piątek, 12 czerwca 2015

56. Lose control and unleash the beast

WAŻNE
Rozdział NIE sprawdzony, więc za błędy przepraszam
Przyjmuję wyzwania i pytania (ale tak, żebym przeżyła)
Zapraszam na <Demonic>

Stałam wryta w ziemię przez naprawdę długi czas. Niall mówił coś do mnie, jednak żadne słowo nie docierało do mojego umysłu. Wszystko się zatrzymało. Czułam zdradę z jego strony, zniosłabym wszystko, ale nie to.
- Harry, wyjdź.- Mruknęłam, zbierając w sobie całą swoją siłę, której nie pozostało zbyt wiele. Jednak chłopak się nie ruszył i nadal stał z boku, przypatrując mi się.- Powiedziałam, żebyś wyszedł!- Ryknęłam, tracą całkowicie kontrolę nad sobą. Machnęłam gwałtownie ręką, a brunet odleciał do tyłu, uderzając w pobliską ścianę. Na szczęście nie była to duża odległość, dlatego nic się mu nie stało. Nie stracił przytomności, ani nic z tych rzeczy, po prostu jękną z bólu. Zanim zrobiłam coś jeszcze, Harry wyszedł. Dopiero teraz zauważyłam, że Niall zamilkł. Odsunęłam się od niego na tyle, na ile mogłam, ale on wciąż próbował zniwelować dystans między nami.
- Hope, ja tego nie chciałem, przysięgam!
- Nie chciałeś?! Zabiłeś najbliższą mi osobę i doskonale wiedziałeś, że taką była! Wiedziałeś, że nie mam nikogo oprócz niej! Potem jeszcze miałeś czelność mnie okłamywać?!
- Musiałem to zrobić!
- Żyłeś sobie obok mnie, jakby nic się nie stało! Oszukiwałeś mnie! Mówiłam ci, jak bardzo nienawidzę tej osoby, jak zniszczyła moje życie, a ty słuchałeś i przytakiwałeś! Ty chuju! Powtarzałeś, że mnie kochasz...
- Bo kocham!- Przerwał mi. Czułam łzy, wzbierające się w kącikach moich oczu. Gniew rozrywał mnie od środka i chociaż chciałam go zabić, nie mogłam, bo zbyt wiele dla mnie znaczył.
- Nienawidzę cię.- Szepnęłam po chwili ciszy.- Tak kurewsko cię nienawidzę! Wypierdalaj z mojego życia raz na zawsze! Nie chcę więcej cię widzieć!- Wymachiwałam rękami jak wariatka i miała wrażenie, że to mi pomaga. W jednej sekundzie cały mój świat zwyczajnie legł w gruzach.
- Hope, proszę, posłuchaj mnie najpierw.- Podszedł bliżej, o wiele za blisko. A kiedy jego dłoń dotknęła mojej mokrej od łez skóry, po prostu nie wytrzymałam. Zamachnęłam się na tyle, na ile mogłam i wymierzyłam mu siarczysty policzek. Postanowiłam zignorować piekący ból w ręce, kiedy uderzyłam jego twarz. To po prostu nie miało już znaczenia. Blondyn złapał się za czerwony ślad i spojrzał na mnie ze łzami w oczach. Nie wierzyłam mu w nie, ani trochę.
- Wyjdź, zanim zrobię coś, czego będę żałować do końca życia.- Warknęłam.
- Nie wyjdę...
- Po prostu to zrób!- Wrzasnęłam.- Wynieś się raz, na zawsze!
- Hopie, ja nie mogę cię stracić, nie wytrzymam bez ciebie.- Szepnął.
- Trochę na to za późno.- Odpowiedziałam równie cicho, co on.- Sam mówiłeś, że jeżeli każę ci odejść, to zrobisz to, więc teraz dotrzymaj słowa i się wynieś.

~Niall~

Moje serce zostało dodatkowo zdeptane jej słowami. Wiedziałem, że miała prawo mnie nienawidzić. Cholera! Przecież zdawałem sobie sprawę, że jestem winny! Zabiłem Elizabeth i chociaż ciągnie się to za mną przez całe życie, tworząc traumę, to starałem się jakoś żyć. Wciąż dawałem sobie nadzieje, że ona mi wybaczy! Nie wybaczy! Znienawidzi, już to zrobiła. Ale nic nie zmieni faktu, że nadal tępo wierzę, że zdoła mi wybaczyć. Musi to zrobić.
- Hope...- Szepnąłem. Musiałem się powstrzymywać, aby nie rzucić się na nią. Chciałem ją dotknąć, przytulić, błagać o... o cokolwiek. A tymczasem stałem nieruchomo, nie wiedząc, jak powstrzymać łzy.
- Dotrzymaj słowa.- Powtórzyła, miażdżąc mnie jeszcze bardziej.  Miała rację. Wiedziałem, że muszę jej dać spokój, ale to było zbyt ciężkie. Ostatecznie jednak postanowiłem odejść. Z głupią nadzieją, że kiedyś zdołam do niej wrócić, albo przynajmniej ją zobaczyć. Ciężko opisać emocje, jakie opanowały moje ciało. Ogromna część mnie została najzwyczajniej w świecie wyrwana, pozostawiając po sobie pustkę. Do tej pory nie zdawałem sobie sprawy, jak ważna jest ona dla mnie. Kogo ja oszukuję? Wiedziałem to. To właśnie przez uzależnienie się od niej, zrobiłem najgłupszą i niewybaczalną rzecz. Życie ze mnie uciekło. Zeszło, jak powietrze z przebitej piłki. Zostało tylko pokrycie, które tak naprawdę nic nie znaczyło.
Zanim się obejrzałem, byłem już kilkaset metrów od jej domu. Nie wiedziałem, że szedłem tak szybko. Zatrzymałem się, rozglądając dookoła. Nie było nic prócz drzew. Usiadłem pod jednym z nich i podciągnąłem kolana pod klatkę piersiową. Zacząłem płakać, bo nic innego mi nie zostało. Była po prostu bezsilność i wyżerające mnie co dzień, od kilku lat poczucie winy.

~Hope~

Nie wiem jak wiele czasu potrzebuję, żeby słowa Nialla do mnie dotarły. Kocham go. Cholera! Kocham go i nie wierzę, że mógł zrobić mi coś takiego. Nie chcę dopuścić do siebie informacji, że był w stanie odebrać mi jedyną osobę, która mnie rozumiała. Stałam nieruchomo na środku pokoju, patrząc ślepo w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał. Czas się dla mnie zatrzymał i straciłam rachubę, jak długo tak stałam. Dopiero, kiedy wylałam z siebie ponad połowę swoich łez, postanowiłam usiąść. Nie fatygowałam się na żadne krzesło, ani nic podobnego. Usiadłam na podłodze tuż obok kanapy, na której nadal spał Luke. Nie byłam pewna, czy naprawdę śpi, czy może stracił przytomność, a ja tego nie zauważyłam. Kolejne kilka minut zajęło mi doprowadzenie się do porządku. Postanowiłam przeczekać to wszystko. Nie mogłam dać się złamać w momencie, kiedy mogę zmienić tak wiele. Nie mogłam pozwolić, aby tajemnice mnie zniszczyły. Pomyślę nad tym, kiedy już sobie poukładam to wszystko.
- Luke?- Mruknęłam, obracając się twarzą do chłopaka. Nie odpowiedział, nawet nie drgnął, dlatego lekko poklepałam go w policzek. Nadal nic. Poczekam, aż się obudzi. Nie trwało to długo, ponieważ cały czas przejeżdżałam palcami po jego- już lekko zagojonych- ranach. Brunet zamrugał kilka razy i rozglądnął się po pomieszczeniu, zrywając do pozycji siedzącej. Oddychał głośno i nierówno, jakby właśnie wybudził się z jakiego rodzaju transu. Wyglądał na całkowicie spanikowanego, dlatego jak najszybciej wstałam, siadając tuż obok niego. Przytulił mnie, przeciągając bliżej siebie. To była chyba najprzyjemniejsza rzecz, jaka do tej pory mnie spotkała. Poza tym czułam, że w końcu jesteśmy kwita. On pomógł mi uciec, a ja uratowałam go od skatowania.
- Już wszystko w porządku.- Wymamrotałam, gładząc go po plecach. Kiedy Luke unormował oddech i widocznie się uspokoił, puściłam go.
- Przepraszam, musiałem mu powiedzieć. Nie wytrzymywałem dłużej, a to... bolało.- Dokończył, zastanawiając się nad czymś. Zaczął dokładnie oglądać swoje ramiona i dotykać się po twarzy tym, gdzie miał rany od pobicia. Zmarszczył brwi, jednak szybko odpuścił, bo chyba zrozumiał, że to moja zasługa.
- Dziękuję.- Szepnął, jakby nie dowierzając, że to się dzieje. Był mieszańcem, więc niby miał prawo, ale w końcu mieszkał tutaj tak długo.
- Byłam to tobie winna. Ty pomogłeś mi, więc ja pomagam tobie.- Uśmiechnęłam się prawie niezauważalnie, ale on zdążył to wyłapać, bo odwzajemnił ten gest.
- Gdzie jest Styles?
- Nie wiem.- Wzruszyłam ramionami.- Przespałeś bardzo wiele.
- Co?
- Harry'ego, Avana i Nialla.- Wyliczyłam.
- Niall tu był?
- Tak, ale to nie najlepszy moment, żeby o nim rozmawiać.- Wstałam, w sumie bez celu. Chciałam przejść na bardziej neutralny temat, który nie dotyczyłby tych wszystkich kłamców, którymi się otaczałam. Chciałam za wszelką cenę wyrzucić z siebie myśli, które raniły mnie od środka.- To twój rodzinny dom.- Zaczęłam. Wolałam porozmawiać o nim, niż o czymkolwiek, co dotyczyłoby mnie.
- Skąd wiesz?
- Ode mnie.- Podskoczyłam słysząc niespodziewaną odpowiedź Jonathana, który pojawił się tuż za mną. Zapadła niezręczna cisza, kiedy John podszedł do mnie i równie niespodziewanie, jak się pojawił, chwycił moja twarz w dłonie, oglądając ją z każdej strony. Nie bardzo wiedziałam, jak powinnam zareagować, a jego dotyk nie przeszkadzał mi aż tak bardzo, więc po prostu stałam i dałam się pooglądać jak eksponat w muzeum. Czasem własnie tak się czułam. Jak eksponat, jak zwierze w cyrku, jak coś, co miało być tylko na wystawę, a setki osób przechodzą obok tego i oglądają, nie zważając na uczucia.
- Nic ci nie jest.- Stwierdził i ostatecznie się ode mnie odsunął. Postanowiłam całkowicie zignorować tę dziwną sytuację i wróciłam do rozmowy.
- Jonathan trochę mi opowiedział i...
- Co on tu robi?- Przerwał mi Luke, wstając trochę za szybko jak na osobę, która właśnie została pobita do nieprzytomności i przeleżała trochę czasu bez jakiejkolwiek oznaki życia.
- Możemy powiedzieć, że Jonathan się tak jakby mną opiekuje.- Odpowiedziałam o wiele bardziej spokojniej, niż mówił Luke. Wydawał się być zdenerwowany. Podszedł do mnie, przygarniając pod swoje ramię.
- On ma się tobą... opiekować?- Prychnął i miałam wrażenie, że rzuca swojego rodzaju wyzwanie do Jonathana.
- Nie twój interes.- Syknął drugi równie wrogo, przybierając zaciętą postawę, którą Luke trzymał od dłuższej chwili.
- Hope?- Brunet spojrzał na mnie pytająco, a jedyne, co mogłam zrobić, to wzruszyć ramionami, ponieważ nie miałam pojęcia, o co im chodzi.
- No tak... Spędziłam z nim trochę czasu.- Odezwałam się w końcu.
- Osoba, która jest przeżarta złem do szpiku kości, nie może się nikim zaopiekować.- Warknął Luke, a ja poczułam dziwne i jednocześnie znane ukłucie, które uświadamiało mi, że znów zostałam oszukana.

~Niall~

Słońce zaczęło zachodzić, a ja nie ruszyłem się z miejsca. Nie miałem, co ze sobą zrobić, bo nic nie miało sensu bez niej. Zabijała mnie nieskończona miłość do tak nieidealnej osoby, a dobijało to, że nawet jakbym nie chciał,  to jestem z nią związany jakąś jebaną więzią, która daje mi miano jej opiekuna. Nie muszę mieć żadnych mocy, ani niczego innego, żeby czuć za nią odpowiedzialność. Nie muszę być gównianym opiekunem, żeby zrobić wszystko, aby była bezpieczna.
Postanowiłem wziąć się w garść i wstałem spod pnia drzewa. Odruchowo otrzepałem ubranie, choć wcale nie obchodziło mnie, jak teraz wyglądam, bo wiem, ze wyglądam okropnie. Zapewne mam przekrwione oczy od płaczu i ogółem wyglądam jak jedno, wielkie nieszczęście, ale naprawdę mam to gdzieś. Kilka dobrych godzin siedzenia i pozwalania myślom opanowywania mojego umysłu doprowadziło mnie do jednego wniosku- nie podaruję mu tego. Zrobię wszystko, aby ten gnój zapłacił za to, że podstępnie zmusił mnie to tak wielu rzeczy. Zapłaci za to, że oszukał tak wielu naiwnych ludzi. Zapłaci za śmierć dziesiątek wielkich ludzi, którzy byli ogromną częścią historii. Po prostu zapłaci! Nawet nie poczułem, kiedy moje paznokcie zmieniły się w pazury, zęby w kły, a ciało porosła gęsta i śnieżnobiała sierść. Zmieniając się w wilka, o wiele szybciej dobiegnę do wyznaczonego miejsca, a teraz mam jeden cel- jego zamek. Rzuciłem się, od razu czując powiew wiatru. Słyszałem szeleszczące liście pod moimi łapami, czułem zapachy, które zazwyczaj mnie rozpraszały, bo były naprawdę ciekawe i miałem chęć ich poznania, ale teraz skupiałem się tylko na piegu. Na momencie, kiedy wszystkie moje łapy unosiły się nad ziemią i przez dosłownie sekundę leciałem, na momencie, kiedy uderzałem w ziemię, aby ponownie się od niej odbić i pofrunąć. Gdybym był zwyczajnym człowiekiem, to przy tak szybkim i długim biegu moje mięśnie już dawno odmówiłyby posłuszeństwa, a płuca skurczyły tak bardzo, że nie mógłbym nabrać powietrza. Jednak jako zwierzę, jako zwyczajna bestia, przez wielu spostrzegana jako maszyna do zabijana, nie czułem nic. Czułem tylko pracę mojego ciała. W oddali zacząłem dostrzegać zamek. Byłem już cholernie blisko. Pod koniec biegu zmieniłem się z powrotem. Nie zważając na nic, po prostu przedarłem się przez bramę i hardo szedłem dalej. Dostałem się do budynku, kierując do odpowiedniej sali, gdzie na pewno go zastanę. Mijałem kolejnych strażników, którzy już dawno przestali zwracać na mnie uwagę. Dopiero przy drzwiach dwóch tych samych, co zawsze mają ze mną problem, postanowiło mnie nie wpuścić. Nie spodziewali się, kiedy popchnąłem jednego z nich tak mocno, że wpadł na drugiego, a ten uderzył plecami w ścianę, zostając na kilkanaście sekund w szoku, co wystarczyło mi, aby wedrzeć się do środka. Avan siedział na krześle, patrząc prosto na drzwi, jakby się mnie spodziewał.
- Dlaczego wdzierasz się do mojego świata i atakujesz moich ludzi?- Podkreślił, uśmiechając się chytrze. Prowokował mnie jeszcze bardziej, a ja już nad sobą nie panowałem. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że straciłem kontrolę nad gniewem. Jak najszybciej pokonałem dystans między nim, a mną i stanąłem tuż przez Avanem, zaciskając z całych sił pięści.
- Jeden z moich własnie ją pociesza po tym, co zrobiłeś.- Prowokował mnie, nadal się śmiejąc.- Mój skarb...- Nie dokończył, ponieważ zamachnąłem się i wymierzyłem mu idealny cios prosto w szczękę. Spadł z krzesła, na którym siedział, chwytając się za bolące miejsce.
- Nie nazywaj jej tak! Ona jest moja!- Ryknąłem na tyle głośno, że aż zabolało mnie gardło, czym w ogóle się nie przejąłem. Avan wstał, a na jego- do tej pory skrzywionej- twarzy wyrósł najszerszy uśmiech, jaki u niego kiedykolwiek widziałem.
- Właśnie wywołałeś wojnę, Horan.- Zaśmiał mi się w twarz.

-------------------------------------------------------

Hej! Rozdział nie był sprawdzony, bo nie miałam czasu, więc jeszcze raz przepraszam. Przypominam, ze przyjmuję pytanie i wyzwania do filmiku i żegnam się z Wami, do następnego! <3
Wyjeżdżam w poniedziałek i wtorek, dlatego w przyszłym tygodniu rozdział może się nie pojawić lub spóźnić!

4 komentarze:

  1. Nie moge doczkac sie nastepnego, boze mam nadzieje, ze mu wybaczy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Omgg Niall mogles do niej wrocix i starac sie wytlumaczyc

    OdpowiedzUsuń
  3. Co...co? Wojnę? Dobra, dosyć tego! Jednak Avan jest zły. To przez niego Niall ma same problemy. Cholera, tak mi go szkoda. I to, jak Hope mu przywaliła. Ja rozumiem po części jej zachowanie. Niall wciąż powtarzał, że ją kochał, a tymczasem zabił jej babcię. Obwiniała go za to, że ją okłamywał, lecz nie pomyślała, jak ciężko mu było się do tego przyznać. Powiedział jej prawdę i ona chyba nie zdawała sobie sprawy, ile trudu w to włożył. Oczywiście to byłoby dziwne, gdyby rzuciła mu się w ramiona, ale kurde, gdyby dowiedziała się, dlaczego to zrobił, może by mu wybaczyła. No bo musi mu wybaczyć. Kocha go i raczej to zrobi.
    Jejku, Luke rzeczywiście mocno spał. Wszyscy wokół niego krzyczeli, omal się nie bili, a on spał i spał.
    No i jeszcze kwestia Jonathana. Sama nie wiem, co mam o nim myśleć. Wydaje mi się, że on jest całkiem w porządku. Tyle rzeczy opowiedział Hope. Polubiłam go, jednak widać, że Luke nie żywi do niego sympatii. I ta wojna...Kurde, boję się. Boję się, jak to się skończy, co zamierza Avan.
    Musisz dodać rozdział w następny piątek, musisz, bo inaczej nie wytrzymam! Ja chcę już wiedzieć, co będzie dalej!

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział cudowny ♥♥♥
    Zapraszam na mojego bloga--->http://silversoulwolves.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń