Wyszłam z pokoju w towarzystwie Nialla. Byłam dość pewna
siebie i wszystko szło mi aż zbyt łatwo. Dopiero jakoś w połowie zaczynałam
panikować. Po kilku następnych krokach nie byłam w stanie się ruszyć. Nie
mogłam tam do nich pójść. Nie dało się opisać uczucia, jakie towarzyszyło mi na
samo wspomnienie o tych dwóch potworach. Tak, nie byli nikim innym, tylko
potworami. Jeżeli mnie nie chcieli, mogli zawieść mnie do babcia. Ta na pewno
by mnie przygarnęła. Byłam pewna, że zaopiekowałaby się mną. Sprawiliby mi
również o wiele mniejsze zło, gdybym trafiła do domu dziecka. Wszędzie,
gdziekolwiek, ale nie do szpitala psychiatrycznego. Nie byłam wariatką. Ukarano
mnie za to kim byłam i na co nie miałam wpływu. Nie wybrałam bycia wybranką. O
nic takiego się nie prosiłam i to nie była moja wina, a oni zniszczyli mi
życie. Wychowywanie się w takim miejscu na zawsze pozostawi piętno na psychice.
Jako dziecko widziałam ludzi, którzy nie radzili sobie z samymi sobą. Nie
miałam kontaktu z rówieśnikami, a jedynym moim towarzyszem był Nick. Straciłam
przyjaciela, z którym, jak się okazało, byłam bardzo mocno związana
emocjonalnie i nie tylko. Nie mogłam nawet być na pogrzebie własnej babci. Do
teraz nie wiem, co stało się z jej ciałem. Musiałam uciekać, krzywdzić ludzi i
ukrywać się jak szczur. Straciłam wszystko, włącznie z samą sobą. Ale gdyby nie
zrobili tego, co zrobili, najprawdopodobniej byłabym teraz gdzie indziej. Nie
poznałabym ludzi, bez których nie wyobrażam sobie życia. Najprawdopodobniej nie
byłabym w tym świecie i nie znałabym swojej tożsamości. Wiem, że żyłabym w
przekonaniu, że po prostu... tak mam. Uważałam, że rodzice mnie zniszczyli, ale
to, co zrobili, ukształtowało mnie. Wpływało na moje decyzje i charakter.
Poznałam świat, do którego należę i poznałam samą siebie, w pewnym stopniu.
Czekała mnie długa droga, wiele trudnych decyzji, kontrowersje, śmierć, ale też
szczęście. Nie dowiedziałam się całkowicie, gdzie jest moje miejsce, ale mogę
zacząć nowy rozdział.
Jednak, żeby rozpocząć nowe życie, muszę najpierw zapomnieć
o przeszłości, a żeby to zrobić, chcę poznać odpowiedzi na nurtujące mnie od
kilku lat pytania.
Mimo wszystko wtedy stchórzyłam. Chciałam zrobić to jak
najszybciej, ale coś mi nie pozwalało. Byłam w szoku. Wszystko spadło na mnie
jak lawina, a ja siedziałam zgnieciona pod śniegiem. Potrzebowałam czasu, aby
to sobie poukładać. Musiałam przemyśleć, co dalej z Niallem, co dalej z
królestwem i co dalej ze mną. Nawet na sekundę nie podważyłam faktu, że moja
przyszłość jest mocno związana z tym miejscem i uroczym blondynem, którego
kocham całym sercem.
Wczoraj byłam dosłownie metry od poznania prawdy, ale
zrezygnowałam. Wróciłam do swojego pokoju, gdzie spędziłam resztę czasu.
Uspakajałam siebie i swoje myśli. Podejmowałam decyzje, które były teraz moim
priorytetem.
Poczułam, jak dłoń Nialla zsuwa się z mojego ciała, co
przywróciło mnie do rzeczywistości. Grube zasłony całkowicie blokowały dopływ
światła do pomieszczenia, dlatego nie byłam pewna, czy słońce już wstało, czy
nadal trwała noc. Spojrzałam na blondyna, który do tej pory spał wtulony w mój
brzuch. Teraz przeciągał się leniwie i, nawet nie otwierając oczu, powrócił do
swojej wcześniejszej pozycji.
- Nie śpisz już?- wymamrotał poranną chrypą.
Nie mogłam nie uśmiechnąć się na ten widok. Kochałam go całą
sobą. Najmniejszy uśmiech z jego strony, delikatny dotyk czy oddech,
rozbijający się o moją skórę, sprawiał, że serce zaczynało szybciej bić w mojej
piersi.
- W ogóle nie spałam- odparłam, wplatając dłoń w jego
rozczochrane włosy.
Nie mogłam jednak zbyt długo się nimi pobawić, bo chłopak
szybko podniósł się do pozycji siedzącej i wbił we mnie swoje zaspane
spojrzenie, które mimo wszystko wydawało się być dość srogie.
- Jak to nie spałaś?
- Normalnie, Niall- westchnęłam.- Zdążyłam sobie wszystko
poukładać i uświadomić parę rzeczy.
- Na przykład?- podniósł podejrzliwie jedną brew.
Jego widok sprawiał, że mój humor stawał się coraz lepszy.
Czułam się spokojna w jego obecności. Doprowadzał mnie do śmiechu, ale mimo to
wiedziałam, że już wkrótce mój humor znów się pogorszy.
- Że cię kocham- odparłam bez zastanowienia, pozwalając, aby
uśmiech zakwitł na mojej twarzy.
Chłopak natychmiastowo go odwzajemnił i pochylił się w moją
stronę, aby złożyć delikatny pocałunek na moich ustach. Chciałam z nim zostać i
leżeć przez następne kilka godzin, ale mój żołądek mi na to nie pozwalał.
Ostatni posiłek nie doszedł do skutku, a ja od tamtej pory nie jadłam zupełnie
nic. To nie było dla mnie zdrowe, ale mój organizm był niezniszczalny. Chociaż,
co jakiś czas, uporczywie domagał się pożywienia. Poinformowałam Nialla, że idę
znaleźć coś do jedzenia, a on nawet nie protestował, bo zapewne usłyszał
donośne burczenie. Koszulka sięgała mi nad kolano, dlatego nie fatygowałam się
po jakieś spodnie. Ubrałam jedynie swoje buty, bo posadzki na korytarzach
wydawały się cholernie zimne. Przeczesałam włosy palcami i skierowałam się do
drzwi. Szybko opuściłam pomieszczenie, jakby chwilowe otworzenie drzwi miało
sprawić, że w środku zapanuje okropny chłód. Zatrzasnęłam drewnianą
powierzchnię, a moim oczom ukazał się Avan, który stał tuż przed swoim pokojem,
patrząc na drzwi mojego. To wydało się dziwne, bo nie wiedziałam, jak długo już
tam był.
- Hope- mruknął.
Nie odpowiedziałam, nie wiedząc dokładnie, co powinnam
powiedzieć w tej sytuacji.
- Jak się czujesz?- kontynuował, teraz patrząc prosto w moje
oczy.
- Jest w porządku.
- Gdzie się wybierasz?
Atmosfera między nami była nieprzyjemna. Nigdy nie uważałam,
że miałam z nim dobre relacje, ale teraz to nie było nic w tym rodzaju.
Wiedziałam, że jest moją rodziną, i że czegoś ode mnie chce. Wiedziałam, że wie
o czymś, o czym ja powinnam wiedzieć już od dawna. Teraz ta atmosfera nie była
zwykłym dystansem i uprzedzeniami, a złą sytuacją rodzinną, jeżeli mogłam to
tak nazwać.
- Idę po coś do jedzenia- odparłam po chwili ciszy.
- O, zapomniałem, zaprowadzę cię.
- Nie trzeba, trafię- zapewniłam.
Tu nawet nie chodziło o to, że chciałam się go pozbyć i
pójść sama. Po prostu miałam nadzieję, że uda mi się trafić samej, bez niczyjej
pomocy, a brak obecności Avana będzie tylko taką wisienką na torcie. Mężczyzna
kiwnął głową na znak zrozumienia. Nie chciałam tam dłużej pozostawać, dlatego
uśmiechnęła się niezauważenie i odeszłam. Czułam na sobie jego spojrzenie, ale
postanowiłam je zignorować. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że chciałam
go o coś zapytać. Chciałam wiedzieć, czy moi rodzice nadal tu są, czy czekali,
czy może ponownie odeszli, zostawiając mnie samą sobie. Mimo wszystko nie
zrobiłam tego i nie żałowałam. Obawiałam się jedynie, że mogę na nich wpaść.
Snułam się krętymi korytarzami, kierując się głównie
przeczuciem. Nie wiedziałam tak naprawdę, gdzie powinnam iść. Avan prowadził
mnie wcześniej rzekomo do kuchni, ale ostatecznie wylądowaliśmy w tamtej sali,
a ja w skutku nie znałam zupełnie położenie tego pomieszczenia. Podczas
wędrówki spotkałam może dwie osoby, a jedną z nich zdołałam zaczepić. Nie było
tutaj wiele kobiet. Wszędzie chodzili jedynie strażnicy i tylko nieliczne panie
można było spotkać na korytarzu. Ta, na którą wpadłam, była ładną szatynką, jak
każdy demon z resztą. Jednak odznaczała się bladą cerą oraz ciemnymi oczami.
Jej tęczówki zbiły mnie z tropu, ale mimo wszystko zaczepiłam ją, prosząc o
podanie drogi do kuchni. Najpierw zmierzyła mnie wzrokiem od góry do dołu, ale
jakby zrozumiała, kim jestem i szybko wydukała kilka kierunków. Nic z tego nie
zrozumiałam i nie chciałam dopytywać, dlatego podziękowała i odeszłam. Po
krótkich zmaganiach natrafiłam na cudowny zapach pieczywa i, idąc po nim jak po
sznurku, znalazłam się w kuchni. Była ona trochę mniejsza niż ta, którą
zapamiętałam z zamku zmiennokształtnych. Największą różnicę stanowiła chyba
tylko ilość załogi. Tutaj krzątały się ledwie trzy osoby. Nie zauważyły od razu
mojej osoby, ale w końcu jedna z nich zbliżyła się do mnie z szerokim uśmiechem
na ustach i charakterystycznymi dołeczkami. Jej twarz sprawiała, że odniosłam
wrażenie deja vu.
- Cześć, jestem Nicole.
Kiwnęłam jedynie głową w odpowiedzi, bo na tyle było mnie
stać. Byłam pewna, że dziewczynę widziałam pierwszy raz na oczy, ale jednak
straszliwie mi kogoś przypominała. Miała hipnotyzujące spojrzenie, miły i
trochę cwaniacki uśmiech oraz... dołeczki.
- Przyszłaś po śniadanie, prawda?
- T-tak- zająknęłam się.- Hope.
- Przecież wiem- zaśmiała się.- Poczekaj, gotowałam coś dla
Ciebie i Nialla, ale muszę dokończyć.
Dziewczyna wydawała się naprawdę sympatyczna. Uśmiech nie
schodził jej z twarzy. Również lekko się uśmiechnęłam, a ona wróciła do pracy.
Ja w tym czasie postanowiłam nie plątać się jej pod nogami, dlatego spokojnie
spacerowałam po sali, ostatecznie zajmując miejsce na małym krzesełku pod
ścianą. Mogłam przyglądnąć się dokładniej dziewczynie. Analizowałam jej ruchy,
mimikę twarzy i inne zachowania, chcąc przypomnieć sobie, do kogo była podobna.
Wbrew pozorom to okazało się trudne do określenia, jeśli ta osoba nie stała
obok i nie miałam porównania. Nie byłam również pewna czy przypominała mi
kogoś, kogo tylko kiedyś zobaczyłam, czy może kogoś mi bliskiego. Docierały do
mnie te dołeczki, ale nie dopuszczałam do siebie myśli, że mógł to być ktoś
spokrewniony z Harrym. Z tego, co wiedziałam, Harry stracił całą rodzinę.
- Gotowe- powiedziała uradowana, patrząc w moją stronę.-
Pomogę ci zanieść tacki, dobrze?
- Dziękuję.
Odwzajemniam jej szczery uśmiech, podnosząc się z miejsca.
Uświadomiłam sobie, że chciałabym, aby była to zaginiona siostra Stylesa, ale
ona przecież nie żyła. Wzięłam jedną z tac, które wypełnione były jedzeniem, a
to z kolei pachniało nieziemsko. Wyszliśmy wspólnie na korytarz i brunetka
zaczęła prowadzić. Nie wiem, co mnie podkusiło, aby wtrącać się w jej życie,
ale musiałam to zrobić.
- Nie jesteś demonem, prawda?
- Aż tak to widać?- zażartowała.
Fakt był taki, że wyglądała tutaj tak samo dziwacznie jak ja
czy Niall. Wszyscy odznaczali się czarnymi włosami oraz jasnoniebieskimi,
hipnotyzującymi tęczówkami i bladą cerą. Ona była brunetką o ciepłym spojrzeniu
i ładnym kolorycie skóry.
- Nie, prawie nie zauważyłam- odpowiedziałam również
półżartem.- Co tu w takim razie robisz?
- Mieszkam, przebywam, gotuje...
- Długo tu jesteś?
Zamyśliła się, nie udzielając mi odpowiedzi. Na chwilę
również przystanek, ale otrząsneła się po kilku sekundach, ruszając dalej.
- Odkąd pamiętam- szepnęła.- Ty wiesz, prawda?
- Tak mi się wydaje- odpowiedziałam równie cicho, co ona.-
Dlaczego?
- Dla Ciebie.
Nie odezwała się, nie chcąc pocieszyć sytuacji. Nicole stała
się niesamowicie przygaszona, kiedy tylko zaczęłam temat.
- Co u niego?
- Pogubił się. Tęskni, a żeby ukryć smutek, krzywdzi innych.
- Oh...
Tylko tyle wydusiła na informację, że jej brat niemal
ześwirował, bo ona zniknęła. Nicole to siostra Harry'ego, która powinna nie
żyć. Jednak jest tutaj i nie wygląda, żeby było jej tu źle, co więcej, nie
wygląda, żeby chciała wrócić.
- Czekaj, bo nie rozumiem-zatrzymała się, zamykając na
chwilę oczy.- Żyłaś tutaj przez tyle lat świadoma, że Harry wyrywa sobie flaki,
aby cię odzyskać? Wiedziałaś, że stracił nadzieję, i że sądził, że nie żyjesz.
Nie dałaś mu nawet znaku życia! Nie próbowałaś uciec?
- Nie mogłam, a potem nie chciałam- odpowiedziała z całkowitym
spokojem.
- Co z tobą, kurwa, jest nie tak?!
- Robię to, co jest zapisane w mojej przyszłości i w moich
obowiązkach. Ten świat ma swoje zasrane zasady, których nie powinno się
zmieniać.
Prychnęłam. Nie potrafiłam pojąć, że siostra Harry'ego jakby
o nim zapomniała, ale równocześnie byłam pewna, że cholernie tęskniła. Mogłam
się kłócić, wytykać jej błędy, ale nie było sensu. Ruszyłam się, widząc znany
mi korytarz i parę drzwi. Jak się okazało, w sypialni nie było Nialla, co stało
się podejrzane. Moje serce automatycznie zaczęło bić szybciej, a gdzieś z tyłu
głowy pojawiła się myśl, że przecież Avan mógł mu coś zrobić. Spanikowałam.
Zostawiłam tacę i wybiegłam z pokoju, kierując się całkowicie intuicją. Zbyt
panikowałam, aby móc połączyć się z Niallem i przekonać czy jest bezpieczny.
Nie słyszałam go, bo on tego nie chciał lub ja nie dawałam rady. Nicole cały
czas biegła za mną i w końcu usłyszałam krzyk. Rozrywający uszy, przeszywający
na wskroś, kobiecy... należący do mojej matki. Tego dźwięku nie dało się nie
rozpoznać. Przyspieszyłam, czując wzrastające we mnie gniew, adrenalinę i
strach.
- Tutaj!- krzyknęła brunetka, pchają duże, drewniane drzwi.
Wpadłam do pomieszczenia i zobaczyłam Nialla, który stał nad
ciałem mojego ojca , z dłońmi pobrudzonymi jego krwią, a gdzieś w kącie skuliła
się matka. Jej życie nie trwało jednak zbyt długo, bo wszystko dokończył Avan.
Bez żadnych skrupułów skręcił jej kark, a trzask kości rozniósł się po
pomieszczeniu.
- I tak jej nigdy nie lubiłem- syknął.
Poczułam się słabo, Niall do mnie podszedł, ubrudził mnie
krwią rodziców, a ja zemdlałam, zapamiętując kartki rozwieszone na ścianach i
przedstawiające sytuacje z mojego życia, przedstawiające mnie...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dum, dum, duuum! Koniec. Koniec historii Hope, koniec jej przygód... Trochę smutno. Na szczęście zmieniłam zakończenie, bo miało być zupełnie inne i skoro już po wszystkim, to mogę powiedzieć, ze miałam w planach uśmiercenie Nialla i dalsze życie Hope u boku Harry'ego, ale nie. Ni mogłabym Wam tego zrobić. W zamian za to zginęli jej rodzice, których całą sobą nienawidzę :') Nieważne. Już za jakiś tydzień dostaniecie ode mnie epilog, w którym cała akcja zostanie rozwiązana, więc to nie jest definitywny koniec.