek.
- Hopie...- Westchnąłem i przyciągnąłem ją na swoje kolana.- Pamiętasz, że jesteś moim narkotykiem? Nie mi decydować o twoim życiu. Zrobisz, jak uważasz i w każdym wyborze będziesz miała moje wsparcie. Zawsze ci pomogę, nieważne co zadecydujesz. Jesteś najważniejsza, księżniczko. I jeżeli tylko chcesz, to jestem gotowy znosić to, że będziesz również spędzała czas z Harrym. Ale muszę wiedzieć czy cokolwiek do niego czujesz.
- Nie. Po prostu go lubię. Miło spędza mi się z nim czas, ale nie, nie kocham go.- Powiedziała pewna siebie. Oplotła moje ciało swoimi rękami, zaciskając pięści na mojej koszulce. Jej głowa opierała się o moją klatkę piersiową. Oparłem podbródek o czubek jej głowy i gładziłem plecy. Zagryzłem wargę, odsuwając ją od siebie, aby spojrzeć jej w oczy. Były zeszklone od zbierających się łez. Mimo wszystko, mimo płaczu, Hope była silna. Ale to miejsce ją osłabiło. Potrzebuje wsparcia, aby znów stać się twardą. Uśmiechnąłem się lekko. Była, jest i zawsze będzie moją księżniczką.- Hopie, pamiętaj, że moje serce należy do ciebie i tylko ciebie. Jest w Twoich rękach i Twoim wyborem jest co z nim zrobisz. Zaakceptuję wszystko, bo jesteś dla mnie najważniejsza. Od zawsze, na zawsze. Nawet jak mnie odtrącisz, to będę cię wpierał.- Uśmiechnęła się szeroko, a potem wpiła w moje wargi. Energia przepłynęła pomiędzy naszymi ciałami, wypełniając moje żyły. Polubiłem stan, w którym czułem ją całą. Byliśmy dosłownie jednym. Jeszcze nie wiedziałem dlaczego, ale nie chciałem się tego pozbyć. Przygryzła moją dolną wargę. Zrobiła to w taki uroczy i niewinny sposób.
- Kocham cię, Hope...- Szepnąłem, patrząc jej prosto w oczy.
- Wiem, Niall...
- I mam nadzieję, że kiedyś odpowiesz mi tym samym.
- Kocham cię.
- Nie, Hope.- Zaśmiałem się, chwytając jej dłonie i przykładając je sobie do ust. Pocałowałem opuszki jej palców.- Chcę, żebyś mi to powiedziała, kiedy już będziesz tego w stu procentach pewna.- Uśmiechnęła się delikatnie.- Jest późno...
- Śpimy u mnie czy u ciebie?- Przerwała mi.
- Gdzie ci wygodniej.
- Z tobą mogłabym nawet na podłodze.- Zaśmiała się.
- To może pójdziemy do mnie, przygotuję ci gorącą kąpiel, a potem pójdziemy spać, żeby mieć siłę na jutro? Bo z tego co wiem, to kolację masz zaliczoną.
- Jasne, Irish!- Poczochrała mnie po włosach, jakbym był jej ukochanym wilczkiem.
- Irish?- Podniosłem jedną brew, a potem szeroko się uśmiechnąłem, przejeżdżając językiem po moim zębach, które zamieniły się w kły. W oczach Hopie zobaczyłem jakiś dziwny błysk. Fascynację? Poczułem jak moje źrenice się zwężają. Po kilku sekundach byłem już w swoim zwierzęcym ciele, a ona patrzyła na mnie z szerokim uśmiechem. Szczerze, to na początku było to dziwne uczucie, kiedy miałem swój umysł w ciele wilka. Ale z czasem da się do tego przyzwyczaić. Ciężej było nauczyć się nad sobą panować. Chodzenie na czterech łapach było udręką, nie wspominając już o bieganiu. Ciężko było nauczyć się używać węchu, słuchu, panować nad zmysłami. A najgorszy był ogon, który we wszystkim mi przeszkadzał. Teraz uwielbiam swoją drugą postać. Kocham, kiedy czuję trawę pod łapami, kiedy biegnę. Kocham czuć wiatr, który rozwiewa długą białą sierść. Kocham nieświadome merdanie ogonem. Kocham strach, który wzbudzam w innych. Minusem jest to, że niespecjalnie mogę mówić. Dlatego obróciłem się wokół własnej osi, nadal siedząc na łóżku Hope. Zamerdałem ogonem, przekręcając lekko łeb. Hopie uśmiechnęła się szeroko i przejechała dłońmi od czubka mojej głowy, aż po sam ogon. I to było cholernie przyjemne. Usiadła naprzeciwko mnie, tak że nasze... jej twarz, a mój pysk były na tej samej wysokości.
- Kocham cię w tej postaci.- Zaśmiała się.- Jesteś przerośniętym psem, którego nigdy nie miałam. A strasznie chciałam mieć jakiegokolwiek zwierzaka.- Przytuliła mnie mocno. W duszy się uśmiechnąłem.- Idziemy do ciebie?- Zamerdałem ogonem w odpowiedzi i zeskoczyłem z łóżka. To była straszna frajda, bawić się z nią. Widziałem, że jest szczęśliwa, a ja po prostu byłem sobą. Hope otworzyła drzwi, przepuszczając mnie w nich. Szliśmy przez korytarz. Cóż... Byłem dużym zwierzaczkiem, a ona idąc, trzymała dłoń na moim łbie, delikatnie mnie w niego gładząc. Nie przeszkadzało mi to w najmniejszym stopniu, bo od zawsze lubiłem, kiedy ktoś bawił się moimi włosami. Tak samo, gdy byłem w wiosce, a Alice plotła mi warkoczyki.
- Kupię ci kiedyś obrożę i smycz.- Zatrzymałem się. Ona sobie żartuje, prawda? Zaśmiała się, idąc dalej. Dogoniłem ją i stanęliśmy przed moim pokojem. Otworzyła drzwi, znów mnie przepuszczając. Wskoczyłem na łóżko, kładąc się na nim, a Hope zaczęła bezczelnie grzebać mi po szafkach. Obserwowałem każdy jej najmniejszy ruch. Była perfekcyjna. Ułożyłem łeb na łapach, przyglądając się, jak marszczy nos, zaglądając do poszczególnych szuflad. W końcu zza jednej komody wyciągnęła małą, czerwoną piłkę. Pomachała mi nią przed oczami, uśmiechając się chytrze.
- Chcesz się bawić?- Zachowywała się jak małe dziecko. Kochałem ją za to. Nie miała czasu być dzieckiem, dlatego teraz musi to nadrobić. Przeturlała piłkę po podłodze i wbiła w nią wzrok, czekając aż ja jej ją przyniosę. Miałem ochotę prychnąć i się zaśmiać, kręcąc przy tym głową. Czułem niesamowite szczęście, że powoduję u niej tak szeroki uśmiech. Że to ja sprawiam, że zapomina o wszystkich problemach. To było wspaniałe. Czułem się akceptowany. Uwielbiała mnie jako zwierzę, tak samo jak człowieka. Zeskoczyłem z łóżka, podchodząc do piłki. Usiadłem za nią, patrząc na Hope. Kiwnęła energicznie głową. Przyprowadzam Alice do zamku i ona często bawi się ze mną, jako wilkiem. Aportuję jej piłki, stąd ta zabawka. Pod łóżkiem leżą inne jej rzeczy, których często u mnie zapomina. Jakieś spinki do włosów, kokardki. Kocham ją, jakby była moim własnym dzieckiem. Nie ma ojca, mama pracuje, a małą musi się ktoś zajmować, więc na ogół byłem to ja. Chwyciłem piłkę w zęby i potruchtałem do Hopie, która usiadła na podłodze.
- Boże, Niall!- Pisnęła.- To takie urocze!- Ona jest urocza. Usiadłem zaraz przed nią. Brunetka wyciągnęła rękę w moim kierunku, a ja podałem jej łapę. To samo zrobiła z drugą ręką. Zanim się obejrzałem, co chwilę biegałem za piłką. W pewnym momencie wyszliśmy nawet na korytarz. Hope zamachnęła się, rzucając piłkę jak najdalej mogła. Pobiegłem po nią. Śmiała się. Była szczęśliwa. A skoro ona była szczęśliwa, to ja też.
Wróciliśmy do pokoju, a Hopie upadła zmęczona na łóżko. Czasem się zatracałem, ale to było wspaniałe. Zatracałem się w swojej prawdziwej postaci. Wyłączałem myślenie, wyłączałem wszelkie ludzkie cechy i stawałem się zwierzęciem. Byłem tylko ja i moje zmysły. Słyszałem komendy, czułem zapachy, rozpoznawałem ludzi, ale byłem po prostu zwierzęciem, nie człowiekiem. Lubiłem się zatracać. Czułem się sobą. Alice często mi w tym pomagała. Uwielbiała wersję 'Irish', tak samo jak wersję 'Niall'. Była dzieckiem, które po prostu było niewinne, nie przejmowało się niczym złym, żyło w swoim świecie- szczęśliwym świecie. Wskoczyłem na Hope, zatracony w sobie. Jęknęła cicho i od razu zaczęła chichotać. Trącałem jej twarz swoim mokrym nosem, co chwila delikatnie ją liżąc, a ona zasłaniała się dłońmi, śmiejąc się coraz głośniej. Zacisnęła powieki, kiedy mój język przejechał po linii jej szczęki. I zanim się obejrzeliśmy, ja byłem z powrotem człowiekiem. Leżałem na niej, składając delikatne pocałunki na jej policzkach, czole, szyi, ramionach. A ona się śmiała. Uchyliła powieki.
- Nialler...- Wywróciła oczami.- Zachowujesz się jak dziecko.
- Ja?- Zakpiłem. To ona przecież bawiła się z przerośniętym pieskiem. Cmoknąłem ją w nos. Zlustrowała moje ciało na tyle, na ile mogła.
- Jesteś nagi!- Pisnęła, próbując mnie z siebie zepchnąć.- Niall!
- No i co z tego?- Wzruszyłem ramionami, wracając do całowania jej policzków.- Myślałaś, że moje ubrania zmieniają się razem ze mną? Widziałaś kiedyś wilka w bokserkach?
- Boże, Niall! Zejdź!- Protestowała, wywołując u mnie śmiech. Spojrzała mi w oczy z naburmuszoną miną. Wydęła lekko wargi, marszcząc nos i brwi. Była urocza, tak cholernie urocza. Mógłbym to powtarzać do znudzenia. Pochyliłem się nad nią i przejechałem swoimi wargami po jej, ledwie ich dotykając, a na końcu pocałowałem kącik jej ust.- Niall, błagam cię...- Fuknęła. Zacząłem całować jej szyję. Spodobało jej się, co mogłem wywnioskować po tym, jak wplotła palce w moje włosy i westchnęła nieznacznie.- Mam okres.- Obroniła się, kiedy dotarłem do obojczyka.
- To tylko trochę krwi, nie?- Zaśmiałem się, podciągając się do góry.
- Jesteś obrzydliwy.
- Przecież żartuję.- Pokazałem jej język, a potem wstałem. Kiedy tylko moje ciało oderwało się od jej, zasłoniła oczy. Prychnąłem.- No co? Nie chcesz popatrzeć?
- Niall, nie zmieniaj się w Harry'ego.
- No wiesz!- Oburzyłem się.- I tak wiem, że podglądasz.
- Jeżeli się nie ubierzesz, to wyjdę i już nigdy nie wrócę.- Zaszantażowała mnie, nadal trzymając ręce na oczach. Wywróciłem oczami, choć wiedziałem, że ona i tak tego nie zobaczy. Ubrałem pierwsze bokserki, które wpadły mi w ręce.
- Już.- Mruknąłem. Hope powoli rozchyliła palce, sprawdzając czy nie oszukuję. Ostatecznie usiadła, uśmiechając się lekko.- To jak? Cieplutka kąpiel?- Zaproponowałem. Kiwnęła energicznie głową. Wszedłem do łazienki, która była połączona z moim pokojem i odkręciłem ciepłą wodę. Zacząłem grzebać po szafkach, szukając płynu do kąpieli. Miałem jakiś, bo jak to Alice stwierdziła, gdy pierwszy raz tu nocowała 'Kąpiel z pianą jest o wiele bardzie ciekawa, niż taka zwykła!'. Do dzisiaj pamiętam, jak tupnęła nogą i skrzyżowała ręce na piersi, robiąc naburmuszoną minę i protestując przeciwko kąpieli. Musiałem biegać po całym zamku, żeby ona miała kąpiel z pianą. Od tamtej pory robię zapasy wszystkiego, bo tej małej blondynce nie da się dogodzić. Zawsze znajdzie coś, czego się doczepi, ale to dziecko. Znalazłem waniliowy płyn do kąpieli. Wlałem go do wody. Czekając aż wanna się napełni, przygotowałem dla Hope ręcznik. Zakręciłem wodę, kiedy kąpiel była gotowa i wróciłem do brunetki.
- Gotowe!- Uśmiechnąłem się. Wstała z łóżka, zabierając z szafki moją, jak mniemam, koszulkę i swoją kosmetyczkę, po którą musiała zajść, kiedy ja byłem w łazience.
- Oby była cieplutka, jak obiecałeś, bo inaczej będę miała zły humor.- Pokazała mi język, mijając mnie w drzwiach. Pokręciłem głową, śmiejąc się z jej komentarza. Zamknęła drzwi i usłyszałem przekręcenie klucza. Moja kochana, urocza Hopie...

-------------------------------------------

No hej! Dzisiaj rozdział pisany cały z perspektywy Nialla, czyli coś nowego. Powiem szczerze, że bardzo mi się to spodobało i chyba będę tak robiła częściej :) I dziwnie się czułam, opisując Nialla, jako wilka... To po prostu było dziwne... Nie wiem, co mogłabym Wam jeszcze napisać :C Jestem chyba chora, boli mnie głowa i gardło, a jutro miałam jechać na łyżwy. Poza tym... Lubię być chora, kocham stan gdy boli mnie głowa, gorączkę, kiedy nie mogę jeść, bo żarełko mnie obrzydza XD Jestem dziwna, wiem... I choroba=więcej czasu, którego w ogóle nie mam :C Cóż... Jestem głupia, ale no... Do następnego!

piątek, 13 lutego 2015

39. Spaces between us hold all our secrets

MISIACZKI PYSIACZKI! <3
Zapewne połowa z Was myśli, że WWAD nie jest prowadzone.
Ale jest!
Więc proszę, jesteście tu jeszcze?
Bo widząc komentarze spod dwóch ostatnich rozdziałów, widzę...
Serio? Z 30 na 12?

Oparłem twarz na dłoniach, uświadamiając sobie, że to może skończyć się równie tragicznie, jak za pierwszym razem. I byłem też świadomy, że Nick wcale nie jest przyjacielem. On był największym wrogiem, od zawsze. Tak działają, razem z Avanem. Nick dostał się do wybranek, dzięki Elizabeth. Potem udało mu się zostać opiekunem Hope. Wdarł się do najważniejszej rodziny na Ziemi. Zdobywa zaufanie, informacje... Ale tym razem ktoś pokrzyżował im plany i był to Harry. Zamknął Hope w bezpiecznym miejscu, gdzie oni nie mają prawa wtargnąć. Tak nakazuje pokój, który ustanowiła Vivian i każdy do teraz go przestrzega. My trzymamy się swojego świata i bez zaproszenia, nie przychodzimy w odwiedziny do demonów. Oni robią to samo, bez zaproszenia nie ma wstępu. A skoro Harry pokrzyżował plany Nicka i Avana, to nie mieli jak jej zabić. Teraz mogą... Jestem jak przepustka! Jeżeli podpiszę cokolwiek, to mogę być pewny, że będę musiał zabić dla nich Hope, ale tego nigdy nie zrobię. Sam też nie zginę, bo nie podpiszę niczego.
- Chcę rozmawiać z Nickiem- Syknąłem, podnosząc wzrok na Avana.- Tylko z nim.
- Ależ dlaczego?- Zaśmiał się starszy. Zmierzyłem Nicolasa wzrokiem, próbują cokolwiek dowiedzieć się z jego postawy. Jego dotychczas kruczoczarne oczy, zmieniły się z powrotem w jasnoniebieskie. Sam również przyglądał mi się.- Interesy w tym miejscu załatwia się ze mną, nie z moim bratem.- Dodał Avan.
- Skoro nie tutaj, to gdzie indziej.- Wstałem.- Będę czekał jutro równo w południe w domu Elizabeth. Może nie jesteś jeszcze tak zepsuty, jak on.- Prychnąłem. Wyszedłem bez słowa, słysząc za sobą chichot Avana. Nick jednak się nie odzywał. Mam nadzieję, że przyjdzie. Naprawdę potrzebuję pomocy. A teraz muszę wrócić do zamku, do Hope.

*Oczami Hope*

Siedziałam niespokojnie na swoim łóżku. Machałam nerwowo nogą, próbują w jakikolwiek sposób wytłumaczyć sobie zachowanie Nialla. Nie rozumiem czemu mnie okłamał. Nie musiał kłamać! Przyjmę do wiadomości wszystko, co mi powie, nawet najgorsze. Byle, żeby była to prawda. Bo lepsza jest najgorsza prawda, niż kłamstwo w żywe oczy. Miał iść do wioski, a tymczasem ciągle był w zamku. Dlaczego? Z szafki nocnej wzięłam rysunek, który dostałam od Harry'ego. Rozwinęłam go, dokładnie się przyglądając. To bardzo miłe ze strony Stylesa. Zwinęłam go z powrotem. Waham się, czy porozmawiać z Niallem o tym kłamstwie. Boję się, że wybuchnie kłótnia. Ale to nie daje mi spokoju. Spojrzałam za okno, było już ciemno. Obiecałam Harry'emu, że pójdę coś zjeść, ale przez to wszystko kompletnie straciłam apetyt. Usłyszałam pukanie do drzwi. Poprawiłam się na łóżku z nadzieją, że to Niall.
- Mogę wejść?- Zza drzwi wyłoniła się głowa Hazzy. Westchnęłam, ale skinęłam, pozwalając mu wejść. Przyniósł ze sobą tackę z kolacją, jakby wyczuł, że właśnie o tym myślałam.- Przyniosłem jedzenie.- Uśmiechnął się.- Byłem w kuchni i powiedzieli, że cię tam nie było przez cały dzień. Pomińmy to, że mi obiecałaś i po prostu zjedz to, dobrze?- Usiadł na łóżku, wpychając mi tackę do rąk. Podziękowałam, przyglądając się jedzeniu. Nie było to nic specjalnego. Zwykły maślany rogal i kakao. Jednak patrzyłam na to, jakbym właśnie miała zjeść całą mega pizze sama. W innych okolicznościach byłoby to kuszące, ale nie teraz. Chwyciłam rogala do ręki i urwałam kawałek, rzucając krótkie spojrzenie na Harry'ego.
- Musisz tu siedzieć?- Skrzywiłam się.
- Muszę przypilnować, żebyś to zjadła.- Wzruszył ramionami.- Musisz jeść, bo będziesz słaba.
- Kiedy ja nie mam na to najmniejszej ochoty.
- Coś jest nie tak?- Brunet przysunął się do mnie.- Jesteś smutna, ciągle o czymś myślisz.
- Mam mały problem, ale nie rozmawiajmy o tym.- Uśmiechnęłam się słabo.
- Chodzi o Nialla?
- Skąd wiesz?
- To jest jedyny temat, jakiego unikasz w stu procentach. Myślę, że gdyby nie chodziło o niego, to wygadałabyś mi wszystko, co leży ci na sercu.- Westchnął. Naprawdę nie wierzę w to, co się tutaj dzieje. Harry zachowuje się całkowicie, jak nie Harry! Ja nie mogłam go zmienić do tego stopnia, to niemożliwe. Zamknęłam na chwilę oczy, wzdychając.
- Mógłbyś mnie zostawić samą?
- Wyjdę, jeżeli zjesz.
- Zjem, przysięgam!- Ponownie się uśmiechnęłam.- Musze pobyć sobie sama. Mogę ci przynieść pusty talerz do pokoju.
- O nie, mała!- Pokręcił głową.- Musiałbym cię nie znać, żeby nie wiedzieć, że pewnie to gdzieś wyrzucisz czy wylejesz. Masz to zjeść przy mnie.- Naburmuszyłam się i fuknęłam na niego, wpychając rogala do buzi. Denerwowało mnie to, że Harry dokładnie mi się przyglądał, patrząc czy na pewno zjem wszyściutko! Nic nie mówił, po prostu patrzył. A ja co chwila zerkałam w jego stronę, żeby spotkać się z zielonymi tęczówkami. Po wielkich zmaganiach zjadłam wszystko i oddałam pustą tackę Stylesowi. Uśmiechnął się.
- Zjedzone!
- Cieszę się.- Wstał.- Pamiętaj Hope, że jakbyś chciała pogadać, albo po prostu z kimś pobyć, to możesz przyjść do mnie. Nie zjem cię.- Zaśmiał się. Zwlokłam się z łóżka, podchodząc do niego. Przytuliłam go, sprawiając, że tacka prawie wypadła mu z rąk. Mogłam wyczuć, że jest zaskoczony, ale po chwili objął mnie jednym ramieniem, drugim nadal przytrzymując tackę. Przejechał kilka razy po moich plecach. Tego potrzebowałam. Czyjegoś wsparcia. Ale w życiu nie powiedziałabym, że otrzymam go od Harry'ego.
- Będę pamiętać.- Odsunęłam się od niego.- A teraz wynocha!- Zaśmiałam się, wypychając go z pokoju. Zatrzasnęłam za nim drzwi, opierając się o ich powierzchnię. Albo ktoś zabił Harry'ego i podstawił jego klona, albo on naprawdę się tak zmienił. I pierwsza wersja jest o wiele bardziej prawdopodobna! Zaśmiałam się pod nosem, rzucając plackiem na łóżko. Mogłam usłyszeć, jak Harry trzaska się w swoim pokoju, ale nie były to niepokojące dźwięki. Nie był to napad furii, tylko zwykłe trzaskanie szafek. Czuję się jak w zupełnie innym miejscu, wśród zupełnie obcych mi ludzi.

*Oczami Harry'ego*

Wywaliła mnie z pokoju, zatrzaskując drzwi. Akurat obok przechodziła Violet. Uśmiechnąłem się do niej lekko, a ona to odwzajemniła.
- Mogłabyś zanieść tą tackę do kuchni?- Zatrzymałem ją.
- Oczywiście- Zabrała ją ode mnie.- Miła rozmowa z Hope?
- Powiedzmy i dziękuję.- Ponownie się uśmiechnąłem, wchodząc do swojego pokoju. Zamknąłem drzwi, opierając się o nie. Zjechałem po ich powierzchni na podłogę, chowając twarz w dłoniach. To jest tak cholernie trudne! To całe bycie miłym i pomocnym, i w ogóle cały ten cyrk! Przyklejony uśmiech zszedł mi z twarzy, a ja wstałem. Jedyny plus takiego zachowania, to kontakt z Hopie. Teraz o wiele częściej ze mną rozmawia, poświęca mi więcej czasu i bardziej mi ufa. Już nie jestem na skreślonej pozycji. Ale czy to wszystko jest warte takiego zachodu? Może na krótszą metę, owszem. Ale długo nie pociągnę, będąc miłym i uczynnym Harrym. Ja jestem królem tych wszystkich istot, a oni zwracają się do mnie po imieniu. Jestem Pan Styles, nie Harry. Nie wiem jak długo będę udawał, ale w końcu nie wytrzymam. Choć uważam, że Hope jest warta tego cyrku! Poza tym. Ona i Niall... Lubię go, nie powiem, że nie. Jest moim przyjacielem, znamy się odkąd tylko pamiętam, ale on jest zdecydowanie za blisko niej. Teraz nieświadomie pogorszyłem jego sytuację. Okłamał Hope i to widać gołym okiem. Zobaczyłem jej reakcję, kiedy wspomniałem, że go widziałem. Tylko czemu to zrobił? Po co powiedział, że idzie gdzieś indziej, a tymczasem został w zamku? Chodziłem po pokoju, bezsensownie otwierając i zamykając szafki. Nie szukałem niczego, więc w sumie nie wiem po co to robiłem. Chyba, żeby czymś się zająć. Ostatecznie położyłem się na łóżku, patrząc w sufit. Naprawdę byłem tak zły, że ona mnie tak bardzo nienawidziła? Ale dzisiaj z własnej, niczym nie przymuszonej woli mnie przytuliła. Zrobiła to, bo chciała. Nienawidzę się przytulać, dla mnie jest to oznaka słabości. Przytulają się ludzie, którzy mają problemy i potrzebują innych osób. Przytulając się, nieświadomie okazujemy potrzebę obecności drugiej osoby. Ja nie potrzebuję nikogo. Dałbym sobie radę sam, całkowicie sam. I nie jestem słaby. Po prostu nie cierpię się przytulać, ale z Hope mógłbym to robić godzinami. Dlaczego? Ponieważ wtedy czuję, że nad wszystkim panuję, że mam jakiegoś rodzaju kontrole. Czuję, że ona mnie potrzebuje i jest to cholerna satysfakcja. Tym bardziej, kiedy robi to samoczynnie. Nie po to, żeby mnie uspokoić, czy pokazać, że nie jest tak źle. Hopie jest głupiutka. Myśli, że nie wiem co robi. Ja doskonale wiem. Znalazła sposób, żeby minimalnie nade mną zapanować. Ale nie znalazłaby go bez mojej pomocy. Bo niby nieświadomie wybrałem akurat Luke'a? Wiedziałem, że ona przybiegnie, wiedziałem, że kiedy zobaczy, że chcę zabić Luke'a, to zareaguje. I wyszło mi to na dobre. Spędziła ze mną cały dzień, okrągłe dwadzieścia cztery godziny i w dodatku, spała ze mną w jednym łóżku. Ja mam z tego satysfakcję, a ona uświadomiła sobie, że nie jestem aż takim potworem. Nie wiem czy obojgu nam wyszło to na dobre, ale chyba tak. Oczywiście mogłem wymyślić cokolwiek innego. Mogłem kazać jej się przestać spotykać z Niallem, mogłem ponownie zamknąć ją w pokoju i nie wypuszczać, a nawet mogłem zaciągnąć ją do siebie i kazać jej się ze mną pieprzyć. Ale jaka by była z tego satysfakcja? Po prostu pokazałbym jej, że jednak jestem osobą, której nienawidzi. A ona w jakiś sposób we mnie wierzy. Wierzy w to, że jednak jestem kochanym, słodkim, uroczym chłopakiem, który potrafi kochać. Perspektywa pieprzenia jej na moim łóżku była kusząca, i to jeszcze jak! Ale nie na tym polega zabawa. Hope zapomniała o jednej rzeczy, którą powiedziałem jej na początku pobytu w zamku. Zaraz po porwaniu, kiedy wytłumaczyłem jej swój plan, który i tak już jest nieważny, bo ona siedzi tutaj z własnej woli i raczej nie spieszno jest jej do wyjścia, a to dlatego, że w pewien sposób wpłynąłem na jej psychikę. Wbiła sobie, że nie pozwolę jej wrócić do domu, a nawet, że nie wypuszczę jej poza mury zamku. Szczerze? Gdyby teraz o to zapytała, zgodziłbym się. Gdyby tylko chciała, mogłaby wrócić do jej starego domu, który tylko na nią czeka. Ale problem jest w tym, że ona już nie chce. Ona woli zostać tutaj. Ludzie pod naciskiem, pod presją się zmieniają. Ale wracając, bo odbiegłem od tematu. Powiedziałem jej wtedy, że zawsze jestem o krok do przodu przed nią. Tak jest też teraz. Ona myśli, że ma nade mną kontrolę, a tak naprawdę, to tylko kolejny plan. Kolejny podstęp, żeby zmienić jej psychikę.
Wstałem, wychodząc z pokoju. Musiałem znaleźć Nialla, musiałem z nim porozmawiać. Tak samo z nim, jak i z innymi chłopakami. Nie miałem okazji zrobić tego wcześniej, bo Horan gdzieś zniknął, ale czuję, że już wrócił.

*Oczami Hope*

Ktoś zapukał do drzwi. Tym razem to musiał być Niall. I tak też było. Blondyn wszedł do mojego pokoju z szerokim uśmiechem na twarzy. Usiadł na łóżku, tuż przede mną. Jego dłoń powędrowała do mojego policzka, jednak ja się odsunęłam. Musiałam być silna, bo w tym momencie potrzebowałam jednego- wyjaśnień.
- Coś się stało?- Blondyn zmarszczył brwi, przyglądając mi się. To było trudne, kiedy on wydawał się być uroczy i niewinny, ale jednak kłamał.
- Gdzie byłeś?- Westchnęłam.
- W wiosce, przecież ci o tym mówiłem.
- Dlaczego mnie okłamujesz?- To było naprawdę okropne. Zacisnęłam lekko szczękę, zachowując kamienny wyraz twarzy.
- Hope...- Niall przysunął się do mnie.- Nie okłamuję cię.
- Byłeś w zamku.
- Tak, wiem.- Westchnął.- Przepraszam. Wiem, że nie powinienem cię okłamywać i przysięgam, że to była jedyna nieprawda, jaką ci powiedziałem. Po prostu mam mały problem i muszę go sam załatwić. To nic wielkiego, więc uznałem, żeby ci nie mówić, bo zaczęłabyś się martwić i...
- Czyli lepiej, żebym nie wiedziała i martwiła się o to, że mnie okłamujesz, niż żebym wiedziała i martwiła się, kiedy to będzie potrzebne?
- Hopie...
- Żadna 'Hopie'- Przerwałam mu.- Myślałam, że mi ufasz, i że mówimy sobie o wszystkim. Niall, jak ja mam ci zaufać, kiedy mnie okłamujesz? Tak się to wszystko zaczyna! Pierwsze jest jedno małe kłamstwo, a potem za nim ciągnie się kolejne i kolejne, aż ostatecznie wszystko, co wiemy o drugiej osobie jest kłamstwem!- Zaczęłam histeryzować. Gestykulowałam rękami, aż Niall ich nie złapał i nie przeciągnął mnie na swoje kolana, zamykając w szczelnym uścisku.
- Uspokój się, księżniczko.- Wymamrotał w moje włosy. Czułam, że mam dość. Wiem, że dramatyzowałam, bo on po prostu nie poszedł tam, gdzie mi powiedział, ale... Ja nie wiem! Ma problem! Chciałabym mu pomóc, ale nie mogę, bo on go przede mną ukrywa! Wzięłam głęboki wdech.
- Nialler...
- To jest jedyna rzecz, którą zachowam dla siebie, dobrze? To jest sprawa, którą muszę rozwiązać sam i chociaż wiem, że chciałabyś pomóc, to wiem też, że nie mogłabyś. Przysięgam, że powiem ci, jak to się wyjaśni, dobrze?- Przerwał mi.- To będzie jedyna taka rzecz, przyrzekam.
- N-no, dobrze.- Zająknęłam się. To w żaden sposób mi się nie podobało, ale co mogłam zrobić? To jego życie, jego wybory, zrobi jak uważa. Nie mam na to wpływu.
- Uśmiechnij się!- Blondyn cmoknął mnie w nos. Zrobiłam to, o co poprosił, chichocząc pod nosem. Obróciłam się przodem do niego, siadając okrakiem na jego udach.- Do twarzy ci z uśmiechem, panienko.- Zaśmiał się, a jego dłonie przejechały po moich udach.
- Ależ dziękuję!- Prychnęłam, wywracając teatralnie oczami, a potem najzwyczajniej w świecie wpiłam się w jego usta. Mam nadzieję, że to naprawdę jedyne kłamstwo z jego strony. Wplątałam palce we włosy chłopaka, kiedy pogłębił pocałunek. Śmiałam się w jego usta i sama nie wiedziałam z czego. Oderwałam się od niego, opierając swoje czoło o czoło blondyna. Uśmiechnął się szeroko, a jego błękitne oczy zaśmieciły, jakimś obcym mi światłem. Dosłownie. Niebieskie tęczówki chłopaka zdawały się promieniować.
- Coś nie tak? Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha.- Zaśmiał się. Miałam wrażenie, że jego oczy robiły się jaśniejsze za sprawą tego światła.
- W-wszystko w porządku.- Wydukałam. Odetchnęłam z ulgą, kiedy powoli przestawał świecić.
- Na pewno? Nie wydaje mi się, żeby...
- Na sto procent!- Przerwałam mu.
- W takim razie w porządku.- Uśmiechnął się.- Jutro przed południem będę musiał wyjść do miasta. Nie wiem, o której wrócę, ale mam nadzieję, że jak najszybciej. Mogę po drodze wstąpić do jakiegoś sklepu czy coś, albo do ciebie do domu, jakbyś chciała, żebym ci coś przyniósł.
- Nie wiem.- Westchnęłam.- Zjadłabym sobie szarlotkę, ale to mogę upiec tutaj.
- Czyli niczego nie potrzebujesz?
- Mógłbyś przynieść mi trochę ubrań z domu. Wszystko tam zostało, a tu nie mam za wiele.
- Jasne- Cmoknął mnie w usta.- Potem możemy pójść na spacer, albo do wioski. Dawno nie widziałem się z Alice, a ona bardzo cię polubiła.
- Naprawdę?
- Tak! Cieszyła się, że poznała wybrankę i mówiła, że nie spodziewała się, że jesteś tak miła.- Zaśmiałam się i wtuliłam w tors blondyna. Tak właściwie, to czy my jesteśmy razem? Nie. Ktoś zapukał do drzwi. Otwarły się bez pozwolenia, a do środka wparował Harry. Zatrzymał się, nie zamykając drzwi.
- Oj, przepraszam.- Mruknął, drapiąc się po karku.
- Jest okay.- Uśmiechnęłam się, schodząc z Horana.- Patrz, znalazłam go.- Chwyciłam dłoń chłopaka podnosząc ją do góry i machając na boki.
- Świetnie. Właśnie wszędzie go szukałem.
- Jakaś zmowa?- Niall zmarszczył brwi, a potem spojrzał na mnie.- Sprzedałaś mnie?!
- Jeszcze musiała dopłacić.- Zaśmiał się Harry.
- Słaby był z ciebie interes, Niall.- Również zachichotałam.
- Chodź, musimy pogadać. Chłopaki na nas czekają.
- Chłopaki? Jakaś narada?
- Po prostu chodź.- Horan wzruszył ramionami i pochylił się w moją stronę. Cmoknął mnie przelotnie w usta. Nie byłam zadowolona, ponieważ Harry patrzył. Jednak nie zareagował w żaden sposób, a przynajmniej ja niczego nie zauważyłam.
- Do zobaczenia, Hope!- Rzucili równocześnie, wychodząc. Spojrzeli na siebie, a potem westchnęli. Wyglądało to dość komicznie. Ale jedno mnie martwiło. Co takiego się stało, że chłopaki robią naradę?

*Oczami Nialla*

Z satysfakcją wyszedłem z pokoju Hope. Pocałowałem ją na jego oczach, pokazując, że Hopie jest moja, tylko moja. Czułem cholerną satysfakcję, która niemal rozrywała mnie od środka. Gdybym mógł, wykrzyczałbym to Harry'emu prosto w twarz, ale musiałem zachować powagę.
- Naprawdę mamy naradę, czy to tylko pretekst, że nas rozdzielić?- Odezwałem się, idąc zaraz obok Stylesa. Prychnął.
- Jasne, że mamy naradę. Po co miałbym was rozdzielać?
- To żart?- Zakpiłem.- Ty ciągle nas rozdzielasz.
- Powiedzmy, że jestem poirytowany faktem, że ją okłamałeś, ale najwidoczniej ci wybaczyła. Poza tym, masz cholerne szczęście, że Hope wybacza ci wszystko, co zrobisz.- Zdziwiłem się słowami Stylesa. Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek usłyszę coś takiego z jego ust.
- Cóż... Dzięki... Ale ty nigdy nie mógłbyś z nią być.
- Jak na razie, to ja się z nią przespałem i z tego co wiem, ty nie.- Zaśmiał się.
- Ale to do mnie przyszła się wyżalić. Najwidoczniej żałowała.
- Hope tego nie żałuje.
- Skąd wiesz?
- Bo rozmawialiśmy o tym.- Rzucił. Westchnąłem.- Zmieńmy temat, ok?
- To ogólna narada, czy tylko ty, ja i chłopaki?
- Tylko my.- Odpowiedział.
- Czyli poważnie. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz mieliśmy taką naradę.
- Kiedy zabiłeś Elizabeth.- Wtrącił.
- O co tym razem chodzi?- Zmieniłem temat, chcąc uniknąć, i tak już męczących mnie wspomnień.
- Nie wiem. Zayn chciał z nami pilnie porozmawiać. Myślę, że to coś poważnego, ale nie wiem czego dokładnie dotyczy.- Kiwnąłem głową. Chyba naprawdę jest poważnie. Ale co? Ktoś z nich dowiedział się, że byłem u Avana? A jeżeli tak? Cholera, mam przesrane. Przeszliśmy przez korytarze, ostatecznie wchodząc do sali, gdzie zazwyczaj odbywały się tego typu narady. Przy stole siedzieli już Zayn, Liam i Louis. Brakowało tylko mnie i Harry'ego.
- Jesteście w końcu!- Krzyknął Payne, chowając twarz w dłoniach.- Niall, gdzie ty byłeś?!
- Um... Miałem kilka spraw do załatwienia.- Mruknąłem i usiadłem na swoim tradycyjnym miejscu. Styles również usiadł i wszystkie pary oczu skierowały się na Zayna, dając mu do zrozumienia, że ma zaczynać.
- To była prawda, Harry.
- Co?- Zmarszczyłem brwi.
- To długa historia. Nie chciałem wam wcześniej zawracać głowy, ale teraz już chyba muszę. Ostatnio Lily- Lily? Lily to niska blondynka o ładnych, niebieskich oczach. Z tego co wiem, mieszka w wiosce, ale chyba ostatnio przeprowadziła się do zamku.- Lily mówiła, że widziała Nicka.
- To chyba dobrze, Nick...
- Kurwa...- Przekląłem pod nosem, przerywając Louisowi. Wszyscy spojrzeli na mnie.
- Nie dobrze?- Zapytał Lou.
- Tragicznie!- Odpowiedział Zayn.- A to wszystko dlatego, że ja widziałem Avana. Dzisiaj rano.
- Czyli?- Dopytał Harry.
- Czyli pokój przerwany.

---------------------------------------------------------

Cary mary moje kochane Jednorożce :3 No hej! Co tam u Was? Ja sama nie wierzę w zmianę Harry'ego! O lel, co tu się porobiło?! Omawiając moje odczucia przy tym rozdziale (Zawsze omawiam to co myślę, a tak serio to ja to piszę xd) Serio, ja od początku nie wierzyłam w zmianę Harry'ego, a teraz już wiemy, że on tylko udaje! Ale czy to, że udaje dla Hope nie znaczy, że w jakimś stopniu się zmienił? Jeszcze Nick... Wiem, że wiele z Was go lubiło, ale cóż... On wcale nie jest pozytywną postacią w tym opowiadaniu :/ Jestem ciekawa czy pojawi się w domu Elizabeth. Do tego wszystkiego Niall. Mnie poruszyły słowa Harry'ego 'Masz cholerne szczęście, że Hope wybacza ci wszystko, co zrobisz'. Co miał na myśli? I jak również widzicie, Harry i Niall nie są odwiecznymi wrogami. Są przyjaciółmi i tego musimy się trzymać.
O borze (Mam na myśli leśny bór xd) pieprze od rzeczy XD Nie no, żegnam się z Wami! Widzimy się w przyszły piątek! <3
WBIJAĆ RÓWNIEŻ NA <MADNESS> I <SEXUALITY EDUCATION>

środa, 4 lutego 2015

38. That's what was in the past

NOWY TRAILER!
TAK, TO JUŻ PIĄTY!
NIE, NIC!

Wpatrywałem się w szatyna przed sobą, przenosząc wzrok z niego na jego brata i z powrotem. Nadal nie wierzyłem, że tutaj jestem. Usiadłem na krześle, starając się zachować spokój.
- No więc co tym razem, Niall?- Zaczął Avan.- Dlaczego chcesz rozmawiać z Nicolasem?
- Nie twój zasrany interes.- Warknąłem.
- Właściwie, to mój. Już kiedyś ci pomogłem, więc dlaczego teraz tak bardzo mnie nienawidzisz?
- Wykorzystałeś mnie!- Krzyknąłem.- Wiedziałeś, że jestem zdesperowany, więc to wykorzystałeś!
- Takie były warunki umowy.- Prychnął.- Podpisujesz pakt z diabłem, Horan.- Miał rację. To było jak pakt z diabłem. Zamknąłem oczu, czując jak on opanowuje moją duszę, zmuszając mnie do przypomnienia tamtych wydarzeń.

Szedłem przez ciemny korytarz, prowadzony przez jakiegoś faceta. Nie bardzo wiedziałem gdzie jestem, ale za to wiedziałem po co tu jestem. Wszedłem do dużej sali. Była ciemna. Na ścianach wisiały lustra, a na środku stał ogromny stół. Przy nim siedział jakiś mężczyzna. Miał jasne, bardzo jasne oczy i rozczochrane czarne włosy.
- Ty jesteś Niall, prawda?- Zachęcił mnie, żebym podszedł bliżej i zajął jedno z miejsc. Tak też zrobiłem. Kiwnąłem twierdząco głową, odpowiadając na jego wcześniejsze pytanie. Wydawał się być nadzwyczajnie miły.- Co cię tu sprowadza?
- Słyszałem, że możesz mi pomóc.- Odezwałem się w końcu.
- Ja mogę pomóc każdemu, ale nic za darmo.
- Wiem.- Rzuciłem.- Szukam pewnej dziewczyny. Wiem o niej prawie wszystko, ale nie wiem gdzie jest. Zniknęła i...
- Wiem o kogo chodzi.- Przerwał mi.- I mogę ci powiedzieć gdzie ona jest, ale w zamian oczekuję od ciebie pewnej przysługi.- Zaczął tajemniczo. Zanim się obejrzałem, przede mną znalazł się jakiś dziwny papier. Podniosłem go ostrożnie, studiując dokładnie każde słowo. To była umowa. Umowa, która mówiła, że jeżeli on pomoże mi, to ja pomogę jemu. Tak w skrócie. W zamian za potrzebną mi informację, będę miał u niego dług i zobowiążę się do jego spłacenia, niezależnie od tego, czym on będzie i kiedy on nastąpi. Bo mógł się do mnie zwrócić za rok, za dwa lata, a mógł czegoś chcieć od razu. Jeżeli odmówiłbym zrobienia czegokolwiek, moja dusza będzie automatycznie należeć do niego i zrobi z nią co będzie chciał. Naprawdę potrzebowałem informacji o tym, gdzie jest Hope, więc byłem bardzo zdesperowany.
- I jak?- Znalazł się obok mnie.
- Zgadzam się.
- Świetnie.- Uśmiechnął się i wyciągnął nóż, przejeżdżając nim po wewnętrznej części mojej dłoni. Kilka kropel mojej krwi spadło na papier, który następnie został podpalony przez mężczyznę. Patrzyłem jak cały płonie, aż nie zostało po nim nic, oprócz kupki popiołu.
- Hope Wilson jest w psychiatryku.
- Gdzie dokładniej.
- Wiesz gdzie.- Rzucił.- Wezwę cię, kiedy będę potrzebował twojej pomocy.- Chciałem się odezwać, ale on zniknął. Naprawdę miałem dziwne przeczucie, że jednak wiem, gdzie jest Hope. Wyszedłem z pomieszczenia, biegnąc przez korytarze.

Chodziłem nerwowy po domu. Nie wiedziałem co mam zrobić, czy mam tam jechać, czy zostać w Londynie. Cały się trzęsłem. Ostatecznie wyszedłem ze swojego domu, przechodząc do sąsiedniego ogrodu. Drzwi tarasowe zawsze były otwarte, bo Elizabeth dobrze wiedziała, że lubię ją odwiedzać. Zapukałem w szkło, a potem wszedłem do salonu, gdzie siedziała starsza kobieta.
- Niall- Uśmiechnęła się do mnie, odrywając od rozmowy z Nickiem- jej byłym opiekunem.- Co tu robisz? Wszystko w porządku?- Zmarszczyła brwi, widząc w jakim byłem stanie. 
- Wiem gdzie ona jest.- Na twarzy szatyna zagościł niezrozumiały dla mnie uśmiech.- Nie wiem co zrobić.
- Idź tam.- Rzucił Nick.- Ale lepiej nie tak. Może być zdziwiona, kiedy zobaczy cię po kilku latach.- Nie lubiłem go. Ba! Ja go nienawidziłem. Nick był obecnym opiekunem Hope i doskonale wiedział gdzie ona jest. Jednak nigdy mi tego nie wyjawił. Mogłem błagać go na kolanach, mogłem obiecywać złote góry, ale on był nieugięty. Nie rozumiałem dlaczego nie mógł mi tego powiedzieć. Jednak to on naprowadził mnie na tego faceta.- Avan ci pomógł, prawda?- Ponownie się uśmiechnął. Staruszka słysząc to imię, omal nie zemdlała. Zrobiła się blada jak ściana. Spanikowany skoczyłem szybko po szklankę wody. Czułem się zobowiązany do opieki nad nią. Była babcią Hope. Ostatnia osobą, jaka jej została.
- Byłeś u Avana?- Wykrztusiła, upijając łyk zimnej wody.
- Tak, chyba tak.- O ile on miał na imię Avan.
- Błagam, tylko nie mów, że to od niego wiesz, gdzie jest Hope, że nie podpisywałeś niczego.
- Nie podpisywałem.- Odpowiedziałem wymijająco. Rzeczywiście niczego nie podpisywałem, po prostu zalałem krwią. Na moje słowa Nick lekko się skrzywił. Postanowiłem to zignorować, czego teraz cholernie żałuję.

Gdybym wtedy wiedział jakim fałszywym i zakłamanym chujem jest Nicolas, zadbałbym o to, żeby nigdy więcej nie pokazał się w życiu zarówno moim, jak i Hope oraz Elizabeth. Gdybym tylko wiedział, teraz byłoby zupełnie inaczej. Jednak wracając.

Nie zastanawiając się długo, postanowiłem tam pojechać. Nie wiedziałem dokładnie gdzie, po prostu tam. Tak też zrobiłem. Wsiadłem na motor i jechałem przed siebie, kierowany jakąś nieznaną mi mocą. To ciągnęło mnie jak po sznurku. Po kilku godzinach dotarłem do kompletnego odludzia, gdzie na środku stał jeden, ogromny budynek. Zarzuciłem kaptur na głowę, postanawiając tam wejść. Wtedy po raz pierwszy skorzystałem z jakiegoś idiotycznego zaklęcia, które miało sprawić, że byłem niewidzialny. Podała mi je Elizabeth, więc dlaczego miałbym nie skorzystać? Chodziłem po korytarzach, kompletnie niezauważony. Szukałem w różnych pomieszczeniach. Widziałem naprawdę zwariowanych ludzi, aż w końcu znalazłem. Siedziała zamknięta za szybą, jak małpa w zoo. Przyglądałem się jej uważnie. Długo jej nie widziałem. Ponad trzy lata. To było okropne. Mogłem stwierdzić, że jest milion razy piękniejsza niż była. Ale brakowało jej szerokiego uśmiechu na twarzy. Tego zaciekawienia w jej oczach. Życia.

Pamiętam ten widok aż do teraz i nie zapomnę do końca życia. Po nocach śni mi się to cholerne pomieszczenie, w którym była zamknięta. I czuję się winny. Bo chciałem ją uwolnić, ale nie mogłem. Nie mogłem, ponieważ tamto miejsce było jedynym, w jakim na tamtą chwilę była bezpieczna. Ale to cholernie mnie bolało i nadal boli. Patrzyłem na osobę, którą cholernie kochałem i widziałem jak cierpi. Karciłem siebie, za to, że tam pojechałem. Wolałem być nieświadomy tego wszystko. Wolałem już po prostu nie wiedzieć. Ale sam się naraziłem. Ciągle widzę ten wzrok. I nawet jak jestem z Hope sam na sam, twarzą w twarz i ona szeroko i szczerz się uśmiecha, ja widzę ten wzrok. Pusty, przepełniony żalem. I chociaż wiem, że nie jest to żal do mnie, ja sobie ciągle to wmawiam. I jestem winny. Jestem winny za wszystko co stało się potem.

Wróciłem z tamtego miejsca. Nie mogłem się na niczym skupić. W pewnym momencie nawet bałem się prowadzić. Wszedłem do domu Elizabeth, ale jej nie było. To nie była jakaś specjalna niespodzianka. Często wychodziła. Po prostu wróciłem do siebie i zamknąłem w pokoju, rzucając na łóżko. Musiałem pomyśleć, uspokoić się, zrobić cokolwiek z mętlikiem w głowie.
- Niall- Odezwał się męski głos. Od razu otworzyłem oczy, patrząc na miejsce skąd on dochodził. I stał tam Avan. Uśmiechał się w ten charakterystyczny dla niego sposób. Nie był to uśmiech rozbawienia, ani też całkowicie nie był on chytry. Jednak miał w sobie coś cwaniackiego. Coś, co mówiło "To ja tu mam nad wszystkim kontrolę". To był po prostu uśmiech Avana.
- O co chodzi?- Zmarszczyłem brwi.

Ile ja miałem wtedy lat? Piętnaście? Szesnaście? Piętnastolatek prowadzący motor i przejeżdżający dziesiątki kilometrów, aby dotrzeć do psychiatryka? To niedorzeczne. Ale wtedy wszystko było niedorzeczne. Bo w tym świecie lata liczyły się inaczej. Skoro Harry jest wampirem, to czy to oznacza, że ma dwadzieścia lat? Może w świecie śmiertelników tak, ale nie tutaj. Ja sam nie wiem jak długo już żyję, starzeję się do pewnego momentu, jak na przykład psy. Od szczeniaka rosną, ale w pewnym momencie zatrzymują się w pewnym stadium rozwoju, gdzie wyglądają tak samo. Cóż... To poniekąd tak działa, bo kto mi udowodni, że mam dwadzieścia lat, kiedy tak naprawdę żyję już sześćdziesiąt? Nieważne... Ale gdyby złapała mnie policja? Gdyby mnie wtedy zatrzymali, to co mogliby zrobić? Nic. Bo zapewne bym ich zabił. To zwykli śmiertelnicy, którzy nie potrafią zrozumieć naszego świata, a co dopiero się przed nim obronić. W każdym razie, byłem gówniarzem, który nie myślał za dużo. Teraz nigdy bym tego nie zrobił, bo nie możemy narażać ludzi na niebezpieczeństwo.

- O co chodzi?- Zmarszczyłem brwi, przyglądając się jego twarzy. Już wtedy poczułem się oszukany. Chciałem zobaczyć Hope, owszem. To był mój cel, ale liczyłem, że wszystko z nią w porządku, jednak tak nie było. Moje myśli zaczęły mnie przytłaczać i miałem wrażenie, że on doskonale wiedział, że tak będzie. Jednak wysłał mnie do niej. Avan był, jest i będzie zakłamanym fiutem. On po prostu mnie wtedy oszukał. Wszystko było dla niego korzystne, a ja otrzymałem to, czego chciałem. Ale nikt mnie nie ostrzegł, że to tak strasznie na mnie wpłynie.
- Potrzebuję twojej pomocy, Niall.- Ten uśmiech nie schodził mu z twarzy. Kiwnąłem głową, dając mu znać, że ma kontynuować.- Dobrze znasz Elizabeth, prawda?- Nie wiedziałem do czego prowadzi ta rozmowa.
- Znam.- Przytaknąłem, a Avan podszedł do mnie, siadając na moim łóżku.
- Jest kimś wyjątkowym, prawda?- Znów przytaknąłem.- Jest wybranką.
- O co chodzi?- Chciałem już przejść do rzeczy, bo zaczynałem się naprawdę denerwować całą tą rozmową.
- Powiedzmy, że jest mi bardzo potrzebna.- Na początku się nie domyśliłem, jednak po kilku minutach już wiedziałem o co chodzi. Próbowałem wmówić sobie, że to jednak nie to, ale było za późno.
- Nie zabiję jej.
- Owszem, zrobisz to.- Wstał.- Podpisałeś umowę.
- Nie zabiję Elizabeth!- Również się podniosłem i stanąłem twarzą w twarz z Avanem.
- Masz czas do rana.- Syknął, a potem zwyczajnie zniknął. Usiadłem zdezorientowany, starając się w najmniejszym stopniu zrozumieć to, co się dzieje. I nie mogłem. Jednak byłem świadomy tego, że obowiązywała mnie umowa. Był już wieczór, więc zostało mi około dwunastu godzin. W brew wszystkiemu, wbrew swoim myślom, wbrew umowie, przesiedziałem całą noc na łóżku. Nie mogłem spać, ale za to przez kilka godzin wpatrywałem się tępo przed siebie. Po prostu nie mogłem tego zrobić. Elizabeth była związana z Hope. Była jedyną osobą, która ją rozumiała, i która mogła jej potem pomóc. Sam żywiłem do niej ogromny szacunek. Spojrzałem na zegarek i do dzisiaj dokładnie pamiętam tamtą godzinę. Była 3.07 a.m. Wstałem przytłoczony swoim umysłem i postanowiłem do niej pójść. Musiałem jej o tym powiedzieć. Musiałem się przyznać i miałem nadzieję, ze ona mi pomoże. Była przecież najsilniejszą i najważniejszą osobą na tym świecie. Wyszedłem do ogrodu i przez furtkę w płocie, znalazłem się u Elizabeth. Spojrzałem w okno, prowadzące do salonu. Zdziwiłem się, kiedy zobaczyłem w nim delikatne światło. Stanąłem pod drzwiami tarasowymi. Były otwarte, więc zwyczajnie wszedłem. Jednak w salonie nie było nikogo. Usłyszałem dźwięki z piwnicy. Czułem się jak w horrorze. Poszedłem tam. Na schodach nie było światła, jednak na dole już tak. Zszedłem powoli po skrzypiących deskach i chciałem sięgnąć do włącznika. Jednak to mi się nie udało, bo coś ciężkiego uderzyło mnie w głowę. Upadłem, tracąc przytomność.

Właśnie dlatego teraz mam takie ogromne problemy z opanowaniem gniewu. Na samym początku były to wszystkie emocje. Nie radziłem sobie z nimi. Po prostu nie mogłem panować nad uczuciami.Jeżeli byłem wściekły, miałem chęć mordu, prawdziwego mordu. Jeżeli byłem smutny czy przybity, byłem w stanie skoczyć z mostu, albo skoczyć pod pociąg. Poszedłem z tym do lekarza, mówiąc, że się wywróciłem. Dowiedziałem się, że mam uszkodzony płat czołowy, który jest odpowiedzialny za emocje. Dostałem tabletki i mogłem mieć jedynie nadzieję, że wszystko wróci do normy. I wróciło... Prawie... Został tylko ten cholerny gniew, z którym nadal nie daje sobie rady. Z resztą uczuć jest już w porządku. Po prostu nie mogę się denerwować.

Powoli zacząłem otwierać oczy. Obraz trochę mi się rozmazywał, jednak wszystko wróciło do normy. Siedziałem w fotelu z opatrzoną rana na głowie, a obok siedziała Elizabeth. Jak gdyby nigdy nic piła herbatę i uporczywie się we mnie wpatrywała. Upiła łyk z filiżanki i odłożyła ją na stolik.
- Niall- Zaczęła.- Spodziewałam się każdego, ale nie ciebie.- Spróbowałem się poruszyć, ale uporczywy ból głowy był nie do zniesienia. Jęknąłem cicho. Jeszcze raz spojrzałem jej w oczy i najzwyczajniej w świecie się rozpłakałem. Zamknąłem oczy, podkulając nogi. Kompletnie się rozkleiłem. Nie wiedziałem co mam zrobić. Jeżeli bym jej nie zabił, to zapewne sam bym zginął, a nie mogłem umierać. Mógłbym to zrobić, gdyby nie Hope. Dla niej musiałem żyć, Elizabeth też. Ale to była sytuacja bez wyjścia.
- Niall- Usłyszałem zaraz przez sobą, a potem poczułem dłonie staruszki na swoich policzkach.
- Zrobiłem coś złego.- Wymamrotałem.
- Wiem co zrobiłeś.
- Skąd?- Podniosłem na nią wzrok.
- Wiem bardzo wiele, Niall.- Uśmiechnęła się.- I wiem, że na mnie już pora.
- Co? Jak to?- Potrząsnąłem głową.
-  Nie chciałam cię uderzyć, po prostu nie spodziewałam się, że to ty przyjdziesz mnie zabić.
- Co?!- Podniosłem głos. To było niedorzeczne.- Nie zabiję cię, wolę sam zginąć.
- Nie możesz, Niall.- Pokręciła głową, a ja stawałem się coraz bardziej zdezorientowany. Za jej plecami zobaczyłem Avana, który standardowo się uśmiechał.- Jesteś bardziej potrzebny Hope, niż ja. Nie można zmienić biegu wydarzeń. Tak musi być.
- Nie, Beth. Ja nie...
- Jesteś jej potrzebny. Jesteś kimś więcej, niż tylko przyjacielem, Niall
- Jak to?
- Zrozumiesz w swoim czasie.- Uśmiechnęła się.

Nie rozumiem aż do teraz. Elizabeth na pewno nie miała na myśli moich uczuć. Nadal nie wiem, kim tak właściwie jestem i dlaczego Beth uważała, że będę potrzebny Hope. Może jestem? Może teraz ma we mnie oparcie? Ale nadal niczego z tamtej rozmowy nie rozumiem. Nie jestem "kimś więcej". Jednak krótko po tym, stało się. Zrobiłem to, czego on chciał, a Elizabeth się na to całkowicie zgodziła. Jej ostatnie słowa, przez poderżnięciem gardła do dzisiaj dzwonią mi w uszach. "Wybaczam ci". Wybaczyła mi zamordowanie jej, jednak ja sam nigdy, ale to nigdy sobie tego nie wybaczę. Czuję się jak śmieć. Jak ostatni degenerat. Pamiętam, jak potem siedziałem z jej ciałem i po prostu płakałem. Płakałem, nie wiedząc co dalej zrobić. To było straszne, ale teraz znowu jestem w miejscu, od którego wszystko się zaczęło i znowu potrzebuję informacji.

---------------------------------------------

Tam, tara ram! Co tu dużo mówić. Już wiecie jak to było z babcią Hope. Wiecie co czuł Niall. Wiecie, że nie do końca był bezuczuciowym chujem :) Cały rozdział jest po prostu jednym wielkim wspomnieniem, ale za to w następnym dowiecie się co zrobi Avan i najważniejsze. Dlaczego Nick jest tutaj, a nie z Hope.
ROZDZIAŁ NIE BYŁ SPRAWDZANY, WIĘC ZA WSZELKIE BŁĘDY PRZEPRASZAM!