piątek, 8 maja 2015

51. Yeah, I thing that I give up

Zapraszam na nowy blog o mnie
Bo warto być głośniejszym

~Niall~

Leżałem na łóżku, nie mając zielonego pojęcia, dlaczego Louis chciał porozmawiać z Hope. Wiem, że dramatyzowałem, myśląc, że może jednak coś między nimi jest, ale nic na to nie mogłem poradzić. Te myśli były silniejsze ode mnie, pomimo że wierzyłem Hope, że nic ich nie łączy, poza przyjaźnią oczywiście. Próbowałem skupić się na bezinteresownym wpatrywaniu w sufit, ale coraz bardziej denerwowałem się tym, że jeszcze nie wrócili. Oczywiście mogłem zrobić to, co pokazał mi Nick. Zamknąć oczy i sprawdzić gdzie jest i co z nią, ale czułem, że po prostu nie mogę. To byłoby nie w porządku w stosunku do niej. Ufam jej i nie potrzebuję jej kontrolować. Nagle w korytarzu rozniósł się krzyk. Zanim zdążyłem jakkolwiek zareagować, drzwi do mojego pokoju się otworzyły, a do środka wpadł Louis.
- Hope uciekła, biegniemy po resztę.- Wydyszał, ruszając dalej. Przez kilka sekund siedziałem na miejscu, aż poderwałem się i pobiegłem za brunetem. Jak to, do cholery, uciekła?! Co on jej zrobił?!
- Louis!- Krzyknąłem.
- Nie ma czasu. Jest jeszcze w zamku razem z Lukiem.- Biegł kilka metrów przede mną, wpadając do kolejnych pokoi.
- Czekajcie w sali, biegnę po Harry'ego!- Poinformowałem i ruszyłem w przeciwnym kierunku, co Lou. Styles jako jedyny ma pokój tak daleko od wszystkiego, co nie bardzo ułatwia rozwiązywanie takich sytuacji. Od jego sypialni dzieliły mnie jeszcze dwa zakręty. Nie fatygowałem się nawet, żeby zapukać, tylko wpadłem do pokoju.
- Hope uciekła. Chłopaki się naradzają.- Wymamrotałem, widząc, jak wszystkie jego mięśnie napinają się w ciągu jednej sekundy. Wypadł z łóżka, jak poparzony, a ja postanowiłem biec do reszty.
- Co wy jej, kurwa, zrobiliście?!- Krzyknął gdzieś za mną. Sam nie wiem, co się stało, a przede wszystkim nie mam czasu, żeby się tym przejmować. Nie odpowiedziałem i po chwili poczułem mocne szarpnięcie za ramię. Moje ciało zostało rzucone na ścianę, odbijając się od niej. Skrzywiłem się, czując ból w plecach.
- Czego?!
- Mów, co jej zrobiliście?!- Syknął Styles, przyciskając mnie do zimnej powierzchni.
- Nie wiem, rozumiesz? A jeżeli chcesz tracić czas na kłócenie się ze mną, to może lepiej wróć do pokoju i nie pomagaj! Hope jest jeszcze w zamku i to z Lukiem! W każdej chwili, a może nawet teraz, wymyka się tylnymi wyjściami!- Nie wziąłem leków, chociaż obiecywałem. Musiałem za wszelką cenę się powstrzymać, aby nie rozbić tego lokatego łba o ścianę. Puścił mnie i całe pokłady wściekłości, która opanowywała moje ciało, włożyłem w bieg. Styles był tuż za mną i po trzech minutach siedzieliśmy wszyscy przy dużym stole. Każdy uspokajał przyspieszony oddech.
- Louis, co jej powiedziałeś?- Wysapałem, zaciskając pięści pod stołem. To ten gnój jej czegoś naopowiadał!
- Ja... No bo... Prawdę, powiedziałem jej prawdę.- Wydusił w końcu, patrząc mi prosto w oczy. Wstałem gwałtownie, słysząc za sobą huk przewróconego krzesła.
- Powiedziałeś jej o babci?!- Uderzyłem pięścią w stół. Ona mnie znienawidzi.
- Co?! Nie! Powiedziałem jej kim jest i czego od niej chcieliśmy.- Wzrok bruneta przeniósł się na Harry'ego, którego mięśnie się napięły, a wzrok uciekł.
- Czego od niej chcieliście?!- Wycedziłem. Naprawdę miałem ochotę rzucić się na każdego, kogo spotkam, a już w szczególności Stylesa. Najwyraźniej coś przed nami ukrywał.
- Louis...
- Powiedz im i tak się dowiedzą.- Prychnął, a wtedy lokaty wstał równie gwałtownie, co ja przed chwilą.
- To już jest nieważne, nie rozumiesz?! Po co jej o tym mówiłeś, skoro doskonale wiedziałeś, że nie ma takiej opcji!- Krzyknął.
- Bo to jedyne wyjście! Myślisz, że ja tego chcę?! Ale narażanie setek innych nie jest niczym dobrym!
- O czym wy pierdolicie?!- Tym razem głos zabrał Liam, przekrzykując tamtą dwójkę.
- Nie powiesz im.- Syknął Styles.
- Powiem! Początkowy plan był taki, aby porwać Hope i oddać ją Avanowi, ale ten debil się zakochał! Ubzdurał sobie, że trzeba ją chronić, a przecież Hope by sobie poradziła! Avan chce wywołać wojnę i zrobi to, jeżeli Hopie nie wpadnie w jego łapy. Jest od niego silniejsza, więc nie mielibyśmy się czym martwić!
- Czekaj... Co?! Chcieliście oddać mu Hope?! Porwałeś ją, żeby...- Zacisnąłem z całych sił pięści i nawet nie wiem, kiedy podszedłem do Stylesa, wymierzając mu cios w twarz. Zachwiał się, ale ostatecznie odzyskał równowagę, łapiąc się za szczękę.
- Weźcie go, nie brał leków.- Wymamrotał bezuczuciowo. Prychnąłem i odwróciłem się na pięcie, idąc w stronę drzwi. Za sobą słyszałem ich kłótnie i nie miałem zamiaru w tym uczestniczyć. Co za gnój! Co za pierdolony skurwysyn! Szedłem twardym krokiem w stronę głównych drzwi z nadzieją, że właśnie tamtędy Hope będzie chciała się wydostać. Muszę jej wszystko wytłumaczyć. Nie mogę jej stracić, nie teraz, kiedy zaczynało być tak dobrze, kiedy miałem ją przy sobie. Stanąłem na jednym ze schodków przy wejściu i mogłem po prostu czekać.
- Niall!- Usłyszałem krzyk, a w moim kierunku biegł Liam.- Co ty chcesz zrobić?
- Zatrzymać ją i porozmawiać. Wyjaśnić jej wszystko i błagać, żeby została.- Powiedziałem, nadal obserwując, czy nigdzie jej nie ma.
- Podziwiam, że jako jedyny zostajesz przy zdrowych zmysłach. Oni się tam chcą pozabijać i wychodzi na to, że zapomnieli, że to Hope jest tutaj najważniejsza.- Mruknął.- Pomogę ci.
- Dzięki. Mógłbyś pilnować tylnego wyjścia, tego przez kuchnię.
- Hope chyba o nim nie wie.
- Ale Luke wie.- Liam kiwnął twierdząco głową i ruszył tam, gdzie mu kazałem. Ona nie mogłaby być na mnie zła, prawda? Jedyna sprawa, w której ją ciągle okłamuję, to śmierć Elizabeth. Codziennie sobie obiecuję, że powiem jej całą prawdę, ale tego nie robię, bo boję się, że mnie zostawi. Muszę jej powiedzieć. Jeszcze Luke... Do cholery, dlaczego on jej pomaga?! Przecież doskonale wie, że to tutaj Hope będzie najbezpieczniejsza. Przyglądałem się schodom przed sobą, kiedy w oddali usłyszałem kroki i po chwili dostrzegłem Hope i Luke'a. Zatrzymali się gwałtownie, ja sam również byłem w szoku. Dziewczyna patrzyła na mnie przez sekundę.
- Tędy!- Chłopak chwycił jej dłoń, ciągnąc w kierunku kuchni. Wiedziałem, że tam pobiegnie! Ruszyłem za nimi.
- Hope! Zaczekaj!- Krzyknąłem, a oni wpadli w tłum ludzi. Biegali między półkami, kiedy ja niemal deptałem im po piętach. Ona nie może uciec. Wybiegli tylnym wyjściem, a Liam był tym chyba zbyt zaskoczony, bo zanim zareagował, oni biegli już kilka metrów przed nami.
- Zaczekaj! Porozmawiajmy!- Próbowałem w jakikolwiek sposób skłonić brunetkę do rozmowy. Tylko rozmowy, żebym mógł jej wszystko wytłumaczyć, ale ona mnie nie słuchała. Krzyczałem na nią, kiedy wybiegła przez bramę. Kierowali się do wioski, a ja i Liam zaraz za nimi, błagając Hope o rozsądek. Nigdy nie sądziłem, że potrafi tak szybko biegać, bo z WF-u miała na ogół marne oceny. Płuca mnie już piekły od krzyku i wysiłku, kiedy wpadli prosto w sam środek wioski. Tutaj ludzi było zdecydowanie więcej, niż w kuchni, dlatego ich zgubiliśmy.
- Przepraszam, widziała pani Hope?- Zapytałem jakiejś starszej kobiety, która pokręciła przecząco głową. Nie musiałem nawet opisywać jej wyglądu, bo samo 'Hope' mówiło, o kogo chodzi i nie było osoby, która by jej nie znała.
- Hope!- Krzyknął Liam. Pytałem jeszcze paru osób, ale nikt jej nie widział. Rozpłynęła się w samym środku tego tłumu!
- Wracajmy, zgubiliśmy ją i musimy pomyśleć, co dalej.
- Nie.- Warknąłem.- Znajdę ją.
- Chodź Niall, wracamy. Robi się ciemno.
- Tym bardziej powinniśmy ich poszukać!
- Chodź.- Powtórzył, kiwając głową w kierunku zamku. Mimo wszystko miał rację. Zgubiłem ją i muszę teraz coś wymyślić, ale nie potrafię zostawić jej samej.
- Nie mogę, Liam! Nie stracę jej po raz kolejny, rozumiesz?! Nie zniosę tego!
- Wbiegniesz w las, a robi się ciemno. Znajdzie cię któryś z ludzi Avana, a doskonale wiesz, że oni cię nienawidzą. Tym bardziej, że okazałeś się być jej opiekunem. Jeżeli cię zabiją, to Hope będzie cierpiała o wiele bardziej, niż ty teraz. Daj jej chwilę, może wystarczy, że wszystko przemyśli i wróci? Musimy mieć przynajmniej taką nadzieję.- Zapewnił mnie, kiedy odchodziłem od zmysłów, rozglądając się nerwowo. Wiem, że miał rację, ale... kurwa! Nie chcę znów stracić całego mojego życia, nie wytrzymam tego psychicznie.
- Chodź.- Brunet szarpnął mnie za ramię. Nawet nie miałem siły się z nim szarpać. Hope musi wrócić...

~Hope~

Po wizycie w wiosce, skąd zabraliśmy wszystkie potrzebne mi rzeczy, Luke zaczął prowadzić do tego opuszczonego domu. Szliśmy już od dobrych kilkunastu minut, a słońce prawie zaszło, sprawiając, że wokół zapadał zmrok. Jeszcze tylko trochę i nie będę widziała zupełnie nic, a krzaki robią się coraz gęstsze.
- Luke?- Przybliżyłam się do niego, kiedy ten mruknął w odpowiedzi.- Masz latarkę?
- Nie, a po co?
- Robi się ciemno.- Powiedziałam, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie, bo była.
- Oh, boisz się?- Uśmiechnął się głupawo.- Nie masz czego. Może nie jestem wampirem czy demonem i nie mam żadnych nadnaturalnych zdolności, ale te lasy znam jak własną kieszeń, co w zupełności mi wystarczy.
- A zwierzęta? Mogą nas zaatakować.
- Uważaj, bo jeszcze się tak stanie.- Nie patrzyłam na niego, ale była pewna, że przewraca oczami.- Hope, to nie jest świat śmiertelników, to jest nasz świat. On rządzi się swoimi prawami.
- Czyli?
- Jeżeli ty nie krzywdzisz nikogo, nikt nie skrzywdzi ciebie.- Rzucił. Nie odpowiedziałam. Może ma rację? Nic tak właściwie nie wiem o miejscu, z którego pochodzę i do którego należę. On jest tutaj zdecydowanie dłużej ode mnie i na pewno wie o wiele więcej. Poczułam, jak ramię chłopaka oplata moje ramiona, przyciągając mnie bliżej niego. Nie mogłam nic poradzić na to, że lekko podskoczyłam na ten dotyk.
- Nie ufasz mi, prawda?- Luke przerwał ciszę, którą do tej pory rozpraszały jedynie dźwięki łamanych pod naszymi stopami gałęzi i szelest liści. Zdziwił mnie tym pytaniem.
- Dlaczego tak myślisz?- Zmarszczyłam brwi, patrząc przed siebie, choć i tak niewiele widziałam.
- Nie wiem, odpowiedz.
- Odpowiem, jeżeli ty odpowiesz.- Stwierdziłam, co spotkało się ze śmiechem bruneta.
- Myślę, że masz mnie za takiego, jak cała reszta. Wiesz, że faszeruję cię kłamstwami i nie mówię ani grama prawdy. A teraz ciągam cię po lesie, żeby na sam koniec zamknąć w szopie, do której dostęp ma jedynie Styles i będzie tam przychodził tylko po to, żeby się na tobie wyżyć, bo tak naprawdę jest nerwowy i rozładowuje się na pierwszej osobie, jaka wpadnie mu w ręce, a ty byłaś świetnym workiem treningowym.
- Nie zabierasz mnie do starej szopy, prawda?
- Nie.- Zaśmiał się, zapewne z tego, że zignorowałam całą jego wypowiedź, czepiając się tylko jednej zawartej w niej informacji. 
- Ufam ci.- Odpowiedziałam, skoro taka była umowa. Chłopak posłał mi szeroki uśmiech. Wiem, że byłam workiem treningowym Stylesa, ale potem to się zmieniło. Przestał się na mnie wyżywać. Jednak Luke ma rację z tym, że byłam faszerowana kłamstwami. Sama już nie wiem, co było prawdą, a co tylko zmyśloną bajeczką. Resztę drogi pokonaliśmy w kompletnej ciszy, aż wśród ciemności dostrzegłam kontury budynku. Z każdym krokiem widziałam go coraz wyraźniej i muszę przyznać, nie był zły. Wyglądał na całkiem zadbany, ale przerażało mnie, że taki ładny dom stoi na środku opustoszałego lasu. Kompletne odludzie... Drzwi były otwarte i z łatwością dały się otworzyć, skrzypiąc przy tym nieznacznie. Luke przepuścił mnie pierwszą. Nie było prądu, co w ogóle mnie nie zdziwiło, bo skąd prąd w środku lasu? Choć w zamku nie było z tym problemu.
- Mam tu siedzieć po ciemku?
- Dasz sobie radę.
- Śmierdzi tu trochę.
- Będziesz ciągle narzekać, czy raczej zaczniesz się cieszyć, że nie musisz spać na zimnej ziemi gdzieś w lesie?- Rzucił, śmiejąc się przy tym. Uderzyłam go żartobliwie w ramię i ledwo co w nie trafiłam, bo było tak ciemno.
- Skąd wiesz o tym miejscu?
- Długa historia. Jest bieżąca, w dodatku ciepła, woda, dlatego spokojnie będziesz mogła wziąć prysznic. Czekaj...- Mruknął i zrzucił torbę z ramienia, szukając czegoś w jej wnętrzu. W końcu coś wyciągnął i była to, jak się okazało, świeczka. Zapalił ją zapalniczką, którą pewnie nosi przy sobie i poświecił wokoło. Zarzucił torbę z powrotem i jedną dłonią trzymał świeczkę, a druga chwycił mój nadgarstek, ciągnąc mnie w głąb domu. Przeszliśmy do salonu, a na dużym stole stało kilkanaście innych świeczek. Luke powoli odpalił każdą z nich i odłożył tę, którą zapalił w przedpokoju. Bez słowa podszedł do każdego z okien, sprawdzając, czy jest ono zamknięte. Po cichu obserwowałam każdy jego ruch, aż ostatecznie stanął tuż obok mnie. Odłożył torbę, podchodząc jeszcze bliżej, żeby światło świec objęło jego twarz i żeby mógł ze mną porozmawiać.
- Wszystkie rzeczy masz w torbach. Okna są zamknięte i proszę, zamknij również drzwi, kiedy już wyjdę, dobrze?- Kiwnęłam głową.- W tej szafce są koce i ręczniki.- Pokazał na jedną z komód, stojących w salonie.- Najlepiej nie bierz już teraz prysznica, bo jest naprawdę ciemno i możesz sobie coś zrobić przez nieuwagę. Połóż się spać tutaj, nie wchodź na górę. Pozwiedzasz dopiero jutro rano, kiedy zrobi się jasno, tak samo z kąpielą, tak?- Ponownie kiwnęłam głową, zapamiętując każde jego słowo.- Pamiętaj, żeby zamknąć drzwi i obiecuję, że jesteś tutaj bezpieczna.- Uśmiechnął się do mnie, co odwzajemniłam.- Wracam do zamku i mam nadzieję, że sobie poradzisz.
- Poradzę.- Zapewniłam, kiedy chłopak się odwracał.- Luke...- Zatrzymałam go, zanim zrobił krok.- Skąd to wszystko wiesz?
- Mieszkałem tu przez pewien czas. Dobranoc, Hope.- Pocałował mnie w policzek i wyszedł, zamykając po cichu drzwi. Naprawdę tutaj mieszkał? Dlaczego? Potrząsnęłam głową, zabierając jedną ze świeczek. Tak jak kazał, zamknęłam drzwi i wróciłam do salonu. Ze wskazanej komody wyciągnęłam dwa koce i ułożyłam się na kanapie. Miałam zamiar zastosować się do każdej rady Luke'a, pomimo że zżerała mnie ciekawość tego, co jest na piętrze sporego domu. Leżałam chwilę, wpatrując się z płomienie świec i dopiero po kilku minutach machnęłam dłonią, sprawiając, że wszystkie zgasły. Odwróciłam się na drugi bok. Myślałam, że nie zdołam zasnąć, jednak to stało się szybciej, niż myślałam. Musiałam być naprawdę zmęczona.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jeju! Dotarliśmy już tak daleko! Na początku bardzo, bardzo, bardzo dziękuję za komentarze pod ostatnim rozdziałem, jednak tu jesteście! Mam nadzieję, że rozdział Was nie zanudził, bo nie było żadnej akcji, ale już w następnym się rozkręci. Za niedługo ruszam z Reputation, czyli nową odsłona Sexuality Education. Mam ostatnio dużo na głowie, ale z rozdziałami jakoś mi idzie. Do następnego! 

7 komentarzy:

  1. świetny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział cudowny :D Dopiero nie dawno znalazłam twój blog i tak mnie pochłonął,że przeczytalam go w 3 dni :) Oby tak dalej :))

    OdpowiedzUsuń
  3. czekam nn :))/PostronieNialla

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku, rozdział wcale mnie nie zanudził, był genialny i pełen akcji tak samo jak poprzedni. Boże, biedny Niall. Pewnie sobie teraz włosy wyrywa z głowy, gdzie może być Hope.A Luke? Jak ja go cholernie lubię, mam nadzieję, że on nie okaże się zdrajcą, tak jak reszta. Bardzo pomógł Hope, jednak szkoda, że uciekła. Mogła porozmawiać z Horanem. Zdziwiła mnie lekko postawa Harry'ego, który zamiast jej szukać, awanturował się z chłopakami. Rozdział, tak jak pisałam wcześniej, niesamowity. Wciąż podziwiam twój talent!

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetnie, świetnie, świetnie i jeszcze raz świetnie. *O* Bardzo mi się podobało. Mam nadzieję, że Luke będzie dobry, bo zaczęłam go lubić. :3
    Biedny Horanek. Taki smutas! ;-;
    Nie mogę się już doczekać nexta! :*
    //Jestemseczłekiem

    OdpowiedzUsuń
  6. To jest po prostu cudo...
    Już niemogę się doczekać nexta ♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Super rozdział !!! Podziwiam cię i kocham twój sposób pisania ;) Życze świetnych pomysłów !!!

    OdpowiedzUsuń