sobota, 20 lutego 2016

~ Działalność na Bloggerze zakończona!

Hejka! Chcę Was poinformować, że moja działalność tutaj całkowicie dobiegła końca i znajdziecie mnie teraz na Wattpadzie, gdzie pojawiają się nowe opowiadania i gdzie nadal się rozwijam! Tam też znajdziecie kontakt w razie ewentualnych pytań :)

sobota, 19 grudnia 2015

~ Epilog i podziękowania

Jasne światło zaczęło drażnić moje oczy, sprawiając, że w końcu je otworzyłam. Biała sala niemal mnie oślepiała. Minęło kilka sekund, zanim zdążyłam się przyzwyczaić. Na parapecie siedział Nick, patrząc w skupieniu na coś lub kogoś za oknem.
Kogoś, na pewno kogoś.
Westchnęłam, podnosząc się do pozycji siedzącej. Doskonale rozpoznawałam swój pokój w psychiatryku. Ściana przede mną zapełniona była przeróżnymi szkicami. Przedstawiały one głównie mnie i różne sytuacje z mojego życia. Teraz miały one sens i sprawiały, że wiedziałam co robić. Wszystko stało się jasne.
Siostra Harry'ego żyje, moi rodzice wkrótce umrą, a ja będę mogła żyć z Niallem. Tylko kilka miesięcy, trochę zmartwień i walki.
Chwyciłam kartkę i ołówek i zaczęłam powoli stawiać kolejne kreski. Zajęło to dosłownie kilka minut, a ja wstałam ze szpitalnego łóżka, podeszłam do biurka i odłożyłam na nie rysunek, a bardziej napis: "Na świecie są rzeczy, o których nawet nie śnicie. A osoby, które mają zaszczyt je widzieć zamykacie w psychiatryku. Z naszego punktu widzenia, to WY jesteście wariatami!". Uśmiechnęłam się i zaczełam zrywać wszystkie swoje rysunki ze ścian oraz pakować je do teczki.
- Wychodzimy, Nick- mruknęłam.
- Nareszcie zmądrzałaś, kochanie.
Chłopak stanął za mną i zaczął bawić się moimi włosami. Kątem oka dostrzegłam miny pielęgniarek zza szyby, przez którą zazwyczaj mnie obserwowano. Nie mogły zobaczyć Nicka, ale jedynie lewitujace włosy.
- Wszystko będzie dobrze, Hope. Zaczniemy od nowa, nikt nas nie znajdzie.
- Przecież wiem, Nick. Wszystko wiem, już teraz wiem.
- Dobrze, że teraz cię na to wzięło. Tutaj nie jesteśmy już bezpieczni.
- Jesteśmy- zaprzeczyłam, uśmiechając się pod nosem.
On nie wiedział nic. To ja znałam przyszłość i tylko ja mogłam na nią wpływać, ale mimo wszystko podobała mi się taka, jaka była. Nie chciałam nic zmieniać.
- Wiedzą, że tu jesteśmy, popatrz- podszedł ze mną do okna, gdzie stał jakiś facet. Wbijał wzrok w moją osobę, a na głowie miał kaptur od bluzy, w której chował ręce.
Uśmiechnęłam się mimowolnie. Chciałam już tam zejść, wyjść i być w domu mojej babci, chciałam wrócić do zamku, porozmawiać ze swoim wujkiem oraz sprowadzić Nicole z powrotem do świata zmiennokształtnych, gdzie było jej miejsce.
- No to wychodzimy!
Nick gwaltownie się obrócił i ruchem ręki wyważył drzwi. Każdy ten moment napawał mnie spokojem. Takie było moje przeznaczenie i moja historia. Uporałam się z ochroną oraz pielęgniarkami i biegiem ruszyłam do wyjścia głównego. Mijałam ludzi, którzy nie zwracali na mnie uwagi, czułam wiatr we włosach, widziałam rozświetlone spojrzenie Nicka oraz jego radość, że wyszliśmy. Zwolniłam, wychodząc z budynku. Rozgladałam się za zakapturzonym mężczyzną, którego widziałam z okna. Stał na placu, bez ruchu, patrzył na nas.
- Chodź- Nick pociągnął mnie za rękę.
- Czekaj.
Wyrwałam mu się, niemal biegnąc do postaci. Wiedziałam, kto to był i kto towarzyszył mi od początku, troszczył się o moje dobro. W śnie to mnie przerażało, ale teraz stało się jasne.
- No, no, no... Nick, kogo ty tu masz?- zaczął, ale nie mógł kontynuować, bo rzuciłam mu się w ramiona.
Mężczyzna był kompletnie zdezorientowany, jednak szybko odwzajemnił mój uścisk. Sięgnęłam do jego kaptura, zrzucajac mu go.
Moim oczom ukazały się kręcone włosy.
- Hope- mruknął, zdezorientowany.
- Jedźmy do domu, czas zacząć rewolucję.
Historia wielu ludzi jest już z góry zapisana. Wierzymy, że nie mamy wpływu na niektóre zdarzenia. Ja od zawsze byłam wyjątkowa i również w tym przypadku odbiegałam od reszty. Może byłam głupia, naiwna, niezdecydowana i rozkojarzona, ale to ja piszę swoją historię, ja decyduję o zdarzeniach i ja je mogę zmienić. Historia ludzi jest zapisana, ja swoją narysowałam i teraz dostarczę kartki Avanowi, aby mógł zapełnić puste ściany w pokoju, w którym zginą moi rodzice.

~~~~~~~~~~~~~~~
Cóż... Wielu z Was może nie zrozumieć, czuć się rozczarowanym, niespełnionym, ale właśnie tak miało być. Nie chciałam kończyć tej książki przesłodzonym epilogiem o idealnym życiu Nialla i Hope. Chcę w swoich opowiadaniach przekazywać jakąś treść. Cała historia, jaka została tutaj opisana, była jedynie snem, przyszłością, która dopiero nadejdzie. Teraz wszystko może ulec zmianie. Hope była wyjątkowa, dlatego mogła poznać swoją przyszłość, ale to nie znaczy, że my nie mamy na nią wpływu. Jesteśmy słabi, niezdecydowani, naiwni... jesteśmy śmiertelnikami, ale to nie znaczy, że nie możemy o niczym decydować. Co by było, gdyby Hope uciekła z zamku, co by było, gdyby udało jej się zabić, co by było, gdyby Hope wybrała Harry'ego, co by było, gdyby zdecydowała się zabić Avana, co by było, gdyby postanowiła szybciej porozmawiać z rodzicami? W życiu mamy wybory i, chociaż nie zdajemy sobie z tego sprawy, mają one wpływ na naszą przyszłość. Nie bójmy się ryzykować, nie wybierajmy zawsze tej bezpiecznej opcji, nie wmawiajmy sobie, że to i tak nie ma znaczenia, bo zawsze ma.

Pozostawiłam wiele niewyjaśnionych wątków, niedosyt, chęć kontynuowania, ale na pewno nie stworzę drugiej części. Hope nie umarła wraz z tą historią, Hope jest w każdym z nas i jest tą rozkojarzoną, zagubioną i niezdecydowaną.

Dziękuję każdemu, kto dotrwał do końca, był ze mną od początku, przetrwał długą przerwę i coś zrozumiał. Dziękuję za każde miłe słowo i każdą krytykę.

To koniec i żegnamy się z Hope, ale witamy Scarlett! Zdecydowana, twarda i pyskata. W jej świecie śmierć czai się na każdym kroku, a największym zagrożeniem są ludzie. Epidemic!

piątek, 11 grudnia 2015

65. New Start

Wyszłam z pokoju w towarzystwie Nialla. Byłam dość pewna siebie i wszystko szło mi aż zbyt łatwo. Dopiero jakoś w połowie zaczynałam panikować. Po kilku następnych krokach nie byłam w stanie się ruszyć. Nie mogłam tam do nich pójść. Nie dało się opisać uczucia, jakie towarzyszyło mi na samo wspomnienie o tych dwóch potworach. Tak, nie byli nikim innym, tylko potworami. Jeżeli mnie nie chcieli, mogli zawieść mnie do babcia. Ta na pewno by mnie przygarnęła. Byłam pewna, że zaopiekowałaby się mną. Sprawiliby mi również o wiele mniejsze zło, gdybym trafiła do domu dziecka. Wszędzie, gdziekolwiek, ale nie do szpitala psychiatrycznego. Nie byłam wariatką. Ukarano mnie za to kim byłam i na co nie miałam wpływu. Nie wybrałam bycia wybranką. O nic takiego się nie prosiłam i to nie była moja wina, a oni zniszczyli mi życie. Wychowywanie się w takim miejscu na zawsze pozostawi piętno na psychice. Jako dziecko widziałam ludzi, którzy nie radzili sobie z samymi sobą. Nie miałam kontaktu z rówieśnikami, a jedynym moim towarzyszem był Nick. Straciłam przyjaciela, z którym, jak się okazało, byłam bardzo mocno związana emocjonalnie i nie tylko. Nie mogłam nawet być na pogrzebie własnej babci. Do teraz nie wiem, co stało się z jej ciałem. Musiałam uciekać, krzywdzić ludzi i ukrywać się jak szczur. Straciłam wszystko, włącznie z samą sobą. Ale gdyby nie zrobili tego, co zrobili, najprawdopodobniej byłabym teraz gdzie indziej. Nie poznałabym ludzi, bez których nie wyobrażam sobie życia. Najprawdopodobniej nie byłabym w tym świecie i nie znałabym swojej tożsamości. Wiem, że żyłabym w przekonaniu, że po prostu... tak mam. Uważałam, że rodzice mnie zniszczyli, ale to, co zrobili, ukształtowało mnie. Wpływało na moje decyzje i charakter. Poznałam świat, do którego należę i poznałam samą siebie, w pewnym stopniu. Czekała mnie długa droga, wiele trudnych decyzji, kontrowersje, śmierć, ale też szczęście. Nie dowiedziałam się całkowicie, gdzie jest moje miejsce, ale mogę zacząć nowy rozdział.
 Jednak, żeby rozpocząć nowe życie, muszę najpierw zapomnieć o przeszłości, a żeby to zrobić, chcę poznać odpowiedzi na nurtujące mnie od kilku lat pytania.
 Mimo wszystko wtedy stchórzyłam. Chciałam zrobić to jak najszybciej, ale coś mi nie pozwalało. Byłam w szoku. Wszystko spadło na mnie jak lawina, a ja siedziałam zgnieciona pod śniegiem. Potrzebowałam czasu, aby to sobie poukładać. Musiałam przemyśleć, co dalej z Niallem, co dalej z królestwem i co dalej ze mną. Nawet na sekundę nie podważyłam faktu, że moja przyszłość jest mocno związana z tym miejscem i uroczym blondynem, którego kocham całym sercem.
 Wczoraj byłam dosłownie metry od poznania prawdy, ale zrezygnowałam. Wróciłam do swojego pokoju, gdzie spędziłam resztę czasu. Uspakajałam siebie i swoje myśli. Podejmowałam decyzje, które były teraz moim priorytetem.
 Poczułam, jak dłoń Nialla zsuwa się z mojego ciała, co przywróciło mnie do rzeczywistości. Grube zasłony całkowicie blokowały dopływ światła do pomieszczenia, dlatego nie byłam pewna, czy słońce już wstało, czy nadal trwała noc. Spojrzałam na blondyna, który do tej pory spał wtulony w mój brzuch. Teraz przeciągał się leniwie i, nawet nie otwierając oczu, powrócił do swojej wcześniejszej pozycji.
 - Nie śpisz już?- wymamrotał poranną chrypą.
 Nie mogłam nie uśmiechnąć się na ten widok. Kochałam go całą sobą. Najmniejszy uśmiech z jego strony, delikatny dotyk czy oddech, rozbijający się o moją skórę, sprawiał, że serce zaczynało szybciej bić w mojej piersi.
 - W ogóle nie spałam- odparłam, wplatając dłoń w jego rozczochrane włosy.
 Nie mogłam jednak zbyt długo się nimi pobawić, bo chłopak szybko podniósł się do pozycji siedzącej i wbił we mnie swoje zaspane spojrzenie, które mimo wszystko wydawało się być dość srogie.
 - Jak to nie spałaś?
 - Normalnie, Niall- westchnęłam.- Zdążyłam sobie wszystko poukładać i uświadomić parę rzeczy.
 - Na przykład?- podniósł podejrzliwie jedną brew.
 Jego widok sprawiał, że mój humor stawał się coraz lepszy. Czułam się spokojna w jego obecności. Doprowadzał mnie do śmiechu, ale mimo to wiedziałam, że już wkrótce mój humor znów się pogorszy.
 - Że cię kocham- odparłam bez zastanowienia, pozwalając, aby uśmiech zakwitł na mojej twarzy.
 Chłopak natychmiastowo go odwzajemnił i pochylił się w moją stronę, aby złożyć delikatny pocałunek na moich ustach. Chciałam z nim zostać i leżeć przez następne kilka godzin, ale mój żołądek mi na to nie pozwalał. Ostatni posiłek nie doszedł do skutku, a ja od tamtej pory nie jadłam zupełnie nic. To nie było dla mnie zdrowe, ale mój organizm był niezniszczalny. Chociaż, co jakiś czas, uporczywie domagał się pożywienia. Poinformowałam Nialla, że idę znaleźć coś do jedzenia, a on nawet nie protestował, bo zapewne usłyszał donośne burczenie. Koszulka sięgała mi nad kolano, dlatego nie fatygowałam się po jakieś spodnie. Ubrałam jedynie swoje buty, bo posadzki na korytarzach wydawały się cholernie zimne. Przeczesałam włosy palcami i skierowałam się do drzwi. Szybko opuściłam pomieszczenie, jakby chwilowe otworzenie drzwi miało sprawić, że w środku zapanuje okropny chłód. Zatrzasnęłam drewnianą powierzchnię, a moim oczom ukazał się Avan, który stał tuż przed swoim pokojem, patrząc na drzwi mojego. To wydało się dziwne, bo nie wiedziałam, jak długo już tam był.
 - Hope- mruknął.
 Nie odpowiedziałam, nie wiedząc dokładnie, co powinnam powiedzieć w tej sytuacji.
 - Jak się czujesz?- kontynuował, teraz patrząc prosto w moje oczy.
 - Jest w porządku.
- Gdzie się wybierasz?
 Atmosfera między nami była nieprzyjemna. Nigdy nie uważałam, że miałam z nim dobre relacje, ale teraz to nie było nic w tym rodzaju. Wiedziałam, że jest moją rodziną, i że czegoś ode mnie chce. Wiedziałam, że wie o czymś, o czym ja powinnam wiedzieć już od dawna. Teraz ta atmosfera nie była zwykłym dystansem i uprzedzeniami, a złą sytuacją rodzinną, jeżeli mogłam to tak nazwać.
 - Idę po coś do jedzenia- odparłam po chwili ciszy.
 - O, zapomniałem, zaprowadzę cię.
 - Nie trzeba, trafię- zapewniłam.
 Tu nawet nie chodziło o to, że chciałam się go pozbyć i pójść sama. Po prostu miałam nadzieję, że uda mi się trafić samej, bez niczyjej pomocy, a brak obecności Avana będzie tylko taką wisienką na torcie. Mężczyzna kiwnął głową na znak zrozumienia. Nie chciałam tam dłużej pozostawać, dlatego uśmiechnęła się niezauważenie i odeszłam. Czułam na sobie jego spojrzenie, ale postanowiłam je zignorować. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że chciałam go o coś zapytać. Chciałam wiedzieć, czy moi rodzice nadal tu są, czy czekali, czy może ponownie odeszli, zostawiając mnie samą sobie. Mimo wszystko nie zrobiłam tego i nie żałowałam. Obawiałam się jedynie, że mogę na nich wpaść.
 Snułam się krętymi korytarzami, kierując się głównie przeczuciem. Nie wiedziałam tak naprawdę, gdzie powinnam iść. Avan prowadził mnie wcześniej rzekomo do kuchni, ale ostatecznie wylądowaliśmy w tamtej sali, a ja w skutku nie znałam zupełnie położenie tego pomieszczenia. Podczas wędrówki spotkałam może dwie osoby, a jedną z nich zdołałam zaczepić. Nie było tutaj wiele kobiet. Wszędzie chodzili jedynie strażnicy i tylko nieliczne panie można było spotkać na korytarzu. Ta, na którą wpadłam, była ładną szatynką, jak każdy demon z resztą. Jednak odznaczała się bladą cerą oraz ciemnymi oczami. Jej tęczówki zbiły mnie z tropu, ale mimo wszystko zaczepiłam ją, prosząc o podanie drogi do kuchni. Najpierw zmierzyła mnie wzrokiem od góry do dołu, ale jakby zrozumiała, kim jestem i szybko wydukała kilka kierunków. Nic z tego nie zrozumiałam i nie chciałam dopytywać, dlatego podziękowała i odeszłam. Po krótkich zmaganiach natrafiłam na cudowny zapach pieczywa i, idąc po nim jak po sznurku, znalazłam się w kuchni. Była ona trochę mniejsza niż ta, którą zapamiętałam z zamku zmiennokształtnych. Największą różnicę stanowiła chyba tylko ilość załogi. Tutaj krzątały się ledwie trzy osoby. Nie zauważyły od razu mojej osoby, ale w końcu jedna z nich zbliżyła się do mnie z szerokim uśmiechem na ustach i charakterystycznymi dołeczkami. Jej twarz sprawiała, że odniosłam wrażenie deja vu.
 - Cześć, jestem Nicole.
 Kiwnęłam jedynie głową w odpowiedzi, bo na tyle było mnie stać. Byłam pewna, że dziewczynę widziałam pierwszy raz na oczy, ale jednak straszliwie mi kogoś przypominała. Miała hipnotyzujące spojrzenie, miły i trochę cwaniacki uśmiech oraz... dołeczki.
 - Przyszłaś po śniadanie, prawda?
 - T-tak- zająknęłam się.- Hope.
 - Przecież wiem- zaśmiała się.- Poczekaj, gotowałam coś dla Ciebie i Nialla, ale muszę dokończyć.
 Dziewczyna wydawała się naprawdę sympatyczna. Uśmiech nie schodził jej z twarzy. Również lekko się uśmiechnęłam, a ona wróciła do pracy. Ja w tym czasie postanowiłam nie plątać się jej pod nogami, dlatego spokojnie spacerowałam po sali, ostatecznie zajmując miejsce na małym krzesełku pod ścianą. Mogłam przyglądnąć się dokładniej dziewczynie. Analizowałam jej ruchy, mimikę twarzy i inne zachowania, chcąc przypomnieć sobie, do kogo była podobna. Wbrew pozorom to okazało się trudne do określenia, jeśli ta osoba nie stała obok i nie miałam porównania. Nie byłam również pewna czy przypominała mi kogoś, kogo tylko kiedyś zobaczyłam, czy może kogoś mi bliskiego. Docierały do mnie te dołeczki, ale nie dopuszczałam do siebie myśli, że mógł to być ktoś spokrewniony z Harrym. Z tego, co wiedziałam, Harry stracił całą rodzinę.
 - Gotowe- powiedziała uradowana, patrząc w moją stronę.- Pomogę ci zanieść tacki, dobrze?
 - Dziękuję.
 Odwzajemniam jej szczery uśmiech, podnosząc się z miejsca. Uświadomiłam sobie, że chciałabym, aby była to zaginiona siostra Stylesa, ale ona przecież nie żyła. Wzięłam jedną z tac, które wypełnione były jedzeniem, a to z kolei pachniało nieziemsko. Wyszliśmy wspólnie na korytarz i brunetka zaczęła prowadzić. Nie wiem, co mnie podkusiło, aby wtrącać się w jej życie, ale musiałam to zrobić.
 - Nie jesteś demonem, prawda?
 - Aż tak to widać?- zażartowała.
 Fakt był taki, że wyglądała tutaj tak samo dziwacznie jak ja czy Niall. Wszyscy odznaczali się czarnymi włosami oraz jasnoniebieskimi, hipnotyzującymi tęczówkami i bladą cerą. Ona była brunetką o ciepłym spojrzeniu i ładnym kolorycie skóry.
 - Nie, prawie nie zauważyłam- odpowiedziałam również półżartem.- Co tu w takim razie robisz?
 - Mieszkam, przebywam, gotuje...
 - Długo tu jesteś?
 Zamyśliła się, nie udzielając mi odpowiedzi. Na chwilę również przystanek, ale otrząsneła się po kilku sekundach, ruszając dalej.
 - Odkąd pamiętam- szepnęła.- Ty wiesz, prawda?
 - Tak mi się wydaje- odpowiedziałam równie cicho, co ona.- Dlaczego?
 - Dla Ciebie.
 Nie odezwała się, nie chcąc pocieszyć sytuacji. Nicole stała się niesamowicie przygaszona, kiedy tylko zaczęłam temat.
 - Co u niego?
 - Pogubił się. Tęskni, a żeby ukryć smutek, krzywdzi innych.
 - Oh...
 Tylko tyle wydusiła na informację, że jej brat niemal ześwirował, bo ona zniknęła. Nicole to siostra Harry'ego, która powinna nie żyć. Jednak jest tutaj i nie wygląda, żeby było jej tu źle, co więcej, nie wygląda, żeby chciała wrócić.
 - Czekaj, bo nie rozumiem-zatrzymała się, zamykając na chwilę oczy.- Żyłaś tutaj przez tyle lat świadoma, że Harry wyrywa sobie flaki, aby cię odzyskać? Wiedziałaś, że stracił nadzieję, i że sądził, że nie żyjesz. Nie dałaś mu nawet znaku życia! Nie próbowałaś uciec?
 - Nie mogłam, a potem nie chciałam- odpowiedziała z całkowitym spokojem.
 - Co z tobą, kurwa, jest nie tak?!
 - Robię to, co jest zapisane w mojej przyszłości i w moich obowiązkach. Ten świat ma swoje zasrane zasady, których nie powinno się zmieniać. 
Prychnęłam. Nie potrafiłam pojąć, że siostra Harry'ego jakby o nim zapomniała, ale równocześnie byłam pewna, że cholernie tęskniła. Mogłam się kłócić, wytykać jej błędy, ale nie było sensu. Ruszyłam się, widząc znany mi korytarz i parę drzwi. Jak się okazało, w sypialni nie było Nialla, co stało się podejrzane. Moje serce automatycznie zaczęło bić szybciej, a gdzieś z tyłu głowy pojawiła się myśl, że przecież Avan mógł mu coś zrobić. Spanikowałam. Zostawiłam tacę i wybiegłam z pokoju, kierując się całkowicie intuicją. Zbyt panikowałam, aby móc połączyć się z Niallem i przekonać czy jest bezpieczny. Nie słyszałam go, bo on tego nie chciał lub ja nie dawałam rady. Nicole cały czas biegła za mną i w końcu usłyszałam krzyk. Rozrywający uszy, przeszywający na wskroś, kobiecy... należący do mojej matki. Tego dźwięku nie dało się nie rozpoznać. Przyspieszyłam, czując wzrastające we mnie gniew, adrenalinę i strach.
 - Tutaj!- krzyknęła brunetka, pchają duże, drewniane drzwi.
Wpadłam do pomieszczenia i zobaczyłam Nialla, który stał nad ciałem mojego ojca , z dłońmi pobrudzonymi jego krwią, a gdzieś w kącie skuliła się matka. Jej życie nie trwało jednak zbyt długo, bo wszystko dokończył Avan. Bez żadnych skrupułów skręcił jej kark, a trzask kości rozniósł się po pomieszczeniu.
 - I tak jej nigdy nie lubiłem- syknął.
 Poczułam się słabo, Niall do mnie podszedł, ubrudził mnie krwią rodziców, a ja zemdlałam, zapamiętując kartki rozwieszone na ścianach i przedstawiające sytuacje z mojego życia, przedstawiające mnie...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dum, dum, duuum! Koniec. Koniec historii Hope, koniec jej przygód... Trochę smutno. Na szczęście zmieniłam zakończenie, bo miało być zupełnie inne i skoro już po wszystkim, to mogę powiedzieć, ze miałam w planach uśmiercenie Nialla i dalsze życie Hope u boku Harry'ego, ale nie. Ni mogłabym Wam tego zrobić. W zamian za to zginęli jej rodzice, których całą sobą nienawidzę :') Nieważne. Już za jakiś tydzień dostaniecie ode mnie epilog, w którym cała akcja zostanie rozwiązana, więc to nie jest definitywny koniec.

środa, 25 listopada 2015

64. The end

Nick mówił coś do mnie, ale nie potrafiłam przyswoić żadnego słowa. Minęły niespełna dwie minuty, a ja nabrałam niezrozumiałej siły, która zmusiła mnie do wstania. Mój wzrok natychmiast utkwił w parze dorosłych, którym towarzyszył Avan. Nie wierzyłam, że to moi rodzice. Tak naprawdę, to nie pamiętałam dokładnie ich twarzy. Po tylu latach zapomniałam szczegółów, ale byłam pewna, że dałabym radę ich rozpoznać. Jednak kiedy stanęłam twarzą w twarz z ludźmi, którzy ich przypominali, nie chciałam uwierzyć, że to oni. Uciekłam, aby nigdy więcej ich nie spotkać. Poza tym to nie miało sensu. Moi rodzice nie mieli pojęcia o tym świecie, a ci ludzie są krewnymi Avana.
 To nie mogli być oni.
 Czułam pewnego rodzaju niepokój, dlatego bez słowa wyszłam. Nie wiedziałam, skąd wzięłam tyle odwagi. Byłam pewna, że nie dam rady się ruszyć. Znalazłam się na korytarzu i zaczęłam biec w kierunku, który wydawało mi się, że znałam. Miałam nadzieję, że trafię do swojego pokoju. Obiecałam przebywać w tym zamku, ale Avan nie zmusi mnie do rozmowy z tymi ludźmi.
 - Hope!
 Głos dobiegał zza moich pleców, dlatego znacznie przyspieszyłam. Jednak nie dałam rady uciec, bo za pierwszym zakrętem stał Nick z ramionami skrzyżowanymi na piersi. Widząc mój wyraz twarzy, natychmiast zmiękł. Musiałam wyglądać jak siedem nieszczęść, bo zdarzenia z ostatnich tygodni mnie mordowały. Czułam się coraz słabsza. Tak właściwie wracałam do punktu wyjścia, tracąc kilka miesięcy nauki, błędów i zdarzeń.
 - Hope, nie uciekaj, bo się zgubisz- mruknął szatyn, łapiąc mój nadgarstek.
 Natychmiast szarpnęłam ręką, aby tylko mnie puścił. Byłam pewna, że będzie chciał zaprowadzić mnie z powrotem do Avana i w żaden sposób się na to nie zgadzałam.
 - Nie wracam tam!
 Chciałam krzyczeć, brzmieć stanowczo i pewnie, jednak z moich ust wydobył się jedynie pisk, który wywołał stres i... strach. Bałam się. Bałam się prawdy. Wolałam żyć w niewiedzy, niż usłyszeć, że to jednak byli moi rodzice.
- To oni, prawda?- szepnęłam, patrząc w oczy Nicka.
Nie mógł kłamać. Na pewno nie teraz, kiedy dzieje się to wszystko. On musi mnie wspierać.
- Hope...- westchnął.
- Czyli to prawda?
W odpowiedzi dostałam jedynie lekkie skinięcie głową. Traciłam grunt pod stopami. Nagle całe moje życie legło w gruzach. Cały czas żyłam w kłamstwie. Rodzice upierali się, że jestem wariatką! Zrobili ze mnie świra i zamknęli w psychiatryku, a tak naprawdę o wszystkim wiedzieli! Zmusili mnie do spędzenia dzieciństwa wśród czubków. To wszystko odbijało się na mojej psychice. Prowadziłam codzienną walkę sama ze sobą. Uważałam się za ostatnie przekleństwo, kiedy to nie była prawda.
Znienawidziłam ich jeszcze bardziej, niż robiłam to do tej pory. Dla mnie byli skończeni.
- Mała...
- Wiedziałeś?- przerwałam mu.
- Tak, to znaczy nie- potrząsnął głową.- Wiedziałem, przecież to mój brat- westchnął.
Nie słuchałam go. Chciałam poznać prawdę, ale na pewno nie teraz. Teraz potrzebowałam jedynie chwili odpoczynku. Potrzebowałam Nialla. Z tą myślą zwyczajnie ruszyłam dalej. Nie uszłam nawet metra, a zostałam pociągnięta za nadgarstek.
- Nie idę tam!- krzyknęłam, chcąc pozbyć się choć odrobiny moich emocji.
- Nie każe ci- wymamrotał.- Ale tędy do Nialla nie dojdziesz. Zaprowadzę cię.
Stałam twarzą w twarz z Nickiem i chyba pierwszy raz w życiu zastanawiałam się, czy aby na pewno mogę mu zaufać. Czułam, że chce mnie oszukać, ale nigdy tego nie robił.
- Chyba żartujesz, Hope- jęknął.
Przybliżył się do mnie i chwycił moją twarz w dłonie, zmuszając mnie do patrzenia na niego.
- Jesteś moją małą Hopie, którą opiekowałem się od dzieciaka, nie potrafiłbym cię oszukiwać. Może ostatnimi czasy nadużyłem twojego zaufania, ale uwierz, że ja sam nie byłem pewny, gdzie powinien być i jakie decyzje podjąć. Trochę się pogubilem, ale nigdy nie będę cię oszukiwał.
Przyciągnął mnie do siebie, zamykając w szczelnym uścisku. Chciałam w to wierzyć. Zignorowałam fakt, że słyszał moje myśl, bo ostatnio przestałam nad nimi panować.
- Nie powiedziałeś mi, że jesteś moim wujkiem- wytknęłam mu.
- Tylko formalnie. Zawsze będę dla ciebie najlepszym przyjacielem, a nie jakimś wujkiem. To brzmi staro.
Gdyby okoliczności były inne, zapewne bym się zaśmiała, ale teraz nie byłam w tak dobrym humorze. Uśmiechnęłam się jedynie pod nosem.
Wierzyłam mu.
Pierwszy raz od dłuższego czasu uwierzyłam w coś tak mocno. Odsunęłam się od szatyna po kilku minutach, a ten zaczął prowadzić przez korytarze. Nie odzywał się, ale nie oczekiwałam tego. Dopiero po chwili marszu zaczęłam rozpoznawać korytarze, aż ostatecznie dotarłam przed swój pokój. Zanim zdążyłam się odezwać, Nick się uśmiechnął i zniknął. Chwyciłam klamkę, naciskając ją lekko. Drzwi łatwo ustąpiły, a ja mogłam wejść do środka. Moje buty zatapiały się w miękkim dywanie, kiedy zamykałam drzwi za sobą. Nagle poczułam mocny uścisk, który wywołał mój pisk. Niemiłosiernie się przestraszyłam, ale zapach zdradzał mi, kim jest mój napastnik. Łzy samowolnie upuściły moje oczy.
- Hope- wychrypiał, uszczelniając uścisk.- Hope- powtórzył, jakby nie wierzył.- Nie wiem, czy żyję, czy umarłem.
Jego głos zdradzał, że płakał. Trzymał się mnie kurczowo, jakby nie wierząc, że stoję przed nim. Z niewielką trudnością odwróciłam się przodem do niego, pozwalając, aby przycisnął twarz do mojej szyi. Czułam cieple krople na skórze.
- Boję się- wyszeptał.
Nie potrafiłam wyobrazić sobie, co musiał czuć. Ostatnie, co pamiętał, to zapewne moment swojej śmierci, a obudził się sam, w obcym miejscu, bez żadnej pewności, czy żyje, czy trafił do świata po śmierci.
- Myślałem, że tutaj będzie inaczej, sądziłem, że cię tu nie zobaczę. Ty też umarłaś? Zabił cię?- histeryzował, ledwo dukając poszczególne słowa.
Wplotłam palce w jego włosy.
- Żyjemy, oboje- zapewniłam.- Jesteśmy w zamku Avana, w moim pokoju. Wszystko jest w porządku, Niall. Chodź, powinieneś się położyć.
Chciałam nas poprowadzić na łóżko, ale Horan mi to uniemożliwił, nie chcąc ruszyć się z miejsca.
- Nie zostawiaj mnie teraz- szepnął, a jego ramiona jeszcze mocniej oplotły moje ciało, ograniczając mi dostęp do tlenu.
- Nie zostawię. Przecież tu jestem.
- Powiedziałem, że cię kocham i poczułem kilko-sekundowy ból, a potem...
- Nie myśl o tym, dobrze?
Pozwoliłam mu na przytulanie się do mnie i w tym czasie spokojnie bawiłam się jego włosami. Opanowałam również łzy, które u mnie wywołał. Gdzieś z tyłu głowy siedziała mi myśl, że się nie obudzi, dlatego poczułam niesamowitą ulgę, mogąc znów z nim porozmawiać. Może chciałam, aby od razu zachowywał się jak dawniej, ale, cholera, przecież on umarł. Mijały kolejne minuty, a Niall powoli się uspokajał. Ostatecznie odsunął się ode mnie, rozglądając dookoła. Jego oczy były zaczerwienione, a policzki mokre. Zapomniałam o swoich rodzicach, teraz chciałam pokazać, że wszystko jest w porządku. Nie chciałam go dodatkowo martwić.
- Jesteśmy u Avana?- wymamrotał.- Pozwolił mi tutaj być? Dlaczego nie umarłem?
- To długa historia. Powinieneś teraz odpocząć- popchnęłam go w stronę łóżka, na które upadł.
Był słaby i niezbyt pewnie stał na własnych nogach, dlatego powalenie go okazało się banalnie proste. Mimo wszystko skądś znalazł siłę, aby ponownie wstać.
- Nie! To wszystko jest takie...- uciął.
- Wiem.
- Nic nie rozumiem.
- Uwierz, że ja też.
Przytuliłam się do chłopaka, co natychmiast odwzajemnił. Wiedziałam, że powinnam mu wszystko opowiedzieć, ale miałam wrażenie, że to nie pomoże w jego wyzdrowieniu. Niall nie powinien się stresować. Ponownie poprosiłam, aby się położył, co zrobił dopiero po chwili dyskusji. Ostatecznie obiecałam położyć się obok niego i opowiedzieć wszystko spokojnie i powoli, aby mógł zrozumieć. Jego zagubione spojrzenie było równocześnie bardzo zabawne, ale też niepokojące. Na szczęście wiedziałam, że uspokaja się, kiedy tylko łapie kontakt wzrokowy ze mną. Opowiedziałam mu wszystko od początku do końca, nie omijając niczego. Chciałam być z nim w stu procentach szczera. Zawahałam się dopiero na końcu, nie wiedząc, czy powinnam powiedzieć mu o rodzicach. Ostatecznie to zrobiłam, czego od razu pożałowałam, bo ten zerwał się z łóżka i zachwiał, ledwo utrzymując równowagę.
- Niall- pisnęłam.- Kładź się!
- Są tutaj?!
- Niall!- krzyknęłam, licząc, że mnie posłucha, ale nic na to nie wskazywało.
- Przysięgam, że ich zabiję, Hope, rozumiesz? Zabiję...
Jego spojrzenie znacznie pociemniało, a oddech przyspieszył. To był jeden z tych momentów, w których tracił nad sobą kontrolę. Nie potrafił opanować gniewu, a już od dłuższego czasu nie jadł tych cholernych tabletek. Był osłabiony, jeszcze całkowicie się nie zregenerował, ale to nie powstrzymywało go przed pobiegnięciem przed siebie, aby ich znaleźć.
- Niall, jesteś zdenerwowany, uspokój się- powiedziałam łagodnie.
- Wiedziałem, że Avan to chuj, ale najwyraźniej ma to rodzinne! Nie rozumiesz, Hope! Musiałem patrzeć, jak całe życie cierpisz, bo ta suka i ten sukinsyn postanowili się ciebie wyprzeć!
- Nawet nie wiemy, dlaczego to zrobili. Może tak miało być, hm?
Podeszłam do niego, chcąc go trochę uspokoić. Bałam się, że może mu się coś stać, kiedy będzie tak wymachiwał rękoma. Co gorsza mógł zrobić krzywdę nie tylko sobie. Wiedziałam, że Niall już zabijał i nie chciałam, aby znowu to robił.
- Stało się, ale dzięki temu jestem tutaj, gdzie jestem i jestem, jaka jestem.
- Spójrz tylko! Jesteś zamknięta w jakimś pokoju u jakiegoś popierdoleńca! Nie wiesz, dlaczego tu jesteś i nie wiesz, co powinnaś zrobić! Nawet nie wiesz, kim jesteś!
- Niall!- krzyknęłam.- Uspokój się, do cholery!
Blondyn prychnął w moją stronę, a następnie zacisnął pięści, jakby starał się powstrzymać swój gniew. Mogłam rzucić się na niego, pocałować go i liczyć na to, że się uspokoi, jak w pieprzonych książkach, ale to, co tu się działo, na pewno nie było książką. A nawet jeśli, to cholernym thrillerem. Ostatecznie postanowiłam wyjść. To było nieodpowiedzialne, ale czułam, że mogło podziałać. Zostawiłam go samego, aby ochłonął. Nie chciałam się z nim kłócić, ani patrzeć jak klnie pod nosem. Przewidywałam też, że zacznie rozwalać różne rzeczy. Zatrzasnęłam drzwi za sobą i usiadłam przy ścianie, podkurczając nogi. Minęło kilkanaście sekund, a Horan wyszedł na korytarz.
- Hope, kurwa!- krzyknął, zanim zdążył zauważyć, że znajduję się pod jego stopami.- Hope, nie zachowuj się jak dziecko!
- Przestań wyżywać się na mnie- warknęłam.
Nie byłam na niego zła, ale liczyłam, że drastyczne metody jakoś na niego wpłyną i w końcu się opamięta. Rozumiałam go, bo sama byłam wściekła, ale ja, w przeciwieństwie do niego, tłumiłam to w sobie. Przez następne minuty patrzyłam ślepo w ścianę, kątem oka obserwując zachowanie blondyna. Najpierw bezsensownie stał obok mnie, potem zaczął mamrotać coś pod nosem, a skończył ciągnąc się za włosy. Oparł się o ścianę i zjechał po niej na podłogę, znajdując się tuż obok mnie.
- Jestem tak samo zdezorientowany, jak ty- mruknął.- Nie potrafię sobie radzić z takimi sytuacjami.
- Ja też nie i oczekiwałam jakiegoś wsparcia z twojej strony- wytknęłam mu.
- Przepraszam- oparł głowę o moje ramię.
- Nie chciałam, żebyś mnie przepraszał, tylko żebyś się uspokoił.
- Mimo wszystko przepraszam. Nie potrafię niczego zrozumieć. Avan to twój wujek, i to najbliższy. To oznacza, że twoi rodzice o wszystkim wiedzieli, ale cały czas kłamali. Avan też nie przyznał się do tego, kim jest. Teraz sprowadza ich tutaj. Co chcesz zrobić?
Niall wbił we mnie przeszywające spojrzenie. Jego błękitne tęczówki przebijały mnie na wylot, co dodatkowo mnie stresowało. Najgorszy w tym wszystkim był właśnie fakt, że nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Nie miałam ochoty ich widzieć, ale czułam, że muszę w końcu poznać prawdę. Chciałam pozbyć się tych wszystkich pytań, które dręczyły mnie od dziecka. Dlaczego to zrobili? Co nimi kierowało? Teraz chciałam wiedzieć, dlaczego wszystko ukrywali? O co w tym chodziło? Poczułam, jak ramie Nialla wpycha się pomiędzy moje plecy a ścianę, aby tylko objąć mnie w talii i przyciągnąć do jego ciała.
- Hej, będzie dobrze, księżniczko- mruknął.
- Musi być.
Sama w to nie wierzyłam, jednak mogłam spróbować. Mogłam postarać się zacząć na nowo, ale najpierw musiałam zamknąć wszystkie stare rozdziały mojego życia.
- Porozmawiam z nimi- szepnęłam. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~

Zdecydowanie najgorszy rozdział ever! Kompletnie się wypaliłam, jeżeli chodzi o to opowiadanie i cieszę się, że do końca został już tylko jeden rozdział i epilog. Nie potrafiłabym tego ciągnąć dalej. Już teraz wszystko pisze na siłę... cóż... Do następnego!

środa, 11 listopada 2015

63. Just us

~Harry~

Nie wiem, jak długo siedziałem na brudnej ziemi. Poddani patrzyli na moją bezsilność, a ja sam czułem się słaby i upokorzony. Chciałem ją chronić. Może nie byłem w tym dobry, bo częściej ją raniłem, niż doprowadzałem do śmiechu, ale starałem się. Moja głupota i zawziętość doprowadziły do tej sytuacji. Tak naprawdę, gdybym powiedział jej całą prawdę, nie poszłaby z nim. Zapierałem się, że dla wszystkich będzie lepiej, kiedy będzie żyła w błogiej nieświadomości. Nie potrafiłem pojąć, że przytłacza ją jej niewiedza.
Stała się pierwszą osobą, na której mi zależało od śmierci rodziców i siostry. Byłem bezduszny, aby ukryć swoją słabość. Zakochałem się w Hope, ale musiałem zrozumieć, że jej serce należy do Nialla. Miał niewyobrażalne szczęście.
A Avan?
Teraz stanie się to, czego tak bardzo się obawiałem. Ona tam nie pasuje. To nie jest jej świat, to nie jest jej życie. Jej miejsce jest u zmiennokształtnych, przy boku Nialla.
- Harry...
Ktoś ukucnął tuż obok mnie. Było ciemno, wszyscy się rozeszli, a ja siedziałem na piachu obok kałuży krwi, którą stracił Horan.
On potrafił się poświęcić, a ja byłem tchórzem.
- Harry, chodź do zamku- mruknął, kładąc dłoń na moim ramieniu.- Nic nie zrobimy. To nie jest niczyja wina. Jeśli będzie chciała, to wróci, zobaczysz.
- Nie rozumiesz, Louis! Ona nas znienawidzi i nawet nie pomyśli o powrocie! A nawet jeśli, to Avan jej nie wypuści. Skoro już ją dostał, nie pozwoli, aby zniknęła po raz kolejny.
- Ona należy do nich, może tam się poczuje szczęśliwa- kontynuował.
- Nie, do cholery! My jesteśmy jej rodziną! Ona należy do nas, nie do nich!
Wstałem gwałtownie. Byłem zły sam na siebie, bo przegrałem walkę o Hope. Najgorsze, że nie zrobiłem wszystkiego, co mogłem.
- To tutaj są jej przyjaciele- wymamrotałem przez łzy, patrząc prosto w oczy Louisa.- Jej historia, to nasza historia. Jej szczęście, to nasze szczęście. Byłaby szczęśliwsza z nami. Wiem, że jeżeli on jej powie, to Hope się załamie. Jest krucha. Zbyt wiele już przeżyła. Avan nie zatrzyma Nialla, co więcej, zabroni im się spotykać. Wiesz to, więc, kurwa, nie mów, że ona będzie tam szczęśliwa!

~Hope~

Avan zaczął mnie przerażać. Bałam się tego, że nie znam jego zamiarów. Zdążyłam się jedynie zorientować, że odbiegają one od tych, których się spodziewałam. Byłam gotowa na wszystko, ale nie na szczere rozmowy... z nim.
Umięśnione ramiona oplotły moje ciało, zamykając nas w szczelnym uścisku. Bałam się go odwzajemnić, ale, niewiedzieć czemu, zrobiłam to.
- To jak, jesteś głodna?
Mężczyzna odsunął się ode mnie, a na jego usta wkradł się uśmiech, który sprawił, że wyglądał zupełnie inaczej niż zazwyczaj. Kojarzyłam Avana z ponurym demonem o zerowym poczuciu humoru i chęci ogólnego mordu, a on był dla mnie... miły.
- Chcę iść do Nialla.
- Przecież nic mu nie jest- wywrócił oczami, ale nagle jaby się opamiętał.- Nie ufasz mi.
- Dlaczego miałabym ci ufać? Nie dałeś mi ku temu powodow, ale upewnileś mnie, że nie zawsze mówisz prawdę.
- Fakt, w większości kłamię- wzruszył ramionami.
Ktoś podmienił mi Avana.
- Wiem, że jesteś głodna, słyszę, jak ci burczy w brzuchu.
- Chcę iść do Nialla.
Postanowiłam upierać się przy swoim, aby Avan nie sądził, że mu uległam. Nie było takiej możliwości. Chce zdobyć moje zaufanie, ale ja nie dam się omamić. Jestem już na dnie, ale jeszcze niżej nie upadnę.
- Masz zamiar przy nim spać?- prychnął.
- Może. Nie zostawię go samego na całą noc.
- Masz charakter.
Widziałam, jak Avan mruczy coś jeszcze pod nosem. Chwycił moją dłoń, ciągnąc mnie na korytarz. Nie byłam pewna, czy powinnam zacząć się szarpać. Przypuszczałam, że idziemy do Nialla, a kiedy moje przypuszczenia stały się słuszne, znacznie przyspieszyłam kroku. Wpadłam do pomieszczenia, w którym spał blondyn. Nadal leżał w tym samym miejscu, w którym go zostawiłam i nie wydawał się być w niebezpieczeństwie.
- Widzisz, cały i zdrowy. Teraz idziemy coś zjeść.
- Posiedzę z nim- wymamrotałam, ruszając w kierunku łóżka.
Nie zdążyłam zrobić kroku, a zostałam zatrzymana przez mocny uścisk na nadgarstku. Spojrzałam na szatyna. Wiedziałam, że prędzej czy później coś takiego będzie miało miejsce. Twarz mężczyzny nie wyrażała zbyt wielu emocji, ale nie była też całkowicie ich pozbawiona.
Zmienił się, odkąd tu jestem.
- Wiem, że go kochasz, Hope, ale daj mu odpocząć- jęknął.- My pójdziemy coś zjeść, a któryś z moich ludzi przeniesie Nialla do twojego pokoju.
- Dlaczego?- zmarszczyłam brwi.
- Powiedziałaś, że nie zostawisz go samego na całą noc.
Nigdy w życiu nie czułam się tak bardzo zdezorientowana, jak w tamtej chwili. Chciało mi się śmiać, ale ten śmiech był spowodowany paniką, jaka towarzyszyła mi przy każdym podejrzanym geście Avana. Dodatkowo do moich oczu napływały łzy i nie wiedziałam dokładnie dlaczego. Nie działa mi się żadna krzywda, ale to było chyba gorsze, niż gdyby Avan miał mnie zabić. Czułam się pomiatana. Nie miałam niczego, co byłoby fundamentem mojej opini o tym mężczyźnie, a to mnie przygniatało. Nienawidziłam go, ale był miły. Nie mogłam go polubić, bo zrobił zbyt wiele złych rzeczy. Nie mógł być mi obojętny, bo za bardzo namieszał w moim życiu. Emocje rozrywały mnie od środka, a to nie było przyjemne.
- Czego chcesz?! Przestań zachowywać się tak irracjonanie!- krzyknęlam, a po moich policzkach spłynęły łzy.- Co z tobą, do kurwy?!
- Nie przeklinaj, Hope- mruknął spokojnie.
- No, kurwa, nie! No nie! Nie mów mi, co mam robić! Jesteś jakiś popierdolony! Po prostu powiedz, czego chcesz!
- Chcę, żebyś przestała przeklinać i poszła coś zjeść. Mało jesz, a to nie jest dobre dla twojego organizmu.
- Nie wierzę- prychnęłam.- Nie wierzę!
- Jak często przechodzisz załamania nerwowe?- zmarszczył brwi.
- Ty tak na serio?!
- Już ci powiedziałem, Hope. Wierzysz w same kłamstwa i nie wiesz o mnie tego, co powinnaś. Opowiem ci wszystko jutro. Teraz powinnaś odpocząć, bo stres również szkodzi zdrowiu.
- Ty mi szkodzisz- warknęłam.
Większość emocji mnie opuściła, dlatego mogłam się uspokoić. Rozmasowałam skronie, zbierając myśli.
- Już dobrze?
Dłoń Avana uniosła mój podbródek, zmuszając mnie, abym na niego spojrzała. To był dziwny gest z jego strony, ale musiałam przyjąć do wiadomości, że świat naprawdę zwariował. Miałam ochotę zrobić mu krzywdę, sprawić, aby choć trochę pocierpiał, a on w tym czasie mówił mi o jedzeniu i zdrowiu.
Tutaj jest gorzej niż w psychiatryku.
Odsunęłam się od Avana, uwalniając swoją twarz z delikatnego uścisku. Kurwa, delikatnego, on był delikatny!
Zwariuję, naprawdę zwariuję.
Mężczyzna spojrzał na mnie, wzdychając. Chciałam wiedzieć, o czym myślał, aby w końcu nie być cały czas okłamywana. Szatyn wyciągnął dłoń w moim kierunku, jednak ja nawet nie drgnęłam. Atmosfera w ciągu tych kilku minut diametrialnie się zmieniła, a mnie udało się zbudować pewien dystans. Był on mały i ledwie zauważalny, ale był, a to podnosiło mnie na duchu. Spojrzałam na wyciągniętą w moją stronę dłoń i bezceremonialnie odwróciłam się na pięcie, ruszając do Nialla. Usiadłam obok jego ciała, odgarniając blond grzywkę, która sięgała oczu.
- Też zachowujesz się irracjonalnie- mruknął za moimi plecami.- Najpierw byłaś waleczna, potem zagubiona, a teraz postanowiłaś się zbuntować, ale nadal czujesz się niepewnie.
Nie odpowiedziałam, chociaż dokładnie wysłuchałam każdego jego słowa. Nie mogłam twierdzić, że się mylił, ale nie mogłam też wytłumaczyć swojego zachowania. Zawsze byłam zmienna, co irytowało innych i mnie samą, ale nigdy nie potrafiłam tego pojąć.
- Demony są irracjonalne. Danerwujesz mnie, ale przez to mam ochotę spędzać z tobą więcej czasu. Krzyczysz, ale dopiero wtedy czuję, że naprawdę rozmawiamy. Płaczesz, ale ja wiem, że wszystko jest w porządku.
- Zawsze tak miałeś?- zapytalam, nie odwracając się w jego stronę.
- Od dziecka.
Westchnęłam.
- Myślę, że chcesz poznać prawdę i wiem, że to najlepsza pora. Chodź, zjesz coś, a ja wszystko ci opowiem.
- Bedziesz kłamał- prychnęłam.
- Chciałbym, ale to nieodpowiednia chwila.
Siedziałam bez ruchu, patrząc ślepo w twarz Nialla. Wmawiałam sobie, że będzie kłamał, jednak czułam, że tego nie zrobi. Pochyliłam się na Horanem i pocałowałam go w czoło. Jego ciało było ciepłe, co polepszało mi humor, bo świadczyło o tym, że żyje. Ostatni raz przeczesałam jego włosy palcami i wstałam, gotowa na prawdę.
- Przecież nie idziemy na ścięcie- prychnął Avan.- Nie musisz się żegnać.
- Przeniosą go do mojego pokoju?- zignorowałam wcześniejsze słowa szatyna.
- Jeśli tylko chcesz, każ im to zrobić.
- Ja?- spojrzałam na niego idiotycznie.
- Ty. Idziemy jeść i rozmawiać.
Kiwnęłam jedynie głową, próbując przyswoić wiadomość, że Avan pozwala mi zarządzać jego podwładnymi. Razem z mężczyzną wyszliśmy na korytarz, przez który maszerował wysoki chłopak. Zatrzymał się przed nami i ukłonił lekko w stronę Avana, a potem również w moją. Jego oczy spotkały moje. Przerażał mnie ten jasny odcień tęczówek, był taki nienaturalny. Chłopak chciał odejść, ale Avan go zatrzymał i spojrzał na mnie wymownie. Młody brunet zrobił to samo, a jego wzrok przeszywał mnie na wylot.
- Wiesz, że nie powinieneś na nią patrzeć?- warknął.
- Przepraszam, panie.
Zdążyłam się zorientować, że tutaj panują inne zasady. Avan wzbudzał u wszystkich szacunek. Nikt nie ośmielił się mu sprzeciwić, bo to zapewne skutkowałoby śmiercią. Poczułam na sobie spojrzenie szatyna. Oczekiwał, że wydam rozkaz, ale to nie byli moi poddani, ja nawet nie chciałam tego robić.
- Przenieście Horana do sypialni Hope- warknął.- Jeżeli coś mu się stanie, to ty pierwszy za to zapłacisz. Nie chcę widzieć nawet zadrapania na jego ciele, zrozumiano?!
Chłopak kiwnął głową, zasalutował, podziękował i odszedł. Avan był dla mnie miły, a na poddanych się wyżywał. Jakbym miała do czynienia z dwoma zupełnie innymi osobami. Zbudował sobie niesamowity autorytet i niekoniecznie dobrą opinię. Może był spostrzegany jako zły, ale chociaż w ogóle był spostrzegany. Powoli szliśmy krętymi korytarzami. Nie potrafiłam się do nich przyzwyczaić. Były zbyt ciemne i zbyt puste. Powinnam dziękować, że moja sypialnia została jakkolwiek urządzona, bo nie wytrzymałabym w takich warunkach. Usłyszałam czyjąś rozmowę. Dobiegała z daleka, ale była niesione przez echo. Miałam wrażenie, że znam te głosy, choć nie potrafiłam przypasować ich do konkretnych osób. Spojrzałam kątem oka na Avana, który uśmiechał się głupio. Poczułam się niepewnie i miałam ochotę uciec. Czułam, że zaraz wydarzy się coś, co nigdy nie powinno mieć miejsca. Najgorsze, że moje przeczucia się sprawdzały. Szatyn zatrzymał się, a ja wraz z nim. Staliśmy przed dużymi drzwiami, zza których dochodziła rozmowa. Dla mnie była to kłótnia, ale wolałam uznać to za rozmowę. Avan pchnął, przepuszczając mnie przodem. Pierwsze, co dostrzegłam, to ogromny stół i jedynie kilka krzeseł, które zajęte były przez jakieś osoby. Dwie z nich zwrócone były do mnie plecami, a trzecia to Nick. Spojrzał na mnie zeszklonymi oczami, jakby chciał za wszystko przeprosić. Myślałam, że jest po stronie Harry'ego, a tymczasem on ciągle zmieniał front.
- Nick?- zdziwiłam się.
Avan miał mi to wszystko wytłumaczyć, a ja widzę Nicka. To jeszcze bardziej mnie dezorientowało. Jednak rozwiązanie zagadki musiało kryć się w dwóch pozostałych osobach. Widziałam, jak ich mięśnie napinają się, kiedy tylko zdołałam cokolwiek powiedzieć. Oboje wstali równocześnie i odwrócili się w moją stronę. Wbiłam spojrzenie w kobietę o lekkich rysach twarzy. Jej kasztanowe włosy powoli siwiały, a na twarzy pojawiły się zmarszczki. Kilka sekunda zajęło mi zrozumienie, co tu się dzieje. Poczułam się zmiażdżona. Wszystko mnie przygniatało, a ja stawałam się coraz mniejsza. Nie potrafiłam zapanować nad trzęsącym się ciałem. Chciałam uciekać, ale moje stopy jakby zrosły się z podłogą, nie mogłam się ruszyć. Mężczyzna był bardzo podobny do Avana. Miał mocne rysy twarzy i charakterystyczne, jasnoniebieskie oczy. Lekki zarost pokrywał jego szczękę. Był starszy od Avana o kilka lat, na pewno. Szybko zaczęłam łączyć ze sobą wątki, chociaż przychodziło mi to z ogromną trudnością. Nie potrafiłam pozbierać myśli.
- Witaj, bracie!
Avan rozłożył szeroko ramiona. Brzmiał sarkastycznie i uśmiechał się sztucznie. Poczułam, że moje nogi słabną, a po chwili upadłam, zwijając się na podłodze. Tylko Nick do mnie podbiegł.
To nie mogą być moi rodzice.
To nie może być prawda.