sobota, 19 grudnia 2015

~ Epilog i podziękowania

Jasne światło zaczęło drażnić moje oczy, sprawiając, że w końcu je otworzyłam. Biała sala niemal mnie oślepiała. Minęło kilka sekund, zanim zdążyłam się przyzwyczaić. Na parapecie siedział Nick, patrząc w skupieniu na coś lub kogoś za oknem.
Kogoś, na pewno kogoś.
Westchnęłam, podnosząc się do pozycji siedzącej. Doskonale rozpoznawałam swój pokój w psychiatryku. Ściana przede mną zapełniona była przeróżnymi szkicami. Przedstawiały one głównie mnie i różne sytuacje z mojego życia. Teraz miały one sens i sprawiały, że wiedziałam co robić. Wszystko stało się jasne.
Siostra Harry'ego żyje, moi rodzice wkrótce umrą, a ja będę mogła żyć z Niallem. Tylko kilka miesięcy, trochę zmartwień i walki.
Chwyciłam kartkę i ołówek i zaczęłam powoli stawiać kolejne kreski. Zajęło to dosłownie kilka minut, a ja wstałam ze szpitalnego łóżka, podeszłam do biurka i odłożyłam na nie rysunek, a bardziej napis: "Na świecie są rzeczy, o których nawet nie śnicie. A osoby, które mają zaszczyt je widzieć zamykacie w psychiatryku. Z naszego punktu widzenia, to WY jesteście wariatami!". Uśmiechnęłam się i zaczełam zrywać wszystkie swoje rysunki ze ścian oraz pakować je do teczki.
- Wychodzimy, Nick- mruknęłam.
- Nareszcie zmądrzałaś, kochanie.
Chłopak stanął za mną i zaczął bawić się moimi włosami. Kątem oka dostrzegłam miny pielęgniarek zza szyby, przez którą zazwyczaj mnie obserwowano. Nie mogły zobaczyć Nicka, ale jedynie lewitujace włosy.
- Wszystko będzie dobrze, Hope. Zaczniemy od nowa, nikt nas nie znajdzie.
- Przecież wiem, Nick. Wszystko wiem, już teraz wiem.
- Dobrze, że teraz cię na to wzięło. Tutaj nie jesteśmy już bezpieczni.
- Jesteśmy- zaprzeczyłam, uśmiechając się pod nosem.
On nie wiedział nic. To ja znałam przyszłość i tylko ja mogłam na nią wpływać, ale mimo wszystko podobała mi się taka, jaka była. Nie chciałam nic zmieniać.
- Wiedzą, że tu jesteśmy, popatrz- podszedł ze mną do okna, gdzie stał jakiś facet. Wbijał wzrok w moją osobę, a na głowie miał kaptur od bluzy, w której chował ręce.
Uśmiechnęłam się mimowolnie. Chciałam już tam zejść, wyjść i być w domu mojej babci, chciałam wrócić do zamku, porozmawiać ze swoim wujkiem oraz sprowadzić Nicole z powrotem do świata zmiennokształtnych, gdzie było jej miejsce.
- No to wychodzimy!
Nick gwaltownie się obrócił i ruchem ręki wyważył drzwi. Każdy ten moment napawał mnie spokojem. Takie było moje przeznaczenie i moja historia. Uporałam się z ochroną oraz pielęgniarkami i biegiem ruszyłam do wyjścia głównego. Mijałam ludzi, którzy nie zwracali na mnie uwagi, czułam wiatr we włosach, widziałam rozświetlone spojrzenie Nicka oraz jego radość, że wyszliśmy. Zwolniłam, wychodząc z budynku. Rozgladałam się za zakapturzonym mężczyzną, którego widziałam z okna. Stał na placu, bez ruchu, patrzył na nas.
- Chodź- Nick pociągnął mnie za rękę.
- Czekaj.
Wyrwałam mu się, niemal biegnąc do postaci. Wiedziałam, kto to był i kto towarzyszył mi od początku, troszczył się o moje dobro. W śnie to mnie przerażało, ale teraz stało się jasne.
- No, no, no... Nick, kogo ty tu masz?- zaczął, ale nie mógł kontynuować, bo rzuciłam mu się w ramiona.
Mężczyzna był kompletnie zdezorientowany, jednak szybko odwzajemnił mój uścisk. Sięgnęłam do jego kaptura, zrzucajac mu go.
Moim oczom ukazały się kręcone włosy.
- Hope- mruknął, zdezorientowany.
- Jedźmy do domu, czas zacząć rewolucję.
Historia wielu ludzi jest już z góry zapisana. Wierzymy, że nie mamy wpływu na niektóre zdarzenia. Ja od zawsze byłam wyjątkowa i również w tym przypadku odbiegałam od reszty. Może byłam głupia, naiwna, niezdecydowana i rozkojarzona, ale to ja piszę swoją historię, ja decyduję o zdarzeniach i ja je mogę zmienić. Historia ludzi jest zapisana, ja swoją narysowałam i teraz dostarczę kartki Avanowi, aby mógł zapełnić puste ściany w pokoju, w którym zginą moi rodzice.

~~~~~~~~~~~~~~~
Cóż... Wielu z Was może nie zrozumieć, czuć się rozczarowanym, niespełnionym, ale właśnie tak miało być. Nie chciałam kończyć tej książki przesłodzonym epilogiem o idealnym życiu Nialla i Hope. Chcę w swoich opowiadaniach przekazywać jakąś treść. Cała historia, jaka została tutaj opisana, była jedynie snem, przyszłością, która dopiero nadejdzie. Teraz wszystko może ulec zmianie. Hope była wyjątkowa, dlatego mogła poznać swoją przyszłość, ale to nie znaczy, że my nie mamy na nią wpływu. Jesteśmy słabi, niezdecydowani, naiwni... jesteśmy śmiertelnikami, ale to nie znaczy, że nie możemy o niczym decydować. Co by było, gdyby Hope uciekła z zamku, co by było, gdyby udało jej się zabić, co by było, gdyby Hope wybrała Harry'ego, co by było, gdyby zdecydowała się zabić Avana, co by było, gdyby postanowiła szybciej porozmawiać z rodzicami? W życiu mamy wybory i, chociaż nie zdajemy sobie z tego sprawy, mają one wpływ na naszą przyszłość. Nie bójmy się ryzykować, nie wybierajmy zawsze tej bezpiecznej opcji, nie wmawiajmy sobie, że to i tak nie ma znaczenia, bo zawsze ma.

Pozostawiłam wiele niewyjaśnionych wątków, niedosyt, chęć kontynuowania, ale na pewno nie stworzę drugiej części. Hope nie umarła wraz z tą historią, Hope jest w każdym z nas i jest tą rozkojarzoną, zagubioną i niezdecydowaną.

Dziękuję każdemu, kto dotrwał do końca, był ze mną od początku, przetrwał długą przerwę i coś zrozumiał. Dziękuję za każde miłe słowo i każdą krytykę.

To koniec i żegnamy się z Hope, ale witamy Scarlett! Zdecydowana, twarda i pyskata. W jej świecie śmierć czai się na każdym kroku, a największym zagrożeniem są ludzie. Epidemic!

piątek, 11 grudnia 2015

65. New Start

Wyszłam z pokoju w towarzystwie Nialla. Byłam dość pewna siebie i wszystko szło mi aż zbyt łatwo. Dopiero jakoś w połowie zaczynałam panikować. Po kilku następnych krokach nie byłam w stanie się ruszyć. Nie mogłam tam do nich pójść. Nie dało się opisać uczucia, jakie towarzyszyło mi na samo wspomnienie o tych dwóch potworach. Tak, nie byli nikim innym, tylko potworami. Jeżeli mnie nie chcieli, mogli zawieść mnie do babcia. Ta na pewno by mnie przygarnęła. Byłam pewna, że zaopiekowałaby się mną. Sprawiliby mi również o wiele mniejsze zło, gdybym trafiła do domu dziecka. Wszędzie, gdziekolwiek, ale nie do szpitala psychiatrycznego. Nie byłam wariatką. Ukarano mnie za to kim byłam i na co nie miałam wpływu. Nie wybrałam bycia wybranką. O nic takiego się nie prosiłam i to nie była moja wina, a oni zniszczyli mi życie. Wychowywanie się w takim miejscu na zawsze pozostawi piętno na psychice. Jako dziecko widziałam ludzi, którzy nie radzili sobie z samymi sobą. Nie miałam kontaktu z rówieśnikami, a jedynym moim towarzyszem był Nick. Straciłam przyjaciela, z którym, jak się okazało, byłam bardzo mocno związana emocjonalnie i nie tylko. Nie mogłam nawet być na pogrzebie własnej babci. Do teraz nie wiem, co stało się z jej ciałem. Musiałam uciekać, krzywdzić ludzi i ukrywać się jak szczur. Straciłam wszystko, włącznie z samą sobą. Ale gdyby nie zrobili tego, co zrobili, najprawdopodobniej byłabym teraz gdzie indziej. Nie poznałabym ludzi, bez których nie wyobrażam sobie życia. Najprawdopodobniej nie byłabym w tym świecie i nie znałabym swojej tożsamości. Wiem, że żyłabym w przekonaniu, że po prostu... tak mam. Uważałam, że rodzice mnie zniszczyli, ale to, co zrobili, ukształtowało mnie. Wpływało na moje decyzje i charakter. Poznałam świat, do którego należę i poznałam samą siebie, w pewnym stopniu. Czekała mnie długa droga, wiele trudnych decyzji, kontrowersje, śmierć, ale też szczęście. Nie dowiedziałam się całkowicie, gdzie jest moje miejsce, ale mogę zacząć nowy rozdział.
 Jednak, żeby rozpocząć nowe życie, muszę najpierw zapomnieć o przeszłości, a żeby to zrobić, chcę poznać odpowiedzi na nurtujące mnie od kilku lat pytania.
 Mimo wszystko wtedy stchórzyłam. Chciałam zrobić to jak najszybciej, ale coś mi nie pozwalało. Byłam w szoku. Wszystko spadło na mnie jak lawina, a ja siedziałam zgnieciona pod śniegiem. Potrzebowałam czasu, aby to sobie poukładać. Musiałam przemyśleć, co dalej z Niallem, co dalej z królestwem i co dalej ze mną. Nawet na sekundę nie podważyłam faktu, że moja przyszłość jest mocno związana z tym miejscem i uroczym blondynem, którego kocham całym sercem.
 Wczoraj byłam dosłownie metry od poznania prawdy, ale zrezygnowałam. Wróciłam do swojego pokoju, gdzie spędziłam resztę czasu. Uspakajałam siebie i swoje myśli. Podejmowałam decyzje, które były teraz moim priorytetem.
 Poczułam, jak dłoń Nialla zsuwa się z mojego ciała, co przywróciło mnie do rzeczywistości. Grube zasłony całkowicie blokowały dopływ światła do pomieszczenia, dlatego nie byłam pewna, czy słońce już wstało, czy nadal trwała noc. Spojrzałam na blondyna, który do tej pory spał wtulony w mój brzuch. Teraz przeciągał się leniwie i, nawet nie otwierając oczu, powrócił do swojej wcześniejszej pozycji.
 - Nie śpisz już?- wymamrotał poranną chrypą.
 Nie mogłam nie uśmiechnąć się na ten widok. Kochałam go całą sobą. Najmniejszy uśmiech z jego strony, delikatny dotyk czy oddech, rozbijający się o moją skórę, sprawiał, że serce zaczynało szybciej bić w mojej piersi.
 - W ogóle nie spałam- odparłam, wplatając dłoń w jego rozczochrane włosy.
 Nie mogłam jednak zbyt długo się nimi pobawić, bo chłopak szybko podniósł się do pozycji siedzącej i wbił we mnie swoje zaspane spojrzenie, które mimo wszystko wydawało się być dość srogie.
 - Jak to nie spałaś?
 - Normalnie, Niall- westchnęłam.- Zdążyłam sobie wszystko poukładać i uświadomić parę rzeczy.
 - Na przykład?- podniósł podejrzliwie jedną brew.
 Jego widok sprawiał, że mój humor stawał się coraz lepszy. Czułam się spokojna w jego obecności. Doprowadzał mnie do śmiechu, ale mimo to wiedziałam, że już wkrótce mój humor znów się pogorszy.
 - Że cię kocham- odparłam bez zastanowienia, pozwalając, aby uśmiech zakwitł na mojej twarzy.
 Chłopak natychmiastowo go odwzajemnił i pochylił się w moją stronę, aby złożyć delikatny pocałunek na moich ustach. Chciałam z nim zostać i leżeć przez następne kilka godzin, ale mój żołądek mi na to nie pozwalał. Ostatni posiłek nie doszedł do skutku, a ja od tamtej pory nie jadłam zupełnie nic. To nie było dla mnie zdrowe, ale mój organizm był niezniszczalny. Chociaż, co jakiś czas, uporczywie domagał się pożywienia. Poinformowałam Nialla, że idę znaleźć coś do jedzenia, a on nawet nie protestował, bo zapewne usłyszał donośne burczenie. Koszulka sięgała mi nad kolano, dlatego nie fatygowałam się po jakieś spodnie. Ubrałam jedynie swoje buty, bo posadzki na korytarzach wydawały się cholernie zimne. Przeczesałam włosy palcami i skierowałam się do drzwi. Szybko opuściłam pomieszczenie, jakby chwilowe otworzenie drzwi miało sprawić, że w środku zapanuje okropny chłód. Zatrzasnęłam drewnianą powierzchnię, a moim oczom ukazał się Avan, który stał tuż przed swoim pokojem, patrząc na drzwi mojego. To wydało się dziwne, bo nie wiedziałam, jak długo już tam był.
 - Hope- mruknął.
 Nie odpowiedziałam, nie wiedząc dokładnie, co powinnam powiedzieć w tej sytuacji.
 - Jak się czujesz?- kontynuował, teraz patrząc prosto w moje oczy.
 - Jest w porządku.
- Gdzie się wybierasz?
 Atmosfera między nami była nieprzyjemna. Nigdy nie uważałam, że miałam z nim dobre relacje, ale teraz to nie było nic w tym rodzaju. Wiedziałam, że jest moją rodziną, i że czegoś ode mnie chce. Wiedziałam, że wie o czymś, o czym ja powinnam wiedzieć już od dawna. Teraz ta atmosfera nie była zwykłym dystansem i uprzedzeniami, a złą sytuacją rodzinną, jeżeli mogłam to tak nazwać.
 - Idę po coś do jedzenia- odparłam po chwili ciszy.
 - O, zapomniałem, zaprowadzę cię.
 - Nie trzeba, trafię- zapewniłam.
 Tu nawet nie chodziło o to, że chciałam się go pozbyć i pójść sama. Po prostu miałam nadzieję, że uda mi się trafić samej, bez niczyjej pomocy, a brak obecności Avana będzie tylko taką wisienką na torcie. Mężczyzna kiwnął głową na znak zrozumienia. Nie chciałam tam dłużej pozostawać, dlatego uśmiechnęła się niezauważenie i odeszłam. Czułam na sobie jego spojrzenie, ale postanowiłam je zignorować. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że chciałam go o coś zapytać. Chciałam wiedzieć, czy moi rodzice nadal tu są, czy czekali, czy może ponownie odeszli, zostawiając mnie samą sobie. Mimo wszystko nie zrobiłam tego i nie żałowałam. Obawiałam się jedynie, że mogę na nich wpaść.
 Snułam się krętymi korytarzami, kierując się głównie przeczuciem. Nie wiedziałam tak naprawdę, gdzie powinnam iść. Avan prowadził mnie wcześniej rzekomo do kuchni, ale ostatecznie wylądowaliśmy w tamtej sali, a ja w skutku nie znałam zupełnie położenie tego pomieszczenia. Podczas wędrówki spotkałam może dwie osoby, a jedną z nich zdołałam zaczepić. Nie było tutaj wiele kobiet. Wszędzie chodzili jedynie strażnicy i tylko nieliczne panie można było spotkać na korytarzu. Ta, na którą wpadłam, była ładną szatynką, jak każdy demon z resztą. Jednak odznaczała się bladą cerą oraz ciemnymi oczami. Jej tęczówki zbiły mnie z tropu, ale mimo wszystko zaczepiłam ją, prosząc o podanie drogi do kuchni. Najpierw zmierzyła mnie wzrokiem od góry do dołu, ale jakby zrozumiała, kim jestem i szybko wydukała kilka kierunków. Nic z tego nie zrozumiałam i nie chciałam dopytywać, dlatego podziękowała i odeszłam. Po krótkich zmaganiach natrafiłam na cudowny zapach pieczywa i, idąc po nim jak po sznurku, znalazłam się w kuchni. Była ona trochę mniejsza niż ta, którą zapamiętałam z zamku zmiennokształtnych. Największą różnicę stanowiła chyba tylko ilość załogi. Tutaj krzątały się ledwie trzy osoby. Nie zauważyły od razu mojej osoby, ale w końcu jedna z nich zbliżyła się do mnie z szerokim uśmiechem na ustach i charakterystycznymi dołeczkami. Jej twarz sprawiała, że odniosłam wrażenie deja vu.
 - Cześć, jestem Nicole.
 Kiwnęłam jedynie głową w odpowiedzi, bo na tyle było mnie stać. Byłam pewna, że dziewczynę widziałam pierwszy raz na oczy, ale jednak straszliwie mi kogoś przypominała. Miała hipnotyzujące spojrzenie, miły i trochę cwaniacki uśmiech oraz... dołeczki.
 - Przyszłaś po śniadanie, prawda?
 - T-tak- zająknęłam się.- Hope.
 - Przecież wiem- zaśmiała się.- Poczekaj, gotowałam coś dla Ciebie i Nialla, ale muszę dokończyć.
 Dziewczyna wydawała się naprawdę sympatyczna. Uśmiech nie schodził jej z twarzy. Również lekko się uśmiechnęłam, a ona wróciła do pracy. Ja w tym czasie postanowiłam nie plątać się jej pod nogami, dlatego spokojnie spacerowałam po sali, ostatecznie zajmując miejsce na małym krzesełku pod ścianą. Mogłam przyglądnąć się dokładniej dziewczynie. Analizowałam jej ruchy, mimikę twarzy i inne zachowania, chcąc przypomnieć sobie, do kogo była podobna. Wbrew pozorom to okazało się trudne do określenia, jeśli ta osoba nie stała obok i nie miałam porównania. Nie byłam również pewna czy przypominała mi kogoś, kogo tylko kiedyś zobaczyłam, czy może kogoś mi bliskiego. Docierały do mnie te dołeczki, ale nie dopuszczałam do siebie myśli, że mógł to być ktoś spokrewniony z Harrym. Z tego, co wiedziałam, Harry stracił całą rodzinę.
 - Gotowe- powiedziała uradowana, patrząc w moją stronę.- Pomogę ci zanieść tacki, dobrze?
 - Dziękuję.
 Odwzajemniam jej szczery uśmiech, podnosząc się z miejsca. Uświadomiłam sobie, że chciałabym, aby była to zaginiona siostra Stylesa, ale ona przecież nie żyła. Wzięłam jedną z tac, które wypełnione były jedzeniem, a to z kolei pachniało nieziemsko. Wyszliśmy wspólnie na korytarz i brunetka zaczęła prowadzić. Nie wiem, co mnie podkusiło, aby wtrącać się w jej życie, ale musiałam to zrobić.
 - Nie jesteś demonem, prawda?
 - Aż tak to widać?- zażartowała.
 Fakt był taki, że wyglądała tutaj tak samo dziwacznie jak ja czy Niall. Wszyscy odznaczali się czarnymi włosami oraz jasnoniebieskimi, hipnotyzującymi tęczówkami i bladą cerą. Ona była brunetką o ciepłym spojrzeniu i ładnym kolorycie skóry.
 - Nie, prawie nie zauważyłam- odpowiedziałam również półżartem.- Co tu w takim razie robisz?
 - Mieszkam, przebywam, gotuje...
 - Długo tu jesteś?
 Zamyśliła się, nie udzielając mi odpowiedzi. Na chwilę również przystanek, ale otrząsneła się po kilku sekundach, ruszając dalej.
 - Odkąd pamiętam- szepnęła.- Ty wiesz, prawda?
 - Tak mi się wydaje- odpowiedziałam równie cicho, co ona.- Dlaczego?
 - Dla Ciebie.
 Nie odezwała się, nie chcąc pocieszyć sytuacji. Nicole stała się niesamowicie przygaszona, kiedy tylko zaczęłam temat.
 - Co u niego?
 - Pogubił się. Tęskni, a żeby ukryć smutek, krzywdzi innych.
 - Oh...
 Tylko tyle wydusiła na informację, że jej brat niemal ześwirował, bo ona zniknęła. Nicole to siostra Harry'ego, która powinna nie żyć. Jednak jest tutaj i nie wygląda, żeby było jej tu źle, co więcej, nie wygląda, żeby chciała wrócić.
 - Czekaj, bo nie rozumiem-zatrzymała się, zamykając na chwilę oczy.- Żyłaś tutaj przez tyle lat świadoma, że Harry wyrywa sobie flaki, aby cię odzyskać? Wiedziałaś, że stracił nadzieję, i że sądził, że nie żyjesz. Nie dałaś mu nawet znaku życia! Nie próbowałaś uciec?
 - Nie mogłam, a potem nie chciałam- odpowiedziała z całkowitym spokojem.
 - Co z tobą, kurwa, jest nie tak?!
 - Robię to, co jest zapisane w mojej przyszłości i w moich obowiązkach. Ten świat ma swoje zasrane zasady, których nie powinno się zmieniać. 
Prychnęłam. Nie potrafiłam pojąć, że siostra Harry'ego jakby o nim zapomniała, ale równocześnie byłam pewna, że cholernie tęskniła. Mogłam się kłócić, wytykać jej błędy, ale nie było sensu. Ruszyłam się, widząc znany mi korytarz i parę drzwi. Jak się okazało, w sypialni nie było Nialla, co stało się podejrzane. Moje serce automatycznie zaczęło bić szybciej, a gdzieś z tyłu głowy pojawiła się myśl, że przecież Avan mógł mu coś zrobić. Spanikowałam. Zostawiłam tacę i wybiegłam z pokoju, kierując się całkowicie intuicją. Zbyt panikowałam, aby móc połączyć się z Niallem i przekonać czy jest bezpieczny. Nie słyszałam go, bo on tego nie chciał lub ja nie dawałam rady. Nicole cały czas biegła za mną i w końcu usłyszałam krzyk. Rozrywający uszy, przeszywający na wskroś, kobiecy... należący do mojej matki. Tego dźwięku nie dało się nie rozpoznać. Przyspieszyłam, czując wzrastające we mnie gniew, adrenalinę i strach.
 - Tutaj!- krzyknęła brunetka, pchają duże, drewniane drzwi.
Wpadłam do pomieszczenia i zobaczyłam Nialla, który stał nad ciałem mojego ojca , z dłońmi pobrudzonymi jego krwią, a gdzieś w kącie skuliła się matka. Jej życie nie trwało jednak zbyt długo, bo wszystko dokończył Avan. Bez żadnych skrupułów skręcił jej kark, a trzask kości rozniósł się po pomieszczeniu.
 - I tak jej nigdy nie lubiłem- syknął.
 Poczułam się słabo, Niall do mnie podszedł, ubrudził mnie krwią rodziców, a ja zemdlałam, zapamiętując kartki rozwieszone na ścianach i przedstawiające sytuacje z mojego życia, przedstawiające mnie...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dum, dum, duuum! Koniec. Koniec historii Hope, koniec jej przygód... Trochę smutno. Na szczęście zmieniłam zakończenie, bo miało być zupełnie inne i skoro już po wszystkim, to mogę powiedzieć, ze miałam w planach uśmiercenie Nialla i dalsze życie Hope u boku Harry'ego, ale nie. Ni mogłabym Wam tego zrobić. W zamian za to zginęli jej rodzice, których całą sobą nienawidzę :') Nieważne. Już za jakiś tydzień dostaniecie ode mnie epilog, w którym cała akcja zostanie rozwiązana, więc to nie jest definitywny koniec.