poniedziałek, 2 listopada 2015

62. I want the world in my hands

Upadł bezwładnie w kałużę własnej krwi. Kilka sekund zajęło mojemu ciału, aby jakkolwiek zareagować. Strugi łez wypłynęły z moich oczu, kapiąc na policzki. Zabił go, a co gorsza, Niall zdążył się ze mną pożegnać.
Alice zaczęła piszczeć, szarpiąc się jak opętana. Louis nie wypuszczał jej za żadne skarby. Nie powinna tego widzieć, nie dziecko. Harry ryknął, kierując się do Avana. Zanim się obejrzałam, mężczyzna leżał na ziemi, powalony przez Stylesa. Brunet okładał go pięściami, a ten śmiał mu się w twarz.
Wiedziałam, że zginą ludzie. Wojna niesie za sobą straty, ale dlaczego Niall? Dlaczego teraz?
Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że upadłam na kolana. Bez słowa, zaczęłam niemal czołgać się do jego ciała. Nie miałam siły, aby wstać. Nie obchodziło mnie nic dookoła.
Niall...
Kiedy już się do niego zbliżyłam, ludzie Avana odciągnęli ode mnie jego ciało, a ja wpadłam dłońmi w kałuże krwi. Chciałam ich powstrzymać, ale w tym stanie nie potrafiłam zapanować nad swoimi mocami.
- Hope, Hope, Hope- usłyszałam nad sobą. 
Avan stał z założonymi rękami, patrząc z pogardą na moją żałosną osobę. Nie widziałam Harry'ego. Z ust mężczyzny wypływała krew, chociaż to nie było możliwe. Jest demonem.
- Jak wiele ofiar jeszcze zarządasz?- mruknął, kręcąc lekko głową.- Pierwszy był Niall, a teraz daję ci wybór.
Nie rozumiałam jego słów, dopóki nie dostrzegłam dwóch podwładnych, którzy trzymali Madison i dwóch innych, w których łapy wpadł... Harry. Jednak ja mimo wszystko powróciłam wzrokiem do Nialla, który stawał się coraz bledszy, a ja czułam jego chłodniejące ciało.
- Harry czy Madison?
Wstałam o trzęsących się nogach, czują, że zaraz ponownie upadnę. Moje ciało odmawiało mi posłuszeństwa.
- Pójdę- szepnęłam.- Pójdę, tylko pozwól mi go uzdrowić. Pójdę.
Nie zdawałam sobie sprawy, że mamrotałam bez sensu i, tak właściwie, powtarzałam jedno słowo jak mantrę.
Słyszałam krzyki, protesty, Harry'ego, Alice, poddanych... To wszystko dudniło w moich uszach.
- Cieszę się, że zrozumiałaś- uśmiechnął się, podchodząc do mnie.
Spojrzałam na niego słabo, gdy oplótł mnie ramieniem w talii, tłumacząc, że zaraz zemdleję. Bez zbędnych słów zaczął kierować się ze mną do bramy głównej. Wystarczył jeden rozkaz, a całe jego wojsko również się wycofało.
- Miałam go uzdrowić, puść!- zaczęłam się szarpać.
- Zrobisz to, ale w zamku, obiecuję- uszczelnił uścisk.- Muszę mieć pewność, że zostaniesz.
- Nie ucieknę, zostanę, zrobię cokolwiek, ale pozwól mi...
Szarpałam się bez opamiętania, ale nie miałam wystarczająco dużo siły.
Avan uśmiechnął się, podnosząc mnie na ręce, kiedy moje nogi straciły siłę, aby iść.
- Drake- mruknął do jednego z najlepiej zbudowanych mężczyzn- weź go.
Szatyn zasalutował, a potem bez problemu podniósł ciało Nialla, które wcześniej wlekło dwóch, wiele mniejszych, chłopaków. Dogonił nas i dotrzymywał kroku.
- Widzisz, Hope, Niall idzie z nami.
Jak on mógł? Jak mógł pozwalać mi patrzeć na jego ciało? Czułam, że moje powieki stają się coraz cięższe. Nie mogłam zasnąć ani zemdleć. Musiałam widzieć, że zabierają Nialla z nami, musiałam mieć pewność, że go nie zostawią.
- Śpij- mruknął srogo.
- Nie- wydukałam ledwo słyszalnie.- Niall...
- Obiecałem, że go zabierzemy.
Chciałam krzyczeć, że mu nie wierzę, że ma mnie puścić, że jest zwykłm sukinsynem, jednak nie miałam siły, aby nawet utrzymać powieki otwarte. Mimo wszystko zasnęłam, bo wraz z Niallem odeszła spora część mnie. Dosłownie i w przenośni. Naprawdę wyrwano go z mojego ciała. Nie miałam siły, aby utrzymać się w świadomości sytuacji.

Poczułam chłód, opanowujący moje wycieńczone ciało. Ledwo uniosłam powieki i zobaczyłam, że leże w jakimś pokoju. Spanikowałam, kiedy zdałam sobie sprawę, że wokół nie ma nikogo. Zerwałam się gwałtownie z łóżka, co nie było zbyt dobrym pomysłem, bo niemal natychmiast wylądowałam na podłodze, nie mając siły, aby biec. Tym razem podniosłam się powoli, dreptając do drzwi. Zanim do nich dotarłam, do środka wszedł Avan. Bez słowa podniósł mnie, jakbym w ogóle nic nie ważyła i zaczął kierować się w nieznane mi miejsce. Te korytarze były okropne. Zostały stworzone na przeciwieństwo tych w zamku zmiennokształtnych. Tamte zapamiętałam jako jasne, ciepłe i pełne życia, a te były ciemne, wilgotne i każdy krok odbijał się echem od ścian, uświadamiając mi, że przed nami dziesiątki pustych korytarzy.
- Jak długo spałam?- wydukałam, czując suchość w gardle.- Gdzie Niall?
- Ledwo przyszliśmy, dopiero co położyłem cię do łóżka.
- Gdzie Niall?- powtórzyłam.
Każda sekunda była ważna. Niezależnie od tego, kim jestem, nie przywrócę życia komuś, kto nie ma prawa, aby żyć. Jeżeli Niall stracił zbyt wiele krwi lub cokolwiek innego, nie pomogę mu.
- Idziemy do niego.
- Zatamowaliście krwawienie?
- Po co?- wzruszył ramionami.
Minęła dosłownie sekunda, a ja zaczęłam się żałośnie szarpać. On o tym wie i zrobił to specjalnie!
- Spokojnie, Hope!- warknął, kiedy uderzyłam go łokciem.
- Puść mnie! Muszę pomóc Niallowi i...
- Nie spieszy się.
- Straci za dużo krwi!
- To nie człowiek, Hope- mruknął, jakby to było najbardziej oczywistą rzeczą na świecie.- A ty nie jesteś lekarzem.
Nie wiedziałam nawet, czy mówi prawdę, bo byłam kompletnie niedouczona w tych sprawach. Nie wiedziałam nic, co powinnam znać już od dziecka, a to mnie przerażało. Mogł kłamać, a wtedy nie odzyskam Nialla. Jednak jeżeli mówi prawdę, to nie rozumiem, dlaczego? Horan stanowi dla niego tylko problem i lekkie zagrożenie.
- To tutaj- zatrzymał się przed sporych rozmiarów drzwiami.- Dasz radę iść sama?
- Dam- szepnęłam.
Moje stopy spotkały się z podłogą, kiedy Avan powoli i uważnie mnie odstawił. Spojrzałam na niego, pchając drewnianą powierzchnię. Znalazłam się w pomieszczeniu, które nie sprawiało wrażenia zbyt przyjaznego. Ciemne ściany grały z ciemnym i niezbyt dobrze wyglądającym łóżkiem. Z boku stała jakaś komoda. Niby zwyczajny pokój, a jednak budził obawę i pewnego rodzaju strach, kiedy się w nim przebywało. Na łóżku leżał Niall, a pościel była już poplamiona jego krwią. Poczułam ścisk w gardle i łzy w kącikach oczu, ale zacisnęłam pięści, powstrzymując płacz.
- Idź.
Avan pchnął mnie lekko do przodu. Powinnam zacząć przejmować się jego dziwnym zachowaniem, ale teraz musiałam skupić się na Niallu. Usiadłam tuż obok jego zimnego ciała. Nie uda mi się go uratować, przecież on nie ma w sobie nawet odrobiny życia.
- Hope, pamiętaj, że jesteś w stanie łamać wszelkie prawa. Jesteś czymś najsilniejszym, rządzisz na tym świecie- mruknął mężczyzna, stając tuż za mną.
- Skąd wiesz, co myślę?
- Zapomniałaś się pilnować- wzruszył ramionami.- Trzymaj.
W moich dłoniach znalazł się nóż. Jego rękojeść była wykonana z jakiejś kości, w której wyrzeźbiono najróżniejsze wzorki. Przejechałam ostrzem po wewnętrzenej części dłoni i pozwoliłam kroplom krwi kapać na ranę Nialla. Moja krew mieszała się z jego i rozcięta skóra powoli zaczęła się zrastać, pozostawiając jedynie lekko czerwony ślad w postaci blizny. Mimo wszystko Horan nadal nie oddychał, co sprawiło, że zaczynałam panikować. Poczułam łzy spływające po moich policzkach. Moja rana zrosła się po niecałej minucie, a ja mogłam odgarnąć włosy z czoła blondyna. Nie mógł odejść, bo zbyt bardzo go potrzebowałam. Jednak obiecałam tu zostać, a Avan zapewne wyrzuci Nialla zaraz po jego przebudzeniu. On miał być tylko przynętą. Nagle chłopak gwałtownie otworzył oczy i zachłysnął się powietrzem, unosząc się do pozycji siedzącej. Jedbak wraz z opuszczeniem tlenu z płuc, jego oczy się zamknęły i znów opadł bezwładnie na pościel.
- Co się dzieje?!- pisnęła spanikowana.
- Śpi.
- Jak to śpi, do cholery?!
- Stracił krew, przecież nie wstanie od razu na równe nogi i nie zacznie tańczyć- mówił z irytującym mnie spokojem.- Musi się zregenerować.
- Ile to potrwa?
- Kilka dni? Może tydzień?
- Nie wiesz?!- zerwałam się przerażona.
- Pytanie jest następujące: ja powinienem to wiedzieć czy ty, Hope?- podkreślił znacząco moje imię.
To brzmiało trochę jak: "jesteś, do cholery, wybranką, więc powinnas znać wszystkie tajemnice swoich mocy". Mniej więcej tak to odebrałam.
- Powiedziałeś, że chcesz mnie uczyć- wytknęłam mu.
Mężczyzna uśmiechnął się chytrze i kiwnął twierdząco głową. Dla mnie każde jego zachowanie było podejrzane, więc zmierzyłam go wzrokiem, jakby to w czymś pomogło.
- Dasz mu odpocząć?
- Nie ma mowy!- krzyknęłam.- Nie zostawię go!
- Przecież nic mu się nie stanie.
- Nie wierzę ci.
- Nie jest mi potrzebny i nie jest żadnym zagrożeniem- prychnął.- Mam go gdzieś.
- Jest zagrożniem.
- Nie u mnie w domu. Chodź.
Avan wyciągnął dłoń w moim kierunku. Spojrzałam na Nialla, który oddychał spokojnie. Nie miałam dużego pola manewru, bo teraz byłam całkowicie zależna od Avana. Wiedział, jak doprowadzić do momentu, w którym przestanę nad sobą panować. Westchnęłam, powolnym krokiem podchodząc do szatyna, który oplótł mnie ramieniem w talii. Zawsze byłam przekonana, że jedyne, czego chce ode mnie Avan, to moja śmierć. Nie potrafiłam pojąć jego zachowania, kiedy już wpadłam w jego łapy. Co gorsza, zaczął przypominać Harry'ego. Miałam wrażenie, że idealnie odzwierciedla zachowania Stylesa z pierwszych dni, kiedy mnie uprowadził. Możliwe nawet, że to Avan traktował mnie lepiej.
- Przestań tyle myśleć- mruknął.- Dlaczego żyjesz tym, co mówią ci inni, a nie tym, co sama sądzisz?
Spojrzałam na niego zdezorientowana.
- Wszyscy kłamią, Hope, a jeśli nie nauczysz się sama myśleć, to będziesz żyła w wiecznym błędzie.
- Ty coś wiesz o kłamstwach- wywróciłam oczami.
- Jestem specjalistą- prychnął.
Czy Avan właśnie, do cholery, ze mną żartował?!
- Może. Skoro masz tutaj zostać, to powinnaś dowiedzieć się o wszystkim. Zaczęliśmy od tego, że tak naprawdę mnie nie znasz.
Irytował mnie fakt, że Avan bezkarnie wkradał się do mojej głowy. Wzięłam głęboki oddech, aby zablokować wszystkie swoje myśli. Nie powinien ich słyszeć. Znałam go, jednak nie całkowicie. Wiedziałam, że jest demonem, i że uwielbia manipulować ludźmi, a także napawa się śmiercią. To mi do tej pory wystarczyło, aby zbudować o nim jakieś zdanie. Przerażał mnie fakt, że nie znałam reszty jego umysłu i nie wiedziałam, czego się spodziewać. Jego bliskość też wydawała się dziwna.
- To tutaj- mruknął, zatrzymując się przed jednymi z drzwi w długim korytarzu.- To jest moja sypialnia, a ta jest twoja.
Odwróciliśmy się na pięcie, wchodząc do pomieszczenia naprzeciwko. Zaparło mi dech w piersi, kiedy z ciemnego i wilgotnego korytarza weszłam do przytulnie urządzonego pokoju. Pod moimi stopami znalazł się puchaty dywan, który pokrywał całą podłogę. Miał przyjemny beżowy odcień. Ściany pokryte zostały jasnofioletową farbą, którą zaliczałam do koloru liliowego. Na środku stało spore łóżko z metalową ramą. Rurki wiły się niczym bluszcz, tworząc piękne wezgłowie. Na śnieżnobiałej pościeli rozrzucone były różnokolorowe poduszki i jeden ogromny pluszak w kształcie krokodyla, który był prawie mojego wzrostu, jeśli liczyć od ogona do pysku. Po jednej stronie łóżka stał stolik nocny wykonany z ciemnego drewna, a na nim lampka. Po drugiej zaś znajdowała się sporych rozmiarów szafa z drzwiami pokrytymi lustrami. Tuż obok dostrzegłam regał wypełniony książkami. W rogu stało jeszcze biurko, na którym leżały przybory do rysowania oraz sterta kartek. Wszystko wykonane z tego samego, ciemnego drewna. Dostrzegłam okno, które zasłonięte było grubymi zasłonami. Na ścianach wisiały rysunki. Niektóre moje, niektórych nie znałam. Jednak najważniejszym elementem tego pomieszczenia było światło. Wszystko, co do tej pory widziałam w tym zamku, było ciemne, wilgotne i czasem cuchnące. Ten pokój to jakaś abstrakcja! I ten krokodyl!
- To jest jedyne pomieszczenie z oknem. Pomyślałem, że chciałabyś mieć jakiś podgląd na świat, choć tak właściwie tam jest tylko las i kilka skał. Wiem, że raczej nie lubisz ciemności, więc stworzyłem coś, w czym będziesz mogła poczuć się swobodnie.
Słyszałam jego słowa, ale jakoś specjalnie one do mnie nie docierały. Ten pokój był niesamowity i nie równał się z tym z zamku zmiennokształtnych. Weszłam w głąb pomieszczenia, dotykając mebli.
Nie wierzę.
- Mam sypialnię naprzeciwko, ale tylko po to, żebyś nie musiała mnie szukać, a ja nie musiałem się przejmować, że coś ci się stanie. Nie będę cię zamykał ani więził, ale chcę, żebyś była dość blisko.
- Dlaczego?- mruknęłam.
- Żebym się o ciebie nie martwił.
- Nie, nie o to mi chodzi. Dlaczego stworzyłeś dla mnie taki pokój?- spojrzałam na mężczyznę, nie ukrywając podejrzeń. 
- Żebyś nie czuła się nieswojo. To nie jest więzienie, Hope.
Było mi... dziwnie. Miłe uczucie rozpierało mnie od środka. Cieszył mnie fakt, że wreszcie ktoś się o mnie zatroszczył, pomyślał o tym, czego potrzebuję i po prostu się postarał. Jednak to, że tą osobą okazał się Avan, niszczył wszystko. Dlaczego on to robi? Chciał uśpić moją czujność? Chciał, abym mu zaufała? Chciał się przypodobać?
- Nie rozumiem, po co to wszystko- oparłam się tyłkiem o ramę łóżka, wbijając spojrzenie w szatyna, który nadal stał w progu, jakby bał się wejść.- Nie zabijasz mnie, nie znęcasz się, nie wykorzystujesz, nie szantażujesz, więc o co tak naprawdę chodzi?
Avan spojrzał na mnie z dziwnym spokojem. Jego wzrok wydawał się przepełniony troską i delikatnością.
Świat zwariował?
Mężczyzna ruszył powoli w moim kierunku, co sprawiło, że natychmiastowo spięłam wszystkie mięśnie. Teraz nasze ciała niemal się stykały i Avan widocznie nade mną górował. Nie chciałam pokazać swojego strachu, więc hardo patrzyłam mu prosto w oczy, aż oparł swoje czoło o moje.
- Zawsze chodziło tylko o ciebie i twoje bezpieczeństwo, Hope.

~~~~~~~~~~~~~

Hejo! Przepraszam, że rozdziału nie było w zeszłym tygodniu, ale mam teraz istne urwanie głowy przez szkołę, więc nie miałam kiedy tego napisać. Nie wiem, kiedy pojawi się następny, ale postaram się nie przekroczyć terminu 3 tygodni. (Tak, wiem, że to sporo) Kocham Was! 

niedziela, 18 października 2015

61. "Nie możemy zmienić biegu wydarzeń"

~Avan~

Hope jest przekonana, że ma nade mną kontrolę. Nie kwestionuję tego, bo wiem, że tak jest. Jednak moją przewagą jest intelekt. Ona działa pochopnie, nie przemyślanie, gwałtownie, a ja dokładnie planuję każdy ruch. Przewiduję zachowania innych i dostosowuję swoje działania tak, aby wszystko poszło po mojej myśli. Liczyłem na to, że zajmą się moją osobą podczas ewakuacji wioski. Chciała mieć pewność, że nic nie zrobię, dlatego nie spuszczała mnie z oczu. Zapomniała jednak o zmiennokształtnych, którzy ruszyli tabunem do zamku. Tam trwało okropne zamieszanie, którego nikt nie kontrolował, dlatego uprowadzenie Madison nie było trudne. Wystarczyło wpuścić tam jednego z naszych, który udawałby mieszkańca wioski. Wmieszał się w tłum, a potem wyciągnął Madison z niego. Hope jest inteligentna, ale musi się jeszcze wiele nauczyć.
 Nauczę ją, jednak pierwsze muszę ją tu sprowadzić.
 Spojrzałem na kobietę, która siedziała na drewnianym krześle tuż przede mną. Jej dłonie spoczywały na kolanach, a ona sama uporczywie wpatrywała się przed siebie. Nie było potrzeby jej wiązać. Nie ucieknie, bo jest brudną śmiertelniczką. Skrzywiłem się na tę myśl. Wpuściłem coś tak ohydnego do swojego domu. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Od innych śmiertelnych różniła się jedynie darem, jaki otrzymała. Ale to, że stała się jednym z opiekunów Hope, nie zmienia całkowicie faktu, że i tak jest nieczysta.
 - Więc- wstałem, kierując się w jej stronę. Ręce splotłem na plecach.- Jak ci się tu podoba?
 Uśmiechnąłem się idiotycznie. Lubiłem patrzeć, jak się mnie boją. Bała się otoczenia, bo nie wiedziała, co może wyjść z wszechogarniającej ją ciemności. Śmiertelni i zmiennokształtni są słabi. Boją się wszystkiego, czego nie mogą zobaczyć, a nie potrafią patrzeć w ciemnościach. Ich widoczność znacznie się ogranicza, co budzi w nich natychmiastowy niepokój. Słabi, po prostu słabi. To było zabawne, kiedy tutaj docierali. Tutaj panowała kompletna ciemność, a za każdym razem, kiedy dostrzegali coś niepokojącego, ich oddech przyspieszał.
 Wbiłem w nią swoje uporczywe spojrzenie. Wiem, że mój wzrok przeszywał ją na wylot, co sprawiało, że czuła się niezręcznie. Jasnoniebieski odcień tęczówek demonów nie służy tylko ozdobie. Nie odzywała się, choć wiedziałem, że się boi.
 - Pomożesz mi.
 - Po moim trupie- prychnęła.
 - Chyba nie chcesz, żebym kazał znaleźć twoją córeczkę, co? Wątpię, żebyś chciała patrzeć na jej strach, kiedy moi ludzie będę ciągać ją tymi korytarzami. Boi się ciemności, prawda? Chcę tylko twojej pomocy.
 - Po.Moim.Trupie- wycedziła przez zęby, patrząc mi prosto w oczy.
 - Skoro tak mówisz, no to po trupie- zaśmiałem się i odszedłem, zostawiając ją samą swoim myślom. Zniszczą ją za mnie.

~Hope~

- Tak, kocham cię- uśmiechnęłam się delikatnie na widok rosnącego uśmiechu blondyna.
 Miałam wrażenie, że zaraz wyjdzie z siebie, jednak za wszelką cenę starał się opanować swoje emocje, co mogłam łatwo wyczytać z jego spojrzenia. Alice siedziała spokojnie na łóżku, patrząc, jak Niall dostaje jakiś dziwnych drgawek, zanim się na mnie rzucił.
 - Przepraszam cię, tak bardzo cię przepraszam- mamrotał, miażdżąc mnie w mocnym uścisku.
 Moje stopy oderwały się od ziemi, kiedy uniósł mnie lekko do góry. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie, gdyby nie fakt, że ktoś wpadł gwałtownie do pokoju. Drzwi trzasnęły z impetem, a wokół roznosił się czyjś ciężki oddech. Moje ciało opadło z powrotem na podłogę, a ciepło Horana całkowicie mnie opuściło. Straszliwie tego nie chciałam, ale musiałam się skupić na osobie, która tutaj wpadła. Teraz ja dowodzę, a to, co się właśnie stało, nie świadczy o niczym dobrym. Odwróciłam się w stronę, jak się okazało, jakiejś niskiej dziewczyny. Dyszała zmęczona biegiem, jednak gdy tylko zwróciliśmy na nią uwagę, wyprostowała się, chcąc chyba zrobić dobre wrażenie, co nie do końca jej wyszło, bo nadal wyglądała po prostu na zmęczoną.
 - Avan- rzuciła krótko i niezrozumiale.
 Alice obruszyła się na łóżku. Spojrzałam na nią kątem oka, a ta zeskoczyła z pościeli, wybiegając z pokoju. Niall od razu ruszył za nią. Ja stałam zdezorientowana całą sytuacją.
 - Jak to Avan?- spojrzałam na dziewczynę.
 - Jest na dziedzińcu.
 Ta wiadomość uderzyła mnie w twarz. Chciałam czekać na jego ruch, ale spodziewałam się, że nastąpi on dopiero za kilka dni, a tymczasem my nie jesteśmy zupełnie przygotowani. Wiem, że niektórzy mieszkańcy wioski jeszcze nie otrzymali swojego tymczasowego zakwaterowania, co świadczy o tym, że nadal są na dziedzińcu. Jeżeli Avan tam wszedł, to oznacza, że są w niebezpieczeństwie.
 Dziewczyna mówiła do mnie coś jeszcze, ale ja zwyczajnie wybiegłam z pokoju. Nigdy nie sądziłam, że potrafię tak szybko biegać, ale teraz napędzała mnie świadomość, że zagrożeni są wszyscy moi bliscy. Płuca piekły mnie od wysiłku, a mięśnie z każda sekunda słabły, ale wciąż przyspieszałam. Droga stała się dla mnie tak oczywista, jak nigdy wcześniej. Nie znałam tego zamku, a teraz miałam wrażenie, że każdy zakręt zwiedziłam kilkanaście razy. Mijałam zdezorientowanych poddanych, którzy pałętali się jeszcze po korytarzu. Wraz ze zbliżaniem się do celu, ich miny i zachowanie się zmieniały. Jedni byli bardziej świadomi, tego co się dzieje, niż inni. Zbiegłam po ogromnych schodach, a do moich uszu dotarły krzyki z dziedzińca. Rozpoznawałam pisk Alice, krzyk Nialla i Harry'ego, chociaż panika innych je zagłuszała. Wybiegłam przez ogromne drzwi, przeciskając się przez tłum. Od razu dostrzegłam dziesiątki, a może nawet setki, uzbrojonych podwładnych Avana. Każdy z nich tworzył szczelne koło, nie dopuszczając do środka nikogo. Gdy tylko jeden z nich mnie zobaczył, utworzył lukę w szeregu, wpuszczając mnie do środka, co kompletnie mnie dezorientowało. Byłam przygotowana do walki, a oni się przede mną osuwali. Za murem żołnierzy dostrzegłam Avana, który siedział na suchej ziemi, po jednej jego stronie znajdowała się najprawdopodobniej Madison, a po drugiej siedział Niall. Płakał, jednak nie robił nic, aby powstrzymać tego gnoja. Louis przytrzymywał szarpiącą się Alice, Harry krzyczał bezsensownie, a Liam i Zayn stali twarzą w twarz wraz z dwójką poddanych Avana, którzy najprawdopodobniej go teraz pilnowali.
 Co tu się dzieje?
 - Hope!- krzyknął Avan i wstał z brudnej ziemi.
 Madison i Niall mieli idealny moment, aby uciec, jednak siedzieli bez ruchu.
 - Dobrze, że jesteś, czekałem- kontynuował, a ja po prostu stałam, próbując zrozumieć sytuację.
 Byłam pewna, że każdy dostrzegał zdezorientowanie i przerażenie na mojej twarzy. Spodziewałam się wszystkiego, rozlewu krwi, śmierci, walki, ofiar, ale nie takiego spokoju. Szatyn na pewno znał wszystkie moje emocje, bo uśmiechał się głupawo, co miał w zwyczaju. szedł w moim kierunku, ale ja go zignorowałam, co zdziwiło nawet mnie samą. Wyminęłam mężczyznę, podchodząc do Nialla. Jednak kiedy już prawie dotarłam do tej dwójki, przed nimi wyrośli poddani demona, zagradzając mi drogę.
 - Nie tak łatwo, Hope- zaśmiał się Avan.
 - Czego, do cholery, chcesz?! Co tu się dzieje?! Dlaczego...
 - Spokojnie- przerwał mi, stając za Niallem.
 Czułam jak mój oddech przyspiesza, a całe moje ciało opanowuje gniew. To świadczyło tylko o tym, że moje oczy znów zalały się kruczą czernią. Zacisnęłam pięści, powstrzymując jakiekolwiek ruchy. Chciałam się na niego rzucić, ale był nieobliczalny i mógł w każdej chwili skrzywdzić Horana lub kogokolwiek innego.
 - Pomyślałem, że nie chcesz rozlewu krwi, dlatego przyszedłem się targować.
 - Hope, nie...
 - Zamknij się!- krzyknął, przerywając wypowiedź Nialla.
 Obserwowałam każdy jego ruch i dostrzegłam, jak uśmiecha się cwanie, a potem spojrzał na jednego ze swoich podwładnych, a ten podszedł do blondyna i z całych sił kopnął go w brzuch. Chłopak krzyknął, zwijając się z bólu. Czas zatrzymał się na kilka sekund. Wszystko zwolniło. Krzyk Harry'ego roznosił się po dziedzińcu, kiedy wydawał rozkaz ataku. Madison zaczęła płakać, patrząc prosto w oczy Alice. Niall zaciskał zęby, jakby to miało mu pomóc, a ja ze łzami w oczach patrzyłam na Avana. Jego uśmiech zapamiętam chyba do końca życia, wyzywał mnie. Mój oddech stał się powolniejszy, a łzy, które zdążyły spłynąć po policzkach, przestały napływać do oczu. Rozluźniłam pięści i twardo ruszyłam w stronę Avana. Wróciłam do rzeczywistości, a wszystko zyskało normalne tempo.
 - Harry, niech nie atakują- rzuciłam, mijając bruneta.
 Zdawał się kompletnie zdezorientowany, ale to przestało mieć znaczenie. Machnęłam gwałtownie dłonią, sprawiając, że strażnicy, którzy zagradzali mi drogę, odlecieli w bok. Czułam całą swoją energię, a była ona potężna. Najzabawniejsze było, że Avan obserwował to wszystko z fascynacją. Stanęłam przed nim, patrząc mu prosto w oczy, chociaż był wyższy. Czułam, że krew w moim żyłach płynie wolniej. Nie było żadnego bólu, ani fizycznego, ani psychicznego. Niall też przestał zwijać się na ziemi, a Alice już nie krzyczała. Oni posiadają moje emocje, są moi. Wiedziałam, że czerń moich oczu pozwala mi w niezrozumiały sposób przeniknąć do czyjegoś rozumu. Sprawiało to im ból, a tego właśnie chciałam dla Avana, jednak nic się nie działo. Ten tylko śmiał mi się prosto w twarz.
 - Ja nie mam duszy, kochana- wyszeptał, a ja poczułam się pokonana.
 Mężczyzna odsunął się na kilka kroków, rozkładając ręce. Rozglądnął się dookoła. Zamrugałam kilka razy. Naprawdę mnie pokonał. Niewiele mogłam zrobić, bo zaczynał mieć nade mną przewagę.
 - Widzisz, Hope?- zapytał, uśmiechając się jeszcze szerzej.- To wszystko, te wszystkie stworzenia są twoje. Ty masz nad nimi kontrolę, a nawet nie rozumiesz, jak działa ten świat. Chcesz godnie zarządzać, ale nic nie wiesz. On ci niczego nie wytłumaczył- wskazał na Harry'ego.- Wolał zamknąć cię w pokoju, abyś tam sobie siedziała i mu nie przeszkadzała. Dlaczego? Czyżby Styles bał się, że strącisz go ze stołka? Wszyscy cię okłamują i ich pierdolone kłamstwa doprowadziły do tego miejsca!- krzyknął.- Myślisz, że bylibyśmy tutaj, gdybyś od początku wiedziała, jak nad sobą panować?! Pierdolą, że chcą dla ciebie jak najlepiej, a tak naprawdę boją się o swoje dupy! Nie pozwolili mi się do ciebie dostać, dobrze- uspokoił się trochę.- Ale nie wiesz, czego ja tak właściwie od ciebie chcę.
 Spojrzałam na niego pytająco. Nie wierzyłam mu, bo wiedziałam, że każdy z nich chciał dla mnie jak najlepiej, nawet jeśli nie wiedzieli dokładnie, co powinni robić, to starali się na swój sposób. Natomiast Avan maczał palce w każdej złej rzeczy, jaka się tu przytrafiła. Wiem, że kłamie i nie ufam mu ani trochę, ale miał rację- nie wiem, czego ode mnie chce.
 - Hope, nie...
 - Wiem, co robię, dobra?!- krzyknęłam, aby Harry w końcu się zamknął.- Czego chcesz?- zwróciłam się do Avana, a ten szeroko się uśmiechnął.
 - Zakończenia tego cyrku. Odstawiłem już te całe przedstawienie, więc możemy zwyczajnie wrócić do swoich światów i już nigdy nie mieszać się w swoje sprawy.
 - Ale?
 - Ale pójdziesz ze mną. Chcę, żebyś zamieszkała u mnie, a ja mógłbym pokazać ci wszystko, co musisz wiedzieć.
 Gdzieś za mną rozniosło się prychnięcie. Avan musiał być głupi, jeśli myślał, że zgodzę się z nim odejść. Tu był mój dom i to tutaj był mój świat, moi ludzie i przyjaciele.
 - Więc czego ode mnie chcesz?- mruknęłam.
 - Żebyś spędziła ze mną trochę czasu i pozwoliła nauczyć cię wszystkiego- odpowiedział spokojnie.
 Wokół panowała grobowa cisza, a ja miałam wrażenie, że wszystkie pary oczu skierowane są na mnie. Zastanawiałam się, czy ludzie naprawdę sądzili, że mogłabym się na to zgodzić? Czy uważali mnie za taką właśnie osobę? Avan patrzył na mnie bez cienia wściekłości, podstępu czy nawet chytrości. Nawet się nie uśmiechał. Był całkowicie poważny, co zbijało mnie z tropu, ale wiedziałam, że jest dobrym aktorem i byłam pewna, że to tylko kolejna gierka z jego strony.
 - Po moim trupie- warknęłam.
 W jednej sekundzie jego wyraz twarzy się zmienił. Znów pojawił się ten irytujący uśmieszek, który chyba był jego znakiem rozpoznawczym.
 - Już gdzieś to słyszałem- zaśmiał się- i sądzę, że jednak nie po twoim.
 Zanim zdążyłam zrozumieć jego słowa, usłyszałam przerażający pisk Alice i Madison. Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna stał za Niallem, trzymając jego włosy. Do szyi blondyna przyłożył nóż, który już ranił skórę chłopaka. Ten tylko oddychał nerwowo, patrząc na mnie przerażonym wzrokiem. Bał się, ale jego spojrzenie niemal krzyczało "Nie rób tego!". Poczułam łzy. On go nie zabije. Nie zrobi tego.
 Hope, nie zgadzaj się, usłyszałam jego głos. Chciałam krzyczeć, ale to tylko by wszystko pogorszyło. Nie mogłam się nawet poruszyć.
 - Daję ci pięć sekund, abyś podjęła decyzję- rozbrzmiał stłumiony głos.
 Nie możesz się zgodzić, Hope. Wszystko będzie dobrze, wiesz o tym. Ci ludzie liczą na ciebie, nie możesz ich zawieść.
 - Pięć...
 Całe życie tylko zawodziłem, mała. Robiłem rzeczy, które potem śniły mi się po nocach, aby utrzymać cię w bezpieczeństwie.
 - Cztery...
 Kochałem cię od samego początku, księżniczko, i kocham nadal. Kiedy zabijałem Elizabeth... ona była na to gotowa. Powiedziała wtedy, że jestem ci bardziej potrzebny, a ja nie potrafiłem tego zrozumieć.
 - Trzy...
 Twoja babcia powtarzała, że nie możemy zmienić biegu wydarzeń. To jest moje przeznaczenie. W końcu poświęcę siebie, a nie kogoś.
 - Dwa...
 Wszystko będzie dobrze, kochanie. Wszystko się skończy i będziesz mogła żyć spokojnie. Pamiętaj o mnie i zaopiekuj się Alice.
 - Jeden...
 Kocham cię, Hope...
 Spojrzał mi prosto w oczy, co odciągnęło moją uwagę od noża, który przejechał po jego szyi, uwalniając strugi krwi. Czerwień plamiła jego ubranie i miejsce, którym stał. Mężczyzna go puścił, a ten upadł na ziemię. Martwy.
 - Zero, koniec czasu, Hope- zaśmiał się Avan.

~~~~~~~~~~~~


Hej. Wracam po naprawdę długiej nieobecności. To było kilka miesięcy? Nie wiem, czy jest sens, aby się tłumaczyć, ale chyba należy Wam się parę słów, choć tak naprawdę nie ma czego tłumaczyć. Jakoś w wakacje zwyczajnie straciłam chęć na pisanie, całkowicie. Porzuciłam wtedy swoje opowiadania na krótki czas, ale wróciłam, jednak tylko do jednego opowiadania. Pisałam Madness i nadal piszę, bo jest ono moim priorytetem. WWAD też nim jest, ale w tym przypadku nie miałam ani jednego pomysłu, aby to napisać. Nie chciałam robić tego na siłę, bo to nie miałoby sensu. W tym czasie zaczęłam pisać inne, nie publikowane opowiadania, które ujrzą światło dzienne w niedługim czasie. W każdym razie teraz zebrałam siły i jestem gotowa, aby wrócić na WWAD. Kolejny rozdział nie pojawi się w piątek, tak jak miało to kiedyś miejsce, bo ten dzień zajęło Mandess, jednak myślę, że za tydzień w sobotę lub niedzielę ukaże się kolejny rozdział. Zostało ich niewiele... może cztery? Więc pomęczyć się jeszcze około miesiąca, ale to zależy od szkoły. Pozostaje mi jedynie przeprosić za nieobecność i zaprosić za tydzień, pa :)
P.S. Czy tylko ja widzę zmianę w stylu pisania?

sobota, 15 sierpnia 2015

~ Wiadomości!

Pewnie wielu z Was zauważyło, że ostatnio nie pojawiały się rozdziały. Sprawa ma się tak, że wpadłam w dołek artystyczny i nie mam najmniejszej ochoty na tworzenie czegokolwiek. Moja wena wisi na poziomie -50 i nie potrafię nawet napisać zdania! Wyjątkiem jest chyba tylko druga część Madness, bo na to opowiadanie chociaż mam pomysł, chęci natomiast brak. Poważnie myślę nad przeniesieniem działalności na Wattpad. Nie wiem, jak to wyjdzie, nie mam pojęcia. Z tego, co zauważyłam, ludzie odstawili bloggera. Ja też to zrobię, ale zaraz po zakończeniu WWAD. Rozpoczęłam to tutaj, więc tutaj to skończę.
Podsumowując całą tę paplaninę, nie wiem, kiedy pojawi się rozdział. Może za tydzień, może za dwa, a może za miesiąc. Chciałabym wiedzieć, ale nie wiem. Myślę, że prawdopodobnym jest, że wróce do pisania jakoś we wrześniu, gdy zacznie się szkoła, a moje życie popadnie w rutynę, którą w jakimś sensie uwielbiam.
Przepraszam i mam nadzieję, że zrozumiecie.

poniedziałek, 27 lipca 2015

60. Shadows settle on the place that you left

Jeżeli kogoś interesują blogi typu DIY/Lifestyle

Musiałam pozbierać myśli. Nie chciałam, aby to wszystko było prawdą. Żałowałam tego, że w ogóle wydostałam się z psychiatryka. Mogłam przesiedzieć tam całe swoje życie. Nie sprowadziłabym tylu problemów na niewinne osoby. Nie rozumiałam faktu, że każdy z nich, niezależnie od tego kim był, chciał mi pomóc; każdy z nich był gotowy oddać za mnie życie, nawet mnie nie znając.
- Avan nie zaatakuje.- Odezwał się Nick, wyrywając mnie z natłoku myśli.- Będzie chciał Nialla, bo ja mu jestem obojętny. Jeżeli znów go omami, będzie wykorzystywał jego i Madison przeciwko tobie. To mu wystarczy, więc nie zaatakuje.
- Co mamy robić?- Szepnęłam, czując łzy, napływające do moich oczu. Wszystko zaczęło mnie przytłaczać. Mury, jakie wokół siebie zbudowałam, powoli były burzone.
- Nie wiem.- Harry westchnął. Powoli zaczęłam sobie uświadamiać, że rozwiązanie jest tylko jedno. Poczekamy na ruch Avana, a kiedy on nastąpi, poddam się. Jestem jedynym sposobem na uratowanie tych ludzi. Avan nie odpuści, dopóki mnie nie dostanie.
- Po prostu zajmijcie się mieszkańcami.- Mruknęłam, obracając się na pięcie. Powoli układałam plan działania, który mógłby się powieść. Opuściłam salę, kierując się do pokoju Nialla. Nie wiedziałam dokładnie, co chciałam zrobić, ale musiałam z nim porozmawiać. Przyłapałam się nawet na biegu do niego. Spieszyło mi się, ale dopiero przy drzwiach uświadomiłam sobie, że nie wiem, co tak właściwie mu powiem. Tam jest dziecko, więc wejście i krzyczenie na niego nie jest najlepszą opcją. Wzięłam głęboki wdech, pukając w drewnianą powierzchnię. Nie czekałam na pozwolenie, tylko po prostu weszłam do środka, zastając Nialla, który siedział na łóżku razem z płaczącą Alice i śpiewał coś pod nosem, przytulając dziewczynkę. Podniósł na mnie zeszklone oczy, a na jego twarzy wymalowało się zdziwienie.
- Hope?- Mruknęła blondynka, wpatrując się we mnie.- Znalazłaś mamę?
- Można tak powiedzieć.- Szepnęłam.- Ale będziesz musiała trochę zaczekać, aż wróci, bo jest teraz bardzo zajęta.
- Czemu mnie okłamujesz?- Zmarszczyła nosek, co wyglądało naprawdę słodko, ale nie mogłam teraz o tym myśleć.
- Nie okłamuję, mała.
- Wiem, że kłamiesz.- Westchnęła, rezygnując i ponownie wtuliła się w Nialla, który przyglądał się tylko sytuacji. Zamknęłam drzwi, czego wcześniej nie zrobiłam. W pokoju zapanowała niezręczna cisza, kiedy Horan głaskał Alice po włosach, a ta bawiła się poduszką, co jakiś czas ocierając małe kropelki z polików. Chciałam z nim porozmawiać, ale nie przy dziecku, a nie mogłam wyprosić małej, ponieważ groziło jej niebezpieczeństwo i nie powinna zostawać sama. Oczywiście mogłam polecić opiekę nad nią komukolwiek innemu, ale nikomu nie ufałam na tyle, żeby powierzyć mu ten skarb.
- Co się stało?- Wypalił nagle Niall, ściągając mnie z powrotem na ziemię.
- Chciałam porozmawiać.- Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, obserwując reakcję blondyna. Głowa bolała mnie od natłoku myśli, serce od patrzenia na niego, a ciało nie wytrzymywało emocji, jakie w nim tłumiłam. Czułam, jak rozrywają mnie od środka, próbując się wydostać, ale powłoka była zbyt silna. Na razie...
- O czym?- Zmarszczył brwi.
- To nie jest temat do poruszania przy dziecku.- Westchnęłam.- Przełożymy tę rozmowę na kiedy indziej, a teraz opiekuj się nią, proszę.
- Po pierwsze, możecie rozmawiać, bo i tak wszystko wiem, a po drugie, nie jestem dzieckiem.- Fuknęła dziewczynka. Razem z Niallem spojrzeliśmy po sobie, nie rozumiejąc pierwszej części jej wypowiedzi.
- Jak to wszystko wiesz, kartoflu?- Odezwał się chłopak, rzucając mi krótkie spojrzenie i skupiając całą uwagę na Alice.
- Nie wiem dokładnie.- Westchnęła.- Mamę porwał Avan, zabiłeś babcię Beth, Hope jest następczynią Vivian, kocha cię i przyszła porozmawiać o tym wszystkim, tatę zabił Avan, a ty obiecałeś mamie, że się mną zaopiekujesz, jest wojna i...
- Ale skąd?- Szepnęłam.
- Kochasz mnie?- Niall powiedział prawie równocześnie, kompletnie ignorując słowa Alice. Nie skupiałam się na blondynie, który wygrzebywał się spod dziewczynki, aby wstać.
- Skąd wiesz, Alice?- Powtórzyłam.
- Od ciebie i od Nialla.
- Jak to?
- Z waszych myśli.- Puknęła się palcem wskazującym w głowę, uśmiechając się delikatnie.- Nie wiem, jak to działa, ale...
- Wiesz, że mam więcej niż jednego opiekuna, prawda?- Przerwałam jej, czując potrzebę uświadomienia dziewczynki, kim jest. Kiwnęła głową, a jej oczka zabłysnęły.- Nicka, bo jest demonem, Nialla, bo jest zmiennokształtnym i ciebie, bo jesteś śmiertelniczką.- Wymamrotałam niepewnie, siadając na skraju łóżka. Dokładnie widziałam, jak uśmiech z twarzy Alice znika, a zastępują go łzy i panika. Dziewczynka zaczęła się lekko trząść, więc blondyn natychmiastowo przyciągnął ją do siebie.
- Zabiją mnie, Niall?- Wyszeptała, chwytając się kurczowo jego podkoszulki.
- Nie, kochanie, nie pozwolę im ciebie skrzywdzić, pamiętasz?- Ponownie wydawało mi się, że o mnie zapomnieli, chociaż Horan co chwila obdarowywał mnie niemal błagalnym spojrzeniem, jakby prosił o potwierdzenie swoich słów. Zaczęło do mnie docierać, jak bardzo jest zżyty z dziewczynką. Uświadomiłam sobie, że Niall zastępował jej ojca, który zginął z rąk Avana. Mogłam sobie tylko wyobrażać, jak opiekował się nią, gdy była małym szkrabem. Ile czasu, miłości i samego siebie jej poświęcił.
- Będę cię bronił do samego końca, księżniczko.- Zapewnił ją i sam się rozpłakał.
- Nikt nikogo nie będzie zabijał. Te czasy dawno minęły.- Starałam się brzmieć stanowczo, ale równocześnie tak, żeby jej nie wystraszyć. Wiedziałam, że mieszańców się zabija, ale nie miałam pojęcia o śmiertelnikach. W każdym razie nie pozwoliłabym, aby zrobiono Alice krzywdę. A nawet jeśli, to nie mogliby jej zabić, ponieważ jest moim opiekunem.
- Będzie dobrze.- Uśmiechnęłam się, głaskając oboje po plecach. Cała ta sytuacja wydawała się dla mnie strasznie dezorientująca. Stawiała Nialla w zupełnie innym świetle i sprawiała, że nie wiedziałam, co o nim myśleć. Najpierw był miłością mojego życia, potem stał się potworem, ale teraz wciąż udowadnia, że ma wielkie, przepełnione dobrem i nadzieją, serce. Chociaż stwierdzenie, że był moją miłością, raczej nie jest trafne. On nadal nią jest. Nadal o nim myślę; nadal chcę go widywać, chociaż sprawia mi to ból psychiczny i fizyczny; nadal chcę z nim rozmawiać; nadal chcę być dla niego najważniejsza, a przede wszystkim, nadal chcę go kochać. Nie przeżyłabym jego śmierci. Bałam się i boję się nadal. Horan jest moim szczęściem. Zawsze był i niezależnie od tego, co zrobił, nie potrafiłam go nienawidzić. Chciałam ignorować kłucie w sercu, aby tylko przy nim przebywać. Nie potrafiłam zdefiniować miłości. Miłość nie ma definicji. Miłość to uczucie, które każdy z nas odczuwa inaczej. Jednak mogłam powiedzieć, że nie wiem jakbym się starała, to nie zapomnę o nim. Nie wiem, jakbym chciała go znienawidzić, to mi się nie uda. Właśnie to jest moją definicją miłości, chęć bycia z nim, budzenie się co rano razem, pokonywanie wszelkiego rodzaju przeszkód, kłótnie i zgody, rozstania i spektakularne powroty, rozmawianie, wspólne spacery, po prostu obecność. Wiem też, co jest definicją miłości dla Nialla. Dla niego miłość, to odwaga, jakiej potrzebujemy, aby poświęcić swoje uczucia dla dobra drugiej osoby. Dla niego miłość, to bycie w stanie działać wbrew sobie, aby uszczęśliwić tego, kogo się kocha. Wiele razy mi to powtórzył. Zawsze zapewniał, że jeżeli będę tego chciała, to odejdzie, rzucając swoje uczucia w kąt, abym tylko ja była szczęśliwa.
- Tak...- Szepnęłam po dłuższej chwili, zwracając uwagę blondyna, a potem Alice.
- Co "tak"?- Zapytał, przysuwając się do mnie.
- Tak, kocham cię.

---------------------------------------------
Hej! Wróciłam po dłuższej przerwie. Wiem, że rozdział jest krótki, ale powiedzenie "co za dużo, to niezdrowo" jest całkowitą prawdą. Potrzebuję dobrego odpoczynku, odcinając się od pisania, bo po prostu się kończę! Wena przez rok ze mnie wypłynęła i definitywnie potrzebuję regeneracji! Nowych pomysłów, inspiracji! W każdym razie przepraszam za przerwę w dodawaniu i za długość :/

sobota, 11 lipca 2015

W piątek najprawdopodobniej nie będzie rozdziału, bo wyjeżdżam!
Przepraszam i do następnego!